...abyście się wzajemnie znali – „Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych”, Tahar Ben Jelloun

„Wiara żyje ciszą, niepotrzebne jej wzburzenie ani widowisko”.

Zaniepokojony tym, co dzieje się obecnie na świecie, Tahar Ben Jalloun napisał książkę o islamie. Tym prawdziwym – nie tym, który krzyczy, grozi i terroryzuje świat, ale tym, który oznacza życie w pokoju. A ponieważ dziś jest Dzień Dialogu z Islamem, to chyba dobry moment, by o niej opowiedzieć.

Ben Jalloun zaczyna od podstaw. Początki islamu i jego najważniejsze prawidła prezentuje w formie rozmowy ze swoją dziesięcioletnią córką, która po ataku na World Trade Center zaczęła zadawać pytania. Od małego wychowywana jako muzułmanka, nie potrafiła pogodzić wyznawanej i szanowanej przez jej rodziców religii z okrucieństwem terrorystów, którzy się na nią powołują.

I słusznie, bo te wizje są nie do pogodzenia. Już na wstępie autor-ojciec uświadamia swojej małej rozmówczyni, że korzenie islamu są głęboko humanistyczne, że jest to religia, która w VII w. w świecie arabskim ustanowiła podstawowe prawa człowieka (zakazując na przykład grzebania żywcem niemowląt płci żeńskiej, co było wówczas często spotykaną praktyką) i która opierała się na poszanowaniu innych wyznań i kultur. „O ludzie! Oto stworzyliśmy was z mężczyzny i kobiety i uczyniliśmy was ludami i plemionami, abyście się wzajemnie znali” – jak głosi Koran (sura XLIX, werset 13).

Autor prowadzi nas przez wszystkie stulecia islamu. Opisuje jego złotą erę, kiedy to arabscy uczeni, pomni na słowa Mahometa: „Poszukuj wiedzy od kolebki po grób, gdyż kto pragnie wiedzy, wielbi Boga”, wyruszali do Europy i dzielili się swoją wiedzą, czerpiąc równocześnie inspirację z myśli europejskiej. Ten czas przenikania się kultur i wymiany doświadczeń zakończył się niestety w XI wieku, kiedy to wyznawców islamu poróżniły waśnie, a naznaczony rodzącą się nienawiścią i fanatyzmem arabski świat został dodatkowo osłabiony i odizolowany przez wyprawy krzyżowe.

Od tej pory filozofię zaczęła zastępować religia, tolerancję zaś i otwarcie na inne światy – zapiekła niechęć do wszystkiego co obce, na czele z cywilizacją Zachodu. Koran, który według Ben Jallouna jest tekstem „pięknym, pełnym poezji i humanizmu”, odczytywany sztywno i dosłownie, bez wzięcia pod uwagę współczesnego kontekstu, stał się pretekstem do zabijania. Tymczasem, jak pisze z mocą autor, „nie ma takiego miejsca w Koranie, w którym byłoby napisane, że wolno popełniać samobójstwo i zabijać niewinnych”. Przeciwnie – podobnie jak w religii chrześcijańskiej, zarówno samobójstwo jak i zabójstwo jest surowo zakazane.

Jak wobec tego rodzi się fanatyzm? Ben Jelloun dokładnie tłumaczy to zjawisko, wytykając przy tym błędy popełnione przez społeczeństwa Europy. Jego zdaniem fundamentaliści to przeważnie młodzi ludzie, imigranci, którzy, usunięci na margines i odtrąceni, w agresywnym islamie i wśród jego fanatycznych wyznawców odnaleźli swoją tożsamość. Na nic nie zda się obecna histeria w związku z uchodźcami, na nic gorączkowe budowanie murów między „nami” a „nimi” – bo „oni” już od dawna tutaj są.
Tak długo usuwaliśmy ich na margines, zapominaliśmy o nich, pozostawialiśmy ich we własnym środowisku, że stali się zamkniętą społecznością rządzącą się własnymi prawami (s. 107).
Tahar Ben Jelloun
Autor jednak nie poprzestaje na straszeniu i wypunktowywaniu problemów, podaje również rozsądne rozwiązania. Przede wszystkim – edukacja. Walka z niewiedzą, która jest źródłem fanatyzmu. Zarówno w krajach arabskich, jak i europejskich. W tych pierwszych – aby uczyć mądrego czytania Koranu, z uwzględnieniem kontekstu historycznego, w jakim żyjemy, aby przywoływać pamięć o otwartym i tolerancyjnym islamie z pierwszych stuleci jego istnienia, a równocześnie interpretować go w sposób racjonalny, zgodnie z duchem naszej epoki. W tych drugich – by oswoić z islamem, rozwiać atmosferę złowrogiej tajemnicy, jaka go otacza, otworzyć Zachód na kulturę arabską, z której przecież również niegdyś czerpał.

Druga ważna sprawa to rozpoczęcie dialogu z młodymi muzułmanami w Europie, przekonanie ich, że jest tu dla nich i dla ich religii miejsce. Oczywiście aby dojść do tego etapu, potrzebna jest najpierw wspomniana edukacja i uświadomienie społeczeństwa; w obecnym nastroju podejrzliwości i wrogości wręcz w stosunku do islamu takie porozumienie nie wydaje się na razie możliwe.
Europa, gdzie żyje wiele milionów muzułmanów, mogłaby rozpocząć z nimi dialog i dać tym nowym Europejczykom poczucie, że są u siebie, nie wykluczeni, ale zintegrowani, że los europejski jest ich losem, a islam jako religia i kultura ma tu uprawnione miejsce. Taki spokojny islam, jeśli wyznawać go będzie większość, położy kres próbom destabilizacji i terroryzmu (s. 170).
Oczywiście nie pomagają również dawne zatargi, interwencje zbrojne, które muzułmanie wciąż mają w pamięci. Lubię, jak książka wywraca zupełnie do góry nogami moje myślenie. Nie mam w zwyczaju zamykać się w swoich poglądach, nie uznając jakichkolwiek innych racji. Dlatego też, mimo że jeszcze nie tak dawno w recenzji Karbali Piotra Głuchowskiego i Marcina Górki pisałam o interwencji w Iraku: „To nie była misja pozbawiona sensu”, teraz przyznaję, że nie patrzyłam na sprawę w szerszym kontekście. Tahar Ben Jelloun przekonał mnie, że choć kraje arabskie rzeczywiście potrzebują demokracji, to jednak nie powinna być ona aplikowana w sposób tak gwałtowny, techniką burzenia i budowania na nowo, ale poprzez pracę u podstaw, drogą stopniowej przebudowy.
Demokracja nie jest techniką, gadżetem ani czymś w rodzaju tabletki do rozpuszczania w wodzie. Demokracja to kultura, pewna wizja świata, uczenie się życia z innymi. To kultura, która potrzebuje czasu, żeby ludzie ją zaakceptowali i dali się jej przeniknąć, potrzebuje też pedagogii życia codziennego, która rozpoczyna się już w szkole (s. 183).
Ben Jelloun wierzy w to, że porozumienie między Wschodem a Zachodem jest możliwe – przede wszystkim dlatego, że mamy ze sobą więcej wspólnego, niż nam się wydaje. Krytyce poddaje koncepcję Samuela Huntingtona, który pisał o „zderzeniu cywilizacji”; za Edwardem Saidem powtarza, że nie może być mowy o żadnym zderzeniu w przypadku dwóch światów, które tak mocno się zazębiają.

Wizja świata, którą kreśli autor, to trochę takie Imagine Lennona – tylko że zamiast „no religion” jest „many religions”. Wszystkie żyjące obok siebie w zgodzie (bo czy naprawdę warto się kłócić o to, czy kapusta musi być po morawsku, „na rzadko”, czy tylko omaszczona?), ale bez wpływu na politykę, jest to więc świat laicki – a laickość, jak wielokrotnie podkreśla Ben Jelloun, nie oznacza zniknięcia religii; przeciwnie, pozostawia nam swobodę wyznania, „daje każdemu człowiekowi wolność wyboru wiary lub niewiary”. Równe prawa przysługują również niezależnie od płci (bowiem „Bóg zwraca się do wierzących mężczyzn i wierzących kobiet w taki sam sposób”).

Znajdzie się pewnie wielu takich, którzy stwierdzą, że to naiwna postawa. Że na nic przyjdzie mi powtarzanie tych natchnionych bzdur o tolerancji i porozumieniu, kiedy islamiści zaleją Europę i wcisną mnie w burkę albo zastrzelą gdzieś na ulicy jak psa, bo modlę się do „innego” Boga. Tak jak Tahar Ben Jelloun wierzę jednak, że dialog i próba zrozumienia to jedyna droga. Marzyciel? Może i tak. Ale „not the only one”.

***
T. Ben Jelloun, Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych, tłum. Dorota Zańko, Helena Sobieraj, wyd. Karakter, Kraków 2015.

Fotografie:
[1] chidioc / pixabay.com
[2] Cristina Nichitus / freeimages.com 
[3] Photo Claude TRUONG-NGOC / Wikimedia Commons
[4] Yan Boechat / freeimages.com
[5] Okładka książki ze strony wydawnictwa Karakter 

Komentarze

  1. O, kupiłam tę książkę przed świętami, bo uważam, że to bardzo ważny temat, szczególnie teraz. Sięgnę po nią na pewno, tylko muszę wygospodarować trochę czasu, by się należycie skupić i otworzyć umysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie podobnie, kupiłam jakoś po zamachach w Paryżu, żeby może trochę więcej zrozumieć i móc się wypowiedzieć w dyskusji (bo zdecydowanie nie jestem typem „nie znam się, to się wypowiem”). Oczywiście jedna książka nie wystarczy, by ogarnąć cały problem, ale na pewne sprawy otworzyła mi oczy.

      Usuń
    2. No właśnie. Też się nie wypowiadam, gdy nie znam się na temacie. A tu nawet już nie o wypowiadanie się mi chodzi, tylko po prostu chciałabym wiedzieć i coś zrozumieć...

      Usuń
  2. Wydaje mi się, że ta książka byłaby jeszcze bardziej wartościowa i interesująca, gdyby zwrócono w niej uwagę na fakt, że jeszcze całkiem niedawno wyznawcy Allacha całkiem pokojowo współegzystowali z wiernymi innych religii. W Iraku, mimo tarć i zgrzytów, żyli obok siebie sunnici i szyici, w Syrii - muzułmanie i chrześcijanie. Ciekawa byłaby także refleksja, że wiele współczesnych organizacji terrorystycznych było początkowo bojówkami szkolonymi i dozbrajanymi przez amerykański wywiad - podwaliny Al Kaidy to zasługa CIA, bowiem mudżahedinów używano do walki z Sowietami. Podobnie wygląda sprawa z ISIS, która początkowo uchodziła za jedną z frakcji opozycyjnych, próbujących obalić reżim Bashara al-Assada w Syrii.

    Gniazdami terroryzmu stają się najczęściej kraje, które pogrążone są w anarchii i gospodarczej ruinie. Afganistan, Irak, Libia czy Syria to państwa, w których do ogromnych destabilizacji doszło przy znaczącym udziale czynników zewnętrznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za Twój głos, Ambrose, za ten inny punkt widzenia. Nie odniosę się, bo musiałabym udawać, że orientuję się w temacie, a tak naprawdę dopiero zaczynam zgłębiać temat. Ben Jelloun o tym wpływie USA na kształtowanie się terroryzmu chyba bezpośrednio nie wspomina, ale tak, słyszałam o tym z innych źródeł. Chętnie uzupełnię swoją wiedzę, polecasz może szczególnie jakieś lektury z tą tematyką związane?

      Usuń
    2. Informacje na temat zachodzących na Bliskim Wschodzie wydarzeń są dostępne, tyle, że mocno poszatkowane. Wiele faktów i przypadków przedstawianych jest jako osobne i niezależne epizody, nie brakuje także przeinaczeń, manipulacji i niedomówień. Ale znając pewne mechanizmy społeczne, zdecydowanie łatwiej jest samodzielnie interpretować zachodzącego wydarzenia. Dla mnie bardzo pomocna okazała się lektura książki "Czarna msza. Apokaliptyczna religia i śmierć utopii" autorstwa brytyjskiego myśliciela Johna Graya. Bardzo dobrze ukazano w niej tzw. myślenie utopijne.

      Usuń
    3. Właśnie, dla mnie problemem jest filtrowanie tych informacji, pozostaje chyba czytać wszystko, ale z pewną dozą sceptycyzmu i nie traktując niczego jak prawdę objawioną. Z fragmentów tworzyć sobie pewien w miarę wiarygodny obraz...

      Dziękuję za Graya. Z tego co piszesz, rzeczywiście stoi trochę w opozycji do przekonań Bena Jellouna – ten drugi buduje wizję idealnego świata, pierwszy przekreśla możliwość jej realizacji. Dla równowagi chętnie przeczytam. Poszukam w bibliotece.

      Usuń
  3. Nie czytałam, ale się wypowiem. Ta książka chodzi już za mną od dłuższego czasu i świetnie, że taka powstała i została u nas wydana. Cieszą mnie wszystkie pozycje (w sumie nie tylko książkowe, ale w całej kulturze), które choć trochę przybliżają postać Innego, pozwalają go poznać, zrozumieć, które pokazują, że skąd bierze się ewentualne zło, bo twierdzenie niektórych, że ma swoje korzenie w samej religii czy miejscu pochodzenia jest dla mnie naiwnością i ignorancją. I trzeba umieć odróżniać fanatyzm i terroryzm od religii, a niestety słabo to wychodzi. Bardzo podoba mi się taka wizja laickiego państwa, o której piszesz Aniu za autorem, współistnienie wielu religii (a dla mnie dalej: kultur, poglądów) przy wzajemnym szacunku. Utopijne, naiwne? Cóż też jestem w tym wypadku marzycielem :)
    Ps. Chyba wracam do świata żywych. Wirtualnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię tego zrzucania winy na religię, bo wszystko zależy od podejścia. Tak w przypadku islamu, jak i np. chrześcijaństwa – mimo że to religia absolutnie pokojowa, nadstawiająca drugi policzek, to i tak zrobiono z niej pretekst do wojen krzyżowych. Za to, że jakaś mniej lub bardziej liczna grupa osób interpretuje pisma i przykazania religii w pokrętny sposób, nie powinna płacić ona sama, stając się celem ataków.

      Miło Cię tu znów widzieć, Aniu. Jakaś konkretna przyczyna tej wirtualnej nieobecności, czy po prostu chwilowa niechęć? Przepraszam, że tyle zwlekam z odpowiedzią na Twojego maila, w przyszłym tygodniu wreszcie się zbiorę i odpiszę!

      Usuń
    2. Nieobecność wywołana głównie życiowymi zawirowaniami, tymi fajnymi i tymi walącymi po dupie. Życie :) A na maila cierpliwie czekam, nie martw się :)

      Usuń
  4. Kiedyś słyszałam, ze islam to bardzo pokojowa religia, tylko ludzie inaczej pewne rzeczy interpretują. No cóż, w chrześcijaństwie też zabijano niewiernych - jeszcze kilkaset lat temu odbywały się krucjaty krzyżowe. Szkoda, że ludzie w imię Boga - miłosiernego stwórcy - potrafią zabijać drugiego człowieka. To strasznie smutne.

    Uściski,
    Tirindeth's

    OdpowiedzUsuń
  5. Popieram Twoje podejcie i czuję się zażenowana moim własnym - ja nie zgłębiam tematu i się nie wypowiadam, a przecież należałoby spróbować choc troche poszerzyć horyzonty. Co ja wiem o islamie? Tyle co nic. Pozwalając sobie otworzyć oczy, pobudzasz innych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Wiem jak jest, tyle jest tematów, które wypadałoby zgłębić, że trzeba by było nic nie robić, tylko od rana do nocy zgłębiać. A kiedy żyć, kiedy pracować, spać, regenerować siły? Ten akurat tym razem wydał mi się na tyle ważny, że poświęciłam mu te kilka godzin. Jak znajdziesz chwilę, to będzie dobrze, jak nie, świat się nie zawali :). Pozdrawiam, Hadynko!

      Usuń

Prześlij komentarz