Tytułem wstępu: w minionym semestrze miałam przyjemność uczestniczyć w kursie literatury słowackiej po roku 1945 i przy tej okazji przeczytałam kilka bardzo ciekawych książek. Ponieważ literatura słowacka jest u nas wciąż zdecydowanie zbyt niszowa – sytuację zmieniają trochę najnowsze publikacje wydawnictwa Książkowe Klimaty, za co chwała mu! – postanowiłam zrobić co w mojej mocy, żeby Was do niej przekonać. W mini-cyklu „Notatki z literatury słowackiej” będę pisać o moich lekturach ze wspomnianego kursu, a na dobry początek wybrałam tę, która spodobała mi się najbardziej – Nylonowy księżyc Jaroslavy Blažkovej.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, byłam zaskoczona. Tym, jak bardzo jest współczesna. Wcale nie czuć, że została napisana ponad pół wieku temu, i gdyby nie wzmianki dotyczące komunistycznych realiów gdzieś w tle, można by pomyśleć, że powstała całkiem niedawno.
Co o tym zadecydowało? Przede wszystkim temat – relacje damsko-męskie i przepaść międzypokoleniowa – ale również styl, lekkość, to, że tak bardzo różni się ten utwór od ciężkich i topornych powieścideł epoki stalinizmu. Blažková należała do pierwszej fali pisarzy, którzy porzucili schematyzm i skupili się na problemach jednostki, na osobistych uczuciach, poszukiwaniu własnej tożsamości. To było jak podmuch świeżego powietrza pośród zatęchłej, piwnicznej atmosfery komunistycznego państwa.
Oś powieści to miłosny łańcuszek, jaki i dziś bywa na porządku dziennym. Droga kocha Andrzeja i odrzuca dla niego zaloty statecznego doktora Peny, mimo że marzy o ślubie i dzieciach, a Andrzej nie jest rodzinnym typem. Ten, utalentowany architekt, poglądy na małżeństwo zmienia pod wpływem ponętnej rudowłosej Wandy, ale ich obiecujący z początku związek okazuje się powieleniem schematu z Drogą, tylko w odwrotnej konfiguracji – Wanda odchodzi, znudzona, a Andrzej cierpi. Z kolei Wandę zaczyna interesować pewien poseł, który jako jedyny oświadcza jej, że nie zamierza zabiegać o jej względy...
Chorobą młodego pokolenia – którego przedstawicielami są Wanda i lekko już podstarzały Andrzej – są problemy z zaangażowaniem. Chodzą na bankiety, spędzają razem beztrosko czas, bawią się, pracują, uwielbiają wyzwania, a stabilne związki ich nudzą. Wanda w głębi duszy jest jeszcze dzieckiem, miłość to dla niej sport, mężczyźni – odskocznia od monotonii życia, a kiedy tylko zaczynają dryfować w kierunku nudnej stabilizacji – umyka im. „Przypominała rusałki, porywające w tan napotkanych młodzieńców i zmuszające ich do tańczenia tak długo, dopóki nie wyzionęli ducha” (s. 44).
Droga to typ cierpiętnicy, po części budzi współczucie, a po części złość – że nie potrafi odciąć się na dobre od Andrzeja, że zamiast tego kręci mu się pod nogami i skamle jak bezdomny pies. (Taki pies zresztą pojawia się również w powieści – Andrzej musi się go pozbyć i w ramach zacieśniania więzi na początku romansu pomaga mu w tym właśnie Wanda, znamienne!). „To jej oddanie ciążyło jak dług, którego nie można spłacić” (s. 55). Droga spędza wieczory samotnie w wyziębionym mieszkaniu, a w odpędzaniu smutków pomaga jej podniszczony egzemplarz Davida Copperfielda. Przy pełnej życia, ognistej Wandzie sprawia wrażenie przedwcześnie postarzałej i zaniedbanej: „Cały pokój był zapuszczony i brzydki, Andrzej dziwił się, że dopiero teraz to zauważył. Droga też była taka zgaszona i skulona, jakby i ona była produktem ciężkich powojennych dni, kiedy nie było czasu na elegancję” (s. 55).
Problemy z komunikacją, niemożność znalezienia wspólnego języka to również problem Pasztinskiego i jego syna. Józef nie chce naśladować ojca, który wydaje mu się anachroniczny i groteskowy, wymyka się więc z domu, ucieka od nakazów i zakazów, wraz z kolegami słucha jazzu i ogląda się za dziewczynami w mini-spódniczkach. „Józefowi stanęła przed oczami jego [ojca] twarz z malującym się na niej wyrazem głębokiego przekonania o ciamajdowatości dzisiejszej młodzieży, i cicho, z zadowoleniem zaczął gwizdać melodię graną przez Duke'a Ellingtona” (s. 72).
Pasztinsky nie rozumie swojego dziecka. Czuje się bezradny i oszukany, bo nie tylko jego syn zdaje się być przeciwko niemu, ale i współpracownicy, znajomi, cały świat. Traci pracę. System wartości, który sobie wypracował, sztywne formuły, jakich od zawsze przestrzegał, zdają się nagle bezsensowne i śmieszne, a on, ogołocony z nich, czuje się jak „człowiek w piżamie stojący na środku placu. Ludzie taktowni udają, że nic nie zauważyli, grubianie się śmieją, dzieci pokazują go palcami” (s. 53). Nie potrafi bawić się i śmiać, jest chodzącym kłębkiem nerwów, uzależnił własne istnienie od uznania innych, sądził, że wykształcenie jest mu w stanie zagwarantować dożywotni szacunek, tymczasem okazuje się, że tak nie jest. W końcu rozważa nawet samobójstwo, mimo że śmierć go przeraża (podobnie jak wiele innych rzeczy).
Nylonowy księżyc to powieść o niezrozumieniu, odrzuceniu i samotności, którym towarzyszy fizycznie odczuwalny chłód (zimno jest w mieszkaniu Drogiej, zimno – w barze pełnym zrezygnowanych staruszków, mimo że kaloryfery grzeją na cały regulator). To też opowieść o maskach, które musimy stale zakładać, emocjach, które musimy tłumić, o prowizoryczności naszych uczuć, które są jak nylonowy księżyc zawieszony w oknie – sztuczna podróbka „najdoskonalszego ze wszystkich kształtów” (s. 134).
No, powiedzcie sami, czy to nie brzmi jak diagnoza również naszych czasów? Gorąco polecam Blažkovą, bo oprócz niesamowitej aktualności Nylonowy księżyc ma też tę zaletę, że po prostu fantastycznie się go czyta. Wspaniały owoc złotych lat sześćdziesiątych!
***
J. Blažková, Nylonowy księżyc, przeł. Cecylia Dmochowska, wyd. Czytelnik, Warszawa 1964.
Fotografia:
[1] ms. Tea / Foter.com / CC BY-NC-ND
[2] Nylonowy księżyc – okładka, zdjęcie własne
[3] Nylonový mesiac – okładka ze strony wydawnictwa Slovenský spisovateľ
Przyznam nieśmiało, że na temat literatury słowackiej wiem skandalicznie mało. Dlatego też cieszę się na Twój nowy cykl, będę szukać czegoś dla siebie i mam nadzieję, że uda mi się gdzieś upolować te Twoje perełki :)
OdpowiedzUsuńNie jesteś w tym odosobniona :) Cieszę się, że cykl Cię zainteresował! Największą wadą tych perełek jest właśnie ich słaba dostępność, bo to już starocie, ale zawsze jest szansa upolować w bibliotece albo na Allegro. Mam nadzieję, że znajdziesz coś dla siebie (a w końcu mamy bardzo podobny gust, więc jeśli mi się podoba, to jest szansa że i Ty nie będziesz zawiedziona :)) i życzę powodzenia w szukaniu!
UsuńOjej! Tak bardzo miałaś rację twierdząc, że będzie ciężko ją upolować. Wrocławskie biblioteki nie spełniły moich oczekiwań :( jedyna szansa, że gdzieś na allegro z czasem się pojawi. Szkoda, ale z drugiej strony mam tak, że jak czegoś nie mogę mieć to chcę jeszcze bardziej... teraz to dopiero się wezmę za poszukiwania :D
UsuńTego się obawiałam! Ja mam swoją z naszej biblioteki slawistycznej... Kilka dni temu był jeden egzemplarz na Allegro, ale już poszedł (wmawiam sobie radośnie, że to za sprawą mojej recenzji :)). Wypatruj, może pojawi się znowu! Warto :)
UsuńDo tej pory seria "z jamnikiem" kojarzyła mi się wyłącznie z kryminałami, ale teraz widzę, że wydawano w niej także książki niekryminalne - "Nylonowy księżyc" jest tego przykładem :-)
OdpowiedzUsuńZainteresował mnie Twój nowy cykl, bo literatura słowacka jest mi znana tylko ze "Sklepu przy głównej ulicy". "Nylonowy księżyc" wędruje na moją listę książek do przeczytania. Ciekawe imię ma jedna z bohaterek tej książki - Droga. Jeszcze nie spotkałam się z takim imieniem :)
Jak widać, „Nylonowy księżyc” z kryminałem nic wspólnego nie ma :) Droga, czyli w oryginale Draha, to chyba zdrobnienie od Drahoslava (http://svatky.centrum.cz/svatky/jmenne-svatky/drahoslava-190/), ale nie mogę zrozumieć, dlaczego w takim razie jest w książce odmieniana przymiotnikowo (Drogiej) zamiast rzeczownikowo (Drogi). Dziwne. A do cyklu prócz książek z lat 60. i 70. (będzie jeszcze Tatarka, Lenčo, Mitana i chyba Šikula) dojdą z czasem nowości. Na pewno będzie „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)” Rankova, bo już mam na półce :)
UsuńZ półki językowej dorzucę, że po włosku 'droga' to narkotyk :)
UsuńPo słowacku też :)
Usuń