Podróże konika morskiego to powrót do znanych z Gówno się pali perypetii damsko-męskich, ale i coś nowego, innego. Bo mamy tu tatusia. Młodego. I jego momentami zbuntowanego, ale z pewnością ponadprzeciętnie inteligentnego syneczka Pepino.
Wokół nich kręci się cała akcja, bo oto tatuś decyduje się na heroiczny czyn – zostaje w domu z syneczkiem, aby mama mogła się realizować zawodowo. Jak konik morski, z poświęceniem wydający na świat młode, bierze na siebie pełnię rodzicielskich obowiązków.
Choć z początku czuje się nieco zagubiony, po kilku dniach sytuacja się poprawia – przestaje być postrzegany jako dziwadło w damskim kółeczku odwiedzającym każdego dnia ze swoimi pociechami pobliski park, a nawet zaczyna strzyc oczami w kierunku jednej z mamuś, ponętnej blondynki. Nowo poznana piękność zaczyna bezceremonialnie królować w myślach i dzienniczku młodego taty, spychając zupełnie na margines zapracowaną mamę Pepina, która jednak wkrótce dość brutalnie o sobie przypomni...
Z całym tym galimatiasem tatuś radzi sobie w oryginalny sposób. Obok wdzięków parkowej Afrodyty i rozmyślań, jak się do niej zbliżyć, a także skrupulatnych, wręcz naukowych opisów zachowań Pepina kolejnym refrenem pobrzmiewającym we wspomnianym dzienniczku są poranne obserwacje własnych odchodów (tak tak, i tutaj urocze motywy skatologiczne musiały się pojawić:)!). W swej kupie bohater pokłada nadzieję każdego ranka, wyczytując z niej najbliższą przyszłość (bo przecież wróżenie z fusów jest zbyt mainstreamowe...). Jedno spojrzenie i już wie, co go czeka.
Jak to u Šabacha, jest dużo humoru sytuacyjnego (biedny Pepinek uwięziony z głową za piecem, gdy jego tatuś celuje w swą lubą z łuku Amora! nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać), rozkoszne obserwacje na temat dorosłych, dzieci, relacji damsko-męskich (rzecz jasna), żarty małe i duże, wybryki małego Pepina... Ten potężny zastrzyk śmiechu to lek na rzeczywistość. Kiedy dobrnęłam do ostatniej strony, poczułam się rozczarowana. Że pan Šabach pisze takie krótkie książki.
Spod tej całej wesołości wyziera jednak coś bardzo nieśmiesznego i absolutnie wspaniałego – silna, choć rodząca się dopiero więź między ojcem i dzieckiem. Nie jestem odporna na takie słodycze, natychmiast rozpływam się jak sopel w wiosennym słońcu, bo nie ma dla mnie większego cudu niż troskliwy tatuś. Kilka dni temu oglądałam film w zupełnie innym klimacie, Blue Valentine, i mimo wąsika, nieodłącznego papieroska i puszki piwa w ręce oraz ogólnie zafajdanego imidżu Ryan Gosling zlizujący razem ze swą małą księżniczką rodzynki ze stołu był dla mnie zdecydowanie najseksowniejszym facetem świata.
Dlatego też bohaterowi Šabacha jestem w stanie nawet wybaczyć to, że bez cienia skrupułów projektował sobie upojne chwile w ramionach parkowej piękności. W końcu dzielny Pepino własną główką ratuje sytuację i nawet gdy sprawy przyjmują dramatyczny obrót magicznie i zupełnie nieświadomie skleja do kupy pokruszoną rodzinę. To dzięki niemu ostatnie słowa w dzienniczku młodego tatusia brzmią tak, a nie inaczej:
W ogóle nie jest źle.
P. Šabach, Podróże konika morskiego, wyd. Afera, Wrocław 2012.
Fotografia konika morskiego: diko1967 (sxc.hu)
Fotografia Petra Šabacha: http://www.wydawnictwoafera.pl/autorzy/petr-sabach.html
Fotografia konika morskiego: diko1967 (sxc.hu)
Fotografia Petra Šabacha: http://www.wydawnictwoafera.pl/autorzy/petr-sabach.html
Lubilam tego bloga, ale przestalam tu zagladac, bo blog z wartosciowego zmienil sie w sieczke wychwalajaca nowosci od wydawnictw. Czytalam "Single' ktore wychwalasz i jest to takie dno, taki badziew, ze wiecej do ciebie nie zajrze.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko wysylam ci zyczenia noworoczne ... (przynajmniej ja jedna XXX, bo stracilas czytelnikow.
Będę się bronić :) „Single” to akurat mało trafiony przykład, bo ich bynajmniej nie wychwalałam. Rozumiem, że mówimy o tej samej recenzji - http://literackie-skarby.blogspot.com/2013/03/moralna-nedza-emocjonalny-chaos-single.html? Przykro mi, że straciłam w Tobie (kimkolwiek jesteś) czytelniczkę, a za życzenia dziękuję.
UsuńCieszy mnie Twoja pochlebna opinia, gdyż ostrzę sobie zęby na tę książkę! Ciekawa pozycja, zwłaszcza w dobie wszechobecnej debaty nad "gender"...
OdpowiedzUsuńP.S. Rzeczywiście, kreacja Goslinga w "Blue Valentine" wyjątkowo udana:)
To prawda, napisana jeszcze w latach 80., ale w klimat naszych czasów wpisuje się świetnie. Na pewno warto przeczytać, choć „Gówno się pali” pozostaje moim šabachowym numerem 1 :)
UsuńKreacja Goslinga cudowna, ale film taki depresyjny! Dwa dni się po nim zbierałam do kupy...
Jestem świeżo po lekturze "Podróży..." i zgadzam się z Twoją oceną całkowicie! Pomimo ciekawego ujęcia (niełatwego) tematu, "Gówno się pali" także pozostaje moją ulubioną książką Sabacha.
Usuń