Chaos w domu z kamienia – „Amerykańska sielanka”, Philip Roth


„Zło zawsze zaczyna się w rodzinie” (s. 540).

Rozpisany na trzy osoby rodzinny dramat, zaprezentowany w Amerykańskiej sielance, to równocześnie metafora upadku amerykańskiego społeczeństwa i tradycyjnych wartości. Na ponad 600 stronach tej nagrodzonej Pulitzerem powieści Roth snuje przerażającą, mocno symboliczną opowieść o przemianie amerykańskiej sielanki… w amerykański obłęd.

Choć narratorem powieści jest Nathan Zuckerman, pisarz znany również z innych utworów Philipa Rotha, centralna postać w Amerykańskiej sielance to Seymour Levov zwany Szwedem. Amerykański ideał, człowiek sukcesu, współczesny heros. Żyd, ale bardzo „nieżydowski” – pozbawiony żydowskich kompleksów, obojętny wobec spraw religii, nawet wyglądem nie zdradzający swojego pochodzenia (stąd też, od blond włosów i jasnej cery, jego przydomek). „Tak zbliżony do goja, jak my sami w najśmielszych marzeniach” – pisze o nim Zuckerman. W czasach szkolnych gwiazda koszykówki i futbolu, obiekt podziwu, ucieleśnienie siły i fizycznej sprawności, później zaś szef rodzinnej firmy produkującej rękawiczki, mąż byłej Miss New Jersey i przykładny ojciec. „Dla Szweda życie rozwijało się jak kłębek puszystej włóczki” (s. 47) – cytując znów Zuckermana.

Tak właśnie widzimy Levova przez pierwsze kilkadziesiąt stron powieści, tak bowiem postrzega go pisarz-narrator. Kiedy jednak pół wieku po zakończeniu szkoły Zuckerman spotyka się znów ze swoim dawnym bożyszczem, coś się zmienia. Szwed po latach wydaje mu się tak samo nienaganny, jak kiedyś, teraz jednak jego nieskazitelność, „doskonała gładkość”, w pewien sposób drażni.

Jennifer Connelly, Ewan McGregor i Hannah Nordberg jako idealna amerykańska
rodzina. Kadr z filmu Amerykańska sielanka (reż. Ewan McGregor, 2016).
Przez moment Zuckerman w myślach porównuje Levova z Iwanem Iljiczem z opowiadania Lwa Tołstoja, który mimo „godnego żywotu w społecznym poszanowaniu”, u progu śmierci uświadamia sobie, że jego życie było płaskie i puste. Zastanawia się, czy coś kryje się pod idealną maską Seymoura: „Nie umiałem się ostatecznie zdecydować, czy jego niewzruszona gładkość jest jak śnieg, który pokrywa coś, czy jak śnieg, który pokrywa jedno wielkie nic” (s. 60). Ostatecznie opowiada się za pustką: „Żywot Szweda Levova, o ile ja się orientowałem, był najprostszym i najzwyklejszym z możliwych, i przez to właśnie fantastycznym, w iście amerykańskim stylu” (s. 50).

Myli się jednak. I już wtedy przeczuwa tę pomyłkę, stąd towarzysząca mu refleksja: „Człowiek jest jak czołg wyposażony w mózg. Myli się co do ludzi (…). Ponieważ inni z reguły mylą się tak samo co do nas, cały proces komunikacji jest jedną wielką fatamorganą, wypraną z realizmu, porażającą farsą błędnej percepcji (…). Po tym właśnie poznajemy, że żyjemy: że się mylimy” (s. 57). 

Jest to myśl, która przyświeca całej powieści Rotha – nie znamy tak naprawdę ludzi wokół nas, nie wiemy, co kryje się pod ich uprzejmym uśmiechem, jakie lęki i bolesne doświadczenia, jak widzą świat, co sprawia, że są tacy, a nie inni. Skalę pomyłki w ocenie Szweda uświadamia Zuckermanowi dopiero rozmowa z bratem dawnego bożyszcza, Jerrym. To on opowiada mu prawdziwą, tragiczną historię Seymoura i jego rodziny – historię, która wkrótce bez reszty wciąga i samego czytelnika.

Podstępne wtargnięcie chaosu

Nieszczęściem, które zniszczyło na pozór idealną rodzinę Levova – a zarazem jego wyobrażenia o świecie – była córka Meredith. Urocza mała Merry, której imię (ang. merry – wesoły) miało zdeterminować jej przyszłość; blondwłosy aniołek, który wyrósł na ziejącą wściekłością aktywistkę komunistyczną, zagorzałą przeciwniczkę wojny w Wietnamie, plującą obelgami na amerykański rząd i amerykański styl życia. Jej piękni, zdolni, zadowoleni z życia i dumni ze swej amerykańskości rodzice, choć śledzą zachowania córki z niepokojem, przez pewien czas wmawiają sobie, że dziewczyna jest po prostu bardzo wrażliwa na ludzką krzywdę, i że z tego wyrośnie. Wszystko zmienia się, kiedy przekonania Merry prowadzą ją do ostateczności – w imię protestu wysadza w powietrze lokalny sklep i urząd pocztowy, zabijając jedną osobę. Po czym znika.

Co za tragedia dla takiego człowieka jak Szwed! „Specjalisty od łagodzenia. Od umiarkowania. Od zatajania prawdy, aby nikogo nie urazić. Od wiecznych kompromisów”, jak mówi o nim brat. Zakochanego w swoim potężnym, kapitalistycznym kraju tak bardzo, że już w szkole odczuwał dreszcz ekscytacji i dumy, wymieniając nazwy wszystkich stanów. Przekonanego, że życiem rządzi porządek, a chaos jest gdzieś daleko, poza murami jego świata. Brutalnie wyrwany ze swojej amerykańskiej sielanki, Szwed „natrafia nagle na przeciwnika nieuczciwego – na zło, którego nie da się wykorzenić z ludzkich działań”. Urodzony sportowiec, przywykły do jasnych reguł gry i zasady fair play, nie potrafi tego zrozumieć i nie potrafi się z tym pogodzić.

I choć rozpacz jego pięknej żony jest bardziej efektowna – wszak była miss, choć tak bardzo odżegnuje się od swojej etykietki królowej piękności, przywykła do zwracania na siebie uwagi – to w Szwedzie, kochającym, troskliwym Szwedzie, zbrodnia Merry zostawiła najgłębszy ślad. Z każdą kolejną stroną przekonujemy się o tym coraz bardziej, coraz lepiej poznajemy tego mitycznego herosa i człowieka sukcesu i coraz bardziej mu współczujemy.

Ewan McGregor i Hannah Nordberg w filmie Amerykańska sielanka.
Odkrywamy w nim człowieka, który na pierwszym miejscu stawia zawsze obowiązki i odpowiedzialność, przywykłego do rezygnowania z własnych potrzeb na rzecz swoich bliskich, zawsze troszczącego się bardziej o innych niż o siebie. Bez mrugnięcia okiem stosującego się do poleceń ojca-tyrana i realizującego wszystkie zachcianki żony, mimo że ta, po zniknięciu Merry, obwinia go o swoje zniszczone życie i wypowiada pod jego adresem wiele podłych słów. Ale przede wszystkim – kochającego córkę całym sercem i gotowego oddać jej wszystko. W zamian otrzymał okrutną zapłatę.

Ostatecznie ma w sobie coś z nieszczęsnego Iwana Iljicza – po utracie córki zastanawia się, czy nie poszedł złą ścieżką, czy nie zawinił wobec niej „brakiem porywczości”. Zaczyna się łamać, jest rozgoryczony, wścieka się na Merry, że ośmieliła się podnieść rękę na jego święte wartości. „Głupia suka!” – myśli o swoim dziecku w najbardziej kryzysowych momentach. Nic z tych burzliwych rozmyślań nie przenika jednak na zewnątrz, jego idealna fasada zostaje nienaruszona, i nawet kiedy jego rodzina ostatecznie się rozpada, wkrótce zakłada następną, nie jest bowiem w stanie funkcjonować poza odwiecznym, ustalonym porządkiem. Gdyby zerwał z twarzy przybraną maskę, nie mógłby dalej żyć.

Zapomniane rękawiczki

Historia opowiedziana przez Rotha ma jednak wiele poziomów i można w niej dostrzec sporo przenośni i symboli. Przede wszystkim – to jedna wielka metafora amerykańskiego społeczeństwa, którego wiara we własną wspaniałość i potęgę zostaje zachwiana wraz z wydarzeniami lat 60., czyli zamieszkami na tle rasowym, również wspomnianymi w powieści, oraz wojną w Wietnamie.

Philip Roth
Autor odmalowuje przepaść dzielącą amerykańską młodzież lat 60. oraz pokolenie ich rodziców i dziadków – pamiętających jeszcze wojenną nędzę i wciąż pełnych powojennej radości, ufnych w siłę Ameryki, wykorzystujących możliwości, jakie daje im ich dobre, opiekuńcze państwo. Starsze generacje nie są w stanie zrozumieć, dlaczego ich dzieci i wnuki wściekle odrzucają wszystko to, na co oni tak ciężko pracowali, i dlaczego nie potrafią docenić życia w pokoju, przeciwnie – przenoszą wojnę na własny grunt. Jak mówi stary Levov: „Co to jest, że jak rodzicom, Bogu dzięki, udało się na chwilę wyjść z ucisku, to ich dzieci zaraz biegną szukać ucisku? (…) Dawniej uciekali od biedy; teraz uciekają od bogactwa” (s. 366).

Posługując się pewnymi symbolami Roth pokazuje, jak bardzo zmieniły się Stany Zjednoczone i świat w ciągu tych dwudziestu lat. Stary kamienny dom w Old Rimrock, dom marzeń Szweda, do którego sprowadza on rodzinę, a który z takim wstrętem odrzuca później Dawn, jest obrazem dawnej, potężnej Ameryki, opartej na solidnych fundamentach, na pozór niezniszczalnej. Równocześnie jest też obrazem samej rodziny Szweda, połączonej, wydawałoby się, nierozerwalnymi więzami.

Rodzinny interes Levovów – wytwórnia rękawiczek – symbolizuje z kolei, jak zauważa Jerry, zapomnianą już elegancję i wytworność; przypomina minione dawno czasy, gdy kobiety miały w szafie po dwadzieścia par rękawiczek. W ten sposób rodzina Levovów wydaje się jeszcze bardziej anachroniczna i nieżyciowa. Zakochany w swoim fachu Szwed boleśnie uświadamia sobie, „że wytwarzanie luksusowych damskich rękawiczek, dopasowanych z dokładnością do ćwierci rozmiaru, nie gwarantuje umiejętności stworzenia życia, które pasowałoby idealnie do wszystkich, których się kocha” (s. 601).

Pojawiają się też nieco bardziej dyskretne znaki – jak choćby hasło „Byk, który gwarantuje solidne stado”, którym Dawn reklamuje wystawionego na sprzedaż byka, Hrabiego. W jakiś przewrotny, ironiczny sposób zdaje się ono odnosić również do Szweda.

Groteska międzyludzkich relacji

Choć powieść Rotha zrobiła na mnie spore wrażenie swoją treścią, mam pewne zastrzeżenia do jej konstrukcji. Początek wydaje się bardzo przegadany. Rozumiem oczywiście, że perspektywa Zuckermana miała nas wprowadzić w historię Szweda, ale już jego rozważania o przeszłości, dzieciństwie, pamięci, przytaczane rozmowy z dawnymi przyjaciółmi ze szkoły, sygnalizowanie pewnych wątków i porzucanie ich – to wszystko wydaje się trochę niepotrzebne i nuży. Skoro już pewne tematy wypływają na pierwszych stronach, jak choćby nowa rodzina Szweda czy śmierć jego ojca, to oczekiwałam, że autor do nich wróci. Nie robi tego, i ostatecznie powieści brakuje pewnej fabularnej ramy.

Nie twierdzę jednak, że zaserwowana przez Rotha końcówka jest zła – przeciwnie, uważam, że ma bardzo silną wymowę. Amerykańską sielankę wieńczy garden party u Levovów, na którym oprócz rodziców Szweda obecnych jest kilkoro jego przyjaciół, ludzi z różnych sfer, o zupełnie innych zapatrywaniach na świat.

W trakcie tego spotkania opadają maski, wychodzą na jaw sekrety, dostrzegamy w pełni zaślepienie niektórych bohaterów. Relacje łączące poszczególne pary biorące udział w imprezie ukazują się nam groteskowe, karykaturalne, tak dziwaczne, że wszyscy nawzajem zastanawiają się: „Jak on/ona może go kochać?”. No i samo zakończenie, w którym stary Levov, gderliwa ostoja dawnych czasów, dawnej moralności, dawnych form, omal nie traci oka, i to w bardzo absurdalny sposób. Chaos dochodzi do głosu i śmieje się, śmieje się złośliwie na cały głos z tego wszystkiego, w co wierzyli poczciwi, solidni Levovowie, tak bardzo zakochani w dobrej mateczce Ameryce.


Dwa słowa o filmie

Po lekturze książki oczywiście nie mogłam sobie odmówić wyprawy do kina na ekranizację Amerykańskiej sielanki, debiut reżyserski Ewana McGregora. Film naprawił to, czego zabrakło w książce – w przeciwieństwie do niej posiada jasną fabularną ramę. Charakteryzuje go większy porządek, trochę chaotycznych wątków z powieści Rotha usunięto, inne zostały uproszczone. Jak jednak należało się spodziewać, brakuje mu głębi książkowego pierwowzoru – ginie trochę kontekst społeczny, a zamiast wielowymiarowej, metaforycznej opowieści mamy tylko dramat człowieka, który utracił ukochaną córkę. Zalecam więc lekturę – jako rozszerzenie i uzupełnienie filmowego seansu.

***
P. Roth, Amerykańska sielanka, tłum. Jolanta Kozak, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Ilustracje:
[1] Motyw z okładki filmowego wydania Amerykańskiej sielanki, wyd. WL / www.wydawnictwoliterackie.pl
[2], [3], [6] Materiały dystrybutora filmu / www.americanpastoral.movie
[4] Wolf Gang / Foter.com / CC BY-SA
[5] Okładka książki ze strony wydawnictwa / www.wydawnictwoliterackie.pl

Komentarze

  1. Ja na razie tylko obejrzałem film. Doszedłem do wniosku, sugerując się "cegłowatością" książki, że film będzie taką wersją podstawową, którą późniejsza lektura, jak słusznie piszesz, "rozszerzy i uzupełni". Film był bardzo smutny... Kontekst społeczny rzeczywiście raczej zasugerowany.

    Poza tym cały czas w kontekście "Amerykańskiej sielanki" przypomina mi się, sam do końca nie wiem czemu, "Lęk i odraza w Las Vegas" Huntera S. Thompsona. Może chodzi o ten upadek American Dream, o dekonstrukcję mitu lat 60-tych... Nie wiem, w każdym razie polecam, jeśli nie czytałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o demitologizację amerykańskiego snu to polecę jeszcze Philipa K. Dicka i jego "Humpty Dumpty w Oakland" oraz "Głosy z ulicy". Mało kto wie, że Dick to nie tylko literatura science fiction - autor próbował także swoich sił w powieści obyczajowej i moim zdaniem oba dzieła są co najmniej godne uwagi.

      A co do "Amerykańskiej sielanki" to książka szturmem podbija blogosferę - jesteś kolejną osobą, która pisze o tym dziele :) Na podstawie opisu roję sobie, że "Amerykańska sielanka" to taka znacznie bardziej rozbudowana wersja "Wzburzenia", krótkiej powiastki Rotha, którą miałem przyjemność poznać.

      Usuń
    2. @MatiPro, tak, mniej więcej tak stosunek filmu do książki wygląda, film spłyca niektóre wątki, ale inne z kolei porządkuje, i to jest na plus. Warto w każdym razie zapoznać się i z ekranizacją, i z literackim pierwowzorem. Dzięki za Huntera Thompsona, nie czytałam jeszcze, ale przymierzam się od dawna, a skoro jakoś wiąże się z „Sielanką”, to postaram się sięgnąć jak najszybciej, póki ją jeszcze mam na świeżo. Ten temat, przemian w Ameryce lat 60. (i 50.), jest szalenie ciekawy!

      Usuń
    3. @Ambrose, dzięki za literacki trop! Dicka nie znam jeszcze nawet od strony twórczości s-f, ale zamierzam to też nadrobić, i przy okazji rozejrzę się za tytułami, które wymieniasz. A „Sielanki” naprawdę wszędzie tak dużo? W tej części blogosfery, którą śledzę, aż tak mi się to nie rzuciło w oczy :). Ale nie dziwi mnie to, premiera filmu to dobra okazja do nadrobienia książki, a dla wydawnictwa dobra okazja do promowania wznowienia. Dzięki za recenzję „Wzburzenia”, faktycznie, pewne motywy się powtarzają (u Rotha podobno tak już jest); a mnie obecnie szczególnie zainteresowała ta relacja ojca z synem, bo przeczytałam ostatnio dwie książki skupione na temacie ojcostwa, zaraz wrzucam o nich tekst, i jestem „w temacie” :). W każdym razie przygodę z Rothem na pewno będę kontynuować.

      Usuń
  2. Dzięki Twojemu wpisowi moje czytanie "...sielanki" ruszyło z kopyta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz