Teodor Mundstock jest panem w średnim wieku, ma małe mieszkanko w Pradze i pracuje jako zamiatacz ulic. Ma za sobą historię miłosną, z której nic nie wyszło, nie jest jednak samotny. Hoduje bowiem gołąbka, o którym mówi „kurka”, czasem wpada na drinka do sąsiadów, ma również przyjaciół – rodzinę Sternów. Spośród członków rodziny Sternów największą sympatią darzy najmłodszego, zdolnego i ufnego chłopca, Szymona. Szymon jest dla niego namiastką syna, którego nigdy się nie doczekał.
Pan Mundstock ma również schizofrenię. Często rozmawia ze swoim cieniem, którego nazywa Mon. Prześladują go iluzje i złe sny, a każdy dzień zaczyna i kończy nerwowym sprawdzeniem skrzynki na listy. Jego życie nie jest łatwe – jest Żydem, a właśnie w najlepsze trwa II wojna światowa.
Żydami są także Sternowie, dlatego pan Mundstock wspaniałomyślnie przyjmuje na siebie rolę ojca i pocieszyciela. Upiera się, że wojna nie potrwa dłużej jak do wiosny, że gospodarka niemiecka jest na skraju wyczerpania, że ludzie podniosą bunt... Sternowie łapczywie spijają słowa z jego ust, Szymon patrzy swoimi wielkimi, pięknymi oczami. W jego pewności dostrzegają nadzieję na zbawienie. Nikt nie wie, że pan Mundstock jest już na swoich ostatnich trzech proszkach na uspokojenie i ostatkiem sił zachowuje twarz.
On jest świadom, że nie uciekną przeznaczeniu. Rozpaczliwie szuka metody na przeżycie – i znajduje ją, gdy pewnego dnia metodycznie i zgodnie z planem udaje mu się oczyścić ulicę z całego złośliwie wyrzuconego tam tego dnia gruzu i śmieci. Oto metoda – zaplanować wszystko w najmniejszych szczegółach. I planuje: jak będzie niósł ciężką walizkę jadąc do obozu, jak przygotuje sobie chleb do zjedzenia w pociągu, jak go zje, nie narażając się na spojrzenia strażników, jak ustawi się w szeregu po wyjściu z pociągu, którą pryczę wybierze, co zrobi, gdy dostanie od Niemca w twarz... Rozpisuje scenariusze, trenuje zachowania, szlifuje umiejętności aktorskie. Sypia na twardej desce. Prowokuje rzeźnika, żeby go uderzył, by wypróbować sztuczkę z wypadającymi zębami.
To wszystko oczywiście czyni go jeszcze bardziej szalonym w oczach czytelnika. Ale kto ma prawo go oceniać? Książka Fuksa pokazuje, jakie spustoszenia musiała wywoływać wojna w życiach i umysłach zaszczutych niewinnych ludzi, skazanych na zagładę z powodu absurdalnego planu niezrównoważonej psychicznie jednostki. Jak nieznośnie ciasny był ich świat, jak dłużyły się pełne oczekiwania godziny. Czuje się tę gęstą atmosferę, przeżywa się wraz z Mundstockiem los młodziutkiego Szymona, wchodzi się w ten świat tak głęboko, że zdaje się, iż lada chwila do naszych drzwi ktoś zapuka, żeby zostawić tę straszną wiadomość... Aż do samego końca, aż po zupełnie nieoczekiwane i kpiące sobie wręcz z planów pana Mundstocka zakończenie. Chcesz rozśmieszyć Pana Boga...
Straszna i absolutnie wspaniała książka.
***
L. Fuks, Pan Teodor Mundstock, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1966.
Fotografia: Deutsches Bundesarchiv / Wikimedia Commons
To straszne, ale muszę przyznać, że ta książka jest wprost stworzona dla mnie.
OdpowiedzUsuńCieszę się więc, że dzięki mnie skrzyżowały się Wasze ścieżki! Nie wiem, czy nie będziesz mieć problemu z jej zdobyciem, ale bywa na Allegro, w bibliotece jakiś zbłąkany egzemplarz też powinien się znaleźć... Podziel się koniecznie wrażeniami, ciekawa jestem, czy to rzeczywiście „to”.
UsuńBrzmi niesamowicie!
OdpowiedzUsuńPrawda? A to i tak słaba namiastka wrażeń, jakie przynosi lektura!
UsuńPrzyznam, że nawet nie znałam tego tytułu; wydaje mi się, że "Pan Teodor..." jest mniej popularną książką Fuksa. A z tego, co piszesz niesłusznie.;( Nie muszę chyba pisać, że mnie zaintrygowałaś i rozpoczynam poszukiwania w bibliotekach?:)
OdpowiedzUsuńTak, w porównaniu z „Palaczem zwłok” czy „Śledztwo prowadzi radca Heumann” cieszy się dużo mniejszą popularnością. Debiut, po polsku wydany w 1966 i z tego co wiem nigdy już potem nie wznowiony. Nie wiem właściwie dlaczego, ale jak najbardziej polecam, bo to niesamowicie klimatyczna powieść! Ciarki na plecach większe nawet niż przy „Radcy Heumannie” :) Życzę Ci powodzenia w poszukiwaniach i będę wypatrywać Twoich wrażeń!
UsuńNa szczęście udało mi się namierzyć egzemplarz w stołecznej bibliotece.
UsuńPAX miał kilka (a może i więcej;)) całkiem niezłych książek w swojej ofercie, szkoda, że nikt ich nie wznawia.
Przy okazji: jestem pełna podziwu dla Twojej wytrwałości w poznawaniu literatury naszych południowych sąsiadów.;)
Aż z ciekawości sprawdziłam, jak na moim blogu teraz wyglądają proporcje jeśli chodzi o literaturę poszczególnych krajów, i faktycznie, Czechy mocno prowadzą ;). Co prawda ten Fuks teraz (lada chwila pojawi się też recenzja „Palacza”) i niedawno Škvorecký to akurat wpływ studiów. Ale nietrudno być pilną studentką, jak w programie jest akurat literatura czeska XX wieku i tyle fantastycznych lektur!
UsuńTyle fantastycznych i mimo naszej sympatii dla Czechów chyba rzadko czytanych, przynajmniej szeroko.
Usuńno, jeżeli to ten sam poziom co "Palacz zwłok", to ja też szukam w bibliotece. Kurczę, ale mnie zaintrygowałaś teraz. Nie mogłaś później, jak skończę Tokarczuk?
OdpowiedzUsuńKlimat bardzo podobny, ale tutaj granica między tym, co prawdziwe a urojone jest dużo bardziej płynna niż w „Palaczu”. Właściwie nie wiadomo, kiedy pan Mundstock przestaje śnić. Co za mroczna satysfakcja, burzyć czyjeś ustalone plany czytelnicze! :) Ale z szacunku do Tokarczuk zakrzyknę: Nie! Najpierw skończ :) A dużo Ci jeszcze zostało?
Usuńźle to ujęłam, nie zaczęłam jeszcze Tokarczuk,ale miała być następna w kolejce. Chyba sobie poczeka do świąt :)
UsuńOj, "Pan Theodor Mundstock"... Książka, dzięki której zdałam egzamin z literatury na piątkę z wykrzyknikiem :)
OdpowiedzUsuńFuks był genialnym pisarzem, ktoś powinien pomyśleć nad wznowieniem jego powieści. Pomijam "Palacza zwłok", który wyszedł całkiem niedawno w ramach serii czeskiej literatury.
Z tego, co się orientuję, w bibliotekach akurat ta książka jest spotykana stosunkowo bez problemów. Gorzej z pozostałymi.
Pozdrawiam :)
No to pięknie, gratuluję! A czym sobie na ten wykrzyknik zasłużyłaś? Nadzwyczajną znajomością lektury, jakąś odważną i odkrywczą interpretacją? :)
UsuńZ „Palaczem zwłok” rzeczywiście nie ma problemu, pełno go wszędzie. A te pozostałe, które ciężko uświadczyć w bibliotekach, to jakie? (Włączył mi się instynkt łowcy). Które w ogóle najbardziej polecasz, pomijając „Palacza”, „Mundstocka” i „Radcę Heumanna”?
Też pozdrawiam :)
Zasłużyłam sobie konkretną znajomością biografii Fuksa. I tego, co stworzył.
UsuńPolecam gorąco "Portret Marcina Blaskowitza" - uwielbiam tę książkę. W dodatku jest stosunkowo łatwo dostępna.
Sama rzadko kiedy widziałam w rozmaitych bibliotekach "Nieboszczyków na balu" czy "Myszy Natalii Mooshaber", w moim rodzinnym Wołominie "Śledztwo..." można było dostać jedynie w Bibliotece Pedagogicznej.
Pamiętam tę książkę! Zgadzam się z tobą, że jest straszna i wspaniała. Bardzo poruszająca, depresyjna, z atmosferą klaustrofobii i beznadziejności. Wywarła na mnie wielkie wrażenie. Jakże nieszczęśliwy i przerażony był główny bohater... On będąc na ulicy nie miał nawet odwagi, by rozejrzeć się wokół siebie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 4 powieści tego autora i nie podobały mi się tylko "Myszy Natalii Moshaber" - bardzo dziwna książka, napisana manierycznym stylem, pełna gier słownych, z elementami fantastyki. Nie w moim guście :)
Tak, ograniczona przestrzeń, poczucie osaczenia, wszystko to przeżywa się niemal z bohaterem. To jedna z tych książek, które sprawiają, że człowiek przestaje widzieć wojnę jako jakąś odległą i zupełnie abstrakcyjną sprawę z przeszłości, ale uświadamia sobie dobitnie, że to się działo naprawdę i że ludzie tacy jak Mundstock musieli sobie radzić z tą zgrozą. Nic dziwnego, że od tego strachu i niepewności popadali w szaleństwo. Nieludzkie!
Usuń„Myszy” jeszcze przede mną. Zaintrygowałaś mnie trochę, ciekawa jestem, jak ja się w tych klimatach odnajdę :) Pozdrawiam!