Słowa jak puste zabawki – „Łokieć jelenia”, Żaneta Gorzka [recenzja]

Jest mnóstwo miłych rzeczy, które mogłabym napisać o tomiku Żanety Gorzkiej. I zaraz to zrobię. Nie zmienia to jednak faktu, że odłożyłam go z uczuciem ulgi i przekonaniem, że to nie jest poezja dla mnie.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną – ten zbiorek to małe dzieło sztuki. Forma jest zresztą ważnym elementem niektórych zamieszczonych w tomiku wierszy i obraz pięknie współgra tutaj ze słowem. A co z samą poezją?

Na pewno urzeka odważna i kreatywna zabawa językiem. „Przyśnił mi się abażur. Prześladował mnie (lampiąc się) chyba z pół nocy” – pisze na przykład autorka. Gdzie indziej: „Żar leciał z nieba i nie chciał spaść”. Lub kpi sobie z oczywistych skojarzeń w pewnych kontekstach, jak we fragmencie: „Sąsiad rżnie akurat / deski o tej porze”. W parze z językowymi grami idzie niesamowita, trochę nieposkromiona wyobraźnia oraz pomysłowość, przejawiająca się na przykład w tytułach, które wchodzą w dialog z treścią (lub wręcz całkowicie ją zastępują).

Taki sposób widzenia i opisu świata doskonale sprawdza się w przypadku tematów, które w Łokciu jelenia grają pierwsze skrzypce. Po pierwsze – cielesność. Namacalność. „Gęsta jest ta miłość jak cholera”, brzmi jeden z tytułów, a w innym wierszu czytamy: „Liż mnie wszędzie języczku u wagi”. Po drugie – kobiecość. Zasygnalizowana jako temat już w cytatach poprzedzających zbiorek, i stojąca w opozycji do męskości, na ogół opresyjnej („Czego kurwa dyszysz?! / Mężczyzna do suki / na spacerze”). I tak przechodzimy do jeszcze jednego tematu – zwierzęcość. „Czy zwierzęta mają duszę? / Bo my / mamy” – brzmi jeden z wierszy, w innym zaś poetka dowodzi, że „w życiu trzeba miau miau”.

Wreszcie – doskonałe wyczucie i uchwycenie miejsca oraz chwili, trochę malarskie, choć takich utworów niestety nie ma tu za wiele. Właściwie jest jeden, ale za to jaki – Lato w mieście stołecznym Warszawie. „Wroni jazgot i echo kocich łapek” wraz z całą resztą zaprowadziły mnie w miejsce, w którym nigdy nie byłam, ale bez problemu mogłam je sobie wyobrazić i usłyszeć. Gdyby nie lekko zbyt już wulgarne erotyczne wstawki, byłby to dla mnie wiersz idealny. I lubię go z tego zbioru najbardziej, zaraz obok pomysłowego Kim jestem.

Dlaczego więc jako czytelniczka mimo wszystko mocno z tym zbiorkiem walczyłam? Dlaczego przez większość czasu lektura nie sprawiała mi przyjemności, a niekiedy wręcz drażniła? Poetka zostawia niewiele tropów, przez co niektóre jej wiersze zdają się sztuką dla sztuki, efektowną, ale pozbawioną sensu zabawą. Słowa rozsypują się w rękach jak puste zabawki. I widać to już w samym tytule – „łokieć jelenia” intryguje, ale czy cokolwiek się za nim kryje?

Być może ta poezja właśnie tak ma działać, być może ma drażnić i pozostawiać niedosyt. Być może po prostu nie przemawia do mnie. Zupełnie tego nie wykluczam. Dlatego zachęcam wszystkich, by mimo wszystko wypróbować Łokieć jelenia na sobie. Oraz zajrzeć na Książkojady – Marcelina pięknie pisze o wszystkim tym, co w poezji Żanety Gorzkiej zachwyca, a czego ja niestety nie potrafiłam dostrzec.

***
Żaneta Gorzka, Łokieć jelenia, wyd. wydawnictwo autorskie, Warszawa 2020.

Komentarze

Prześlij komentarz