Szara literacka mozaika – „Niewidzialni”, Natalia Delewa [recenzja patronacka]


Niektórzy z nas lubią być niewidzialni. Cudza uwaga peszy ich i onieśmiela, dobrze czują się gdzieś z boku, w cieniu. Natalia Delewa pisze jednak o kimś innym – o tych, którzy pozostają z boku nie z własnej woli. Jeśli już zostają dostrzegani, to stają się celem ataków i szyderstw. Ich bólu i smutku nie zauważa nikt.

Na wstępie trzeba zaznaczyć – to nie jest łatwa w lekturze książka. Nie ze względu na formę, a treść, bo ładunek smutku i rozpaczy, jaki ze sobą niesie, może być przytłaczający. Ale przecież także po to jest literatura, prawda? By pokazywać inne światy, otwierać oczy na losy tych, którzy mają się w życiu dużo gorzej niż my. Uwrażliwiać. Zajrzyjmy więc do tych światów.

Niewidzialność wiecznej sieroty

Osią powieści jest historia dziewczyny, która najpierw zostaje naznaczona niewidzialnością z powodu swojego sieroctwa, później – chroniąc się przed atakami z powodu swojej orientacji seksualnej. Jako czytelnicy poznajemy jej bolesne wspomnienia z domu dziecka, dowiadujemy się o napaściach seksualnych, obojętności opiekunów, rozczarowaniu dziewczynki, która każdego dnia czeka, aż ktoś zabierze ją do domu, i zawsze wybór pada na kogoś innego. „Byłam niewidzialna dla wszystkich matek na świecie” – mówi Lea.

Ale i adopcja nie dla każdego okazuje się radością – narratorka przywołuje też historię chłopca, który nie jest w stanie znieść rozłąki z pozostawionym w sierocińcu starszym bratem i ostatecznie wraca do bidula. „Myślę, że każde z nas w tym momencie o wiele silniej marzyło o bracie lub siostrze niż o nowej mamie” – mówi bohaterka. Lek na całe zło to być przez kogoś kochanym.

W przypadku Lei i Nai, które razem wchodzą w życie po opuszczeniu murów domu dziecka, okazuje się jednak, że to za mało. Wspomnienia z dzieciństwa naznaczają je na zawsze, dlatego każdy dzień wspólnego życia jest rozdrapywaniem ran. Poczucie beznadziei głównej bohaterki jest opisane na tyle sugestywnie, że jego ciężar odczuwamy i my, czytelnicy: „Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam opuścić swoje dzieciństwo. Rozsnuta lepka mgła zaślepiła wszystkie drogi prowadzące dokądkolwiek. Poczucie porzucenia, wraz z nim pamięć tych pierwszych lat zablokowały moje życie jak blaszana pokrywa na studni przyciśnięta kamieniem” (s. 94).

Wszystkie twarze niewidzialności

Ale książka Natalii Delewej ma też wielu innych bohaterów. Wśród nich są samotni, niepełnosprawni, bezdomni, prostytutki, uchodźcy z Aleppo. Padający ofiarą przemocy, której nikt nie dostrzega, nikt nie śpieszy im z pomocą. Większość z nich poznajemy tylko w formie migawki, pojedynczej scenki, mikro-rozdziału. Często nie znamy ich imion, nie wiemy, skąd się wzięli i kim są, dlaczego przeżywają to, co przeżywają – w końcu to niewidzialni.

Ich opowieści przeplatane są dodatkowo mini-esejami na temat dzieł sztuki i wystaw związanych z motywem niewidzialności. Mowa m.in. o zdumiewających wynikach projektu Amnesty International Look Beyond Borders, w ramach którego Europejczycy nawiązywali więź z uchodźcami z Syrii i Somalii, wpatrując im się przez cztery minuty w oczy. Dowiadujemy się, jak niewidzialność bywała przedstawiana w bajkach i w mitologii, co pisał o niej Platon, na czym polegała jej siła. Autorka nie pomija także drugiej strony niewidzialności, tej, o której wspominam na początku mojego tekstu.

Główna bohaterka mówi: „Chciałam być niewidzialna w świecie, w którym ludzie czerpią radość z obnażania cudzych historii, przekształcania ich w sensacje, wpychania się do życia innych, podglądania (…). Wiedziałam, że mój smutek i samotność są nie do ukrycia i wstydziłam się tej mojej nagości” (s. 68). O niewidzialności jako bezpiecznym schronieniu mówi także potem, gdy opisuje reakcje pasażerów autobusu, gdy wraz z partnerką okazują sobie czułość: „Poczułam prawdziwy, głęboki, bolesny wstyd wywołany tym, że na moment zrzuciłam opończę, która sprawia, że jestem niewidzialna” (s. 108).

Historia wykluczenia

Niewidzialni to przejmująca literacka mozaika – barwna za sprawą różnorodności historii i bohaterów, szara ich wspólną beznadzieją. W tym sensie to także jedna wielka historia samotności i wykluczenia. Ludzi pozostających gdzieś za murami świata, w którym eleganckie panie przy kawiarnianych stolikach beztrosko popijają kawę.

Natalia Delewa. Fot. Wydawnictwo Wyszukane


Co ważne, Natalia Delewa robi wszystko, by siłą empatii wżyć się w swoich bohaterów, ale nie pozostawia też wątpliwości, że miała szczęście stać się częścią świata widzialnych – tego „lepszego”. W jednej z migawek czytamy: „Myślę o prześladowanych, gwałconych, wypędzonych, osieroconych dzieciach na świecie. Dzisiaj. O setkach tysięcy dzieci, które nie uczą się w szkole historii. Piję podwójne macchiato, które wydaje mi się mocniejsze i bardziej gorzkie niż zwykle” (s. 102). To chyba także lekcja dla każdego z nas.

*** 
N. Delewa, Niewidzialni, przeł. H. Karpińska, wyd. Wyszukane, Warszawa 2021.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Piękną analizę napisałaś, Aniu - nie tylko tej książki, ale w ogóle zjawiska niewidzialności. Staram się w swoim życiu nie omijać wzrokiem tych niewidzialnych, a nawet (choćby skromnie) wspierać ich, wysłuchać, zrozumieć. Gdy jednak sami chcą pozostać niewidzialni, niezauważalni, wręcz "kultywują" ten stan?
    Zastanawiam się, jak często w życiu każdy z nas czuł się niewidzialny, odtrącony, porzucony, a jak często nie zauważył ludzi będących na marginesie życia... Dodatkowo zainteresowały mnie mini-eseje o niewidzialności, o których wspominasz, wzbogacające, pogłębiające przekaz. Ważna książka, tak mi się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tak sobie myślę, że to dostrzeganie niewidzialnych rzeczywiście w praktyce może nie być tak proste, jak się wydaje – czasem to kwestia naszego strachu, czasem niepewności, jaka będzie ich reakcja, ale trzeba chyba próbować się przełamywać, może właśnie przypominając sobie momenty, kiedy sami czuliśmy się wykluczeni i bardzo chcieliśmy, żeby ktoś nas zauważył, ale nie mieliśmy odwagi, by się tej uwagi domagać. Cieszę się, że podobne refleksje pojawiły się u Ciebie przy lekturze mojego tekstu. :) A książkę oczywiście bardzo polecam.

      Usuń
  2. Cytat ze strony 94 jest bardzo poruszający. Wyobrażam sobie, że bohaterka nie rozwija się, nie chce zdobywać żadnych nowych doświadczeń, a wszystko to z powodu złego dzieciństwa... Książkę oczywiście przeczytam, mam wrażenie, że trafi w mój gust.

    Ciekawa jestem, czy czytałaś „Niewidzialnych” Jacobsena – to powieść o jeszcze innym rodzaju niewidzialności. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koczowniczko, wybacz że odpisuję na Twój komentarz dopiero teraz. :) Cieszę się, że zachęciłam Cię do lektury książki Delewej. A Jacobsena nie, nie czytałam, choć o całej tej serii Wydawnictwa Poznańskiego słyszałam dużo dobrego. O jakim rodzaju niewidzialności pisze autor?

      Usuń
    2. Nie szkodzi, dzięki temu zdążyłam przeczytać tę książkę. :) Jest bardzo ładna. To prawda, że niesie ze sobą ogromny ładunek smutku i rozpaczy. Oprócz spraw, o których wspomniałaś, poruszyła mnie miłość narratorki do małej Dary i bezduszność urzędników. Lea chciała stworzyć temu nieszczęśliwemu dziecku dom, ale nie pozwolono jej na to, uznano, że jako lesbijka nie nadaje się na matkę...

      Jeśli chodzi o powieść Jacobsena, jej bohaterowie mieszkali na bardzo malutkiej wysepce, mieszczącej jedną tylko rodzinę. Ponieważ niezwykle rzadko opuszczali tę wysepkę, mało kto ze stałego lądu zdawał sobie sprawę z ich istnienia. Byli więc niedostrzegalni przez społeczeństwo norweskie, żyli, a jednocześnie jakby ich nie było.

      Usuń
    3. Fakt, ten wątek książki też jest mocno poruszający. Rozumiem, że adopcja dziecka to duża odpowiedzialność i osoby, które się na to zdecydują, powinny przejść pewne procedury, ale bezduszna biurokracja na pewno w wielu przypadkach sprawia, że osoby mające warunki do stworzenia kochającego domu nie dostają tej możliwości, podczas gdy wiele dzieci dorasta pod opieką rodziców biologicznych w dramatycznych warunkach. Zawsze mnie to smuci.

      Poza tym Lea to taka postać, która wzrusza tym, jak zupełnie niezasłużenie dostała w kość od życia. Najpierw jako sierota, potem jako osoba homoseksualna. Ładunek smutku w jej historii przytłacza, ale równocześnie sprawia, że chyba trochę bardziej doceniamy to, co sami mamy.

      Co do Jacobsena – wow, świetny pomysł na powieść. Niby prosty, a tyle daje możliwości. To historia zainspirowana prawdziwym przypadkiem?

      Usuń
    4. Wiem tylko tyle, że Jacobsen jako dziecko mieszkał na takiej odciętej od świata wyspie. :) Jeśli chodzi o Leę, być może ona nie zostałaby lesbijką, gdyby nie te gwałty w dzieciństwie. „Na zawsze będę wiązała zapach męskiej spermy z bolesną natarczywością i bestialstwem chłopaków z bidula” – napisała. Nastolatki z domu dziecka były regularnie gwałcone... no i zastanawia mnie jedna rzecz. Jakim cudem nie zachodziły w ciąże? Autorka nic o ciążach nie wspomina.

      Usuń
    5. Fantastyczna historia, z tym Jacobsenem, i świetnie, że wykorzystał ten motyw literacko. Co do Lei to pewnie tak, złe doświadczenia na pewno mogły jakoś wpłynąć na jej seksualność. Może ciąże były, ale problem był po kryjomu usuwany? Fakt, że historię poznajemy z perspektywy Lei, mógłby ewentualnie sugerować, że np. coś wyparła.

      Usuń
  3. Mam tę książkę pobraną w appce już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie składało mi się na lekturę, mam nadzieję, że niedługo znajdę dla niej czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki, żeby się udało. :) Wiem, że z tym czasem nie jest łatwo, sama mam kolejkę lektur, która rośnie w zatrważającym tempie.

      Usuń

Prześlij komentarz