![]() |
Nusle. Praga. |
Zbiór opowiadań autora ukrywającego się pod pseudonimem Green Scum to mistrzowski przykład czeskiego łączenia smutku ze śmiechem. Czytając o perypetiach nieszczęśników, którzy usiłują jakoś przeżyć na praskich Nuslach i zachować przy tym resztki godności, nie sposób się nie śmiać. Ale jest to śmiech przez łzy.
O książce, która zrobiła na nas ogromne wrażenie, zawsze pisać trudno. W przypadku Nuselskiego punku postanowiłam więc podeprzeć się sztywną formą i zrobić to w siedmiu pytaniach. Gotowi? Zacznijmy od autora.
Kim jest autor?
Odpowiedź nie jest prosta – wszak nie znamy nawet jego nazwiska. Wiadomo jednak, że pod pseudonimem Green Scum (Zelený Škraloup) kryje się bloger, mieszkaniec Nusli, żyjący „na przemian pod dachem i na ulicy”, do pewnego stopnia z pewnością alter ego narratora Nuselskiego punku. „Większość tych historyjek przeżyłem sam albo wydarzyły się moim przyjaciołom” – mówi. Książkę, jak przyznaje, napisał w całości w knajpie, w lokalu Red Hook, przy stoliku numer trzynaście [1].
Już na tym etapie rozpoczynają się podobieństwa i skojarzenia: Hašek, Hrabal, Bukowski. Ćmy barowe, stali bywalcy. Zapisywacze prawdziwych historii. Ale to dopiero początek.
(Poniżej trailer książki, w którym wystąpił i autor – to ten pan w długich włosach).
Kim jest narrator?
Dżudo to facet, który, podobnie jak bohaterowie jego historii, próbuje przeżyć. Chwyta się różnych zajęć, kocha swoją dziewczynę i nie chce jej stracić, ale przez większość czasu przesiaduje w knajpie Na Závisti lub odpływa gdzieś, spalony. Mówi tak:
„Znam wielu ludzi. Ludzi, którzy codziennie wysiadują po knajpach. Sam do nich należę. Uważam ten sposób życia za dobry. Za dnia odwalić swoje, a wieczór przesiedzieć nad piwem. Wydaje mi się to równie sensowne, jak cokolwiek innego” [2].
Jeśli ucieczki od życia nie szuka akurat w knajpie lub w skrętach, ucieka w książki. „Pomagają mi przeżyć”, wyznaje rozbrajająco swojej Sarze.
(Używki i literatura – czy nie inaczej wyglądało życie Bukowskiego? „świetlana sprawa / dla której powinienem się poświęcić / czeka zimna na kowadle / kiedy ja / palę, szczę, czytam Geneta / albo komiksy” [3] – pisał w braku praktycznie wszystkiego).
Kilka razy udowadnia nam jednak, że mamy również do czynienia z nieprzeciętnie wrażliwym facetem. Choć się boi, staje w obronie staruszka Krajánka, atakowanego przez bandę wyrostków, jako jedyny z rodziny odwiedza grób swojej babci i pisze o smutnych losach swoich nuselskich przyjaciół z autentycznym współczuciem. Za wszelką cenę próbuje też ułożyć sobie życie, ale jakoś nigdy nie wychodzi.
Dlaczego Nusle?
By zrozumieć opowieść Green Scuma, trzeba najpierw zrozumieć, czym są Nusle. Dzielnica w samym sercu Pragi, która jednak wciąż jeszcze zachowała swój dawny charakter sprzed ery wszechobecnych turystów i wegańskich knajpek. Tłumacz Krzysztof Rejmer pisze o niej tak:
„Nusle to nie jest najlepsze miejsce na świecie. To nie jest w ogóle dobre miejsce. Dla niektórych to nie jest nawet żadne miejsce, tylko czarna dziura. Proletariacko-romska dzielnica w cieniu prastarej, wyszehradzkiej skały, gdzie przed wiekami nad Wełtawą stał książęcy zamek, oraz pankrackiego więzienia, gdzie… dobrze już wiadomo co. I monstrualnego mostu, wraz z jego sześciopasmową jezdnią, mostu, z którego chętnie skaczą samobójcy” [4].
Również w Nuselskim punku zza każdego rogu na Nuslach zdaje się wyzierać beznadzieja. Ale mimo to narrator je kocha – nie ma wątpliwości, że to jego dom. „W Nuslach wyrosłem. W Nuslach chcę żyć. Nie ma nic, co by przypominało tę dzielnicę” – mówi.
Nusle to hrabalowska Libeń.
Przechodzimy do sedna. Nuselski punk jest zbiorem historii prostych ludzi, mieszkańców Nusli, którzy mimo biedy i beznadziei usiłują jakoś przeżyć. „Ze wszystkich sił starają się zachować godność”.
Niektóre są bardzo tragikomiczne. Jak opowieść o Tašunce, miłośniku Indian. Gdy doczekał upragnionej transformacji, natychmiast kupił bilet do Stanów. Dzień przed odlotem wystąpił jako znawca na spotkaniu o zachodniej kulturze. Dając upust radości, użył niefortunnego sformułowania: „czuję się, jakbym był między czerwonymi”. Dostał w głowę kostką brukową i umarł. Nigdy nie zobaczył swojej ziemi obiecanej.
Tragikomiczny jest Batman – „tramwaj jedenastka był jego batmobilem” – i Svitáček, który oswaja strach przed śmiercią, chodząc wszędzie w stroju do trumny, i Noe, który skoczył na bungee z mostu nuselskiego, ale źle obliczył długość liny. Ale są tu historie zwyczajnie smutne. Jak wspomnianego Krajánka, emerytowanego nauczyciela biologii, czy Sáčka, bezdomnego, któremu syn zabiera całą emeryturę.
![]() |
Nusle. Raz jeszcze. |
I jeszcze jedno skojarzenie, na które moją uwagę zwrócił jeden z czeskich recenzentów. Buszujący w zbożu Salingera. Tak samo pełen miłości do świata, która nie zostaje odwzajemniona.
Trafia do Was wrażliwość tych autorów? Bierzcie Nuselski punk w ciemno.
O czym jeszcze?
Nie wszyscy znamy praskie Nusle, nie wszyscy żyliśmy wśród ludzi, o których opowiada Green Scum – czytamy po to, by ten smutny świat poznać. Jest jednak w Nuselskim punku i element uniwersalny, znajomy każdemu. To też książka o relacjach, i o tym, jak trudno jest nam je budować.
Bohaterowie tych nuselskich opowiadań mają proste potrzeby i mnóstwo dobrej woli. „Ja tylko chciałem ją kochać (…). Nie chciałem żadnych zawiłości” – mówi przyjacielowi Dżudo, gdy próbuje się uporać z odejściem Sary. Każdy z nich chce kochać i być kochany, lecz rzeczywistość okazuje się dla nich zbyt przytłaczająca, by byli w stanie zbudować coś stabilnego. Nie radzą sobie nawet ze sobą, a co dopiero z życiem we dwoje?
Jakim językiem?
Green Scum opowiada nuselskie historie językiem swoich bohaterów, a więc bez stylistycznych zawijasów i obecną češtiną. A że obecná čeština jest praktycznie nieprzetłumaczalna, sądzę, że wartością dodaną byłoby zapoznanie się z Nuselskim punkiem w oryginale.
Nie znaczy to, rzecz jasna, że przekład Krzysztofa Rejmera jest zły. Choć tłumaczenie czeskiego „ty vole” po prostu jako „wole” wydaje mi się pomysłem zbyt prostym, a gdzieniegdzie wkradły się bohemistyczne błędy („być mimo”), myślę, że wersja polska oddaje rytm i charakter języka oryginału, na tyle na ile to tylko możliwe.
Dlaczego to nie jest książka idealna?
Tematyka, bohaterowie, tragikomizm, wrażliwość, przywodząca na myśl moich ulubionych autorów – wszystko to sprawiło, że Nuselski punk z miejsca podbił moje serce. Dlaczego jednak nie dałabym mu dziesięciu gwiazdek w dziesięciostopniowej skali?
W moim odczuciu Green Scum jest mistrzem mikroopowieści. Dlatego w momencie, gdy zaczyna w swoim zbiorze kleić jakąś większą fabułę – wokół uprawy marihuany dla chorego kolegi oraz związku z Bárą – książka staje się męcząca.
Mimo to polecam szczerze i entuzjastycznie. Jeśli szukacie historii prostej, niewydumanej, ale takiej, która rozbawi was do łez, a zarazem wywoła bezbrzeżny smutek – właśnie ją znaleźliście.
***
Green Scum, Nuselski punk, przeł. Krzysztof Rejmer, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.
Źródła:
[1] https://www.fullmoonzine.cz/clanky/nuselskej-punk-jsem-psal-v-hospode-green-scum
[2] Green Scum, Nuselski punk, przeł. Rejmer K., Warszawa 2019, s. 5.
[3] Bukowski Ch., Płonąc w wodzie, tonąc w ogniu, przeł. Piotr Madej, Warszawa 2004.
[4] Rejmer K., Od tłumacza [w:] Green Scum, op. cit., s. 321.
Fotografie:
[1] zyphichore / TrendHype / CC BY-NC
[2] analog_m0nkey / Trends Hype / CC BY-NC-SA
[3] janjaromirhorak / TrendHype / CC BY-NC-SA
[4] okładka książki ze strony wydawnictwa Prószyński i S-ka
Źródła:
[1] https://www.fullmoonzine.cz/clanky/nuselskej-punk-jsem-psal-v-hospode-green-scum
[2] Green Scum, Nuselski punk, przeł. Rejmer K., Warszawa 2019, s. 5.
[3] Bukowski Ch., Płonąc w wodzie, tonąc w ogniu, przeł. Piotr Madej, Warszawa 2004.
[4] Rejmer K., Od tłumacza [w:] Green Scum, op. cit., s. 321.
Fotografie:
[1] zyphichore / TrendHype / CC BY-NC
[2] analog_m0nkey / Trends Hype / CC BY-NC-SA
[3] janjaromirhorak / TrendHype / CC BY-NC-SA
[4] okładka książki ze strony wydawnictwa Prószyński i S-ka
To jak powinno być przetłumaczone Vole? Bo bardzo mi się nuselski podobał, postanowiłem że muszę pojechać do Pragi i pójść na Nusle, ale nie wiem co to znaczy to vole///
OdpowiedzUsuńProblem z „ty vole” jest o tyle skomplikowany, że właściwie nie ma w języku polskim jednego dobrego odpowiednika tego zwrotu. :) Żeby się przekonać, wystarczy wpisać go w słowniku typu Glosbe, podającym przykłady tłumaczeń – cały wachlarz różnych możliwości. Najczęściej wyraża zdumienie, czasem złość czy zniecierpliwienie, ale trzeba go tłumaczyć w zależności od kontekstu, od tego kto używa i w jakiej sytuacji. Najbardziej neutralny odpowiednik wg mnie to coś w stylu „o kurde”.
Usuń