„Widać mam duszę anarchisty”. Wywiad z Jáchymem Topolem

Po ośmioletniej pisarskiej przerwie Jáchym Topol powrócił z nową powieścią. Z okazji premiery polskiego przekładu Wrażliwego człowieka autor odwiedził Polskę, dzięki czemu udało mi się z nim spotkać i porozmawiać. Nie tylko o nowej książce, ale również o tym, dlaczego już nie wydaje swoich wierszy, co mu przeszkadza w najnowszej czeskiej literaturze i… oczywiście o Hrabalu.

Anna Maślanka: Niedawno w trakcie dyskusji w Krakowie z okazji Czeskiej Nocy Poezji pisarka Sylva Fischerová mówiła o tym, jak bardzo uwielbia wiersze Jáchyma Topola i jak bardzo żałuje, że przestał pisać poezję. Zacznę więc od pytania: dlaczego pan przestał?

Jáchym Topol: Wcale nie przestałem. Nadal czasem piszę wiersze, ale już ich nie wydaję, wykorzystuję je bardziej jako materiał do prozy lub piszę po prostu dla siebie. Mogę pani pokazać, coś by się tu dobrego znalazło… [wyciąga telefon i pokazuje krótkie wiersze zapisane w formie notatek].

Pisać wiersze i stworzyć tomik poezji to dwie różne rzeczy, to drugie wiąże się z ogromną pracą, a mnie się zwyczajnie nie chce. Ta faza już za mną. Kiedyś jeszcze pisałem teksty do piosenek dla ludzi, z którymi się dobrze znaliśmy, ale dziś już nie mam dla kogo.

Jak by pan więc opisał drogę, którą pan przeszedł jako pisarz w ciągu ostatnich dwudziestu lat?

Przede wszystkim jestem dosyć zaskoczony, bo myślałem, że w końcu znajdę w życiu czas i możliwości, żeby skupić się na pisaniu, a nigdy mi się to nie udało. Ciągle chodzę do pracy, po wyjściu nowej książki ruszam w trasę… Ale pogodziłem się z tym. Zrobiłem sobie na przykład w domu pracownię, wstawiłem tam stół mojego dziadka [Karla Schulza, znanego czeskiego powieściopisarza], idealne warunki do pracy. I od tamtej pory nie napisałem tam ani słowa. Marzy mi się regularność, unormowany tryb pracy, ale widać mam duszę anarchisty.

Akcja Wrażliwego człowieka rozgrywa się w pana rodzinnych stronach, na prowincji, a główny bohater, były dysydent, tęskni za czasami, kiedy sztuka była walką i pod pewnymi względami wydaje się podobny do pana. Jak bardzo ta historia jest osobista?

Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo w zasadzie wszystko, co piszemy, powstaje na bazie jakichś rzeczywistych wydarzeń. Oczywiście nie piszę wprost o sobie, po prostu wykorzystuję pewne przeżycia jako materiał. Doświadczenie powieściowego Taty trochę pokrywa się z moim, ale nie, nie traktuję tej historii jako osobistej.

Bohaterowie mają dosyć smutny obraz świata – ludzie już nie są w stanie ze sobą rozmawiać, wszędzie mamy elektroniczne tablice, smartfony. Czy i pan tak to widzi?

Myślę, że przez to ludzie potrzebują się dziś nawzajem jeszcze bardziej. Widzę to po sobie – nigdy nie bałem się samotności, raczej jej szukałem, żeby móc pisać, ale teraz moje córki, duże dziewczyny, 18 i 23 lata, mają swój świat i nie wiem za bardzo, co z tym zrobić. Byłem przyzwyczajony, że spędzaliśmy razem dużo czasu…

Mam też te nostalgiczne wspomnienia z dzieciństwa na wsi: rodzin, które siadały wieczorem razem przed telewizorem, czasem jedenaście czy dwanaście osób. Wtedy trochę nimi gardziłem, wydawali mi się wiejskimi prymitywami, gapili się na tego Karla Gotta. Ale dzisiaj to dla mnie utracony raj. Wtedy, dzięki temu jednemu telewizorowi, ludzie się ze sobą komunikowali, a dziś – to też znam z własnego życia – każdy siedzi w innym pokoju i ogląda własny film.

Więc ta „pospolitość”, która się kształtowała tysiące lat, która jeszcze niedawno polegała też na wspólnym oglądaniu Gotta w telewizji, została rozbita. Ale nie powinniśmy chyba tego krytykować, bo na tym polega wolność. Jak w Biblii: kiedy Mojżesz wyprowadził lud Izraela na pustynię, mówił, że ruszają w kierunku wolności, która jest okrutna. Ale to i tak lepsze niż wygodna niewola w Egipcie.

Nie czuję nienawiści do technologii. Z jednej strony nas męczy, z drugiej – wszyscy jej potrzebujemy. Gdyby nie technologia, nie mógłbym przyjechać do Polski, bo mnóstwo rzeczy załatwiam przez telefon. Więc nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Wrażliwy człowiek to też trochę książka o polityce. Myśli pan, że komentowanie w ten sposób rzeczywistości może coś zmienić? Czy dziś literatura ma jeszcze taką siłę?

Moim zdaniem potrzebujemy intelektualisty, który potrafiłby równocześnie bawić tłum. To prawda, że dawniej pisarze i artyści mieli może nieco większy wpływ na rzeczywistość, ale myślę że i dziś, gdyby znalazł się intelektualista, który odnalazłby się w mediach i potrafiłby z nimi pracować, miałby ogromną szansę coś zmienić. Przepraszam, że odpowiadam trochę naokoło, ciężko się o takich rzeczach mówi.

Wiem, to trudne pytania – o znaczenie literatury w dzisiejszym świecie…

A przecież sto lat temu literatura też wcale nie była taka istotna. Myślę, że jej złoty wiek przypadł na lata 50., 60. i 70., to był po prostu taki czas.

Zainteresował mnie we Wrażliwym człowieku motyw radzieckiego czołgu, który bohaterowie wyciągają z rzeki. Czy miał sugerować, że Czesi są narodem, który nie może przestać patrzeć wstecz i uwolnić się od swojej przeszłości?

Oczywiście czołg jest tu pewnym symbolem rosyjskiego imperializmu. Teoretycznie jest mało prawdopodobne, żeby dziś znów wdarły się do nas rosyjskie czołgi, ale ten rosyjski imperializm nie umarł, wciąż jest i straszy.

To jednak też historia, która ma swoje korzenie w rzeczywistości – w Poříčí nad Sázavou, tej wiosce, gdzie rozgrywa się akcja i skąd pochodzę, mówiło się zawsze, że „tam pod mostem leży czołg”. Podobno jacyś faceci podpalili kiedyś na moście czołg i spadł do rzeki. Byliśmy małymi chłopcami, więc nie wiedzieliśmy za bardzo, czyj to był czołg – czy jeszcze niemiecki, czy radziecki po inwazji ‘68. Ale zawsze gdy pływaliśmy w rzece, rozglądaliśmy się w tym miejscu, czy go gdzieś nie zobaczymy.

Później oglądałem zdjęcia takich wyciąganych z wody wraków – jak w Polsce z Bugu wyciągali sowiecki transporter albo jak gdzieś w Rosji wyciągają z rzeki T-34. Te czołgi są już dziś trochę jak dinozaury, więc nic dziwnego, że krążą o nich legendy.

Także o najnowszej czeskiej literaturze twierdzi pan, że jest zbyt zanurzona w przeszłości.

Tak, ale mam dwie ulubione młode autorki – młode w ujęciu badaczy literatury, czyli 35- czy 40-letnie – u których tego nie ma. Przeszłość oczywiście jest obecna w ich twórczości, bo jak każdy inteligentny człowiek zdają sobie sprawę z jej znaczenia, ale nie mają na jej punkcie obsesji, jak wielu dzisiejszych czeskich autorów.

Pierwsza to Veronika Bendová. Niedawno wyszła jej powieść Vytěženej kraj o północnych Czechach – krainie, gdzie dawniej działały kopalnie, dziś już zlikwidowane. Te północne Czechy i Sudety to taka nasza tajemnicza, w pewien sposób groźna kraina, i w tej właśnie scenerii główna bohaterka przeżywa historię miłosną. Druga autorka to Dora Kaprálová, Czeszka mieszkająca w Berlinie. Najnowsza jej książka nosi tytuł Ostrovy i składa się na nią dwanaście pięknych opowiadań.

Mam nadzieję, że nasi wydawcy zdecydują się na zaprezentowanie ich też polskim czytelnikom. Ostatnie pytanie musi dotyczyć Bohumila Hrabala – wiem, że go pan ceni, jeszcze wczoraj na Festiwalu Conrada podkreślał pan, że Hašek i Hrabal są panu bliżsi niż Kafka, a to autor ważny i dla mnie. Co osobiście znaczy dla pana Hrabal i jego twórczość?

Mój stosunek do Hrabala był dosyć skomplikowany. Za młodu działałem w undergroundzie i moimi autorytetami byli ludzie, którzy siedzieli w więzieniach, jak Ivan Jirous. A Hrabal był wszędzie, w głównym nurcie. Nie przyjmowałem do wiadomości, że to był już wtedy 70-letni pan. Później i to zaczęło mi się w nim podobać – że nie był człowiekiem politycznym.

Lubię jego świat gospód i piwa, który wbrew pozorom wcale nie jest głupi czy śmieszny, bo jest podszyty depresją i dogłębnym poznaniem świata. Bliska jest mi też jego nostalgia, w ogóle świat Hrabala jest bardzo „mój” i smuci mnie, że prawdopodobnie ten świat bezpowrotnie znika. O ile już nie znikł.

Ale także cała Grupa 42, poeci, przyjaciele Hrabala – oni wszyscy uwielbiali estetykę peryferii, która jest i głęboko we mnie. Czasem, kiedy mam wszystkiego dość, idę na piwo, a potem chodzę po zdewastowanych dzielnicach robotniczych, które mają w sobie mnóstwo poezji – pokażę pani zdjęcia! [wyciąga telefon i pokazuje zdjęcia z praskiej Libni, dzielnicy Hrabala] – i jestem tam szczęśliwy. To świat surowy, ale piękny, i chyba dlatego Hrabal jest mi tak bliski.

***
Zainteresował Was Wrażliwy człowiek? W grudniowym numerze „Nowych Książek” możecie też przeczytać moją recenzję książki. Tekst dostępny jest również na stronie czasopisma.

Zdjęcie główne: Amrei-Marie / Wikimedia Commons

Komentarze

  1. Osiem lat przerwy od pisania powieści do bardzo dużo. Dobrze, że autorowi udało się wrócić do czytelników. Przeczytałam Twoją recenzję. „Najnowsza powieść Jáchyma Topola oszałamia więc tempem i językiem, ale i zmusza do refleksji; bywa zabawna, bywa przerażająca, jednak ostatecznie zostawia nadzieję” – te słowa bardzo zachęcają do sięgnięcia po książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczy to właśnie tym, że chodził do pracy i nie miał tyle czasu i sił, by skupić się na pisaniu. Ale to też trochę wyraz buntu przeciw tej maszynce produkcyjnej, która każe autorom co dwa lata powracać z nową książką :). Może racja, że lepiej wydać jedną dobrą książkę raz na osiem lat niż co drugi rok wracać z taką sobie.

      Cieszę się, że recenzja zachęciła! Urzekło mnie we „Wrażliwym człowieku” właśnie to, że mimo całego okrucieństwa, brudu i chaosu tej opowieści bohaterowie szukają po prostu miłości i stabilizacji (jakkolwiek kiczowato może to zabrzmieć). Stąd ta nadzieja. Mam nadzieję, że zdecydujesz się przeczytać i książkę :).

      Usuń
  2. Sprzeciwię się narzekaniu na technikę. Dzięki niej można mieć kontakt ze światem, z ludźmi, np. przyjaciółmi z USA i to w formie wideo, za darmo o każdej dogodnej stronom porze. Oglądać Gotta o dowolnej (nie lubię), ale także Kaczmarskiego (lubię), czytać Olgę Tokarczuk, Herberta, co kto lubi. Wydobyć ze studni czasu, Mrożka, Czechowa, w kilku najlepszych inscenizacjach. Zawiesić, gdy zagotowała się woda na kawę, herbatę. Żadnej nostalgii za PRL i CSRS nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie Topol twierdzi, że ma do niej stosunek ambiwalentny: „Nie czuję nienawiści do technologii. Z jednej strony nas męczy, z drugiej – wszyscy jej potrzebujemy”, w ostatnim akapicie odpowiedzi na pytanie o technologię mówi mniej więcej to samo, co Pan w tym komentarzu :). A nostalgia dotyczy relacji między ludźmi, świata, w którym jednak więcej czasu spędzali razem. Oczywiście każdy może widzieć to inaczej :).

      Usuń

Prześlij komentarz