Samotność dyktatorki – „Księga stylu Coco Chanel”, Karen Karbo

Gabrielle (Coco) Chanel (1883 – 1971) [1].
Przyszedł czas na szczere wyznanie. Zupełnie nie znam się na modzie. Prawdę mówiąc, średnio dbam o to, w co się ubieram i jak się ubieram. Zakupy odzieżowe są dla mnie źródłem niewymownych mąk, dlatego unikam ich jak ognia, a że nie stać mnie na stylistkę, która robiłaby to za mnie, w szafie wieje pustką. Dwie czy trzy koszulki na wszystkie okazje, dżinsy kupione „u Chińczyka”, wysłużony sweter – to wszystko.

Dlatego też do książki pod tytułem Księga stylu Coco Chanel podeszłam z dużą rezerwą. I rzeczywiście, początkowe fragmenty w których autorka rozpisuje się o różnych elementach garderoby i tym, jak i dlaczego zainspirowała je sławna Chanel, ze znudzeniem przeleciałam tylko wzrokiem. Na szczęście potem było już tylko lepiej. Bo nie jest to właściwie książka o ciuchach, ale o Chanel właśnie, o tej kapryśnej, kontrowersyjnej, ale w opinii niektórych genialnej małej chłopczycy. „Dyktatorka” to słowo, które pasuje do niej najlepiej. Nie tylko dyktatorka mody, ale i dyktatorka w życiu, dyktatorka dla swoich podwładnych, dyktatorka dla przyjaciół, ta, która dyktuje innym, co mają robić, rozstawia ich po kątach, żyje po swojemu – a inni niech się dostosują. 

Z nieodłącznym papierosem... [2]
Jej życie momentami przypomina bajkę o Kopciuszku, tyle że w tym przypadku książąt było wielu. Zapraszali ją do swoich zamków, obrzucali klejnotami, pozwalali jeździć na swoich rumakach (uwielbiała jazdę konną!) i finansowali jej projekty, ale z żadnym z nich nie powędrowała do ołtarza. Bo takie historie to tylko w bajkach. W życiu książę nie bierze sobie za żonę półsieroty z przytułku, a wychuchaną, nudną arystokratkę, tak jak to zrobili Boy Chapel, miłość życia Chanel, czy Bendor, książę Westminster. Oczywiście papierowa makietka w postaci żony nie przeszkadza owemu dżentelmenowi w rozkosznych schadzkach z tą śliczną półsierotą, która przecież pociąga go jak nikt inny ze swoim nieokrzesaniem, iskrą w oku, chłopięcym urokiem. Ot, nowoczesny model księcia z bajki.

Chanel w 1970 roku, w wieku 87 (!) lat [3].
W ten sposób Coco nigdy nie wyszła za mąż. W tamtych czasach – a może nie tylko w tamtych? – była zbyt szczera i spontaniczna, zbyt niezależna, odważna i poświęcona swej pracy, by być dobrą kandydatką na żonę. Karen Karbo stwierdza, że może to i lepiej, bo jako mężatka i matka spętana wiecznie więzami rodzinnymi nie wzniosłaby się na wyżyny, jakie ostatecznie osiągnęła. A tak – została ikoną, płacąc za to samotnością.

Snując swoją opowieść o Chanel autorka często zahacza o podobne kwestie w klimacie gender. Szczególnie zainteresowały mnie jej wywody na temat kobiecości. To oczywiste, że definicje tego pojęcia w kulturze zachodniej i na przykład arabskiej czy azjatyckiej będą się mocno różnić, ale zaskakujące, jak bardzo różnią się już na gruncie amerykańskim i francuskim. Amerykanka Karen Karbo uważa, że odwaga, apodyktyczność i waleczność Chanel to cechy, które zdecydowanie kłócą się z kobiecością, tymczasem Francuzka Debra Ollivier tłumaczy jej, że we Francji te wszystkie „męskie” cechy są bardzo seksowne i dodają tylko kobiecego uroku. (Swoją drogą, ciekawy paradoks – to, co tak bardzo przyciągało mężczyzn do Coco, równocześnie uniemożliwiało jej związanie się z kimś na stałe).

Czy należy ją naśladować? Pełna podziwu dla legendarnej projektantki Karbo stara się w swojej książce przekonać, że tak. Że powinnyśmy tak jak Coco zdecydować się na jedną rzecz, tę najważniejszą, bo inaczej zostajemy spętane siecią zawodowo-rodzinnych obowiązków, którym żadna przeciętna kobieta nie jest w stanie sprostać. Mnie osobiście jednak opcja życia w rozkroku wydaje się mniej straszna niż konieczność wyboru. To, albo to, i żadnej drogi powrotu. Pracuj i realizuj marzenia, ale przygotuj się na samotność. Strasznie przygnębiające! (Czy brzmię naiwnie?).

Jeśli chodzi o samą książkę – styl Karbo jest trochę chaotyczny, a spośród wielu żartów, którymi naszpikowana jest Księga stylu... nie wszystkie wydały mi się trafione, ale ogólnie czytało mi się ją świetnie. Frajda dla fanek Chanel, frajda dla miłośniczek mody, ale i dla mola książkowego coś się znajdzie – przewija się tu wielokrotnie postać Colette i Jeana Cocteau, przyjaciół Coco, a i Proust od czasu do czasu mignie gdzieś w tle...

***
K. Karbo, Księga stylu Coco Chanel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

Ponieważ Chanel to temat-rzeka, oprócz publikacji na jej temat powstało też wiele filmów. Spośród długometrażowych żadnego jeszcze nie oglądałam, wszystko przede mną, ale może ktoś mógłby coś doradzić? Coco avant Chanel z Audrey Tautou? Coco Chanel z Shirley McLaine? Póki co w roli Coco widziałam tylko Keirę Knightley, w tym oto dziwnym filmiku: 


Fotografie:
[1] thefoxling / Foter.com / CC BY-NC-SA 2.0
[2] hto2008 / Foter.com / CC BY-NC 2.0
[3] Marion Pike / Wikimedia Commons

Komentarze

  1. Co by nie mówić, była pierwszą damą świata mody... ale z drugiej strony: ktoś musiał być pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie, zawsze się mówi: ktoś musiał być pierwszy, ktoś tak czy siak by na to wpadł... Ale sęk w tym, że nie wpadł, a genialna intuicja Chanel polegała na tym, że doskonale wyczuła moment. Przewidziała, że na czas wojny kobiety będą potrzebowały wygodniejszych ciuchów, ale wciąż będą chciały wyglądać kobieco – i voilà!

      Usuń
  2. Granica między geniuszem, a szaleństwem jest bardzo często bardzo cieniutka. Trzeba jednak oddać tej Pani wielki hołd.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz