Kwitnąca cielesność w czasach katedr – „Sekrety kobiet złotnika”, J. Bourin

Osadzona w realiach średniowiecznego Paryża powieść Jeanne Bourin to historia, w której pierwsze skrzypce gra cielesność. Staje się to jasne od pierwszych niemal scen, gdy wraz z narratorem zaglądamy do pokoju, w którym Matylda Brunel, żona złotnika, dokonuje porannej toalety. Autorka nie szczędzi opisów jędrnego jak dojrzały owoc ciała bohaterki, które, jak się okazuje wkrótce, staje się dla niej źródłem udręki, niezaspokojone z powodu starczej niemocy męża.

Motyw ten wyznacza linię tematyczną, której opowieść trzymać się będzie do samego końca. Na przekór ideałom epoki, w której brudne i grzeszne ciało spychane było na margines uwagi przez świętego, Bogu podporządkowanego ducha, tutaj głównym tematem jest właśnie to co pierwotne i zwierzęce, tajone (lub wychodzące na jaw z wielkim hukiem) pragnienia rozbudzonych zmysłowo córek i żony mistrza Brunela.

Dla wiarołomnych nie ma litości. Prędzej czy później dosięga ich kara nosząca wyraźne znamiona Boskiej interwencji. Równocześnie jednak ogarnięci miłosną gorączką bohaterowie przedstawieni zostają jak godne współczucia ofiary, nieszczęśnicy poddani przez Stwórcę próbie zbyt okrutnej, by byli w stanie jej sprostać. Dotyczy to nie tylko słabych z natury kobiet (właściwie wszystkich bez wyjątku, w końcu nawet pozostająca silnym filarem rodziny Matylda przyznaje sama przed sobą, że wystarczyłby jeden gest a nie powstrzymałaby się od zdrady), ale i mężczyzn. Ostatecznie i Wilhelm odrzuca pierwotne skrupuły, obawę o swój honor i dobro kuzyna. Łamie się jak gałązka pod naporem pierwotnych instynktów.

Marina Vlady w roli Matyldy Brunel
w telewizyjnej adaptacji powieści z roku 1983 [1]
Wilhelm Dubourg, handlarz futrami. Mimo że to przedstawicielki płci pięknej wysuwają się w tej historii na pierwszy plan, ich uczucia i wątpliwości poznajemy najdokładniej, to jednak na mnie właśnie on, mężczyzna, jako bohater zrobił największe wrażenie. Pełen zwierzęcego uroku, niebezpiecznie pociągający. „Trzeba być świętą, aby odrzucić takiego mężczyznę!” – mówi o nim Matylda, która jako jedna z nielicznych okazuje wiarołomnej Florinie wyrozumiałość. Nie jest jednak ów uwodziciel wyrachowanym typem, dążącym jak Artus Czarny do zaspokojenia swej chuci kosztem młodziutkiej mężatki. Trawiąca go miłosna gorączka, stanowiąca treść jego życia, każe poświęcić wszystko, by tylko zdobyć Florinę. Ostatecznie staje się zgubą nie tylko dla ukochanej, ale i przede wszystkim dla niego samego. To nie nad losem potępionej córki mistrza Brunela, jej skrzywdzonego męża, uwięzionej w swym ciele Matyldy ani zhańbionej Klarencji bolałam najbardziej, ale właśnie nad oszalałym z miłości Wilhelmem.

Jak się chyba można domyślić już po tej pierwszej części mojej relacji – nie da się tej książki czytać ze znudzeniem, bez emocji i zaangażowania. Dążąc do wywarcia jak największego wrażenia na czytelniku autorka popełniła co prawda kilka grzeszków. Stworzona przez nią fabuła nie jest w pełni spójna i wolna od niedociągnięć. Niektóre efektowne, nastawione na przykuwanie uwagi rozwiązania są przerysowane i niewiarygodne i chętnie wycięłabym kilka wątków, stanowiących moim zdaniem zbędne ozdobniki. Kiedy indziej brakuje konsekwentnych wyjaśnień – w jaki sposób na przykład Artus Czarny, pobity do nieprzytomności przez Arnolda w domu Gertrudy, zdołał przed przybyciem straży uprzątnąć pobojowisko i ponownie się ukryć? A jeśli nie on, to kto mu pomógł? Takie niedociągnięcia psują trochę ostateczny efekt, jak małe dziurki w eleganckiej sukience. 

Jeanne Bourin [2]
Dziurki jednak widać tylko z bliska, a przymykając na nie oko trzeba przyznać, że historia naprawdę wciąga i naprawdę wzrusza. Ponoć nie powinno się oceniać literatury miarą emocji, ale nic na to nie poradzę, zawsze głośniejsze są u mnie niż rozum. A w tym wypadku to był istny huragan, z przewagą smutku, bo trafiały mi do serca te wszystkie bolesne zmagania maluczkich z ich ciałem i mrocznymi jego popędami.

Last but not least – zwyczaje, obrzędy, święta, uczty i całe to barwne, obyczajowe tło XIII-wiecznego Paryża, które sprawnie nakreśliła autorka i które pochwaliła Régine Pernoud w swojej przedmowie. Myślę, że zainteresowani tym, jak się wtedy żyło, co się jadło, w co się ubierało a nawet czym leczyło się przewlekłe przeziębienie będą usatysfakcjonowani. Z bohaterami przechadzamy się uliczkami Paryża, także tymi cieszącymi się złą sławą, zwiedzamy lokalne szpitale i sierocińce, uczestniczymy w święcie Majowej Miłości (piękna tradycja!), stajemy przed obliczem króla Ludwika IX, a nawet pielgrzymujemy do grobu świętego Marcina, korzystając po drodze z gościnności życzliwego pustelnika.

Polecam również tym, którzy się boją „rasowych” powieści historycznych. Ja się boję, a tę książkę przeczytałam z przyjemnością.

***
J. Bourin, Sekrety kobiet złotnika, przeł. Anna Michalska, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2013.

Źródła fotografii:
[1] http://www.planet-series.tv/la-chambre-des-dames/
[2] http://www.noir.pl/ 

Komentarze