Słodkie bawidułkowanie - Bohumil Hrabal, "Aferzyści"

Aferzystów otwiera, a w zasadzie poprzedza – bowiem występuje pod tytułem „Zamiast wstępu” - tekst, który jest wisienką na torcie tego zbioru. Żeby było zabawniej, sam Hrabal go nie napisał, a jedynie zredagował, Krwawa ballada, którą napisali czytelnicy jest bowiem zbiorem fragmentów listów, które otrzymał czeski pisarz. Nie potrafię oprzeć się pokusie przytoczenia kilku smaczków (choć w zasadzie całość nadawałaby się do przytoczenia), bowiem ilekroć natykam się na ten tekst, szeroki uśmiech sam natychmiast pojawia mi się na twarzy.

Ty wstrętny chamie, ty sklerotyczny dziadygo o sztubackich ciągotach, ty obleśna świnio, twoje miejsce w kryminale, policja obyczajowa powinna się tobą zająć, nadajesz się za kratki albo do czubków.
Panie Hrabal, pierwszy raz w życiu piszę do autora. Wczoraj po przeczytaniu książki Tato, tyś zbzikował myślałem, że napiszę do Saroyana, ale gdzie go szukać. Pan jest bliżej...
Ktoś stworzył wokół niego glorię, i teraz mówi się już tylko, jaki to świetny pisarz itp. A to jest łobuz, łajdak, może pedał albo impotent. Przecież te wszystkie jego tzw. ludowe powiedzonka nadają się do zaskarżenia w sądzie, a właściwie to jest po pierwsze, obiekt dla badań neurologicznych, a po drugie, dla policji obyczajowej.
To Twoja wina, że młodzież od 13 do 15 lat kurwi się w mieszkaniach swoich przebywających w pracy rodziców. Jaką za to poniesiesz odpowiedzialność?
Dość Hrabala! - oto hasło wszystkich porządnych ludzi.
Panie Hrabal, niech mi pan wierzy, po przeczytaniu Pańskich książek nie mam już spokoju, wciąż mnie męczy i prześladuje niewymowne piękno, subtelność, dowcip, ból, mądrość, o Boże, niech to diabli. 
Zaraz potem mamy opowiadanie tytułowe – Aferzyści, którego bohaterzy zmyślają i bajdurzą, udając, że są kim innym, niż w rzeczywistości. Ten motyw udawania, który zresztą był Hrabalowi bardzo bliski, jako że on sam był mistrzem ukrywania prawdy o sobie samym, przewija się później we wszystkich kolejnych utworach, zaś naczelnym aferzystą okazuje się bohater Barona Münchhausena – Hanta, pakowacz makulatury, postać znana już ze Zbyt głośnej samotności, wzorowana na autentycznym przyjacielu i współpracowniku Hrabala. Stałym refrenem tych opowiadań zdaje się też śmierć, często w ujęciu humorystycznym – pan rejent dnie całe spędza na planowaniu swego pogrzebu i wymyślaniu kolejnych wariantów swojego epitafium, Hanta radzi pewnemu starcowi, który martwi się, że nikomu już na nic nie jest potrzebny, aby sprzedał swój szkielet uniwersytetowi, Marzenka, współpracownica Hanty, znajduje pocieszenie w myśli, że ma wykupione miejsce na cmentarzu w Olszanach i już niedługo tam spocznie...

Wszystko ostatecznie sprowadza się do zaprzeczania rzeczywistości – umieranie, choć jest go w tych utworach pełno, traktowane jest z reguły lekko, ze śmiechem (zupełnie jak to Szczygieł opisał w Zrób sobie raj), prawdziwą tożsamość zwykle kryje się pod fantazyjnymi maskami, zaś cudownie surrealistyczny utwór Bawidułki, którego bohaterowie mieszkają w szarej, pokrytej pyłem okolicy cegielni, lecz chwalą sobie to miejsce jako najzdrowsze i najbardziej barwne na ziemi (i, żeby było śmieszniej, długowieczność mieszkańców i niesamowita kolorystyczna gama obrazów miejscowego artysty, który czerpie inspirację z rodzimych widoczków, zdają się to przekonanie potwierdzać), to właściwie jeden wielki manifest odrzucenia tego, co rzeczywiste.

Piszę „opowiadania”, jednak te teksty Hrabala – z wyjątkiem kilku – nie są opowiadaniami w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. To raczej takie „zapiski z życia”, o których mówił, fragmenty rozmów podłapanych w gospodach i na ulicy, łańcuszki historyjek zasłyszanych u znajomych bawidułków, scenki, widoczki, kłębki myśli. Widać tutaj wyraźnie jego metodę twórczą, ten „zapis automatyczny”, bez planu i namysłu, chaotycznie. Trochę jak sny – ta sama mglista logika, niejasności i niedopowiedzenia, a po przebudzeniu trudno właściwie stwierdzić „o czym to było”. Ma to swój urok, ale chyba jednak wolę tę jego metodę w dłuższych formach, w powieściach łatwiej mi było do tego przywyknąć. Tu natomiast bardziej podobały mi się właśnie te „tradycyjne” opowiadania – zwięzłe, przemyślane kompozycyjnie, z zaskakującym zakończeniem – i żałuję, że było ich tak niewiele. Dodatkowo wielu bohaterów Hrabala mówi „językiem ulicy”, pojawia się sporo kolokwializmów, trochę nudzące opisy pracy w hucie i tamtejszy żargon, skróty myślowe, brak wyjaśnień i przypisów – przez to wszystko czytało się chwilami ciężko.

Polecam więc ostrożnie. Raczej tylko wielbicielom Hrabala. Dla tych, którzy chcieliby dopiero zacząć przygodę z jego twórczością, mam na podorędziu inne perełki. :)

***
Cytaty: B. Hrabal, Aferzyści, wyd. Śląsk, Katowice 1983.

Komentarze

  1. "Ty wstrętny chamie, ty sklerotyczny dziadygo o sztubackich ciągotach, ty obleśna świnio, twoje miejsce w kryminale, policja obyczajowa powinna się tobą zająć, nadajesz się za kratki albo do czubków" zaczynam się tego tekstu uczyć na pamięć! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie mają fantazję, nieprawdaż? :) z wielkim upodobaniem wyobrażam sobie uśmiech samego Hrabala czytającego takie rewelacje na swój temat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam tego ale uśmiałam się z przytoczonych fragmentów. Szczerze mówiąc nie lubię łajdaków w życiu, ale pod łajdaków-pisarzy jak najbardziej i Hrabal jest jednym z nich.

    Uczyłaś się lub znasz czeski?

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie zaczęłam się uczyć, ale zupełnie na własną rękę - wyposażyłam się w książkę i powolutku przyswajam. Wolałabym załapać się na jakiś kurs, ale za bardzo w tym momencie nie mam takiej możliwości... Ogólnie nie lubię się sama uczyć języków, próbowałam tego wcześniej z portugalskim i niespecjalnie wyszło. Do czeskiego póki co jednak mam wielki zapał - oby tylko nie okazał się słomiany. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz