Podsłuchana książka – „Zostańcie z nami”, Marek Šindelka

Każdego dnia słyszymy setki rozmów. Słowa płyną do nas z ust innych ludzi, z telewizora, z internetu. Rzadko jednak zdarza nam się zatrzymać na chwilę, by zastanowić się nad tym, co dociera do naszych uszu. Marek Šindelka robi to za nas. Podsłuchuje, podłapuje, przetwarza. I pięknie przepisuje na język literatury.

Oczywiście najbardziej spektakularnym przykładem takiego działania jest tytułowe opowiadanie tego uhonorowanego nagrodą Magnesia Litera zbioru, Zostańcie z nami. Jego narrator, prezenter telewizyjny, karierowicz, sam o sobie mówi: „Nic specjalnego… Przeciętny młody mężczyzna po trzydziestce… Mam trzydzieści cztery lata. Przystojny, inteligentny, wypalony egomaniak… Gadająca głowa” (s. 61).

Śledząc opowieść tej głowy szybko odkrywamy, że słowa, którymi bohater zawodowo posługuje się z taką biegłością, stały się jego chorobą. Czuje się zamknięty w klatce banałów, frazesów, które otaczają go w pracy i w życiu prywatnym. Obserwujemy go w różnych sytuacjach – na eleganckim przyjęciu, w domku letniskowym znajomego, na wiejskiej potańcówce, sam na sam z żoną lub w towarzystwie przyjaciół. We wszystkich tych okolicznościach słowa, nieszczere, miałkie, stają się murem między nim a otoczeniem. Zamiast łączyć – dzielą. Prawdziwe porozumienie możliwe jest tylko w momentach milczenia: „Tańczę, tańczymy, to nasz ratunek. Chociaż przez minutę możemy milczeć, kochana moja” (s. 59).

To, co mówi bohater, zdaje się jak gdyby niezależne od niego, jakby nasze słowa bezpowrotnie oddzieliły się od myśli, nie służyły już wyrażaniu naszych uczuć. „Sam siebie za bardzo nie słucham” (s. 64) – przyznaje w pewnym momencie. Niektóre rzeczy wychodzące z jego ust zaskakują jego samego, tak bardzo sprzeczne są z tym, co czuje, są jednak automatycznie zakodowane dla pewnych sytuacji („Będzie nam bardzo miło” – oto najlepszy przykład; my też to znamy, prawda?). I chyba dlatego właśnie tak porusza go obraz wrony, którą bezdomni nauczyli mówić różne świństwa. Bo sam jest jak ta wrona – tylko z innym zbiorem wyuczonych frazesów.

Samotność we dwoje

Ten świat słów bez znaczenia to również świat, w którym nie istnieje miłość i wzajemne przywiązanie. Jest tylko seks, przyzwyczajenie, rutyna życia w parze. „Miłość? Nie. Samotność we dwoje” (s. 71). Dwoje ludzi, mimo że żyje ze sobą od kilku dobrych lat, tak naprawdę zupełnie się nie zna, nie dociera do głębi swoich uczuć, widzi w drugiej osobie tylko odbicie siebie. Narrator czyta bezsłowne komunikaty Andrei: „Nie zgubiłam się, ty naiwny durniu, nigdy mnie nie miałeś. Nic nie masz, tylko martwą, prześwitującą skórę, którą zrzucam z każdą minutą, każdą sekundą. Nawet tego nie masz. Masz tylko wyobrażenia o moim naskórku, masz tylko samego siebie” (s. 72).

Ironicznie i przewrotnie brzmią w tym kontekście przywołane przez niego słowa Havla o „prawdzie i miłości, które zwyciężyły nad kłamstwem i nienawiścią” (s. 73). Bo przecież kłamstwo wciąż jest, trochę zmieniło oblicze, nie jest już tak opresyjne, ale może nawet bardziej podstępne, bo towarzyszy nam wszędzie, wkrada się także między nas a naszych najbliższych. Media, ze swoim słowotokiem, dają nam przykład, który nieświadomie przejmujemy. „Zostańcie z nami” to także pusty frazes – wypowiadany w radiu lub telewizji, by jak najdłużej zatrzymać słuchaczy, jak najdłużej zamknąć ich w klatce słów.

Gry towarzyskie

Słowa grają pierwsze skrzypce także w innych opowiadaniach ze zbioru Šindelki. Gry towarzyskie są właściwie zapisem rozmowy pewnej pary, która spędza weekend za miastem. To krótki tekst, ale bardzo prawdziwy – pojawiają się w nim wzajemne napięcia, drobne żale, przekomarzania… Wielu czytelników pewnie odnajdzie tu fragmenty do złudzenia przypominające własne rozmowy z partnerem czy partnerką (ja znalazłam).

W otwierającym zbiór utworze, zatytułowanym Imię, słowa stają się więzieniem, ale w innym znaczeniu, niż w Zostańcie z nami – tutaj doskwiera ich brak. Ujął mnie ten dramat człowieka, który, zamknięty w kloszu demencji, dostrzegający tylko szczegóły własnego mikroświata, głuchy na to, co dzieje się na zewnątrz, ze wszystkich sił stara się przypomnieć sobie imię kobiety, którą kochał i z którą spędził życie.

Marek Šindelka
Przywłaszczone tożsamości

Z kolei w opowiadaniach Lustro i Polaroid słowa służą kreowaniu rzeczywistości. Obydwa te utwory na różne sposoby poruszają też kwestię tożsamości. Bohater pierwszego z nich pod wpływem gry podjętej przez pewną dziewczynę staje się (a może zawsze nim był?) mężczyzną, z którym ma przeprowadzić wywiad. Postać z drugiego opowiadania lubi natomiast zakładać maski, bez większego wstydu czy skrępowania przywłaszcza sobie cudze tożsamości. W Polaroidzie pobrzmiewa ponadto jeszcze jeden ważny motyw – powtarzalności. W pewnym momencie zauważamy, że pewne sformułowania czy opisy powracają, a bohater, w swojej wiecznej podróży, zdaje się odtwarzać w kółko tę samą historię, zmienia się tylko jego maska, partnerka i sceneria.

Motyw powtarzania się i powrotu zaznacza się jednak najwyraźniej w Powrocie – opowiadaniu-pętli o pewnym mężczyźnie, który pewnego ranka budzi się w hotelu, nie pamiętając nic z poprzedniego wieczoru. Okazuje się, że hotel jest pusty i zamknięty na głucho… Mroczny nastrój i tajemnica, sytuacja uwięzienia, gra autora z bohaterem i czytelnikiem – ten utwór Šindelki mocno mi pachnie Dušanem Mitaną.

Słowa, która mają znaczenie

Czeski pisarz przywiązuje dużą wagę do słów nie tylko jako do tematu swoich opowiadań, ale i jako literackiego tworzywa. Pisze sugestywnie i obrazowo („pulsujący krzew krwi”, pieśń ludowa, która „zwala się ze sceny jak wór kartofli”), beznamiętne, sprawozdawcze relacje przeplata lirycznymi opisami, w których ujawniają się jego literackie korzenie – w końcu debiutował jako poeta. U Šindelki nie ma słów miałkich, banalnych, bez znaczenia. Literatura, TAKA literatura – oto nasz ratunek.


***
M. Šindelka, Zostańcie z nami, tłum. Anna Wanik, wyd. Afera, Wrocław 2016.

Za tę lekcję słuchania i myślenia, za próbkę mocnej czeskiej prozy, która każe zastanowić się nad sobą i zwiększa samoświadomość, i szczególnie za jedno piękne zdanie, które mnie prześladuje, dziękuję Julii i wydawnictwu Afera.

Ilustracje:
[1] zdjęcie własne,
[2] okładka czeskiego wydania książki, wyd. Odeon / www.odeon-knihy.cz,
[3] fotografia autora ze strony wydawnictwa Afera / www.wydawnictwoafera.pl,
[4] okładka polskiego wydania książki ze strony wydawnictwa Afera.
  

Komentarze

  1. Oj, a ja przyznaje, że nic do tej pory z kręgu czeskiej prozy/poezji nie czytałem. Chyba to wreszcie zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, polecam to zmienić :). Od Šindelki, albo od innych książek Afery, można zacząć, a gdyby potrzebny był przewodnik po czeskiej literaturze, to ja chętnie pomogę!

      Usuń

Prześlij komentarz