Gorzkomdłe obżarstwo w fińskim piekiełku – „Śmierć i zmartwychwstanie. Opowieść o życiu i śmierci prostego człowieka w Finlandii”, Frans Eemil Sillanpää

Historia życia Fransa Sillanpää to coś na kształt bajki o Kopciuszku. Urodził się w 1888 roku w rodzinie prostych rolników, którym nędza i głód zabrały wszystkie dzieci prócz najmłodszego Fransa. Pragnąc dla jedynego ocalałego jak najlepszego losu, rodzice zacisnęli pasa i wysłali bystrego chłopca do szkoły w Tampere. Po zakończeniu swej edukacji powrócił w rodzinne strony, by klepać biedę razem z resztą rodziny. Szczęśliwie jednak opowiadanie, które wysłał do jednego z czasopism zostało przyjęte, później pojawiła się propozycja napisania książki od znanego wydawcy, i tak potoczyła się pisarska kariera Fransa, której zwieńczeniem stała się przyznana w 1939 roku Nagroda Nobla.

Postanowiłam na wstępie przybliżyć sylwetkę tego pisarza, ponieważ wzmianek w sieci jest o nim jak na lekarstwo i mam wątpliwości, czy w naszej pięknej nadwiślańskiej krainie ktokolwiek go czyta. A w końcu noblista. Ale do rzeczy.

Śmierć i zmartwychwstanie to ogromnie przygnębiająca książka. Niby są jakieś nikłe promyki nadziei, spomiędzy szarych chmur wyglądają utopijne wizje lepszej przyszłości, a pociechą w niedoli prostych ludzi ma być jedność z naturą, ale co to za pociecha? Wszystko to tonie w brudnej powodzi biedy, trudów życia, bezsensu wszystkiego. Główny bohater, Juha Toivola, jako kilkuletni brzdąc, po śmierci swego ojca, zapijaczonego starucha, rozpoczyna tułaczkę. Najpierw w towarzystwie matki, która przyprowadza go do domu bogatego wuja i niedługo potem umiera, następnie od domu do domu, po różnych zakątkach Finlandii pracując jako drwal i flisak, by wreszcie dać się złapać pewnej służącej na dziecko (które prawdopodobnie wcale nie jest jego) i osiąść w rodzimych stronach. Tułaczka się kończy, rozpoczynają się jednak trudy życia rodzinnego przy boku niedbałej żony, w wiecznej trosce o to, za co wykarmić dzieci. Życie staje się pozbawionym wytchnienia, monotonnym ciągiem szarych dni.
 
Juha jest bohaterem, o którym trudno sobie wyrobić zdanie. Zachowuje się nieraz lekkomyślnie, na długie dni zostawia w domu przerażone, głodujące dzieci, popełnia głupstwa, ale nie sposób go nazwać człowiekiem złym. Wybacza mu się jednak zdając sobie sprawę, że to tylko prostoduszny półgłówek, a nawet współczuje mając w pamięci jego samotność po śmierci matki, wieczne poczucie bycia kimś gorszym w domu wuja i tyranię jaką znosił w Toivola. Jeszcze jako mały chłopiec był świadkiem, jak biedacy czatują przy umierających, by gdy tylko wyzioną ducha zerwać z nich ubrania i sprzedać za odrobinę kawy. Czasem wręcz wydaje się, że tylko instynkt samozachowawczy i bezrefleksyjność trzymają go przy życiu i pozwalają znosić kolejne ciosy.
Życie to coś takiego jak gorzkomdła polewka, podawana człowiekowi w znacznie większej ilości, niż jest zdolny przełknąć, podawana tak obficie, że człowiek już jest od niej na wpół omdlały i bliski uduszenia. Zupełnie, jakby znalazł się sam jeden w przeogromnej stodole, do której bezustannie wwożą w pełnym galopie siano na dziesięciu wozach... Póki człowiek wreszcie nie umrze...
Są oczywiście i jasne punkciki, o których wspominałam. Wspomnienie beztroskich dziecięcych zabaw na wzgórzu Sikomäki jeszcze w domu rodzinnym, docenianie drobnych radości, takich jak choćby fakt, że ma dach nad głową i skromny posiłek, i wreszcie – przyroda.
W przyrodzie miało się znów ku jesieni. Już pośród lata jesień zakrada się w bujne listowie i na osnute melancholią pola pustkowia. Nie jest jeszcze tak zimno, żeby nie można było chodzić bez sukmany (...). Ciepły jest trzonek grabi, za który chwyta żylasta ręka, i ciepło pachnie siano na zboczach za szczytową ścianą chałupy (...). Potężna przyroda głuszy leśnej, pośród której leży ukryte gniazdo ludzkie, kąpie jego mizerną biedotę w cieple, jasności i zapachach, tłumiąc jej własny odór.
U schyłku życia bohater zostaje dodatkowo wciągnięty w tryby historii – w jego strony dociera z Rosji rewolucja komunistyczna. I te tryby w końcu brutalnie go miażdżą, uwalniając go i litościwie kładąc kres jego męce. Zachował jednak wolę życia do końca, co w wystawionym mu na koniec epitafium chwali autor:
Ma umysł jak najbardziej prymitywny, a świadomość niezwykle ograniczoną, ale bądź co bądź dokonał tego, że przebił się przez te sześćdziesiąt lat życia, które, jak wszyscy wiemy, zamykają jeden z najbardziej burzliwych i przełomowych rozdziałów w dziejach naszego narodu.
Można by tę książkę interpretować jako uniwersalną opowieść o człowieczej niedoli. Można by, gdyby nie jej końcówka. Godzina śmierci zostaje bowiem co prawda odmalowana jako jedyny moment szczęścia w życiu Juhy, jednak autor mówi zarazem o wiośnie jego narodu, jaką czuć już w cmentarnych drzewach i wyraża nadzieję, że wkrótce radość towarzysząca umieraniu zyska dostęp i do świata żywych. Jest śmierć – przyjdzie i czas zmartwychwstania.
  
Sięgnęłam po tę powieść w ramach nastrajania się przed moją sierpniową norweską wyprawą, z nadzieją na typowo skandynawskie klimaty. Nie dostałam tego, czego się spodziewałam, ale zupełnie rozczarowana też nie jestem. Bo w końcu, choć Finlandia jest już dziś zupełnie innym krajem, ta przytłaczająca smutkiem i poczuciem jałowości życia historia fińskiego prostaczka to fragment tamtejszej historii. Żywy obraz tego, co było kiedyś. I tę świadomość też warto mieć.

***
F.E. Sillanpää, Śmierć i zmartwychwstanie. Opowieść o życiu i śmierci prostego człowieka w Finlandii, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1962.

Komentarze

  1. a to mnie zaciekawiłaś powiem Ci, bo ja chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, przynajmniej odrobinę przywróciłam go światu :)

      Usuń

Prześlij komentarz