Gorzko robi się od tej lektury i Sartre'owskie „Piekło to inni” tłucze się po głowie. Bo dużo tu cierpienia, a jego źródłem są przede wszystkim ludzie dookoła, to oni nie pozwalają oddychać. Zazdroszczą, wykorzystują, nienawidzą. „Mam wrażenie, że człowiek jest najmniej udanym tworem natury” [1] – mówi Lena Kitsopoulou i podpisuje się pod tym swoimi utworami.
Bukowski w spódnicy – tak o niej myślę. Bukowski – bo bez słodzenia, boleśnie, okrutnie, z całą tą cuchnącą ohydą rzeczywistości podsuniętą nam prosto pod nos. A że w spódnicy, to mamy też odmienną perspektywę, kobiecą. Perspektywę zniewolonej, poniżanej, wciskanej na siłę w różne formy (także poza Grecją, ale ponoć w Grecji szczególnie). Lolitki, gwałconej i boleśnie przywiązanej do swojego gwałciciela. Nieświadomie wchodzącej w rolę ofiary i powielającej ten schemat przez całe życie. I przekazującej tego wirusa następnemu pokoleniu.
Powiedziałam mu, że jego ojciec jest jednym śmiesznym skurwysynem, synem pewnego śmiesznego skurwysyna i śmiesznej kurwy, w którym zakochałam się do szaleństwa, właśnie dlatego, że urodziłam się z dwójki śmiesznych skurwysynów i wyrosłam na śmieszną kurwę, i kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, powiedziałam: „To jest on, on jest mężczyzną mojego życia”, powiedziałam to dlatego, że moje ciało i moja dusza, żeby istnieć, koniecznie potrzebowały tego śmiesznego kurewstwa, w którym wyrosłam (s. 108).
Mężczyźni w tych opowiadaniach są zboczeni albo żałośni. Gdy nie radzą sobie ze swoim pożądaniem, odreagowują agresją. „Byłem niepewnym siebie dupkiem” – przyznaje narrator jednego z opowiadań, a w parze z tą niepewnością idzie zwykle moralna słabość i podwójne standardy. Wujek Ilias z opowiadania Sakis – taki szanowany, taki mądry – to jedna z najbardziej odrażających kreatur, z jakimi spotkałam się w literaturze.
A wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się tak piękne. Kto by nie chciał mieszkać w domku z czekolady, kto by nie chciał takiej słodkiej idylli? Tymczasem rozkoszny domek z bliska śmierdzi, a rzekoma czekolada okazuje się – po co nam eufemizmy? – gównem. To mocna metafora, ale tylko taka jest w stanie przebić skorupę samozadowolenia i obnażyć powszechną hipokryzję – bo o to przede wszystkim w prozie Kitsopoulou chodzi [2].
Nie daj sobie wmówić, że małżeństwo to najlepsze, co może cię spotkać – zdaje się mówić autorka (sama niezamężna) tym wszystkim małym dziewczynkom, które wciąż wychowywane są do roli potulnej żony. Szukaj miłości, ale nie gódź się na półśrodki, nie wpadaj w ramiona pierwszego faceta, jakiego podsunie ci matka, nie daj się wpędzić w plastikową klatkę „szczęśliwej rodziny”, bo chociaż taka jest ładna i kolorowa, to jednak wciąż klatka. Ta ostra krytyka przypomina mi Szklany klosz Sylvii Plath, tyle że Plath pisała o tym, co działo się ponad pół wieku temu, a Kitsopoulou pisze o tym, co dzieje się dzisiaj. Wciąż.
Parys był dla mnie dobrą partią, taką jak należy, trochę dupek, ale nie za bardzo, wystarczająco inteligentny, wystarczająco przystojny, w osiemdziesięciu procentach pasowaliśmy do siebie, przecież nie można mieć od razu wszystkiego, wszystkiego nie znajdziesz nigdy, musisz iść też czasem na ustępstwa (…). Wybrałam go na podstawie kryteriów, które inni wbili mi do głowy, na wzór tych nowoczesnych, plastikowych kryteriów (s. 150).
„Brudny realizm” tych opowiadań jest przełamany odrobiną surrealizmu, domieszką szaleństwa, jakby narrator zaczynał opowiadać na trzeźwo, ale kończył już na haju. Czasem odczarowującym zaklęciem jest śmiech, czasem – groteskowa śmierć, a w skrajnym przypadku dziecięcy mózg rozpryśnięty na pięknie zastawionym stole. Zakończenia to jedna z najmocniejszych stron doskonałej prozy Kitsopoulou – nie wiesz, czego się po niej spodziewać, boisz się, bo masz świadomość, że będzie okrutna, że cię nie oszczędzi. Tak jak nie oszczędziła swoich bohaterów.
***
L. Kitsopoulou, Nietoperze, przeł. Alicja Biaduń, wyd. Greckie Klimaty, Wrocław 2013.
Zachęcam też do zapoznania się z Greckimi Klimatami i do lektury obszernego tekstu o Lenie Kitsopoulou na stronie Wysokich Obcasów (link w źródłach!).
Za tę dawkę bardzo gorzkiej i bardzo dobrej greckiej prozy – i poszerzenie moich horyzontów czytelniczych! – dziękuję Oli i wydawnictwu Książkowe Klimaty.
Źródła:
[1] http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,16058321,Lena_Kitsopoulou__Ludzie_plotkuja__ja_slucham.html
[2] http://www.wroclaw.pl/w-domu-z-czekolady-rozmowa-z-grecka-pisarka-lena-kitsopoulou
Fot. Spapax / Foter.com / CC BY-NC
Fot. Spapax / Foter.com / CC BY-NC
Bardzo nietypowa okładka i odrobinę wytrzeszczający oczy opis. Brudny realizm połączony z surrealizmem, jak to określiłaś, bardzo do mnie przemawia. Ale to wszystko też trochę straszy i gnębi. A jeśli wywołuje tyle emocji, muszę kiedyś zwrócić uwagę :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie przeraża, ale dobrze się wpisuje w klimat tych opowiadań, bo rzeczywiście są mocno depresyjne. Mniej więcej w ten sam sposób co książki Joanny Bator, to taka proza, co brudzi, oblepia, robi się od niej niedobrze (już samo to czekoladowo-gówniane porównanie... jest nawet taka scena, w której bohaterka myli jedno z drugim i bierze do ust... wiadomo co), ale jest równocześnie doskonała. Zwróć uwagę, warto :)
UsuńNie słyszałem o tej autorce, a po Twojej interesującej recenzji widzę, że warto się jej bliżej przyjrzeć. "Bukowski w spódnicy" to bardzo dobra rekomendacja, przynajmniej dla mnie. Czytam aktualnie "Dzieci ze schowka" autorstwa Ryū Murakamiego i ta powieść również sprawia wrażenie lepkiej, brudnej, budzącej niesmak i obrzydzenie - wydaje mi się, że dobrze jest, od czas do czasu, "obmyć" się w takiej cuchnącej prozie, która pozwala spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy i pobudzić te ogniska emocji, które na co dzień są wygaszone.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zagalopowałam się z tym Bukowskim (i że nie mam przypadkiem obsesji na punkcie Bukowskiego!), ale moim zdaniem to jest naprawdę dobre. Masz rację, dobrze się czasem trochę „ubrudzić”, człowiek wychodzi z tej tęczowej bańki w której żyje (nawet jeśli czasem wydaje się inaczej) i uświadamia sobie, że może być gorzej. I jest gorzej. A zresztą, jak to było u pana Hrabala, tylko z dna głębokiej studni można naprawdę dostrzec gwiazdy...
UsuńDopisuję do listy ksiązek, ktore chce przeczytać. Dzieki Tobie! Pozdrawiam i dodaję do obserwowanych!
OdpowiedzUsuńCieszę się i też pozdrawiam :)
UsuńGenialna, maleńka książeczka. Każde opowiadanie raz za razem łamało mi serce.
OdpowiedzUsuńWłaśnie doczytuję. Pamiętałam "Nietoperze" właśnie stąd, od Ciebie, więc komentuję jeszcze raz. Są wspaniałe! Żałuję, że wcześniej, tuż po przeczytaniu Twojej recenzji, na nie nie trafiłam. Ale trafiłam teraz. Jestem zachwycona tym strasznym, obrzydliwym tworem! Niedługo (może nawet dziś) o nim napiszę.
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale :). Faktycznie, brzydzi, fascynuje i zachwyca. Widzę, że już się u Ciebie recenzja pojawiła, więc pędzę czytać!
Usuń