Kwiatek od Bukowskiego – „Śmieję się z bogami. Rozmowy z Fernandą Pivano”, Charles Bukowski

W rozmowie z włoską pisarką i tłumaczką Fernandą Pivano Bukowski trochę gra. Drażni się z nią, pozuje na prostaka, lekko prowokuje. Jest tak, jak w jego książkach – trzeba czytać między wierszami, aby dowiedzieć się, jaki jest naprawdę. W przelotnych momentach szczerości kryje się prawda o smutnym człowieku, jakim był.

Pivano jedzie na rozmowę nie bez pewnych obaw. Spodziewa się opryskliwego mruka, dlatego jest zaskoczona wrażeniem, jakie wywiera na niej słynny już wtedy Bukowski. Maluje nam obraz przemiłego, cierpliwego człowieka. Dżentelmena, który całuje kobietę w rękę i obdarowuje ją kwiatkiem ze swojego ogrodu. Jak pisze Włoszka: „Podczas trzygodzinnego wywiadu ani przez chwilę nie okazał zmęczenia. Jeśli czymś go zirytowałam, to starannie ukrył to za uśmiechem. Ani razu nie podniósł głosu, ani się nie zniecierpliwił” (s. 14). 

A jaki jego obraz wyłania się z samej rozmowy?

Obraz autora, który nie miał – i nie chciał mieć – nic wspólnego z literackim środowiskiem. Ma kilku pisarskich idoli, ale o zdecydowanej większości współczesnych mu twórców wypowiada się z dezaprobatą. Są nudni, przewidywalni, w ich twórczości nie ma życia – to zarzuty, które powtarzają się jak refren. Nie oszczędza nawet tych, których ceni. Fante – genialny, ale zbyt normalny, Hemingway – wspaniała prostota, ale za dużo wojny, Miller – świetnie o seksie, ale za dużo filozofii. W pewnym momencie stwierdza nawet prowokacyjnie, że być może został pisarzem, ponieważ nie mógł znieść publikowanych autorów. „To było straszne tak siedzieć i nic nie robić, i pozwalać im wygrywać tą nudną nijakością” (s. 95) – mówi.

Obraz pisarza niezrozumianego. Któremu wielu ludzi przylepiło łatkę, i za tę łatkę go pokochało lub znienawidziło. A „wystarczy czytać moje książki” – mówi Bukowski, przyznając się do sporej dozy autobiografizmu w swoich dziełach. Z niezrozumieniem nie do końca potrafi się pogodzić – choć stwierdza buńczucznie, że zła opinia przysparza mu czytelników, z lekkim żalem komentuje wycelowane w niego ataki feministek: „Napisałem całkiem sporo opowiadań o miłości i to są prawdziwe opowiadania o miłości, po prostu. Ale one chyba tego nie czytają” (s. 27).

Obraz gościa, który niczego się nie wstydzi. Z równą swobodą mówi o swoich poglądach, wspomnieniach, przemyśleniach, jak i swoich przerośniętych jajach i zwyczajach związanych z wypróżnianiem. Przy tych szczególikach zwierzenia dotyczące jego rozkładu dnia i zwyczajów pisarskich to już pestka.

Obraz „prostego faceta” (choć nie do końca prawdziwy). Nie mam wzniosłych myśli, nie obchodzi mnie filozofia, nie znam się na słowach – powtarza. „Pisać prosto, a potem dalej upraszczać” – to jego dewiza. I dzięki temu, jak twierdzi, rozumieją go także ci, którzy żadnej poezji nie czytają. Bukowski próbuje też kreować się na „prostaka” uczuciowego, na kogoś, kogo nic nie obchodzi, nic go w życiu nie rusza. Ale nie do końca mu się to udaje. Czasem zdradza go obecna przy rozmowie Linda, czasem sam się zdradza. „Nie chcę robić z tego epopei” – wtrąca, opowiadając o tym, jak opiekował się chorującym kotem, ale my już wiemy, że ta nieczułość to poza.

Obraz wiecznego outsidera, wyrzutka z wyboru, rozczarowanego ludźmi i życiem. Człowieka, który często ma ochotę zamknąć się w domu i nie otwierać nikomu. Który nie może znieść banalności ludzkich rozmów. Który przez kilka lat próbował schować się przed światem w barze. Człowieka nieszczęśliwego, który stwierdza smutno: „Bardzo nieufnie podchodzę do kochania życia, bo jak je pokocham, może zrobić mnie w konia” (s. 38).

Ale też człowieka, który naprawdę uwielbia pisać. Dla którego pisanie stało się ucieczką od szarej monotonii codzienności, którego pisanie wyzwoliło. Spójrzcie tylko, jak o tym mówi: „Tak, ma pani rację, pisanie to żadna praca. I nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że pisanie jest bolesne, bo to jest tak, jakby człowiek turlał się z górki. To jest wyzwalające, sprawia frajdę. To dar” (s. 39). W cytowanym na wstępie tego zbioru fragmencie listu do Johna Martina cieszy się, że nigdy nie rzucił pisania, że Słowo wciąż z niego wychodzi, jak dawniej, jak za młodu. Bogowie igrają z nim, a on z nimi. „Śmieję się z bogami”.

Charles Bukowski i Fernanda Pivano. Fot. Joe Wolberg
Nie przez cały wywiad jest jednak tak poważnie. Pasjonujące jest śledzenie relacji między Pivano a jej rozmówcą, te wszystkie przekomarzania, prowokacje… Zapytany o to, kiedy czuje się nieszczęśliwy, Bukowski wypala żartobliwie: „Kiedy udzielam wywiadów”. Włoszka nie pozostaje dłużna, nie daje się łatwo zbić z tropu, docieka śmiało: „A co pan robił, zanim zaczął się spotykać z kobietami? Spotykał się pan z chłopcami? Nigdy pan nie próbował?”. Licytują się, kto dłużej żył bez telewizora i nawiązują uroczą pogawędkę o starych samochodach, które „mają duszę”. Czuć wzajemną sympatię i szacunek, ale bez protekcjonalności (ze strony Bukowskiego) i czołobitności (ze strony Pivano).

W tomie znajdują się dwie rozmowy Pivano z Bukowskim, z roku 1980 i 1984 (zaraz po wydaniu Z szynką raz! – wspomnę przy okazji, że w tym wywiadzie pisarz m.in. rzuca stwierdzenie, które moim zdaniem wyjaśnia, skąd wziął tytuł tej powieści, na różne sposoby interpretowany; ja już wiem!). Całość wieńczy zbiór notatek Włoszki na temat Bukowskiego i jego twórczości, trochę chaotyczny, ale zawierający kilka trafnych diagnoz.

Na przykład odpowiedź na pytanie, skąd niesłabnąca popularność tego autora. Ta odpowiedź to: szczerość. Szczerość, z jaką pisze o potworności życia i z jaką mierzy się ze „zwykłym, codziennym szaleństwem”. I choć w tej rozmowie szczerości niekiedy próbował się wymykać, nie udało się, mamy go. Skrytego pod „maską klauna” faceta o smutnych oczach, który na pożegnanie uśmiecha się i mówi: „Proszę napisać coś miłego!”.


***
Ch. Bukowski, Śmieję się z bogami. Rozmowy z Fernandą Pivano, tłum. Krzysztof Filip Rudolf, wyd. Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2016.

Kochani! Jak mało kto lubię i wspieram małe wydawnictwa, dlatego polecam Waszej uwadze gdańskie Wydawnictwo w Podwórku. Istnieje od niedawna, ale ma już w ofercie kilka ciekawych, ambitnych pozycji. 

Ze swojej strony dziękuję za egzemplarz wywiadu z Bukowskim, dzięki któremu dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o jednym z moich ulubionych pisarzy, i trzymam kciuki za dalszą działalność wydawniczą!

Ilustracje:
[1] zdjęcie własne / tylna okładka książki
[2] zdjęcie własne / fotografia zamieszczona na str. 123 książki
[3] zdjęcie własne / fotografia zamieszczona na str. 20 i 21 książki
[4] okładka książki ze strony wydawnictwa / wpodworku.pl

Komentarze

  1. Przeczytałam Twój wpis i wniosek mam jeden: "Śmieję się z bogami" to książka, którą się połyka, a nie czyta! Jest i konkluzja kolejna: Bukowski w tej rozmowie przypomina mi Trumana Capote'a - podobne spojrzenie na świat, na pisanie, kolegów "po piórze", identyczna szczerość i bezkompromisowość. I ten smutek, trochę przykryty ironią i śmiechem, ale przecież widoczny, wyraźny... Zresztą, czy da się poznać życie i nie stać się przez to choć odrobinę smutnym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, to ciekawe, że piszesz o tym Trumanie, bo wspomniała o nim też w swojej recenzji tej książki Karolina z Czepiam się książek (http://czepiamsieksiazek.pl/?p=2225). Na co odpisałam, że Bukowski i Capote niezbyt się lubili, przywołując nawet na dowód wiersz Buka „Nothing but a scarf”. Co nie znaczy oczywiście, że pod pewnymi względami nie myśleli i nie zachowywali się podobnie :). Podstawowa różnica jest taka, że Capote, trochę na przekór swoim wypowiedziom o pisaniu i samotności, uwielbiał towarzystwo, potrzebował publiki i musiał stale błyszczeć, a Bukowski od tego typu rzeczy uciekał i wręcz nimi gardził.

      Usuń
    2. Teraz już wiem, że Bukowskiemu nie spodobałaby się mój powyższy komentarz. Przeczytałam pamflecik - jest śmiesznie i strasznie zarazem. Oprócz tego całego "nielubienia się", jest tu chyba całkiem sporo rywalizacji? I zazdrości. Bynajmniej nie o hollywoodzkie imprezy i wypite przez Trumana drinki ;-)
      Ciekawe, że Buko uznaje, że nie da się być dobrym pisarzem, jeśli nie zarobiło się paru ciosów od życia. Myślę sobie, że genialny zmysł obserwacji czasem wystarczy. Zwłaszcza, jeśli skutkuje taką powieścią, jak z "Z zimną krwią". Capote w rozmowach z Grobelem - o ile mnie pamięć nie myli - o Bukowskim akurat nie wspomina, choć w wywiadzie pada mnóstwo innych znanych nazwisk. Jakby nie było, mam teraz jeszcze większą ochotę na lekturę "Śmieję się z bogami" :-)

      Usuń
  2. Ostatnio, w związku z publikacjami nowych pozycji od Bukowskiego, złapałem się na tym, że straciłem trochę zainteresowanie tym autorem. Wciąż uważam go za dobrego pisarza i dla mnie osobiście bardzo ważnego, ale, tak jak kiedyś z miejsca kupowałem każdą jego pojawiającą się w księgarni książkę i słałem mejle do Noir sur Blanc z pytaniami o kolejny związane z nim plany wydawnicze, tak teraz widzę wyłożone na wystawie nowości i podchodzę do tego zupełnie obojętnie. Mam chyba wrażenie, że Bukowskiego poznałem w wystarczająco dużym stopniu. Z drugiej strony, czytając powyższą recenzję, wróciły do mnie wspomnienia i nabrałem ochoty na lekturę. Ale przyznam szczerze, że raczej nie będę się wyrywał z zakupem, wolę zainwestować w coś nowego, a taką podróż sentymentalną być może ktoś zafunduje mi w ramach prezentu, co z pewnością bardzo mnie ucieszy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz