Jakże inaczej czyta się teraz książki Musierowicz, niż wtedy, mając te szesnaście lat! Mniej wypieków na twarzy, mniej gdybania, mniej marzenia. Tylko takie: „Już tu byłam”, a właściwie to nie byłam, bo nie da się tam być. To taka kolorowa wersja rzeczywistości, podręcznik stosunków międzyludzkich dla początkujących, pożywna strawa dla złaknionej romansu – ale jeszcze nie takiego dorosłego, nie takiego z łóżkiem, golizną i z tym wszystkim – dziewczęcej wyobraźni.
U Musierowicz wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, nikt nikogo nie zdradza, nikt nikogo nie oszukuje, a kłótnie szybko kurczą się do rozmiarów zabawnych epizodów. Szkolne miłości płynnie przechodzą w małżeństwa, małżeństwa w szczęśliwe rodzinki z liczną dziatwą, a raz po raz poczciwą galeryjkę bohaterów zasila kolejny – równie poczciwy, rzecz jasna – bohater (trzeba świeżej krwi, wszak to nie Moda na sukces). W tej części to zaradna dziewczyna z lasu, współczesna Jagienka – Dorotka.
Nielicznie wyjątki od tej reguły, takie jak nieszczęśliwe pierwsze małżeństwo Gabrysi, nieudany związek Natalii czy nieślubna ciąża Róży wydają się czymś sztucznym, jakimś ciałem obcym, i wcale nie przybliżają świata stworzonego w Jeżycjadzie do rzeczywistości. Tym bardziej, że wszystkie problemy zostają ostatecznie przyklepane stertą słodyczy – Gabrysia znajduje nowego męża, dobrodusznego safandułę Grzesia, Nutria wpływa do bezpiecznej małżeńskiej przystani pod ramię z dobrym duszkiem Jeżycjady – Robrojkiem, zaś nieszczęśliwa wpadka Róży zostaje przekuta w podstawę kolejnego udanego małżeństwa (a jej mąż jest wybitnym astrofizykiem!).
Czarodziejka (czarownica?) pióra. |
Widzę to wszystko jasno i wyraźnie, ale mimo to lektura Wnuczki do orzechów była dla mnie cudowną zabawą. Bo co z tego, że Borejkowie nie są prawdziwi i nie mają prawa być? W końcu literatura to nic innego jak piękne kłamstwo. A jest coś niesamowicie krzepiącego w tym, że pomimo tych dziesięciu minionych lat, mimo osobistych wzlotów i upadków, dorastania, dojrzewania, zmiany perspektywy, mogę znów zaszyć się wśród nich i przekonać się, że Ignacy Borejko nadal zakłada książki dziwnymi przedmiotami znalezionymi pod ręką, ironiczne żarciki Mili Borejko nie straciły na sile i świeżości, a młodzi bohaterowie nawet teraz – w erze komputerów, internetu, wszechobecnego wyuzdania – wciąż zakochują się od pierwszego wejrzenia, nieznośnie ładnie i nieznośnie niewinnie, o tak:
Nagle – żadnego zmieszania. Radość. Bezpieczeństwo. Wzruszenie. Jakby wróciła, zmarznięta, z dalekiej, samotnej podróży, i otworzyła drzwi do pokoju, w którym było ciepło, jasno i radośnie. Jakby ktoś na nią długo, długo czekał, od dawna, i jakby się ucieszył z jej przybycia. Jakby się palił cichy ogień na kominku. Jakby mruczał kot. Jakby za oknem padał śnieg, a na stole parowała herbata. Jakby tykał zegar, jakby mijały chwile, tygodnie, lata, życie. Jakby wszystko przemijało, tylko nie bezpieczeństwo. I cała, caluteńka została ogarnięta wiernym spokojem, który znalazła w tych oczach. Czuła się, jakby ktoś ją objął.
Kwituję ten wybuch uczuć siedemnastolatki uśmiechem, na wpół rozczulonym, na wpół ironicznym. Czuję się jak sędziwa babcia. Ale równocześnie – niebywałe, jak ona to robi?! – sama odrobinę ulegam czarowi tego nagle wyrosłego Józinka, tego tajemniczego nieznajomego o jasnym spojrzeniu, tak szarmanckiego, zaradnego, poważnie myślącego o życiu, chociaż pamiętam go ciągle jako rudego berbecia w wózku i małego rozrabiakę.
Tak to właśnie działa. Mimo sceptycyzmu, jaki przychodzi z wiekiem, wciąż ulega się magii papierowego świata Jeżycjady. Trochę jest smutno, gdy się po tym wraca do rzeczywistości, ale choć przez chwilę robi się lżej. Najzdrowszy narkotyk na świecie.
***
Za pożyczenie książki serdecznie dziękuję Gizeli! :)
***
M. Musierowicz, Wnuczka do orzechów, wyd. Akapit Press, Poznań 2014.
Fotografie:
[1] Akapit Press
[2] Emilia Kiereś / Wikimedia Commons
Ujęłaś to tak, jak czuję, a jak nigdy nie potrafiłabym zwerbalizować. Jesteś kolejną czarownicą pióra, Jarmilko :)
OdpowiedzUsuńbabcia Gizela
Naprawdę? Ale się cieszę! Dziękuję, i dziękuję za książkę, babciu! :)
UsuńNie wiem czy powracanie jest dobrym pomysłem
OdpowiedzUsuńUwierz mi, mimo wszystko jest :)
Usuńwiem, wiem mam takie powtroty w swojej czytelniczej biografii
UsuńJa też do pewnego momentu czytałam jedną za drugą, pomijając małe zawirowania na początku (zaczynałam od „Kwiatu kalafiora”, potem dopiero wróciłam się do pierwszych dwóch książek serii). Z tymi, których publikację śledziłam już na bieżąco, bywało różnie – jak mi się udało gdzieś dorwać, pożyczyć, dostać, to czytałam, jak nie – nie szukałam specjalnie. I mam luki, bo na przykład na stówę nie czytałam „McDusi”. Ale na szczęście w przypadku Jeżycjady to w niczym nie przeszkadza. Tobie proponuję wrócić do początku i odświeżyć sobie całą serię, zafundujesz sobie dodatkową przyjemność i nie będziesz się musiała zastanawiać, gdzie skończyłaś :)
OdpowiedzUsuńChciałabym znowu znaleźć się w kuchni Borejków :)
OdpowiedzUsuńKuchni u Borejków akurat w tej części jest niewiele, ale jest za to równie przytulna kuchnia u Pulpecji w jej domu na wsi oraz inna, pachnąca wiśniami, smażonymi jajkami i świeżym masłem, gdzie Ida szybko poczuje się jak w domu :)
UsuńZ wielką przyjemnością przeczytałam ten tekst, wśród tej nagonki która się wytworzyła. Mam wrażenie że czytelnicy ( no dobrze czytelniczki) zapominają że to jest tylko fikcja , jak bardzo byśmy nie chcieli by było inaczej ( a chcielibyśmy chcieli - tak czuję).
OdpowiedzUsuńPewnie, że chcielibyśmy! Byłoby pięknie :) Cieszę się, że tekst się podobał!
UsuńKilka dni temu skończyłam "Wnuczkę" i poczułam się staro. Naprawdę. I chciało mi się krzyczeć: przecież tak nie ma, przecież miłość czy zakochanie od pierwszego wejrzenia to mit, nikt za nikim tak nie szaleje. Chyba miałam chwilę, gdy drobne pokłady cynizmu przejmują kontrolę nade mną. I przez dłuższą chwilę byłam zła. Na autorkę, że mami, na świat, że nie jest taki jak u niej, na siebie i moje życie, że jest jakie jest. Ale przecież Jeżycjada to, jak słusznie napisałaś, słodkie kłamstwo. Słodkie, ale mimo wszystko nie mdłe. Bo uwielbiam zanurzać się w ten nieistniejący świat dający poczucie bezpieczeństwa i wszechogarniające ciepło. I bardzo chętnie tam wracam. Zwłaszcza do pierwszych książek, które są mi zdecydowanie bliższe. Jakoś okres PRL bardziej kojarzy mi się z tą ostoją dobroci i normalności, jaką tworzyli bohaterowie serii. I może to głupie, ale jakoś telefony komórkowe, interenty, zmywarki w ogóle mi nie pasują :D. A co do samej "Wnuczki" to już dawno nie czytałam książki, w której się tak nic nie działo. Ale i tak było przyjemnie. No to się rozpisałam. Kończę więc i pozdrawiam Naiu :)
OdpowiedzUsuńTeż mam momenty buntu, też mnie to czasem mierzi, ale chyba szkoda nerwów – lepiej się po prostu sztachnąć głęboko tymi klimatami i zapomnieć na chwilę, jak jest. Mnie też te wszystkie zdobycze cywilizacji wyglądają jakoś nienaturalnie w otoczeniu Borejków, może to przez tę ich rozkoszną anachroniczność, aż by się chciało, żeby na przekór nowoczesności słali listy zamiast maili i niezmordowanie szukali odpowiedzi na wszystkie pytania w czeluściach bibliotek :)
UsuńRozpisuj się sQrko częściej, bardzo miło mi się czyta Twoje wywody! Pozdrawiam, ściskam i zapraszam ponownie!
A ja pokochałam po prostu tę ,,Wnuczkę do orzechów". Wydawało mi się, jakby to powróciła ta stara (nie chodzi tu o wiek), dobra Musierowicz. Przeczytałam dwie pierwsze strony i już wiedziałam, że to to. Że na to czekałam. To byli CI SAMI bohaterowie i, oczywiście, TA SAMA rodzina Borejków. Stała wśród tylu zmiennych. Te same wartości, to samo ciepło i miłość, która przywraca wiarę.
OdpowiedzUsuńChciałam wrócić do borejkowskiej kuchni, a trafiłam na werandę Pulpecji i o dziwo wcale mi to nie przeszkadzało. ;) Natura i naiwność. A może to nie naiwność, a wiara? Jestem naiwna, co z tego? :)
Teraz czekam na ,,Feblika".
Pozdrawiam.
http://kaniafrania.blogspot.com/2015/03/wnuczka-do-orzechow-triumfalny-powrot.html
Jeśli naiwność, to błogosławiona :) I dobrze, cudownie jest dać się Musierowicz oszukać, zapomnieć o świecie, w końcu między innymi o to chodzi w czytaniu. „Literatura usankcjonowanym kłamstwem”, jak to pięknie określiła pani Tokarczuk. Popieram, zazdroszczę! I pozdrawiam :)
UsuńZa miesiąc następna część Jeżycjady i kolejne tematy do dyskusji.
OdpowiedzUsuńWydawnictwo Akapit Press umożliwiło nabycie książki w przedsprzedaży :) http://www.akapit-press.com.pl/sklep/dla-mlodziezy/feblik---przedsprzedaz-536-30
Premiera 6.11.2015
Ja czekam z niecierpliwością, a Wy?
Mam 50 lat i nadal jestem wielbicielką Jeżycjady. Nadal jak nastolatka czekam na każda premierę kolejnej książki. Z wypiekami na twarzy wchodze w ten cudowny świat. Być może Jezycjada odmłada? Na pewno w sercu....
OdpowiedzUsuń