Pierwsza lekcja czeskiego filmu – „Kola” (reż. Jan Svěrák)

Uświadomiłam sobie nie tak dawno, że jedynym czeskim reżyserem, którego filmy znam, jest Jiří Menzel. A ponieważ komuś, kto śmie nazywać się „czechofilką” takie zaniedbanie wręcz nie przystoi, postanowiłam zabrać się za nadrabianie zaległości. Na pierwszy ogień poszli Samotni Zelenki i wrażenia miałam bardzo pozytywne, tym razem jednak uwagę chcę poświęcić niewątpliwej perełce, jakiej przypadł w udziale seans nr 2. Perełka zwie się Kola i nakręcona została przez Jana Svěráka (syna) według scenariusza Zdeňka Svěráka (ojca), który zresztą zagrał w niej też główną rolę. A o tym, że naprawdę perełka, świadczą Oscar i Złoty Glob w roku 1996.

Bez zbytniego rozgadywania się, bo zawsze twierdziłam, że o filmach pisać nie potrafię. Trzy słowa o akcji (dla tych, którzy jeszcze nie widzieli, o ile takowi się znajdą), trzy słowa o wrażeniach, a następnie głos oddam samemu reżyserowi.

František Louka, którego zagrał Svěrák senior, to podstarzały kobieciarz i zubożały wiolonczelista. Dorabia sobie graniem na pogrzebach, ale ponieważ przędzie cienko, za namową przyjaciela grabarza decyduje się na kontrowersyjny krok – fikcyjny ślub z pewną Rosjanką, której zależy na czeskim obywatelstwie. W zamian – niezła sumka do kieszeni. I kiedy wydaje się już, że sprawa rozejdzie się po kościach, Rosjanka daje nogę do Niemiec, jej ciotka trafia z zawałem do szpitala, a na progu mieszkania Louki pojawia się mały problem o łzy wyciskającym z oczu przerażonym spojrzeniu – pięcioletni Kola, syn Rosjanki. Po czesku nie zna ani słowa, za to z wielkim ożywieniem rozprawia w ojczystym języku ze swymi rodakami, których pełno na czeskich ulicach, bo mamy jeszcze niespokojne czasy komunizmu. Matka Louki stanowczo odmawia opieki nad ruskim dzieckiem, przechodnie krzywo patrzą, a do tego całą sprawą zaczyna niezdrowo interesować się państwo...


Ciepły humor na przemian ze smutkiem, od którego serce się ściska. Prócz tego mną osobiście absolutnie zawładnął ten mały aktor, Andrej Chalimon. Śliczny jak z obrazka, a taki przy tym przekonujący w swoim zagubieniu i dziecięcej bezradności!

O poszukiwaniach odpowiedniego chłopca do tej roli opowiada Jana Svěrák w rozmowie z Aleksandrem Kaczorowskim (zaczerpnięte z tomu Europa z płaskostopiem, który moim zdaniem jest rzeczą ciekawą przede wszystkim ze względu na wszystkie smaczki „zza kulis” dotyczące znanych czeskich osobistości; na pewno w najbliższym czasie jeszcze będę tę pozycję cytować). Przytaczam, bo historia jest przednia.
Proszę jeszcze powiedzieć, jak Pan znalazł tego chłopca, który zagrał Kolę?
Zwróciliśmy się do agencji Nikity Michałkowa, żeby znalazła nam takiego chłopca w Moskwie – od początku uważaliśmy, że to musi być Rosjanin. Zorganizowaliśmy pięć konkursów, jeździłem tam przez okrągły rok, ale mimo to na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć wciąż nie mieliśmy odpowiedniego kandydata. Po prostu rozpacz.
Postanowiliśmy spróbować ostatni raz. Ci ludzie z agencji wzięli kamerę wideo, objechali wszystkie przedszkola w Moskwie i w każdym z nich nakręcili największego łobuza. Na kasecie, którą nam przysłali, jeden z tych chłopców się wyróżniał: kiedy go o coś pytali, było widać po jego oczach, że zastanawia się nad odpowiedzią. Coś mnie wtedy tknęło, że to ten.
Pojechaliśmy do Moskwy i spróbowaliśmy nakręcić najtrudniejsze sceny, te, w których miał płakać i dzwonić do babci. Mówił tekst brawurowo, ale był cały czas wesoły, udawał tylko smutek, a w oczach miał cały czas te swoje iskierki. Poszliśmy więc z tatą do kuchni, naradzić się, co dalej. A jego mama w tym czasie lamentowała nad nim w pokoju: „Ty łobuziaku, wujkowie przyjechali do ciebie aż z Pragi, a tobie nie chce się być smutnym, jak cię proszą?”. Tak długo nad nim jęczała, aż się rozpłakał. Wróciliśmy do pokoju i powiedzieliśmy mu: „Spróbuj teraz zagrać, teraz płaczesz pięknie”. A on wziął telefon do ręki i powiedział ten tekst tak, że zaparło nam dech w piersiach, bo to coś niezwykłego, kiedy pięcioletnie dziecko potrafi zagrać, płacząc.

I jeszcze jeden fragment – o tym, co się zmieniło na gorsze po nadejściu kapitalizmu i o tym, dlaczego według Svěráka ten film tak bardzo się podoba.
Kiedy pytali nas w Ameryce, jak nam było za tego komunizmu i czego najbardziej nam brakowało, zdałem sobie sprawę, że nie brakowało nam Myszki Miki ani coca-coli. Brakowało nam szacunku dla ludzkiej godności. A co mieliśmy? Mieliśmy przyjaciół, mieliśmy czas czytać książki i rozmawiać o nich, i pomagać sobie nawzajem.
To się skończyło. Dziś każdy z nas stara się budować swoją karierę – widzę to także po sobie. Już nie mamy dla siebie czasu (...). Przyjaciół zastąpił nam komputer: odkąd nauczyliśmy się porozumiewać z tą skrzynką, nie potrafimy już porozumiewać się ze sobą (...).
Myślę, że właśnie ten straszny odpływ uczuć, tej ludzkiej wzajemności, który nastąpił po przyjściu kapitalizmu, sprawił, że obejrzał ten film już co dziesiąty Czech. Przecież w naszych kinach są te same amerykańskie filmy, te same co u was, gdzie nie mówi się o relacjach między ludźmi, tylko strzela i wysadza w powietrze samochody.
Nie wiem, na ile ta diagnoza się sprawdza, ale ja na pewno jestem spragniona dużej dawki tego czeskiego ciepła! Przyjmę więc wszelkie sugestie, jeśli chodzi o moją dalszą edukację w zakresie kinematografii naszych południowych sąsiadów. A Kolę wszystkim gorąco polecam.

***
Cytaty: A. Kaczorowski, Europa z płaskostopiem, wyd. Czarne, Wołowiec 2006.

Komentarze

  1. Moja droga, jeśli naprawdę nie widziałaś nic to lista jest dłuuuga. Ale z takich ciepło-gorzkich filmów to "Pelisky" Hrebejka, w Polsce wyszły jako "Pod jednym dachem". Film tradycyjnie już puszczany w Czechach na Boże Narodzenie.
    Jako pierwszy film widziałam "Jazdę" Sveraka, zakochałam się w Ani Geislerovej i z filmów z nią lubię też "Żelary". I długo bym tak jeszcze mogła, ale za pół godziny zaczynam poranną zmianę w kinie więc jak wrócę albo ogólnie inną razą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłam na właściwą osobę :)

      "Pelisky" mam następne w kolejce, bo właśnie skończyłam czytać "Gówno się pali" i naturalnie jestem ciekawa ekranizacji. Pozostałe dwa dopisuję i czekam na ciąg dalszy :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. czekam na wrażenia po-Peliszkove:)
      jakoś tak jeszcze raz przeczytałam ten wpis i przypomniało mi się jak w pierwszym roku mieszkania w Pradze oglądaliśmy Kolję w tv i zadzwoniła moja mama, a ja musiałam jej odpowiedzieć, że nie mogę z nią rozmawiać, bo oglądam Kolję i zaraz będę płakać, bo Kolja się zaraz zgubi w metrze

      Usuń
    3. :) też płakałam.

      Na wrażenia po-Peliszkove nie wiem czy jeszcze trochę nie poczekasz, bo mój chłopak jest niereformowalny i nie chce ze mną oglądać filmów, w których nic nie wybucha i nikt nie wyskakuje z płonących wieżowców. A jak jestem sama i mam okazję, to atakują mnie wyrzuty sumienia i rzucam się do notatek, bo sesja blisko. Straszna choroba. Oby jednak udało mi się wkrótce wygospodarować te dwie godzinki.

      Usuń
  2. Obejrzałabym raz jeszcze. Ten chłopczyk był uroczy. Lubię takie filmy, z których coś zostaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę takie, o których potem myślę i które długo pamiętam. "Kolę" na pewno będę pamiętać.

      Usuń
  3. Oglądałam ten film wieeele lat temu i pamiętam, że byłam nim zauroczona. Chłopiec i Zdenek Sverak grali świetnie i tak naturalnie :) Narobiłaś mi ochoty na ponowny seans :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że naturalnie? W cytowanym przeze mnie wywiadzie ze Svěrákiem jest jeszcze potem fragment o tym, jak musieli tego chłopca wszystkiego nauczyć - żeby zachowywał się profesjonalnie na planie, żeby nie patrzył w kamerę podczas ujęć... Aż dziw, gdy się to czyta, bo ostatecznie wypadł moim zdaniem naprawdę doskonale.

      Usuń
  4. Ja już od jakiegoś czasu przymierzam się do zapoznania się z czeską kinematografią. Film, który właśnie zrecenzowałaś najprawdopodobniej obejrzę jako pierwszy, fabuła jest świetna, a fotosy niezwykle nastrojowe. Obecnie powiedzenie ,,czeski film" raczej nie znaczy tego samego, co dawniej:).
    Pozdrawiam, postaram się wpadać częściej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie będziesz rozczarowana :) Jest tak nastrojowy, jak sugerują same fotosy! Też pozdrawiam, dziękuję za wizytę i zapraszam :)

      Usuń
  5. Na Koli zawsze płaczę, ten chłopczyk rozkłada mnie na łopatki. Piękny film! w święta pewnie sobie znowu zapodam

    OdpowiedzUsuń
  6. Film bardzo wzruszający. Jeden z tych, które wylewają z oczu łzy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz