Bo Zweig potrafi opowiadać. Ależ potrafi! Niby nic, niby wchodzi sobie zwyczajnie pewien pisarz do pewnej wiedeńskiej restauracji, spotyka tam pewnego wojskowego, weterana I wojny światowej, nie mają jeszcze okazji się poznać… Ale już ruszyły tryby opowieści, już posępny oficer pobudził pisarską wyobraźnię, i ani się obejrzymy, a wciągnięci zostajemy w fabularny wir, i otwierają się kolejne szkatułki, jedna w drugiej, i niecierpliwymi palcami wybieramy z nich kolejną wtajemniczającą historię, rozplątujemy nić intrygi.
Choć od pisarza wszystko się zaczyna, nie pisarz jest głównym bohaterem powieści, lecz spotkany w restauracji oficer, Antoni Hofmiller. Opowiada on historię ze swojej młodości, kiedy to nieumiejętnie okazywanym współczuciem rozpalił uczucie pewnej bardzo bogatej, kalekiej półsieroty. Z czasem obydwoje grzęzną w sidłach chorego związku. Dziewczyna – rozpieszczona, chwiejna emocjonalnie, przyzwyczajona do otrzymywania zawsze tego, czego pragnie, czy jest to nowa książka, czy nowy narzeczony. Wojak – przejęty szczerą litością, lecz nie żywiący do kaleki żadnych miłosnych uczuć, prędzej skory zbałamucić jej ponętną kuzynkę.
To wyjątkowo dopracowana psychologicznie, kontrowersyjna historia. Taka, o której można dyskutować godzinami, kłócąc się, kto bardziej zawinił. Bo zawinili wszyscy, i nawet kryształowy doktor Condor, co to ożenił się z niewidomą kobietą, której nie potrafił wyleczyć, skalał swe ręce manipulatorstwem. Wypieranie się związku z chorą dziewczyną w obawie przed kpinami kolegów jest karygodne, ale narzucanie naiwnemu młodziakowi małżeństwa, które z czasem przerodziłoby się w wypełnioną zdradami i awanturami farsę – również.
Choć przez większość powieści akcja toczy się leniwie, zakończenia nie powstydziłby się najlepszy film akcji. Cóż za emocje! Szaleńcza ucieczka, pośpieszne telegramy, niespokojne sny, i początek wielkiej wojny – zabójstwo księcia Ferdynanda, właśnie teraz, jakby mało było osobistych tragedii. Wielka historia obok małej historii, która przecież dla każdego z uczestników wydarzeń znaczy teraz więcej niż wszystkie wojny świata. Koniec epoki, koniec niewinności.
Jeśli też jesteście czasem zmęczeni literackimi eksperymentami, jeśli szukacie po prostu Opowieści, takiej przez duże O, takiej wzruszającej, oczyszczającej, co to się w nią wchodzi, by zapomnieć o świecie – poczytajcie Zweiga. Niecierpliwość serca będzie w sam raz na długi zimowy wieczór.
***
S. Zweig, Niecierpliwość serca, tłum. Zofia Petersowa, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1998.
Za książkę dziękuję Marcinowi z Tylko burak nie czyta, który uznał, że czytam za mało literatury niemieckojęzycznej. I postanowił zmienić ten stan rzeczy, prezentując mi tę właśnie powieść. Chwała mu za to!
Fotografia: Ilustracja Guillaume'a Sorela do publikacji Ostatnie dni Stefana Zweiga Laurenta Seksika. Źródło: bd75011 le blog de Manuel F. Picaud / Foter.com / CC BY-NC-SA
Fotografia: Ilustracja Guillaume'a Sorela do publikacji Ostatnie dni Stefana Zweiga Laurenta Seksika. Źródło: bd75011 le blog de Manuel F. Picaud / Foter.com / CC BY-NC-SA
Szkoda, ze tal malo ksiazek Zweiga przetlumaczono na polski. Dla mnie najgenialniejsza pozycja jest Buchmendel. Jesli mialabys okazje, to koniecznie przeczytaj.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten tytuł. Kiedyś przeczytam, mam nadzieję, jak już podszlifuję swój niemiecki. Bo na razie leży i kwiczy :).
UsuńBuchmendel to opowiadanie, racja, że genialne!!! Jest w tym zbiorze opowiadań: http://allegro.pl/zweig-24-godziny-z-zycia-kobiety-i5607444688.html
UsuńO! Czyli jednak jest bardziej w zasięgu mojej ręki, niż mi się wydawało? Zadziałałam impulsywnie, od razu kupiłam :). Dziękuję!
UsuńAch, jaki byłem zły na Zweiga, że nie kazał poświęcić się Hofmillerowi ożenić się z litości, pewnie z czasem zamieniłaby jego życie w piekło ale przynajmniej książka skończyłaby się happy endem.
OdpowiedzUsuńŻyli długo i szczęśliwie? :) Ostatecznie pałac ze służbą i pokaźna sumka w banku piechotą nie chodzą, może trzeba było zacisnąć zęby i się poświęcić ;). A poczytać dla odmiany o tym, jak jako stadło z wieloletnim stażem obrzucają się bluzgami, też byłoby zapewne ciekawie.
UsuńPrzecież piszę tylko o zakończeniu książki - w drugiej części on już by nie wytrzymywał psychicznie wytykania go palcami i tych wszystkich przyciszonych rozmów za jego plecami a z drugiej strony poddawany byłby ciśnieniu jej zaborczości a z czasem i podejrzliwości, że kierowało nim tylko wyrachowanie. Tak, druga część "Niecierpliwości serca" to mogłaby być mocna rzecz.
UsuńNo tak, happy end, ale przewrotny. Co do tej Edyty – nie miałaby właściwie prawa do podejrzliwości, bo w dzień zaręczyn sama zadeklarowała, że nie interesuje jej, z jakich pobudek Hofmiller (rany, literówkę zrobiłam w nazwisku, czemu nikt nie krzyczy!) wchodzi w ten układ, więc musiała chyba być świadoma, że jej nie kocha. No, ale to do czego miałaby prawo a co by ostatecznie zrobiła, to, wiadomo, dwie różne sprawy.
UsuńWłaśnie. Ale jest też i drugi wariant. Może litość i troska z jego strony z czasem przerodziłaby się z czasem w zrozumienie, przyjaźń a nawet miłość, a miłość - wiadomo - czyni cuda :-)
UsuńMoże. Przypomina mi się inna historia miłosna z tej samej książki o dosyć nieoczekiwanym rozwoju – Kekesfalvy i jego żony. Zresztą doktor Condor i jego małżonka to też przykład związku z zawartego z dziwnych pobudek, ale całkiem chyba nieźle funkcjonującego. Wychodzi na to, że wielkie namiętności i zauroczenia od pierwszego wejrzenia są przereklamowane :). Niemniej jednak wariant z bluzgami byłby na pewno ciekawszy...
UsuńOsobiście lubię eksperymenty literackie, chociaż zawsze staram się znaleźć równowagę pomiędzy awangardą a tradycją. Chętnie sięgam zarówno po przedstawicieli jednego gatunku jak i drugiego. Stefana Zweiga miałem okazję poznać za sprawą "Dziewczyny z poczty". Lektura bardzo przypadła mi do gustu. Jeśli dodać jeszcze do tego fakt, że Twój tekst jest bardzo zachęcający, to oczywistym jest, że prędzej czy później ponownie sięgnę po Zweiga i jego "Niecierpliwość serca" :)
OdpowiedzUsuńU mnie różnie. Czasem doceniam zgrabny eksperyment, czasem też się zachwycę, ale to chyba zależy od nastroju. Zdarzają się momenty przesytu, kiedy mam potrzebę sięgnąć po taką zwykłą, dobrze lecz prosto opowiedzianą historię. Bo o to przecież przede wszystkim w literaturze chodzi – o opowieść. Więc równowaga, o której piszesz, jest bardzo wskazana.
UsuńSłyszałam, że „Dziewczyna z poczty” jest lepsza, mam więc nadzieję, że się nie rozczarujesz. Ja za to z „Dziewczyną” muszę się zapoznać, koniecznie!
A u mnie na odwrót - "Dziewczyna z poczty" już przeczytana (wyśmienita!), "Niecierpliwość serca" - jeszcze nie, podobnie zresztą jak "Maria Antonina". Zweig to doskonały opowiadacz. A właściwie - masz rację - Opowiadacz, przez duże "O".
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie, aż trudno się od niego oderwać, mimo (a może właśnie dlatego?) że jego bohaterowie mówią monologami. Dowód na to, że można pisać porywająco nawet bez wielkich zwrotów akcji. Jest chyba jeszcze biografia Balzaca pióra Zweiga? Z tą też chętnie bym się zapoznała.
UsuńZweig to przede wszystkim świetny psycholog. Emocje buzują gdzieś pod powierzchnią eleganckiej, z pozoru dość surowej prozy. Uwielbiam jego powieści i cieszę się, że jeszcze sporo przede mną. A po "Niecierpliwość serca" wkrótce idę do biblioteki.
UsuńTak, jest biografia Balzaca, jest i Freuda (tej jestem szczególnie ciekawa). No i opowiadania. "Dziewczynę z poczty" przeczytaj koniecznie :-) Jestem ciekawa, jak spodoba Ci się finał tej nieukończonej przez Zweiga powieści.
Jeśli jest tak emocjonujący jak końcówka „Niecierpliwości serca”, to spodoba mi się na pewno. Czas wyruszyć na łowy i gdzieś tę „Dziewczynę” upolować. A ja będę u Ciebie wypatrywać „Niecierpliwości” :).
UsuńNiecierpliwie ;).
UsuńLiteratura austriacka to dla mnie zagadka. Nie znam absolutnie nic. Zmienię to, poszukam. Widzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńPięknie podsumowałaś książkę w pierwszym akapicie, porównując jej atmosferę do małego mieszkanka z tykającym zegarem. Taka właśnie jest. I komentującym dziękuję za podpowiedź, bo Dziewczyny z poczty jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubię takie książki. Takie, w których można się pogrążyć, którymi można się otulić, które najlepiej czyta się właśnie w takich warunkach – w zacisznym mieszkanku przy tykaniu zegara :). Mam nadzieję, że „Dziewczyna z poczty” i Ciebie i mnie nie rozczaruje!
UsuńNie poznałem dotychczas żadnej książki tego autora, ale ta, po Twoim opisie, jawi się jako lektura obowiązkowa. Na pewno zwrócę na nią uwagę.
OdpowiedzUsuńTeraz książki Zweiga przeżywają mały renesans na fali popularności filmu „Grand Budapest Hotel”. Sporo widziałam recenzji, których autorzy/autorki przyznawali, że sięgnęli po jego twórczość ze względu na ten film. Mnie jego nazwisko od lat tkwiło gdzieś z tyłu głowy, aż wreszcie dostałam książkę w prezencie i szczęśliwie się złożyło. Zwróć uwagę, zwróć, bo dobra jest!
Usuń