Żywe i bolesne. Czego brakuje nowemu czeskiemu kinu?

Kadr z filmu Hranice lásky. Fot. Cineuropa / materiały promocyjne

Zakotłowało się w czeskiej kinematografii. Polski reżyser Tomasz Wiński od lat tworzący w Czechach opublikował odważny manifest, w którym krytykuje nowy czeski film za zachowawczość i nawołuje do tworzenia sztuki, która będzie burzyć krew i przekraczać granice. Kiedy przyjdzie czas na podobną rewolucję w czeskiej literaturze?

Wiński to twórca m.in. filmu Jiří, pes uprchlík [Jerzy, pies uchodźca], który zachwycił mnie na zeszłorocznym Kinie na Granicy. Na niewielkiej przestrzeni trzydziestu minut opowiadał on o relacjach międzyludzkich tak, jak w moim odczuciu nikt nigdy o nich nie mówił. Dziś wieczorem w Karlovych Varach premierę ma nowy film reżysera, Hranice lásky [Granice miłości], który porusza ponoć temat seksualnych fantazji i przekraczania granic. O obrazie jest już głośno nie tylko w Czechach.

Przy tej okazji w kulturalnym dodatku „Salon” do dziennika „Právo” opublikowany został manifest Wińskiego – silnie emocjonalny tekst, w którym diagnozuje on problemy najnowszej czeskiej kinematografii i próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego od lat nie przebija się do międzynarodowych konkursów. 

Najpilniej strzeżone tabu

„[Czeskie filmy] są nieosobiste, mało wyraziste formalnie, naśladują europejskie style, nie prezentują subiektywnej wizji świata i nie prowadzą z widzem szczerej rozmowy. Wciąż uciekają w przeszłość, w prymitywną zabawę, narracyjne schematy, konwencjonalność i lokalność. Czeska kinematografia jest mało oryginalna, ostrożna, powierzchowna, nieautentyczna – nie wywołuje żywej debaty, bo nie reaguje na to, co się dzieje w nas i wokół nas” – pisze reżyser. Jego zdaniem nowe czeskie filmy nikogo nie dotykają, do niczego nie prowokują i nie opowiadają tak naprawdę o niczym ważnym.

Czego w nich brakuje? Szczerych opowieści o intymności. „W Czechach nie dzieje się wiele, ale we wnętrzach Czechów już tak” – przekonuje. Podkreśla, że filmy o związkach międzyludzkich traktowane są pobłażliwie, jakby Czesi gardzili emocjami lub się ich wstydzili. Jako gorącogłowa Polka, która Czechów już trochę poznała, pytam więc: czy i Wam ta charakterystyka wydaje się tak trafna? „My, Czesi, mamy ironię, wy, Polacy, uczucia” – cytuje również swojego kolegę Czecha Olga Hund w zeszłorocznym tekście na łamach Dwutygodnika. Według Wińskiego skrywane wewnątrz nas emocje to jedno z najpilniej strzeżonych w Czechach tabu.

Precz z czeską pohodą

Dalej pisze o przekraczaniu granic tego, co przyjemne, o demaskowaniu kłamstw i docieraniu do czegoś żywego i bolesnego. Krytykuje obrazy o wielkich postaciach historii („Co zrobimy, kiedy skończą nam się trupy? Kino to nie Halloween!”) i bezrefleksyjny kult czechosłowackiej Nowej Fali. „Walczymy z mentalnością czeskiej pohody, chcemy wam zniszczyć wasze wieczorki, zaburzyć wasz spokojny sen (...). Nie musimy się wam podobać, ważniejsza jest dla nas żywa, szczera osobista wypowiedź. Kultura musi być żywa, autentyczna, osobista, niewygodna i konfrontacyjna” – pisze. 

Na koniec stwierdza odważnie „Jesteśmy w dupie, ale jest wola i nadzieja, by się z niej wydostać” i przywołuje cytat z Franza Kafki, ten tak często używany również przez Radkę Denemarkovą: o tym, że książka (a wraz z nią i inne formy sztuki) powinna być siekierą na zamarznięte morze wewnątrz nas.

Co z literaturą?

Tekst (który po czesku w całości przeczytacie tutaj) zrobił na mnie duże wrażenie i od kilku dni zastanawiam się, czy nie dałoby się go odnieść również do najnowszej czeskiej literatury. Wszak w dyskusjach krytyków na jej temat też wciąż powracają podobne zarzuty: obsesyjne powroty w przeszłość, konwencjonalne historie, zamknięcie na świat i jego aktualne problemy. 

Nie mogę też przestać myśleć w tym kontekście o fragmencie rozmowy z Petrem Vidlákiem, tłumaczem Olgi Tokarczuk, w poświęconym twórczości pisarki numerze czeskiego „Hosta”: „My za to powinniśmy dostrzec, że polskie skrzydła pozwalają Polakom latać o wiele dalej i wyżej niż większość Czechów jest w stanie sobie w ogóle wyobrazić. Ich emocjonalność i wolność myśli na przekór silnemu Kościołowi katolickiemu, swoboda i pewność siebie i nam dobrze by zrobiły”.

Może więc i w czeskiej literaturze potrzebny jest ruch na wzór Nowej Czeskiej Intymności Tomasza Wińskiego? Jak myślicie?
***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze