Na przekór postępowym teoriom dotyczącym wychowania dzieci, dziewczynki niezmiennie od wieków dorastają w poczuciu, że będą kiedyś żonami i mamusiami. Najpierw jest faza lalek, zabawy w dom i gotowania zupek z błota, później krótka chwila uśpienia, aż w okolicach dwudziestej wiosny bomba kobiecości wybucha z całą siłą i wciska przedstawicielkę płci pięknej w kuchenny fartuszek, w którym ta oddaje się od tej pory nieokiełznanej manii gotowania.
Znając z obserwacji ten model, czasem wątpię w swoją kobiecość. Do garnka i patelni prośbą ani groźbą mnie nie zagonisz, w życiu nic nie upiekłam, a na opowieści koleżanek o tym co to ostatnio wyczarowały w kuchni reaguję wysypką. Jakoś zawsze były ciekawsze rzeczy... Ostentacyjnie nie znoszę też zakupów, a tęsknotę za fatałaszkami szybko udaje mi się stłumić, gdy zacznę je przeliczać na książki, które mogłabym za tę samą sumkę kupić.
Ale któż z nas mógłby się nazwać modelowym przedstawicielem swej płci? Z drugiej strony zawsze wolałam lalki od samochodów, mimo tytułu inżyniera w magiczny sposób psuję wszystkie sprzęty, których się dotknę, a pod względem humorków bardzo mi blisko do Andulki, bohaterki Wody z sokiem ze zbiorku Gówno się pali Petra Šabacha. A urocza ta książeczka jest tak wyczerpującym zbiorem dziwnych męskich i damskich zachowań, że nawet najbardziej odbiegający od stereotypów czytelnik znajdzie wśród nich coś z siebie (doskonała zabawa gwarantowana!).
Książkę otwiera krótki wstęp, który wyjaśnia kontrowersyjny tytuł i zarazem zapowiada tematykę całego zbiorku. Sugestywny obrazek, sytuacja z życia wzięta; myślę, że każdy z nas mógłby być kiedyś świadkiem podobnej. Autobus pełen dzieci, podzielony dokładnie na dwie grupy, dwie wyznaczone strefy, dwa światy – chłopcy i dziewczynki. Po prawej, w rozświergotanej gromadce dziewczęcej, małe przedstawicielki płci pięknej wśród pisków zachwytu wyrywają sobie pluszową zabawkę. Po lewej dwóch małych mężczyzn z powagą należną ważkiemu naukowemu zagadnieniu dyskutuje problem „Czy gówno się pali?”.
Już tu, na dzień dobry, ujawnia się niezwykły talent pana Šabacha – niedbałą kreską, w kilku zaledwie słowach, potrafi odmalować sedno sprawy. Cała ta książeczka to właściwie kilka takich obrazków, bardzo prawdziwych a zarazem bardzo absurdalnych, które nienachalnie, trochę od niechcenia opisują te dwie skrajnie różne planety, męską i damską, i arcyciekawe zjawiska zachodzące na styku ich orbit.
I tak – w pierwszym utworku mamy dwóch podstarzałych kogucików, którzy za wszelką cenę chcą sobie udowodnić, jak wiele wiedzą o świecie i do czego mimo swego wieku są zdolni. W drugim – osobliwym widoczku (stąd w tytule francuskie Bellevue – „piękny widok”) oglądanym przez małą bohaterkę z dachu jej domu – grupkę nieudolnych (każdy na inny sposób) przedstawicieli płci brzydkiej. W trzecim wreszcie, ponoć mocno autobiograficznym – męski zapis życia wśród kobiet i z kobietami, od dziecka aż po kryzys wieku średniego. Z całym dobrodziejstwem inwentarza – wiecznymi humorkami, tłuczeniem talerzy i (o zgrozo!) towarzyszeniem w zakupach.
A o czym jeszcze świetnie pisze się językiem absurdalnych żartów i anegdot? O realiach czasów komunizmu, toteż wielbiciele takich klimatów też znajdą sporo tego typu smaczków wplecionych w opowieść. Wspaniała, niezniszczalna ideologia pęka pod wpływem ostrza dowcipu jak dziecięcy balonik, rozbija się w drobny mak jak nietłukąca szklanka, wielkie osiągnięcie radzieckiej myśli technologicznej.
Cel pan Šabach ma szczytny, choć, jak sam twierdzi, skromny – rozbawić czytelników. Jak talię barwnych kart rozkłada zasłyszane w knajpie, skradzione opowiastki, składa to w całość, sprawnie, w kilku ruchach, zszywa nicią autobiografizmu i mamy oto piękny kolaż. I tylko o to chodzi. Dobrze się bawić, zachwycić się kontrastami, zawiłością naszych wzajemnych relacji, popatrzeć na odwieczną wojnę płci bez żalu czy rozgorączkowania, a z rozbawieniem i odrobiną rozczulenia. Schłodzić tą książeczką feministyczne i szowinistyczne zapędy jak kuflem chłodnego piwka w upalny letni dzień.
W końcu – mimo tego całego narzekania, targania się za kudły, kłótni i wznoszenia oczu do nieba – nie możemy bez siebie żyć. Sam Šabach tak mówi o swojej Andulce, przy której wiernie trwa od dwudziestu pięciu lat:
O swojej twórczości natomiast autor pisze:
Co kocham w Andulce? Podoba mi się cała. Może jestem, jak to się mówi pod pantoflem, ale według mnie każdy facet jest. Jak w tym kawale: Idzie facet do nieba, a tam dwie bramy – na jednej napis: Dla pantoflarzy, na drugiej: Dla nie-pantoflarzy. Przed bramą dla pantoflarzy jest wielka kolejka, przed drugą stoi jeden człowiek. Więc facet staje za nim i pyta: - Dobrze stanąłem? To brama dla nie-pantoflarzy? A tamten mówi: - Nie wiem, żona mnie tu przysłała. Tak to działa. [1]
Petr Šabach |
O swojej twórczości natomiast autor pisze:
Mé spisovatelské cíle jsou celkem skromné - aby můj text alespoň pár lidí pobavil a abych se za něj nemusil stydět... [Mój cel jako pisarza jest całkiem skromny – by choć kilkoro ludzi dobrze się bawiło, czytając mój tekst, i abym nie musiał się go wstydzić...] [2]
Mission accomplished, panie Šabach. Wstydzić się na pewno nie ma czego!
***
P. Šabach, Gówno się pali, wyd. Afera, Wrocław 2011.
***
Jeszcze w tym temacie – wkrótce pojawi się u mnie relacja z zeszłotygodniowego spotkania z Petrem Šabachem. Będzie między innymi o historii tytułu Gówno się pali, który, jak się okazuje, za kontrowersyjny uznano i w Czechach :) Nie przegapcie!
Źródła:
[1] http://www.petrsabach.pl/autor/autor1.html
[2] http://kultura.idnes.cz/petr-sabach-se-nechce-stydet-za-sve-knihy-ffa-/literatura.aspx?c=A010821_111308_literatura_cfa
[2] http://kultura.idnes.cz/petr-sabach-se-nechce-stydet-za-sve-knihy-ffa-/literatura.aspx?c=A010821_111308_literatura_cfa
Mnie już tytuł odrzuca.
OdpowiedzUsuńBardzo niesłusznie! :)
UsuńMnie również tytuł wydaje się wymyślony na siłę, ale zdecydowanie nie można odmówić mu nutki specyficznego uroku;). Po przeczytaniu tak pozytywnej recenzji jestem gotowa zaryzykować i przeczytać tę książkę:).
UsuńTo ciekawe że tak piszesz, bo jak się okazało na spotkaniu rzeczywiście tytuł został trochę narzucony autorowi przez wydawcę, ale ja z kolei nigdy bym tego nie podejrzewała :) Mnie się od początku wydawał bardzo czeski, odważnie dowcipny i przez to fajny, a po lekturze dodatkowo doszłam do wniosku, że leży jak ulał, bo ta historyjka dwóch chłopców dyskutujących w autobusie to dla mnie esencja całej tej książki.
UsuńTak czy siak jedno z czytelniczych przykazań głosi: Nie będziesz oceniał książki po tytule. :) Więc zachęcam gorąco mimo wszystko!
Cieszę się, że i Tobie książka przypadła do gustu! :) Czekam na relację ze spotkania z szanownym autorem!
OdpowiedzUsuńBardzo przypadła! Relacja, mam nadzieję, w okolicach przyszłego weekendu. Pozdrawiam :)
UsuńO jaaa, byłaś na spotkaniu z Sabachem? Zazdroszczę straszliwie. Przeczytałam wszystkie książki tego autora, które wyszły w polskim przekładzie, uwielbiam go. Wiedziałam, że Wydawnictwo Afera zaprosiło pisarza do Polski i miałam nadzieję, że będzie również w naszym pięknym Wrocławiu, wszakże Wydawnictwo ma tu swoją siedzibę. Niestety, nie udało się. Ale czekam na relację z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńDo Krakowa (czy do Bielska-Białej) z Wrocławia nie tak znowu daleko :) Ale liczę na to, że to nie ostatnia wizyta pana Šabacha u nas i jako tak wierna fanka jeszcze będziesz mieć okazję. A póki co będę służyć relacją, niestety bez zdjęć, ale zawsze coś.
UsuńMuszę dorwać tę książkę. Z pewnością się nie zawiodę, bo dobrze się bawiłam przy lekturze "Masłem do dołu":)
OdpowiedzUsuńJa z kolei muszę dorwać „Masłem do dołu” :) Wymienimy się wrażeniami!
Usuń