Ta książka mogłaby być taką hrabalową wizytówką. Fragmenty większości tych tekstów kojarzę, niektóre zdania są już wręcz sztandarowe ("Bo ja przede wszystkim żyłem, no i robiłem sobie zapiski", "Bez przerwy pić też się nie da, więc się dokształcam"). Wiele jest tu o miejscach, chwilach, rzeczach dla niego ważnych, sporo o dzieciństwie, o legendarnym stryju Pepinie, o ukochanej Libni, o knajpach, gdzie spędził pół życia, jest i przejmujący portret Vladimíra Boudníka, z podkreśleniem jego zdolności dostrzegania boskości, geniuszu w rzeczach zwyczajnych, banalnych, zwykle umykających ludzkiej uwadze, na której to zdolności zresztą sam Hrabal budował swoją twórczość. Wszystko to podobało mi się niezmiernie, ale największą przyjemność czerpałam z lektury fragmentów - także licznych - w których mowa o pisaniu. Już sama myśl o zajrzeniu do tego laboratorium arcydzieł, podpatrzenia mistrza przy pracy, wywoływała przyjemny dreszczyk...
Zostajemy więc zaproszeni do małego pokoiku Hrabala, podglądamy go, jak wstaje rano z łóżka, "jakiś taki kompletnie przygaszony", goli się ("nieogolony nigdy nie napisałbym choćby linijki"), nic nie je ("bo gdybym się najadł, wtedy z pisania i w ogóle z myślenia, byłyby nici"), robi sobie kawę i pije ją, paląc papierosa - taki rytuał, koniecznie w samotności. Następnie siada do maszyny, przymierza się, jak wirtuoz, czeka - aż z palców spłynie gładko pierwszy obraz. Za nim następny i jeszcze następny, jak wchodzenie na drzewo, gałąź za gałęzią, niczym bydło wypędzane z wagonu i biegacze przekazujący sobie pałeczkę, i niczym latawce na sznureczkach przymocowanych gdzieś w głowie - strach tylko, żeby sobie tej głowy pewnego dnia nie obić i nie wypuścić ich gdzieś w niebo. Trzeba tylko nadążyć ze spisywaniem tych obrazów, co się gromadzą wokół jak muchy. Po trzech-czterech godzinach - koniec. Nie spojrzy jednak na to, co stworzył, o nie, za bardzo się tego boi, może jutro, a póki co pójdzie do knajpy, takiej, gdzie nikt go nie zna, rozkoszować się świadomością, że oni nie wiedzą, że jest brzemienny.
Jest i opowieść o tym, jak to się zaczęło - szary, deszczowy dzień, w którym zasiadł do maszyny i napisał pierwsze słowo: "Pada", do niego przykleiło się kolejne i tak skleił się, jakby sam z siebie, pierwszy wiersz. Zawsze jednak było właśnie tak - spontanicznie, nigdy nie robił wcześniej notatek, broń Boże nie zapisywał, o czym będzie pisał... "Bo ja przede wszystkim żyłem, no i robiłem sobie zapiski".
Czym według Hrabala była literatura? Miłosnym listem do świata. Od tego wszystko się zaczyna.Gdy ktoś spojrzy dokoła zakochanym wzrokiem, i dostrzeże - może zostać pisarzem. "Ponieważ wszyscy zakochani są genialni". Jaki był cel? "Literatura to nie tylko czytanie do poduszki albo dla zabawy, służy też do tego, żeby coś z niej wynieść, choćby nawyk rozglądania się wokół". Żeby dostrzec piękno w brudnej ścianie męskiej toalety albo w stercie żelastwa, w całej tej pięknej rupieciarni, którą mamy pod nosem - wystarczy spojrzeć.
Komentarze
Prześlij komentarz