Czy Hrabal był feministą?

Scena lania z filmu Postrzyżyny (1980) w reżyserii Jiřiego Menzla. Fot. Studio Filmowe Barrandov
Wydaje się, że trudno dziś napisać o twórczości Hrabala cokolwiek nowego i odkrywczego. Badacze i miłośnicy brali ją pod lupę na wszystkie możliwe sposoby. Jest jednak kwestia, której poświęcili dotychczas stosunkowo mało uwagi. Czy Hrabal pisał w duchu feminizmu? Czy jego dzieła genderowo wyprzedzają swoją epokę?

Na pierwszy rzut oka – tak. Wielu literaturoznawców twierdzi, że na tle zdominowanej przez męską wizję świata czeskiej literatury lat 60. Bohumil Hrabal jest chlubnym wyjątkiem. Bohumil Jirásek, Bronislva Volková czy Jiří Pelán to tylko niektórzy badacze podkreślający, że pisarz wprowadza do swoich utworów pełnokrwiste, nieschematyczne kobiece bohaterki, i pisze o kobiecości z szacunkiem i zrozumieniem. Jako najważniejszy przykład takiej postaci wymieniana jest oczywiście Marie – główna bohaterka Postrzyżyn, wzorowana na matce autora.

Są lata międzywojenne, Nymburk, niewielkie czeskie miasteczko. Marie jest żoną zarządcy lokalnego browaru. Społeczność, w której żyje, narzuca jej pewne oczekiwania, ale kobieta nic sobie z tego nie robi. Jest pełna życia, ma zawsze niespożyty apetyt, pielęgnuje w sobie wewnętrzne dziecko i zamiłowanie do zabaw. W związku z Francinem to ona zdaje się dominować – poważny i stanowczy zarządca browaru wydaje się zupełnie bezbronny wobec jej uroku osobistego. Zamienia się przy niej w małego chłopca: „To była ta jego miłość, zakochanie, które przyciskało go do muru jak to osierocone dziecko Alesza w czytance szkolnej” [1]. Według Josefa Škvoreckiego:
„Flirtująca i prowokująca, a przy tym wierna swemu mężowi piękna kobieta o wspaniałych włosach. Na kartach książki i na filmowym ekranie kocha swojego trochę sztywnego, nieśmiałego i pełnego uprzedzeń męża Francina – jest to jakiś wariant szczęśliwie żonatego Miłosza Pipki – z całą mocą i czułością niezepsutej kobiety, ale jednocześnie uwielbia niewinnie flirtować z jakimkolwiek interesującym mężczyzną, jaki jej się nawinie pod rękę, czy to młodym, czy starszym. Stanowi wprost ucieleśnienie seksu – wszystkiego, co jest w nim autentyczne, zdrowe, nieortodoksyjne, pełne czułości i radości. A także wszystkiego, co w nim tak cudownie zabawne” [2].
Zdecydowanie więc Marie wychodzi poza rolę przypisaną jej przez społeczeństwo. Jest „po męsku” odważna, spragniona przygód, ma nad swoim mężem władzę i chętnie to wykorzystuje. Piękna feministyczna wizja, nieprawdaż? Ale jednak nie do końca. Na dowód – trzy obrazki.

Pierwszy – Marie dokonuje ostatecznego aktu rebelii i obcina swoje piękne złote włosy. Włosy, które przez mieszkańców Nymburka są traktowane jako miejscowy zabytek i dziedzictwo starych czasów, włosy, w których zakochał się Francin. Obcina, bo chce być sobą, chce się pozbyć z głowy ciężaru – we wszystkich możliwych znaczeniach. Co się wtedy dzieje? Mąż nagle wchodzi w swoją tradycyjną rolę i upokarza ją, publicznie sprawiając jej lanie pompką od roweru. Scena jest odmalowana w sposób niewinny i groteskowy, ale w gruncie rzeczy jest jednak manifestacją męskiej siły.

Drugi – to już z drugiej części trylogii nymburskiej, Takiej pięknej żałoby. Małżonkowie wrócili właśnie z kina, rozmawiają o obejrzanym filmie, Marie zachwyca się Garym Cooperem. Francin wpada w szał, wyciąga rewolwer, wywleka ją z łóżka i każe przyznać, że gdyby miała taką okazję, oddałaby się aktorowi. „Widziałem, jak patrzyłaś na Gary Coopera. Przyzwoita kobieta nie patrzy w ten sposób… W ten sposób powinna patrzeć tylko na swojego męża!” [3]. Z potulnego Francina, skulonego za szafą z kromką suchego chleba i garnuszkiem kawy, wychodzi nagle porywczy, absurdalnie zazdrosny mężczyzna. O tym, że ma w sobie więcej siły i stanowczości, niż się wydaje, świadczy już scena z Postrzyżyn, w której ujarzmia znarowione browarniane konie. Czy nie jest tak, że i w związku z Marie ma większą władzę i kontrolę, niż na pierwszy rzut oka?

Trzeci – ze Skarbów świata całego. Zostaje w nich przywołana historia z młodości Marie i Francina, o której jednak nie było słowa ani w Postrzyżynach, ani w Takiej pięknej żałobie. Marie marzy o Pradze i o założeniu własnego biznesu. Za pieniądze od Francina kupuje w stolicy mały sklepik z kosmetykami. Chce być niezależna, pracować, mieć własne pieniądze. Mąż nie odmawia jej pomocy, ale patrzy na jej przedsięwzięcie złym okiem i wciąż namawia, by wróciła do domu. W końcu wraca – na tarczy, bo interes nie prosperuje, wierzyciele zaczynają dobijać się do drzwi, i niespełniona bizneswoman musi znów poprosić o pomoc męża. Ten, szczęśliwy, nie ogranicza się do spłacenia długów żony, ale i – by ją ukarać i bezustannie przypominać jej o porażce – sprowadza do browaru cały pachnący asortyment jej sklepu.

W starszej literaturze – nie tylko czeskiej – istniały tylko dwa modele kobiecości. Pierwszy – święta – potulna, cicha, skromna. Drugi – grzesznica – kobieta, która próbuje wyjść poza narzucone sobie ramy, ma odwagę, by mówić i robić to, czego jej nie wolno. I za to zostaje zawsze ukarana.

Badacze, którzy dowodzą, że Bohumil Hrabal pisał o kobietach z szacunkiem i zrozumieniem, mają rację. Ale faktem jest też, że kobiece wyzwolenie i siła w jego utworach są często tylko pozorne, i taki a nie inny sposób przedstawiania kobiet może wynikać z osobistych doświadczeń autora – od najmłodszych lat stykał się z bardzo silnymi kobiecymi osobowościami. Ostatecznie, świadomie lub nie, sprowadza swoje postaci do tradycyjnych ról. A jego twórczość jest raczej zwiastunem postępowej czeskiej literatury w duchu feminizmu, niż pierwszą jej reprezentacją.

Tekst powstał w oparciu o moją pracę magisterską.

Przypisy:
[1] Hrabal B., Postrzyżyny, przeł. Czcibor-Piotrowski A., Izabelin 2001, s. 28.
[2] Škvorecký J., Wszyscy ci wspaniali chłopcy i dziewczyny. Osobista historia czeskiego kina, przeł. Jagodziński A., Sejny 2018, s. 352.
[3] Hrabal B., Taka piękna żałoba, przeł. Czcibor-Piotrowski A., Izabelin 1997, s. 31.

Komentarze

  1. Ależ interesującą pracę pisałaś! Myślę, że jest jeszcze miejsce, i to spore, na różne odczytania feministyczne, genderowe :) Pewne schematy są w nas silnie zakorzenione; gdy rozmawialiśmy na zajęciach o "Chamie" czy "Lalce", wszyscy, łącznie z wykładowcą, baaardzo negatywnie wypowiadali się o bohaterkach, co mnie, nie powiem, smuciło. Nie chodzi o ty, by je uwielbiali albo idealizowali, nie. Ale nie były wcieleniem zła czy sygnałem do wspomnienia, jakie to kobiety są płytkie itd.
    Sceny, które przytoczyłaś, są przerażające, prawdę mówiąc. Zauważyłam, że za każdym razem podkreślasz, jak niespodziewane było to zachowanie ("Mąż nagle wchodzi...", "wychodzi nagle porywczy, absurdalnie zazdrosny mężczyzna"). Nie wiem, nie znam się, ale coś takiego siedzi chyba w człowieku cały czas i współczesny czytelnik raczej to dostrzeże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, całą literaturę można przeanalizować z takiej perspektywy i dojść do arcyciekawych wniosków. Część kanonu już wzięto w ten sposób pod lupę, ale to tylko jakiś wycinek :) A Twój smutek rozumiem, sama zawsze miałam trochę słabość do tych „płytkich” i „złych” kobiecych bohaterek. Ale to chyba postawa godna empatycznego czytelnika. Nikt nie jest doskonały, a sam Flaubert napisał „Madame Bovary to ja”.

      Co do tych scen i postaci Francina – może to kwestia patrzenia z perspektywy narzuconej przez narratora, a właściwie dwóch narratorów – żony, a potem syna. Syn (którego w tym aspekcie spokojnie możemy chyba utożsamić z autorem) również postrzegał tę postać jako zdecydowanie pozytywną, mimo że i w stosunku do niego bywał porywczy. Może po prostu Hrabal bardzo chciał pokazać ojczyma jako postać pozytywną, wyrozumiałą, cierpliwą, i trochę „oszukał” tym czytelnika. Podobnie jak tworząc iluzję, że Marie jest wyzwolona :)

      Usuń
    2. To, co Hrabal chciał pokazać, a to, co widzi czytelnik, zwłaszcza współczesny (a czasem też z innego kręgu kulturowego), może się różnić :) Czasami sama jestem zaskoczona, jak odmiennie czyta się dzisiaj niektóre dzieła, jak niektóre sceny potrafią zdecydować o moim stosunku do danej postaci. Ta scena z włosami (czy raczej reakcja na ich ścięcie), o której piszesz, że jest manifestacją męskiej siły, stanowi dla mnie jakąś kwintesencję toksycznej męskiej zaborczości. Z dzisiejszej perspektywy jest ona tak niedorzeczna, a przez to oburzająca, że trudno po czymś takim dostrzec we Francinie jakąkolwiek pozytywną cechę.

      Usuń

Prześlij komentarz