Zawsze wierzyłam, że jest coś więcej niż to, co jesteśmy w stanie zobaczyć, usłyszeć, dotknąć. Coś więcej niż mędrca szkiełko i oko. Może nie aż tak fantastycznego jak wodniki, strzygi i rusałki rodem ze słowiańskich mitów i romantycznych ballad, ale coś nieuchwytnego, świat mocy nadprzyrodzonych wymykających się logice.
Moce takie zgodnie z czeską ludową tradycją posiadły boginie, kobiety zamieszkujące odludne tereny Białych Karpat i przekazujące swe umiejętności z pokolenia na pokolenie. Potrafiły uzdrawiać, przewidywać przyszłość, ujawniać sekrety, przywracać harmonię w rodzinnym pożyciu i na prośbę nieszczęśliwie zakochanych dziewcząt wzbudzać miłosne uczucia w niechętnych do żeniaczki młodzieńcach (wystarczy odrobina krwi miesiączkowej!). W przeciwieństwie jednak do bajkowych czarownic i wróżek swoją siłę czerpały od Boga. Zamiast spiczastych wiedźmich kapeluszy miały ludowe stroje, zamiast różdżek – znak krzyża, zamiast „Hokus pokus” – „Ojcze nasz”.
Mimo ich głębokiej, z zapałem praktykowanej wiary w oczach Kościoła zawsze jednak były na cenzurowanym – ich praktyki zbyt przypominały przedchrześcijańskie zabobony i gusła. Już w średniowieczu padały ofiarą prześladowań. Przywołana w Boginiach z Žítkovej historia Katarzyny Szperaczki nie jest wytworem fantazji autorki, to opisany w Księdze czarnej miasteczka Bojkovice przypadek bogini oskarżonej o uprawianie czarów, torturowanej i ostatecznie straconej.
Przetrwały jednak średniowiecze i przetrwały wszystkie burzliwe okresy w dziejach Czech – z wyjątkiem komunizmu. Akcja książki Kateřiny Tučkovej toczy się w latach, gdy ostatnie boginie są już na wymarciu. Uznane za wrogów ludu, pod pozorem niepoczytalności są zamykane w szpitalach psychiatrycznych i traktowane w nieludzki sposób, tak jak Surmena, ciotka głównej bohaterki książki, Dory Idesovej.
Dora jest racjonalistką. Od zawsze nieco zbuntowana wobec tradycji, w dorosłym życiu interesuje się wierzeniami i sekretnymi praktykami jej matki i ciotki tylko z naukowego punktu widzenia – jako etnolożka. Chce zbadać ich fenomen, a przy okazji poznać historię swojej rodziny, zrozumieć, dlaczego jej matka zginęła pod ciosem siekiery z ręki własnego męża, dlaczego ją, Dorę, rozdzielono z ciotką i bratem, dlaczego trafiła do internatu i została skazana na długie lata upokorzeń. W tym celu sięga do archiwów StB – czeskiej bezpieki.
I tak rozpoczyna się fascynująca podróż w czasie i przestrzeni, stopniowe uzupełnianie skomplikowanej rodzinnej układanki. Boginie z Žítkovej to po części kryminał, po części powieść społeczna, obyczajowa, psychologiczna, przede wszystkim jednak – świetnie napisana historia o zagadkowych kobietach, które jako ostatnie zachowały łączność z naturą, potrafiły odgadywać potrzeby ludzkiego ciała i jak nikt inny znały ludzką duszę, uparcie oddzielaną przez współczesną medycynę od naszej cielesnej powłoki.
Choć przed wglądem w archiwa komunistycznych władz boginie jawią się Dorze jako plemię bez skazy, niewinnie prześladowane i w pokorze cierpiące, miesiące badań i zbierania materiałów do doktoratu uświadamiają bohaterce, że prawda nie jest tak czarno-biała. Okazuje się, że są również boginie złe i niebezpieczne, bliższe demonicznym bajkowym wiedźmom, wykorzystujące swe moce by szkodzić innym, ranić, a nawet zabijać.
Tučková nie poprzestaje jednak na prostym stwierdzeniu, że ktoś był zły, a ktoś inny dobry. Posługując się postacią Dory przedstawia bohaterów z każdej możliwej perspektywy, odkrywa nieznane karty z życia czarnych charakterów niemal ze współczuciem. Sprzedajny agent Švanc, pokorny sługus dwóch reżimów, za maską potwora kryje oblicze zdradzonego i porzuconego młodzieńca, a demoniczna Josifčena Mahdalka zostaje w pewnym momencie ukazana jako zagubiona dziewczynka pozbawiona rodzicielskiej miłości i uwagi. Zło nigdy nie bierze się z niczego, zawsze jest efektem odbicia, przy czym silniejsze charaktery – takie jak Dora, także przecież ciężko doświadczona przez los – potrafią się jednak oprzeć pokusie.
Sama Dora poznając rodzinną historię dowiaduje się też sporo o sobie. Emocje, jakie budzą w niej odkrywane kolejno sekrety, są znakiem, że nie potrafi zachować chłodnego dystansu naukowca, że szkiełko dzierżone niczym tarcza pęka w starciu z mroczną tajemnicą, z jaką bohaterka ma do czynienia. Choć na wszystkie sposoby próbuje sobie przemówić do rozsądku, boi się i czuje respekt przed tym, co jeszcze tak niedawno bagatelizowała i wyśmiewała.
Kateřina Tučková |
Dobrego pisarza poznasz jednak przede wszystkim po odczuciach, jakie budzi jego proza, po nastroju, jaki potrafi zbudować słowem. Na nic zda się cała erudycja, jeśli wszelkie próby wykrzesania z czytelnika choćby lekkiego dreszczyku kończą się jedynie uśmiechem politowania na twarzy tegoż. A pod względem emocji Kateřina Tučková włada piórem wręcz mistrzowsko. Nie zliczę momentów, kiedy ciarki grozy przebiegały mi po plecach, a przy scenie narodzin upośledzonego Jakubka jakby ktoś mi odkręcił kurek ze łzami (a dodam, że było to w miejscu publicznym i groziło poważnym uszkodzeniem ciała wskutek zderzenia się z latarnią czy innym obiektem – nawet po wyjściu z tramwaju nie mogłam się oderwać...).
Z mojej strony to chyba najlepsza możliwa rekomendacja!
K. Tučková, Boginie z Žítkovej, wyd. Afera, Wrocław 2014.
Fotografie:
[1] Tzepesh / Foter.com / CC BY-NC-ND
[2][3] Wydawnictwo Afera
Czekalam na Twoją recenzję tej ksiązki, choc i tak wiedzialam, ze muszę ją przeczytac!
OdpowiedzUsuńJa też na pewno przeczytam. Tytuł i okładka od razu zwróciły moją uwagę, ale bałam się, że to będzie duże rozczarowanie. A teraz będę wypatrywać w bibliotece, bo wygląda na to, że będzie tak ciekawie, jak się pierwotnie spodziewałam :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita książka! Czegoś takiego właśnie mi potrzeba, przeczytam na pewno - a nie szafuję tą obietnicą!
OdpowiedzUsuńAleż się cieszę, że kupiłam "Boginie" :) Gdyby nie stos, który muszę przeczytać w pierwszej kolejności, to już miałabym lekturę za sobą, ale pocieszam się tym, że książka z półki mi nie ucieknie :)
OdpowiedzUsuń