Sauna, piwo i strach. „Czeski Raj” Jaroslava Rudiša obrazem czeskiej duszy? [recenzja patronacka]


„Trzy piwa powinien codziennie wypić każdy facet i każda baba. I byłby spokój. Nikt by się nie kłócił. Nie byłoby tylu rozwodów. Wojen by nie było. Islamskich terrorystów by nie było. Żadnych terrorystów by nie było. Na całym świecie byłby pokój, gdyby wszyscy pili trzy piwa dziennie. Ale tylko pilznera”.

Grupka mężczyzn siedzi w rozpadającej się saunie w samym środku Czeskiego Raju, z dala od wielkich miast. Nie mają nazwisk, tylko opisowe przydomki niczym indiańskie imiona: „ten, co ma przejść na emeryturę”, „ten, co jest taksówkarzem”, „ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym”. Komentują rzeczywistość, narzekają na internet, kłócą się, trochę dla sportu, jak zaimponować kobiecie (i czy gadki o książkach działają) i jak ugotować najlepszy gulasz. Hovory lidí, jak u Hrabala.

Kim właściwie są?

Najnowsza książka Jaroslava Rudiša to chyba trochę obraz czeskiej duszy. Bohaterowie nie lubią Niemców, ale „bez Niemców nie byłoby pilznera, co nie?”. Za poprzedniego ustroju byli komunistami, ale i tak w listopadzie dzwonili kluczami na Placu Wacława. Chcą nowej rewolucji, ale nie wiedzą, w którą stronę by miała pójść. „Jakoś prosto”…

Wszystko wiedzą najlepiej. Choroby leczą piwem (trzy pilznery dzień w dzień, nie mniej i nie więcej!). Buńczuczną postawą maskują kompleksy, nie znoszą „prażaków” i cudzoziemców. Ale też nie zawsze się ze sobą zgadzają – sprzedawca ubezpieczeń jest gotów obić swojemu koledze gębę za szczucie na muzułmanów, mówiąc: „Mój dentysta to Syryjczyk, porządny facet”. Kiedy najmłodszy mówi: „Chciałbym nauczyć się od niej niemieckiego i pojechać do Rajchu. No bo co tu można robić, co nie? W tej dziurze”, mistrz kraju w tenisie stołowym daje mu po głowie i każe o ojczyźnie mówić z szacunkiem. Narzekają na swoje „velitelki”, a mimo to je kochają (a gdy je stracą, całymi dniami nie wietrzą mieszkania, by zatrzymać jak najdłużej ich zapach). Mówią o sobie: „Przecież jesteśmy porządnymi ludźmi, nie? Nie jesteśmy bydłem”.

I mają rację.

Im bliżej końca, tym bardziej się o tym przekonujemy.


W Boga nie wierzą, ale też nie do końca nie wierzą. Boją się śmierci, ale pocieszają się wizją, że niebo będzie jak nowa gospoda, w której wszyscy w końcu się zejdą. Czekają na koniec świata i mają nadzieję, że przyjdzie, gdy będą w saunie. W tym momencie zaczynamy rozumieć, jak bezradni i wystraszeni są, jak bardzo nie radzą sobie z życiem mimo tylu przeżytych lat, jak ciążą im złe wspomnienia, jak bardzo potrzebują tej twierdzy w postaci sauny. Miejsca jak piwiarnia, ale bardziej magicznego, bardziej świętego, bardziej jak kościół, za drzwiami którego problemy znikają:

„Tu w saunie jesteśmy zabezpieczeni przed światem, my, faceci. Tu nie mają wstępu ani baby, ani problemy, ani choroby. Zostają grzecznie za ścianą”.

W końcu chyba wszyscy potrzebujemy czasem swojej sauny, prawda?

Czeski Raj zachwyca poczuciem humoru i empatią dla bohaterów – tej grupki przemądrzalców, którzy gębę mają pełną życiowych mądrości, ale o życiu wciąż wiedzą niewiele. To zresztą typowe dla Rudiša i bardzo čapkowskie – w jego książkach roi się od niezbyt sympatycznych bohaterów, o których pisze tak, że mimo wszystko się ich lubi. Nikt tu nie jest dobry lub zły, za to każdy – niedoskonały, i przez to wzruszający.

Uwagę zwraca też kameralny, teatralny wręcz charakter opowieści – przez całą książkę pozostajemy w jednym pomieszczeniu, w czterech ścianach sauny, zmieniają się jedynie pory roku. Bardzo teatralne jest także zakończenie – z bójką, burzą i przejmującym śpiewem sprzątaczki – co nasuwa podejrzenie, że utwór już powstawał z myślą o scenicznej adaptacji.

Wreszcie – chapeau bas za odtworzenie żywej, mówionej czeszczyzny. W przekładzie tego nie widać, w polskiej wersji język bohaterów jest swobodny i dobrze się czyta, ale ten żywioł obecnej češtiny jest nieprzekładalny, więc każdemu, kto choć trochę czyta po czesku, polecać będę jednak oryginał. Widać tu niesamowite ucho Rudiša, widać długie godziny rozmów i słuchania, i w efekcie w Czeskim Raju zbliżył się do języka mówionego tak bardzo, jak to tylko możliwe.


Jaroslav Rudiš jak zwykle nie rozczarowuje. Jego kolejna książka skupia w sobie to, co najlepsze z czeskiej tradycji i to, co nowe i świeże; jest w tym Hrabal, Čapek i Hašek, a równocześnie 100% Rudiša. Tragikomizm, czekanie na koniec świata i refleksje o życiu przeplatane z gadkami o piwie, gulaszu i kobietach – czy to nie brzmi jak idealna lektura na czas pandemicznej apokalipsy?


Zapraszam Was do sauny. Baby, problemy i choroby zostawimy za drzwiami.

***
Cytaty: J. Rudiš, Czeski Raj, przeł. K. Dudzic-Grabińska, wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2020. Premiera 18 marca (dziś!).

Komentarze

  1. „Komentują rzeczywistość, narzekają na internet, kłócą się, trochę dla sportu, jak zaimponować kobiecie (i czy gadki o książkach działają)”

    I do jakiego dochodzą wniosku: że gadki o książkach działają czy nie? Myślę, że jednak nie, nie w naszych czasach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, widać zmianę pokoleniową – ci starsi jeszcze wyrywali swoje żony na książki i twierdzą, że to skuteczne, ale młody żali się, że jego trzydziestka już tylko gapi się na seriale. :)

      Usuń

Prześlij komentarz