Nabokoviada 2 po raz pierwszy: „Martwe dusze”, Mikołaj Gogol


„Co wesołe, momentalnie stanie się smutne, jeśli tylko zbyt długo zatrzymywać się przy nim, i wtedy Bóg wie co przychodzi do głowy” – cytat ten wpadł mi w oko, gdy przygotowując się do pisania tego tekstu na chybił trafił otworzyłam Martwe dusze. I chyba wpadł nie bez powodu, bo dosyć dobrze opisuje moment, kiedy moje spojrzenie na dzieło Gogola zderzyło się z obrazem przedstawionym przez Vladimira Nabokova w jego Wykładach o literaturze rosyjskiej.

Tym bowiem, co ja dostrzegłam w Martwych duszach, jest przede wszystkim przesmakowita satyra. Jegomość nazwiskiem Cziczikow, o którym sam Gogol pisze: „pan niezbyt przystojny, ale i niebrzydki, nie nazbyt tłusty, ani nazbyt chudy; nie można powiedzieć, żeby stary, jednak niezbyt młody” – słowem, nijaki – przybywa do miasta gubernialnego N. z dziwną misją. Kupuje martwe dusze, czyli chłopów, którzy zmarli, jednak do czasu sporządzenia kolejnego spisu (co odbywa się co piętnaście lat) figurują jako żywi i trzeba odprowadzać za nich opłaty. Nikt nie wie po co mu one Cziczikowowi, jednak propozycja dziwnej transakcji staje się pretekstem do ukazania – poprzez ich reakcje – całej galerii barwnych postaci z różnymi ich przywarami i dziwactwami. Efekt jest niezwykle zabawny.

Nabokov: to nie jest zabawne!

Nabokov zawzięcie walczy z taką wizją powieści Gogola – dąży do tego, aby w oczach czytelników Martwe dusze przestały „robić wrażenie humorystycznej opowiastki czy społecznego oskarżenia”. Zgodnie z tą myślą poświęca minimum uwagi obywatelom miasta N. i osobistościom, z którymi Cziczikow usiłuje dobić targu (czyli prawdziwym „martwym duszom” z tytułu powieści). Stosunkowo najobszerniej opisuje Sobakiewicza, kilka słów poświęca również Maniłowowi, ale już Nozdriow – o którym sam Gogol pisze najwięcej – pojawia się tu tylko w formie dwóch czy trzech wzmianek.

W centrum stawia natomiast postaci drugoplanowe, które pojawiają się tylko na chwilę i zaraz znikają, niezwykle ożywiając jednak powieściowe tło. Już na wstępie także bohaterem swoich rozważań czyni przede wszystkim Cziczikowa. Opisuje go jednak w dość niezwykłym świetle.

Oczywiście po lekturze ostatnich rozdziałów Martwych dusz chyba żaden z czytelników nie ma już wątpliwości, że podejrzany kupiec martwych dusz to łotr. W oczach Nabokova jest on jednak zdecydowanie najbardziej odrażającą, złą i zepsutą kreaturą z całej powieści, niemal złem wcielonym, „wydmuchaną przez diabła bańką mydlaną”. Wykładowca porównuje Cziczikowa do dziurawej puszki z nadpsutym homarem, z której dobywa się straszliwy smród, a jego obłe, białe ciało – do wielkiej larwy. Kiedy indziej gogolowski bohater przypomina mu ludzika z reklamy opon Michelin, przy czym nie jest ulepiony z gumowych pierścieni, a z „ciasno zwiniętego, cielistego robaka”. „Sam Cziczikow jest tylko źle opłacanym wysłannikiem diabła, komiwojażerem z Hadesu, «naszym panem Cziczikowem», jak zapewne mogłaby nazywać firma Szatan i spółka swego nonszalanckiego, na pozór zdrowego jak rydz, ale wewnętrznie roztrzęsionego i rozkładającego się agenta” – pisze Nabokov. Według niego więc Cziczikow to – odbiegający być może od znanego nam obrazu, być może nieco bardziej ludzki, ale jednak – wysłannik piekieł.

Tym samym opowieść, która wydaje się tylko lekko ponurą satyrą, nabiera bardzo diabolicznego i upiornego wymiaru. Jej demoniczność przejawia się też na inne sposoby – w gogolowskim świecie Martwych dusz postaci, a nawet nazwiska i przedmioty zaczynają żyć własnym życiem, nieraz wymykając się wręcz kontroli autora.

Powieść o Rosji?

Co jeszcze na temat Martwych dusz zdaje się powtarzać Nabokov ze szczególnym naciskiem? Że to absolutnie nie jest powieść o Rosji. I że Gogol w żadnym wypadku nie jest realistą. Czyli że, w skrócie, wszystkie te twierdzenia krytyków i literaturoznawców o wspaniałej panoramie XIX-wiecznej rosyjskiej prowincji wyrzucić można do kosza. Nabokov konsekwentnie trzyma się myśli z wykładu zamieszczonego przez wydawcę na wstępie publikacji: „nie szukajmy duszy rosyjskiej w rosyjskich powieściach, szukajmy w nich indywidualnego geniuszu”.

Portret Mikołaja Gogola, ok. 1840. Autor: Otto Friedrich Theodor von Möller. Fot. Wikimedia Commons

Martwe dusze właśnie takim wytworem geniuszu są, ale geniusz ten ma swój własny, specyficzny charakter – Gogol jest mistrzem w przedstawianiu figur dziwacznych i groteskowych. Dlatego, zdaniem Nabokova, kolejne zapowiadane części cyklu skazane były z góry na porażkę. Gogol bowiem ubzdurał sobie, że przedstawi w nich wielką przemianę Cziczikowa, że jego zepsuty bohater za sprawą pewnego „dobrego duchownego” na Syberii ulegnie w końcu zbawieniu. Ale, jak zauważa Nabokov, Cziczikow nie jest typem bohatera, który przeobraża się w skruszonego grzesznika, a świat, w którym funkcjonuje, po prostu na takie przemiany nie pozwala. Dlatego też wykładowca przekonany jest, że Gogol sam zniszczył „odkupieniową” część cyklu: „tkwiący w nim artysta ostatecznie uświadomił sobie, że ukończona książka niegodna jest jego talentu”.

Zachwycająco groteskowy autor

Wykład Nabokova jest też fascynującym portretem Gogola jako człowieka – artysty, którego źródła inspiracji po napisaniu pierwszej części Martwych dusz zaczęły stopniowo wysychać, wskutek czego stał się nieznośnym, despotycznym kaznodzieją, na zmianę patetycznie rozprawiającym o Bogu i wytykającym przyjaciołom ich wady. „Sam zdaje się przeistaczać w jedną ze swoich zachwycająco groteskowych postaci” – podsumowuje Nabokov.

Lektura pierwszego wykładu Nabokova o literaturze rosyjskiej nie tylko pozwoliła mi na nowo odkryć uroki jego wywodów o literaturze (łącznie z uroczymi złośliwościami pod adresem bohaterów, tłumaczy czy samego autora), ale i uświadomiła mi, jak bardzo wzbogacające mogą być te wykłady. W końcu Nabokov mówi tu o kulturze i literaturze z której wyrósł, o języku, który jest jego ojczystym, i daje nam dostęp do niuansów, o których nie-rosyjscy wykładowcy nie mieliby pojęcia. Z tym większą radością szykuję się na kolejne wykłady.

***
M. Gogol, Martwe dusze, przeł. W. Broniewski, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2008.
V. Nabokov, Wykłady o literaturze rosyjskiej, przeł. Z. Batko, wyd. Muza SA, Warszawa 2002.

***
Zobaczcie też, co na ten temat pisze Pyza na Pierogach Pruskich!

***
W ramach Nabokoviady 2 razem z Pyzą Wędrowniczką oraz grupą zainteresowanych czytamy wybrane dzieła spośród omówionych w Wykładach o literaturze rosyjskiej Vladimira Nabokova, a następnie zapoznajemy się z samym wykładem Nabokova i rozpoczynamy na swoich blogach dyskusję.

W kolejnym odcinku czytać będziemy Ojców i dzieci Iwana Turgieniewa. Czasu jest sporo, bo z dyskusją ruszamy 15 września. Wszystkich serdecznie zapraszamy do czytania z nami!

Zainteresowanych zapraszam też do lektury naszych wpisów popełnionych w ramach pierwszej Nabokoviady, kiedy to jako słuchaczki Wykładów o literaturze dyskutowałyśmy o największych dziełach literatury światowej.

Komentarze

  1. Nabokov pisze także o tym w swojej niby-biografii Gogola "Nikołaj Gogol", którą polecam, a o której kiedyś coś napisałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za trop! Faktycznie, jak zobaczyłam okładkę, przypomniałam sobie o tej książce, gdzieś już ją widziałam. Może u Ciebie?

      Usuń
  2. No nie ma co zaprzeczać, "Martwe dusze" są upiorne i śmieszne naraz. To znaczy nieźle się uśmiałam, chociaż jest w tym wszystkim jednak ten posmak straszności, widziałam przez cały czas Cziczikowa jako taką groteskową figurę, coś między postacią z Michaela Ende a Tima Burtona, niby "swój chłop", ale w gruncie rzeczy jakoś paskudny. "Creepy", chciałoby się powiedzieć. Dlatego tak mnie uradowało, że Nabokov też widzi w tym horror ;-). Przyglądałam się zdjęciom z rozmaitych ekranizacji i tam też Cziczikow ma w sobie to coś diabelskiego, więc ta interpretacja musi być gdzieś popularna, oprócz tego odsądzonego od czci i wiary realizmu ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w języku polskim może najlepszym na niego określeniem byłoby „śliski”. :) Co jakoś by się też wpisało w robacze i larwie metafory Nabokova. I myślę, że temu Cziczikowowi, którego miałam w głowie przed przeczytaniem wykładu, bliżej jednak do larwy niż do diabła – prawdopodobnie zmylił mnie tą swoją nieporadnością, słowiańskością, jak to ładnie u siebie piszesz. :) A może też chodziło o to, że z pierwszej, bardzo młodzieńczej lektury „Martwych dusz” zapamiętałam Cziczikowa jako postać niemalże poczciwą. Nie wiem, gdzie miałam oczy. :)

      Usuń
    2. Ależ nie, to jest "nasz", słowiański, poczciwy, ale śliski diabeł ;-). Z tą larwą też coś jest na rzeczy, przecież ma wiele wspólnego z tym niewyklutym złym duchem, jakąś nierozbudzoną animulą, bo dalszego ciągu wszak nie mamy... ;-)

      Usuń
  3. Świetnie to wszystko podsumowałaś! Ja jestem gdzieś pośrodku między Tobą a Pyzą :) Cziczikow od początku nie wzbudził mojego zaufania, i zgodzę się z Pyzą, że jest "creepy", ale jednak nie diabelski. Za to Nozdriow - ten to dopiero czort! I zdziwiona byłam, że Nabokov ledwie o nim wspomina. A do Cziczikowa ewidentnie pała ogromną niechęcią, wręcz skręca go z obrzydzenia i mnoży epitety. Właściwie to ciekawa jestem, dlaczego aż tak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dla Nabokova Nozdriow był po prostu zbyt „konwencjonalnym” bohaterem? :) Ot, intrygant, awanturnik i łgarz, wszystko jak na dłoni. Podczas gdy Cziczikow, jak widać, wzbudza bardzo różne emocje i skojarzenia. :) Przyznam, że mnie też skala tej nienawiści i wstrętu Nabokova do niego trochę zaskoczyła, choć doskonale wiem, jak płomiennym potrafi być wykładowcą. :)

      Usuń
    2. Wiecie co, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej mnie ten brak Nozdriowa dziwi. To przecież postać, która wywraca jako pierwsza wszystko na nice: ten, który nie wierzy w konwencjonalne zapewnienia Cziczikowa, po co mu te martwe dusze... No i ten, który posługuje się kłamstwem tak bardzo, że zapomina, gdzie jest prawda - troszkę szatańsko, a troszkę, no cóż, pisarsko/autorsko? ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz