Świnki, Kafka i komuniści – „Świnki morskie”, Ludvík Vaculík

Ludvík Vaculík to pisarz, który złotymi literami zapisał się w historii czeskiej literatury XX-wiecznej. Był twórcą sławnego manifestu Dwa tysiące słów, który w prosty sposób tłumaczył społeczeństwu sens reform Praskiej Wiosny. Po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację otwarcie przeciwstawiał się normalizacji i był współtwórcą Karty 77.

Zdecydowałam się na wstępie nakreślić sylwetkę autora, bo mimo że w Czechach jest doskonale rozpoznawany, w Polsce mało kto o nim słyszał. Dlaczego? Pierwsza i jedyna jak do tej pory jego książka przetłumaczona na język polski (właśnie Świnki morskie) ukazała się dopiero kilka lat temu. Mirosław Śmigielski, którego dziełem jest ten przekład (i który powołał do życia świetne czasopismo Pan Slawista popularyzujące literaturę zza naszej południowej granicy, niestety chyba już obecnie nieistniejące), tłumaczy to specyficzną, trudną do tłumaczenia czeszczyzną Vaculíka.

Całe szczęście, że determinacja tłumacza doprowadziła do publikacji tego utworu, jest to bowiem doskonałe, niepokojące studium ludzkiej natury ukryte pod niewinnym płaszczykiem „książeczki przyrodniczej” dla młodzieży (co wzmaga jeszcze jego grozę). Zaczyna się niepozornie. Narrator, praski urzędnik bankowy Vaszek, wprowadza czytelnika w opowieść przedstawiając siebie i swą rodzinę – żonę Ewę, nauczycielkę, oraz dwóch synów. Przez kilkanaście stron snuje rodzinną gawędę, po czym w jego rozważaniach pojawiają się pierwsze złowrogie zapowiedzi zbliżających się wydarzeń:
Ten, kto jest na samym dole [struktury socjalnej] jest smutny, ponieważ jest poddany wszystkim, a nikt nie jest poddany jemu. Jeśli jednak ma pod sobą choć jedno stworzenie, jego świat się zmienia. (…) Ten, kto przez cały czas czuł się psem, ma od dnia, kiedy podarowaliśmy mu psa, chwile, w których może coś komuś rozkazać i kogoś skopać. A ponieważ może go nawet zabić, najprawdopodobniej będzie go oszczędzał. Czasem go wprawdzie kopnie... i od razu tego żałuje. Żałuje! Narodził się żal! Współczucie. Moje kochane zwierzątko, jedziemy na jednym wózku, chodź do mnie, grzeczniutkie (s. 12).
Od momentu, gdy w domu Vaszka pojawia się zakupiona w celu rozweselenia młodszego syna pierwsza świnka morska, Albinosek, atmosfera stopniowo gęstnieje. Nawet gdy jeszcze nic złego się nie dzieje, wyczuwa się wyraźne napięcie, pogłębiane przeplatanymi z historią świnek tajemniczymi intrygami w banku, wystąpieniami obłąkanej uczennicy żony Vaszka, Ewy, oraz pojawiającymi się gdzieniegdzie, jakby od niechcenia, językowymi zniekształceniami i znamiennymi „pomyłkami” (Gang Narodowy zamiast Banku Narodowego, lombardowanie nawiązujące do bombardowania, niewyjaśniona świnka bamorska zamiast morskiej itd.). Do tego wisząca nad wszystkim mroczna metafora wielkiego wiru z opowiadania W bezdni Maelströmu Poego – który, nawiasem mówiąc, u Vaculíka jest amerykańskim ekonomistą z pierwszej połowy XIX wieku.

Wkrótce opowieść zmienia się w zapis psychopatycznego znęcania się nad niewinnymi stworzeniami. Vaszek testuje wytrzymałość kolejnych świnek, pojawiających się w jego domu; różnią się – niektóre są z natury bardziej potulne, inne buntownicze. Bardziej zadziorna jednostka postawiona celowo na szklanym stole zaczyna szarżować przed siebie i spada, odnosząc ciężkie obrażenia. Kiedy po kilku dniach umiera, oprawca tłumaczy się sam przed sobą, że był to jej wybór. Gdyby tylko przystała na jego warunki, powstrzymała się od bezsensownego buntu, nie dałby jej spaść.

Vaszek nie traci ani na chwilę świadomości, że świnka jest takim samym żywym stworzeniem jak on, i że ma takie same prawa:
Nie mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego je sprzedają. Kto dał im prawo. Równie dobrze mogliby śwince sprzedać mnie (s. 22).
Jest jednak niewolnikiem swoich żądz, nie może oprzeć się pokusie wykorzystania swej władzy. Ufam sobie – deklaruje, a nie powinien. I dobrotliwa Ewa nie jest wolna od tych mrocznych pragnień – jednym tchem wyraża podziw dla piękna i delikatności świnki i wyznaje, że coś ją zmusza, by włożyć jej palec do oka. Już go nie włożysz, skoro to powiedziałaś – stwierdza Vaszek, sugerując, że sadystyczne pragnienia to coś, co tkwi głęboko w człowieku, ukryte przed spojrzeniami innych, i ujawnia się tylko w mrokach nocy.

Znamienne, że celem tych operacji (prócz sadystycznej przyjemności z obserwacji) jest wzbudzenie w zwierzątkach miłości do siebie. Zdenerwowany ich biernością i nieufnością, bohater stawia je w ekstremalnych sytuacjach, aby je z nich później triumfalnie wybawiać i zasłużyć na wdzięczność. Skutek? Ocierała się o mnie głową, jednocześnie silnie mnie od siebie odpychając (s. 94).

Stopniowo możliwości Vaszka zaczynają go przerażać, pragnie swej władzy równocześnie się jej bojąc. Wszystko zmierza do dramatycznego finału, który jednak niewiele wyjaśnia. Zupełnie tak, jak w życiu – w niewesołej rzeczywistości komunistycznego reżimu (oraz jak w powieściach Kafki, do których porównuje to dzieło Vaculíka Milan Exner) – pytania pozostają bez odpowiedzi, pozostaje tylko milcząca groza tragicznych wydarzeń.

Można tę historię interpretować właśnie tak – jako opowieść o realiach czasów komunizmu i mechanizmach znęcania się przez komunistów nad swymi ofiarami, ale także bardziej uniwersalnie – jako opis mrocznych pragnień drzemiących w człowieku i bezsilności wobec nich. Porównanie do Kafki jest w każdym razie bardzo trafne – to ta sama dusząca, mroczna atmosfera, która jeży włosy na głowie i każe zacząć się podejrzliwie przyglądać swemu otoczeniu. W końcu nigdy nie wiadomo, w kim nagle obudzi się skłonna do eksperymentów bestia.

***
L. Vaculík, Świnki morskie, wyd. Pan Slawista, wyd. DRAMA, Poznań 2008.

Fot. Rox_amar (stockfreeimages.com)

Komentarze

  1. Naiu, odkąd przeczytałam Twoją świetną recenzję tej książki, zaczęłam na nią polować, ale za żadne skarby nie mogę znaleźć internetowej księgarni, która by ją miała w ofercie. Na Allegro też brak. Link do "Pan Slawista" prowadzi do jakiejś strony z reklamami. Czy wiesz może, gdzie można zdobyć "Świnki morskie"? Z góry dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście jest to teraz dosyć problematyczne. Czasopismo już chyba nie istnieje, więc nie ma opcji zamówienia "Świnek" u wydawcy, ta garstka egzemplarzy które swego czasu były w księgarniach też już wyparowała... Zanim zaczęłam jej szukać też byłam przygotowana na duże trudności, ale ostatecznie znalazłam ją w krakowskiej bibliotece publicznej. Musisz więc chyba szukać po bibliotekach, bo ja niestety nie mam nawet własnego egzemplarza, który mogłabym Ci podesłać :(

      Usuń
    2. Naiu, bardzo Ci dziękuję. Trudno, nie będę ustawać w poszukiwaniach. :) Twoja cudowna recenzja nie pozostawia mi wyboru.

      Usuń
    3. Bardzo się cieszę :) I życzę powodzenia!

      Usuń

Prześlij komentarz