Fot. František Dostál [Wikimedia Commons] |
Sławna historia kelnera, cwaniaczka i konformisty Jana Dzieciątka z Obsługiwałem angielskiego króla staje się impulsem do rozważań o honorze oraz (tylko z pozoru nie związanej) opowieści o Helenie Vondráčkovej i jej mężu. Od Czarnego Piotrusia Jaroslava Papouška wychodzi przezabawny felieton o czeskiej „literaturze klozetowej” – napisach na ścianach i drzwiach toalet.
Trzy spośród tekstów związane są z postacią Václava Havla, przy czym jeden – O kurczaku à la Havel – to coś w rodzaju hołdu złożonego temu najbardziej ludzkiemu z prezydentów, człowiekowi o niezwykłym poczuciu humoru i skromności.
Dziesięć lat temu pan Krzysztof Zajdel, nauczyciel z Wilkszyna, dostał od urzędującego prezydenta Havla przepis na kurczaka. Postanowił wydać książkę 101 potraw znanych osobistości z Polski i ze świata i zaczął pisać do różnych sław. „Sam pan wie, jak to jest, kiedy pisze ktoś z wiejskiej szkółki do osoby znanej” – wyznał, kiedy poprosiłem o szczegóły. „Napisałem do prezydenta Rosji, Ukrainy, Białorusi, bo moim marzeniem było pokazanie, że jesteśmy normalnymi ludźmi, że przy stole wszyscy mogą usiąść. Z tych osób jedynie prezydent Czech mi odpisał”.
Literatura nieraz mocno splata się tu z życiem. Pogrzeb Havla zamienia się w absurdalny teatrzyk jakby napisany i wyreżyserowany przez samego prezydenta, a siostrzenica Kafki, skazując żądnych wywiadu dziennikarzy na czyściec czekania, staje się postacią żywcem wyjętą z książek jej sławnego wujka.
Nie brakuje i poważniejszego ujęcia tematu – jest między innymi o szwejkowskim stereotypie, który przylgnął do Czechów jak stara guma do buta i za nic nie chce się odczepić. Oraz o tym, czy poprawne jest określenie „Czechosłowacy” (i dlaczego tak). A na deser – rozkoszna opowieść o sławnym wynalazcy Járze Cimrmanie, czeskim bohaterze który... nigdy nie istniał.
Fot. František Dostál [Wikimedia Commons] |
Láskę czyta się jednym tchem i wcale mnie to nie zaskoczyło – w końcu wiadomo, że Szczygieł potrafi opowiadać jak nikt. Po raz pierwszy jednak przy lekturze jego czeskich opowieści poczułam pewien zgrzyt. Zaczęłam się zastanawiać, ile w tym reportażu, a ile czarowania, czy na pewno rzeczywistość nie została trochę podkolorowana, czy mimo braku knajpianego rodowodu autor nie ma w sobie czegoś z pábitela, mieszającego prawdę ze słodką iluzją. Bo mam za sobą swoje pierwsze nieśmiałe doświadczenia z Czechami i nie było wcale tak różowo. Może zrobiłam sobie trochę krzywdę, może jak Emma Bovary uwierzyłam za bardzo w to, co przeczytałam. A może nie miałam po prostu szczęścia. Wciąż jeszcze wierzę.
***
Cytat: M. Szczygieł, Láska nebeská, wyd. Agora, Warszawa 2012.
Świetna recenzja. Zachęciłaś mnie do zmierzenia się z tą książką, co mnie bardzo cieszy bo już od dawna chciałam lepiej poznać czeską kulturę nie opierając się jedynie na Szwejku, Kreciku i zabawnym języku.
OdpowiedzUsuńMożesz zacząć od tej, bo to fajne wprowadzenie do czeskiej mentalności i kultury, ale później przeczytaj też koniecznie „Gottland”. Tłumaczy historię najnowszą Czech z perspektywy zwykłych ludzi. Na pewno Ci się spodoba!
UsuńBardzo lubię tę książkę, jest ciepła i pozytywnie nastawia do życia. Pewnie, że Szczygieł koloryzuje, ale robi to z pełną premedytacją, bo on pisze o tym jak to on postrzega Czechów, a ponieważ Mariusz jest bardzo pozytywna osobą, więc perspektywa pabitela jest jak najbardziej jemu bliska :)
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że u niego za wszystkim idą historie. Własne i cudze. Zmyślone, prawdziwe? Mam się czuć oszukana? :) Przypuszczam, że mogłam nie mieć szczęścia... albo pan Szczygieł wybitnie dużo szczęścia miał :)
UsuńNie, no nie mogą być zmyślone, bo to literatura non-fiction, ale podkoloryzowane na pewno :)
UsuńZaraz, zaraz, wszystko, co opisałem przytrafiło się mi naprawdę.Kto mnie zna, wie, że nie ma rzeczy przykrych, brzydkich i śmierdzących, z których bym nie wyciągnął czegoś fajnego, dowcipnego, niezwykłego. Inaczej nie umiem. Przecież nawet jak mnie kelner okradł w kawiarni "Slavia" to pomyślałem, że będzie miał cudowny wieczór - powie żonie, że przyniósł więcej pieniędzy do domu.
OdpowiedzUsuńProszę nie zapominać, że ja nie patrzę na zdarzenia negatywne jak zwykły uczestnik negatywnych wydarzeń. Patrzę na nie jak na materiał do tekstu.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Mariusz Szczygieł
Dzień dobry! Nie sądziłam, że Pan tu dotrze :) Miło dostać zapewnienie, że to wszystko prawda, choć byłam akurat o tym dość przekonana. Problem polega chyba na tym, że ja w przeciwieństwie do Pana jestem nieodrodną córą polskiej ziemi i na wszystko patrzę od tej ciemnej strony (nad czym bardzo ubolewam!), może więc też to rzuciło się cieniem na moje czeskie doświadczenia, a teraz na odbiór Pana tekstów. Zwłaszcza, że oczekiwania miałam ogromne - wspomnę, że po części dzięki Pana sielskiej wizji Czech (choć przede wszystkim dzięki niesamowitej prozie pana Hrabala) studiuję teraz bohemistykę. Również pozdrawiam!
UsuńŚwietnie napisane :) Ja również mam słabość do reportaży Marisuza Szczygła, choć nie jestem czechofilką. W "Lasce" najbardziej podoba mi się ta lekkość pisania i lekkość historii, co daje razem wielką przyjemność lektury :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Rzeczywiście, lekkości pióra wielu pisarzy mogłoby panu Szczygłowi pozazdrościć. Ja pochłonęłam „Láskę” podczas kilku jazd autobusem i jak by nie było źle - pod wieczór podróż krakowskim MPK to koszmar na jawie - udawało mi się „wyłączyć” i całkowicie pogrążyć w lekturze. Również pozdrawiam :)
UsuńA ja Pani naiu, dostałem ją do ręki w dniu, kiedy jechałem do Krakowa. I usiadłem sobie tam na plantach przy Bunkrze Sztuki w tym rewelacyjnym pawilonie kawiarnianym, zamówiłem sernik i kawę z mlekiem, dużą, i pomyślałem, że napisałem tę książkę właśnie dla tego miejsca. Żeby tam siedzieć przy kawie, trzymać coś takiego małego i ładnego w ręku, i czytać krótkie kawałki. Bo długie to raczej w domu na kanapę. Pozdrawiam, Szczygieł
UsuńTaki Kraków lubię :) Myślę, że Pana książka świetnie się wpisuje i w spokojne kawiarniane popołudnia i w tłoczne autobusowe wieczory - w tym pierwszym przypadku jako wisienka na torcie, w drugim jako zbawienny element oderwania od rzeczywistości. Pozdrawiam!
UsuńMuszę sięgnąć! dwie poprzednie dosłownie połknęłam. Choć w Czechach przebywam dość często i faktycznie troszeczkę P. Mariusz patrzy na ten kraj przez różowe okulary..
OdpowiedzUsuńPan Mariusz se musí něčím živit, jeho knihy jsou povrchní a neobjektivní.
Usuń