O chochlikach i kobietach demonicznych - "Francuskie opowiadania o miłości - XIX w."

O ile po styczności z utworami Stendhala, Hugo, Flauberta i Prousta doszłam do wniosku, że lubię XIX-wieczną literaturę francuską, o tyle lektura tego zbioru opowiadań tylko to potwierdziła. Nikt chyba tak subtelnie i elegancko nie potrafi ujmować świata w słowa, jak Francuzi, zwłaszcza jeśli mają do czynienia tak wdzięcznym tematem jak miłość.

W zestawieniu tym znajduje się dwanaście opowiadań różnych autorów - bardziej znanych, jak Balzac, Guy de Maupassant czy Stendhal - oraz znanych mniej (a przynajmniej ja z niektórymi z tych nazwisk spotkałam się po raz pierwszy). Każde przedstawia miłość w nieco innym świetle, niektóre są lekkie i dowcipne, niektóre przesiąknięte dramatyzmem, wiele z nich posiada elementy fantastyczne, łączy je jednak to delikatne ujęcie tematu, wręcz pieszczenie się z nim, finezja zarówno w opisach uczuć, jak i elementach humorystycznych, oraz cień bajkowości - na czele z utrzymanym całkowicie w baśniowej konwencji Trilby'm. Włoska księżniczka opiekująca się rannym nieznajomym, dzielny książę porywający się na podróż do Wersalu, by błagać samego króla o łaskę poślubienia ukochanej, mityczna Omfala zstępująca nocą z tapiserii, by nawiedzać śpiącego w pokoju pięknego młodzieńca... W niektórych opowiadaniach atmosfera jest gęsta od grozy przywodzącej na myśl utwory Edgara Allana Poe'go (i ponoć nawet jedno z opowiadań, Wera, mogło być inspirowane jego Ligeją). No i - wisienka na torcie - jak na Francuzów przystało, większość historii przesycona jest subtelnym erotyzmem i choć autorka posłowia pisze, że „zamieszczone w niniejszym tomie opowiadania nie zadowolą ciekawskich tropicieli literackiej erotyki”, to i owi tropiciele tak zupełnie zawiedzeni być nie powinni. (Zmysłowość ta bywa bardzo intensywna - dwie spośród bohaterek umierają z rozkoszy w trakcie miłosnych uniesień).

Charles Nodier
Nie będę przywoływać tu wszystkich opowiadań, jednak zależy mi, by w kilku słowach opisać te, które najbardziej zapadły mi w pamięć i w serce. Pierwsze, które mnie oczarowało, to wspomniany Trilby albo Chochlik z Argyle Charlesa Nodiera. Autor nawiązuje tu do starych legend o chochlikach zamieszkujących niektóre domostwa. Nie wszystkie chochliki są złe i złośliwe - uczynnym i pomocnym przedstawicielem tego rodu jest choćby tytułowy Trilby, jednak jego życzliwość nie jest bezinteresowna. Zakochał się bowiem w przewoźniczce Jeannie, żonie rybaka Dougala, i to z miłości darzy tę rodzinę powodzeniem. Kobieta, zmartwiona czułymi wyznaniami chochlika, zwierza się w końcu mężowi, ten zaś sprowadza mnicha Ronalda, który egzorcyzmami wypędza duszka. Od tej pory Jeannie żyje dręczona wyrzutami sumienia, dopiero po utracie Trilby'ego zdając sobie sprawę, jak był jej drogi... Spisana soczystymi zdaniami wijącymi się jak rzeka piękna opowieść w typie pieśni nuconych przez wędrownych bardów.

Stendhal
Vanina Vanini Stendhala to z kolei opowieść, której akcja toczy się we Włoszech (zauważyłam, że wydarzenia opisane w tych tak francuskich z charakteru opowiadaniach przeważnie wcale nie mają miejsca we Francji), o młodej kobiecie, której ojciec ukrywa w ich domu rannego podczas ucieczki z aresztu członka bractwa karbonariuszy. Zafascynowani sobą nawzajem młodzi wkrótce się zakochują, jednak szanse na spokojny związek póki co są nikłe; Misirilli, wciąż poszukiwany, nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla niego ważniejsze - spokojny żywot przy boku ukochanej, czy burzliwa walka o wyzwolenie ojczyzny. Vanina jest kobietą zakochaną do szaleństwa - by zatrzymać wybranka przy sobie, gotowa jest dopuścić się największych zbrodni... Początek bajkowy, zakończenie przewrotne - z gorzką refleksją, że jednak miłość nie wszystko usprawiedliwia.

Prosper Mérimée
W zbiorku tym znalazła się także Carmen Prospera Mérimée - nowela, na podstawie której powstała później słynna opera Bizeta. Narrator, którego nazwisko nie pada w utworze, poznaje w czasie podróży po Hiszpanii tajemniczego człowieka. Nie zważając na przestrogi swego przewodnika, który w nieznajomym poznaje groźnego przestępcę, zaprzyjaźnia się z nim. Ich drogi się rozchodzą, by skrzyżować się niedługo później w Kordobie za sprawą pięknej Cyganki. Gdy spotykają się po raz trzeci, José Navarro, tajemniczy rozbójnik, jest już skazany na śmierć - zza więziennych krat opowiada narratorowi historię swego życia, w którym króluje owa młoda Cyganka, Carmen, zło wcielone, istota swawolna, kapryśna i nade wszystko ceniąca wolność. To ona niczym demon opętała José, sprowadziła na drogę rozboju, uzależniła od siebie i w końcu doprowadziła do zguby. Niesamowita, hipnotyzująca wręcz, epicka opowieść.

Guy de Maupassant
Spore wrażenie zrobił na mnie i Guy de Maupassant ze swoimi dwiema króciutkimi historyjkami. Jedyna miłość to opowiadanie w opowiadaniu (jak zresztą większość z utworów w tym zbiorze) - w czasie salonowej dyskusji na temat, czy istnieje miłość na całe życie, jeden z uczestników, lekarz, przywołuje dziwnie brzmiącą wśród eleganckich sukien i oparów perfum historię biednej dziewczyny z rodziny wędrownych naprawiaczy krzeseł, która jeszcze jako dziecko zakochała się w synu aptekarza, rozpieszczonym, chciwym wieprzku, i, nieświadoma wad lubego, widząc w nim ucieleśnienie piękna i dobra, trwa w swym oddaniu aż do śmierci, z dala od obiektu swych uczuć, wiedząc, że na nic nie może liczyć. Wiosenny wieczór zaś nasycony jest tęsknotą za młodością, która przeminęła, miłością własną, która nigdy nie została zaspokojona, potrzebą uczuć, na którą nikt nigdy nie zwrócił uwagi. Obydwa utwory, choć tak proste i pozbawione stylistycznych ozdobników, wyciskają łzy z oczu.

Jules Barbey d'Aurevilly
Na koniec wspomnę jeszcze o Karmazynowej zasłonie Julesa Barbey d'Aurevilly, najbardziej mrocznym opowiadaniu z tego zbioru. Podczas podróży dyliżansem wicehrabia de Brassard - oficer, dandys i kobieciarz, amator hulanek, który „pił jak Polak”, na widok znajomego sobie okna w domu, gdzie niegdyś mieszkał, zdradza towarzyszowi niezwykłą historię swej pierwszej miłości. W tym właśnie domu, gdy stacjonował w owym miasteczku jako siedemnastoletni żołnierz zaraz po szkole wojskowej, poznał demoniczną Albertynę, córkę ludzi, od których wynajmował pokój. Gorące uczucie, jakie rodzi się między nim a dziewczyną, tajemniczą i małomówną, sprawia, że Albertyna zaczyna co noc wymykać się ze swej sypialni i przechodząc obok łóżka śpiących rodziców na palcach przekrada się do ukochanego. Taki stan rzeczy nie może trwać, jednak finał tej historii jest bardziej upiorny, niż się można spodziewać...

Nie jest absolutnie tak, że te opowiadania, które wymieniłam, wybijają się poziomem. Spośród pozostałych wiele w sposób mistrzowski opowiada o uczuciowych intrygach wyższych sfer - jak choćby Adelajda Artura de Gobineau, w którym to utworze autor rysuje złożoną relację między matką a córką, nienawiść, która je wiąże silniej niż miłość, walkę o jednego mężczyznę, który, mdły i dający się i jednej, i drugiej kształtować jak plastelina, tak naprawdę staje się tylko narzędziem. Obraz francuskiej arystokracji, wyłaniający się z tych opowiadań, jest jak zwykle nieco zatrważający - próżność, zepsucie, zgnilizna moralna - warto jednak poznać ten świat, choćby i dlatego, że jest tak egzotyczny i inny niż ten, który znamy.

Moim zdaniem tak naprawdę każde opowiadanie z tego zbioru jest niezwykłe. I nie ma tu utworów kiepskich. Polecam więc bez zastanowienia.

P.S. A Proust? Proust jest nadal cudowny, subtelny do szaleństwa, ale właśnie dlatego nie chcę mu ofiarować jakichś wyświechtanych, przybrudzonych niespokojnymi myślami o wiszących mi nad głową obowiązkach strzępków wolnego czasu. Sięgam po niego tylko w te nieliczne, słoneczne popołudnia, kiedy jestem sama i w ciszy absolutnej - idzie mi więc bardzo powoli, kończę dopiero drugi tom, W cieniu zakwitających dziewcząt. Niewykluczone, że dane mi będzie wraz z mistrzem Proustem odnaleźć utracony czas dopiero w okolicach lipca-sierpnia. Na pewno jednak w odpowiednim czasie zdam relację.

***
Francuskie opowiadania o miłości - XIX w., Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2006.

Komentarze

  1. O!O!O! dzięki za recenzję, nie wiedziałam że wznowienie wyszło w 2006 roku. Widuję na allegro tylko stare wersje. Pozdrawiam niedzielnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Montgomerry, owszem, to jakieś walentynkowe wydanie z tego co widziałam. Prezentuje się całkiem nieźle. Pozdrawiam także - jeszcze - niedzielnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo-o-o!
    Czyzbym ja to juz czytala? Karmazynowa zaslone kojarze, acz nie wiem skad,jesli mam byc szczera. Pozyczyc musze od Ciebie tomik ten koniecznie i sprawdzic, czym juz pochlonela te opowiadania czy tez moze tylko to jedno gdzies indziej napotkalam i wyczytalam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszko droga! Nie wiem co Ci tu odpisać, skoro już na żywo przedyskutowałyśmy tę sprawę :) z tego co pamiętam stwierdziłyśmy, że raczej natrafiłaś na to opowiadanie w innym zbiorze, ale jeśli mimo to chciałabyś pożyczyć ten, to służę, bo jest cudny!

    OdpowiedzUsuń
  5. No chcialabym, chciala, mowilam o tym na zywo, niemniej cieszy Dmnie i pisemna Twa deklaracja ;

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz