Pijane włosy, ludożercy i duch króla– „Dawid Copperfield”, Charles Dickens

Pan Dick puszcza latawiec. Jedna z moich ulubionych postaci!

To nie jest powieść porywająca od pierwszej do ostatniej strony, ale jeśli ktokolwiek miałby jeszcze wątpliwości, po tej lekturze musiałby przyznać – Dickens jest mistrzem kreowania literackich postaci. W Dawidzie Copperfieldzie tworzy galerię nietuzinkowych bohaterów, których się kocha, za którymi się tęskni, których się wypatruje.

Przede wszystkim – ciotka Betsey Trotwood. Ulubiona. Postrach dzieci i poganiaczy osłów, przed którymi broni swego trawnika, uciekając się nawet do drastycznych rękoczynów („we własnej osobie wystąpiła do walki z rudym piętnastoletnim chłopakiem i tak długo biła jego rudą głową o furtkę, dopóki nie zrozumiał, o co chodzi”). Mówi co myśli, trzeźwo patrzy na świat, choć ma swoje słabości – żywi irracjonalny lęk przed pożarami, kieszonkowcami i miejscami, które w każdym momencie mogą wylecieć w powietrze. Pod tą szorstką, męską prawie fasadą skrywa się złote serce – jako jedyna dostrzega w panu Dicku kogoś więcej niż wariata i jak lwica broni Dawida przed panem Murdstonem i jego siostrą.
– Co skłoniło to biedne, nieszczęśliwe dziecko do tego, by powtórnie wyjść za mąż? – powiedziała ciotka, gdy skończyłem opowiadanie. – Tego nie mogę zrozumieć. 
– Być może zakochała się w swoim drugim mężu? – wtrącił pan Dick. 
– Zakochała się! – krzyknęła ciotka. – Co też panu do głowy przychodzi? Co by jej z tego przyszło? (s. 185)
Tworzy cudowny tandem ze wspomnianym panem Dickiem. Starzec-dziecko opętany przez ducha króla Karola I, zawsze z latawcem zapisanym strofami ze swoich pamiętników, za opiekę odpłaca się ciotce psim przywiązaniem. I choć wydaje się zupełnie oderwany od rzeczywistości, niekiedy potrafi zaskoczyć empatią i znajomością ludzkiej natury – to w końcu on wyjaśnia nieporozumienie między doktorem Strongiem a jego młodziutką żoną i doprowadza do ich pogodzenia.

Barwne stadło tworzy również rodzina Micawberów na czele z sympatycznym krętaczem panem Micawberem, miłośnikiem listów i kwiecistego stylu, oraz jego oddaną małżonką. W całej powieści Micawber co rusz pojawia się i znika, lawirując między głęboką rozpaczą z powodu długów i widmem nędzy a euforią spowodowaną nowymi, ekscytującymi perspektywami, bo „a nuż wszystko się jeszcze zmieni”.

Pan Micawber, pani Micawber i bliźnięta.
Jest jeszcze wierna Peggotty, poczciwa, choć ekscentryczna karlica panna Mowcher, prostoduszny Barkis, podstępny Uriasz Heep... Każdą niemal postać, jaką dorastający Dawid spotyka na swej drodze, Dickens opisuje obrazowo, z niezwykłym talentem humorystycznym i satyrycznym.
Doktor Chillip: Chodził tak cichutko, jak duch w Hamlecie, tylko nieco wolniej, przechylał głowę na ramię, po części ze skromnej pogardy dla samego siebie, po części ze skromnego posłuszeństwa wobec innych. Nie tylko nie potrafiłby krzyknąć na psa, ale nawet na wściekłego psa nie podniósłby głosu. Najwyżej mógłby łagodnie udzielić mu napomnienia (s. 14).
Panna Murdstone: Nowo przybyła panna Murdstone wyglądała ponuro. Podobna była do brata, miała jak on ciemne włosy, smagłą cerę, gęste, zrośnięte nad dużym nosem brwi, które wyglądały tak, jakby ich obfitością nagrodzić sobie chciała brak bokobrodów (s. 49).
Doktor Strong: Wydawało mi się, że jest on równie zardzewiały jak zawiasy u odwiecznej bramy i równie ciężki jak kamienne urny, wznoszące się w regularnych odstępach wzdłuż ogrodzenia (…). Ubranie miał nie oczyszczone, głowę potarganą, kamasze rozpięte, a buciki spoglądały na mnie, rozdziawiwszy paszcze jak do ziewania (s. 213).
Pan Spenlow: Sztywny był i tak wykrochmalony, że poruszał się z trudnością i jak pajac na sprężynach musiał się cały obracać, gdy miał obrócić głowę (s. 324).
Mały Dawid i Peggotty, która miała policzki czerwone i twarde jak jabłka.
Kolejna niezapomniana postać.
Nie oszczędza zresztą samego Dawida; nie ma taryfy ulgowej nawet dla własnego alter-ego. Copperfield jest kochliwy i łatwowierny, a kiedy poznaje Dorę w swoim natchnionym słodzeniu przekracza wszystkie normy dobrego smaku. Jej gwiazda świeci mu wysoko nad jego światem, wzywa noc, by ochraniała jego ukochaną przed nie wiadomo czym, natychmiast też „postanawia wziąć w rękę siekierę i przerąbać się przez las przeciwności”, tudzież, pożyczając młot od pewnego staruszka tłukącego kamienie przy drodze, wyrąbać sobie w granicie drogę ku swojemu gołąbkowi. Tym bardziej bawią prowokacje ciotki Trotwood:
– Och Trot, Trot! Zdaje ci się więc, że jesteś zakochany? Czy tak? 
– Zdaje mi się, ciotko? – krzyknąłem, czerwony jak burak. – Uwielbiam ją z całego serca! 
– A więc Dora! – odparła ciotka. – I uważasz, że ta mała jest ogromnie czarująca, zdaje się? 
– Droga ciotko – odrzekłem – nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jaka ona jest! 
– Ach! I nie jest głupia? – spytała ciotka. 
– Głupia, ciotko? 
Przyznaję, że nigdy przedtem nie zastanawiałem się nad tym, czy Dora jest mądra, czy nie. Oczywiście, odrzuciłem teraz z oburzeniem to przypuszczenie, ale pomimo to uderzyło mnie ono, jak coś nowego (s. 59).
Ludożercy i biedacy

Ze szczególną zaciekłością biczykiem ironii smaga Dickens tzw. „dobre towarzystwo”, stawiając je w opozycji do prostych, biednych, a przy tym zdolnych do współczucia i poświęceń ludzi jak rodzina Peggoty. Najśmielej poczyna sobie w opisie obiadu u pani Waterbrook, gdzie nadęte i śmieszne kreatury rozprawiają bezustannie o dobrej i złej krwi. „Tyle mówiliśmy o dobrej i czystej krwi, i wciąż tylko o krwi, że łatwo można by nas wziąć za stowarzyszenie ludożerców” – komentuje Copperfield. Jeden z gości, „chudy głuptasek z krzywymi nogami” mówi:
Ja sam, jak mnie tu państwo widzą, wolałbym być strącony w przepaść ręką człowieka dobrze urodzonego, niż podniesiony dłonią człowieka niskiego urodzenia. Niech mnie diabli porwą, jeśli mówię nieprawdę (s. 346).
Uosobienie obłudy i zła – podstępny Uriasz Heep.

Należąca do wyższych sfer pani Steerforth jest okrutna i nieskora do wybaczania, łotrem okazuje się również jej syn, z którym w czasach szkolnych łączyły Copperfielda serdeczne więzi. Z kolei pochodząca również z dobrego domu Dora jest po prostu rozpieszczoną idiotką. Trzeba jednak zaznaczyć, że świat Dickensa nie jest całkowicie czarno-biały. W końcówce powieści pani Steerforth zostaje sportretowana jako łagodna, obłąkana staruszka, szalejąca z rozpaczy po stracie syna, Dora z czasem okazuje większą dojrzałość i żałuje swoje dziecinnego zachowania, a z kolei Uriasz Heep, mimo że wychowany w przytułku, w skrajnej biedzie, jest przecież przykładem niezwykłego fałszu i niegodziwości, ukształtowanych właśnie przez takie a nie inne warunki życia.


Czasem śmiech, czasem groza

W Dawidzie jednak bawią nie tylko postaci, jest też sporo humoru sytuacyjnego. Prawdziwe mistrzostwo to rozdział poświęcony pierwszej hulance Dawida, określony przez Radhikę Jones na łamach magazynu „Time” jako najlepszy opis stanu upojenia alkoholowego, jaki kiedykolwiek powstał w literaturze. Niestety fragment o pijanych włosach (który w oryginale znajdziecie w cytowanym artykule) nieco stracił w przekładzie Karoliny Beylin, który czytałam, ale za to ten o upadku ze schodów już nie:
Po ciemku drzwi niełatwo dały się znaleźć. Uchylałem ciągle firanki u okna, aż wreszcie Steerforth ze śmiechem ujął mnie pod ramię i wyprowadził. Schodziliśmy tak ze schodów jeden za drugim. Na dole już prawie, ktoś się potknął i stoczył. Ktoś inny zaznaczył, że to pewno Copperfield. Rozgniewałem się za oszczerstwo, lecz czując, że leżę na ziemi, zacząłem przypuszczać, że jest w tym może nieco prawdy (s. 334).
Wuj Dan, brat Peggotty, wędrujący po świecie w poszukiwaniu Emilki.
Kiedy jednak już przyzwyczajamy się do myślenia o Dickensie jak o humoryście, ten funduje nam prawdziwy popis nastrojowości i grozy – rozdział Burza. Zimny dreszcz biegnie po plecach, niemal słyszy się huk fal na wybrzeżu, czuje się lodowaty wiatr, dzieli się niepokój dręczonego przez koszmarne sny Dawida. I nie dziwi już wcale, czemu Brytyjczycy tak namiętnie i z takim zachwytem czytywali Dickensa i traktowali go niemal jak boga.

Ojciec jak pan Micawber – autobiografizm w Dawidzie Copperfieldzie

Dostarczyłam już chyba wystarczająco dużo argumentów, by sięgnąć po tę niezwykłą powieść, ale podam jeszcze jeden – jej lektura to również sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej o samym Charlesie Dickensie. Jest to bowiem najbardziej autobiograficzny z jego utworów – nie bez powodu pisarz po raz pierwszy wypowiada się w pierwszej osobie – pisany, jak twierdzą literaturoznawcy, by ulżyć sercu i rozliczyć się z pretensji wobec rodziców.

Dickens co prawda nie został jako dziecko osierocony i nie trafił pod skrzydła okrutnego ojczyma, ale już jako dwunastolatek został przez rodziców wysłany do pracy w fabryce czernidła. Los ten podzielił stworzony przez niego bohater, ale dla większego efektu dramatycznego musi pracować już w wieku lat ośmiu. Gorzko narzeka na swoją sytuację, uważa za niedopuszczalne, aby skazać dziecko na tak ciężki los, i są to żale samego Dickensa.

Pisarz nie wspominał również dobrze nauki w szkole Wellington House Academy, gdzie panował sadystyczny dyrektor, pan Jones, i odmalował ten epizod swojego życia umieszczając małego Dawida w Salem House pod rządami okrutnego pana Creakle'a. Opisując z nieskrywaną goryczą te przeżycia z dzieciństwa Dickens krytykuje również zwyczaje społeczne panujące w owym czasie w Wielkiej Brytanii – nierówności klasowe, zmuszanie dzieci do pracy, nieskuteczne i okrutne metody dydaktyczne.

Dawid poznaje Dorę Spenlow.
Skazanie autora na taki los nie było złą wolą ze strony jego rodziców. Było raczej koniecznością – jego ojciec, John Dickens, niepoprawny lekkoduch, bujający w obłokach optymista, stale popadał w długi i nie był w stanie zapewnić rodzinie godziwego bytu. Przypomina więc bardzo powieściowego pana Micawbera, a jego oderwanie od rzeczywistości, pogoda ducha i poczciwość łączą go z kolei z powołanym do życia na kartach Dawida Copperfielda panem Dickiem.

Również wątek miłości do Dory ma swoje odzwierciedlenie w życiorysie autora – to historia zainspirowana jego relacją z Marią Beadnell. Osiemnastoletni wówczas pisarz zakochał się na zabój w pięknej dziewczynie, ona jednak nie potraktowała go poważnie, podobnie zresztą jak jej rodzice. Po latach spotkał się z nią ponownie, gdy obydwoje byli już poślubieni komu innemu. Spotkanie to otrzeźwiło go i ostatecznie przekreślił Marię w swoim sercu – uznał, że uczucie do niej było młodzieńczą pomyłką. Prawdopodobnie dlatego też kpi z szalejącego z miłości, niedoświadczonego Dawida; to wyraz samokrytyki, spojrzenie z dystansem na swoje młodzieńcze, niepoważne uczucie.

Przeczytać czy nie? I dlaczego tak?

Wracając do stwierdzenia z początku mojego tekstu – Dawid Copperfield nie porywa od pierwszej do ostatniej strony. Były momenty mniej pasjonujące, były takie, które zwyczajnie nudziły. Ale nie było ich wiele. A te rarytne, te najbardziej smakowite, te rozkosznie ironiczne, ci cudowni bohaterowie, arcyzabawne sytuacje i trzymające w napięciu intrygi – wynagradzają wszystko z nawiązką.

***
Ch. Dickens, Dawid Copperfield, tłum. Karolina Beylin, wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1989.

***
Książkę przeczytałam w ramach akcji Olgi z Wielkiego Buka „Czytam Charlesa Dickensa na Święta”. Z akcji świątecznej zrobiła się noworoczna, ale to nic – zawsze miło wejść w nowy rok z klasykiem :).

***
Spragnionym informacji o Dickensie i jego twórczości polecam dwie strony: Charles Dickens Info oraz Dickensblog. Z tej drugiej dowiedziałam się na przykład, że w lutym ma się ukazać nowy audiobook Davida Copperfielda czytać będzie Richard Armitage, czyli twarz pana Thorntona z ekranizacji Północy i Południa Elizabeth Gaskell. I piękny głos!

Bibliografia:
Hobsbaum Ph., A Reader's Guide to Charles Dickens, Syracuse, N.Y. 1998.
Sehrwat A., Autobiographical Elements in Charles Dickens' David Copperfield, „The Criterion”, Vol. 4 Issue V, 2013 [http://www.the-criterion.com/V4/n5/Anil.pdf].
Charles Dickens Info [http://www.charlesdickensinfo.com/novels/david-copperfield/].
Radhika Jones, Counting Down Dickens' Greatest Novels. Number 4: David Copperfield, „Time” [http://entertainment.time.com/2012/02/02/counting-down-dickens-greatest-novels-number-4-david-copperfield/].

Ilustracje:
[1], [3], [4], [5] Frank Reynolds, 1910 / Wikimedia Commons
[2] Fred Barnard, ok. 1870 / Wikimedia Commons
[6] Hablot Knight Browne (Phiz) / wyd. Penguin Classics, 1985 / Wikimedia Commons
[7] wielkibuk.com

Komentarze

  1. No nie! Normalnie zachęciłaś mnie do lektury Dickensa, a już myślałam, że po wynudzeniu się przy "Klubie Pickwicka" nic mnie do tego nie skłoni. Ach! Uwielbiam te Twoje rozbuchane recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radość! :) Chociaż nie wiem, czy znów się nie rozczarujesz, bo ja się przy „Klubie Pickwicka” też doskonale bawiłam. Ale z kolei Kornwalia (http://mikropoliss.blogspot.com/) tak jak Ty wymęczyła się przy „Klubie”, a już „Davidem” była zachwycona, więc jest nadzieja :).

      Usuń
    2. Trudno, zaryzykuję :D

      Usuń
    3. To mi się podoba! :)

      Usuń
  2. Teraz, kiedy piszesz o tej książce tak ciekawie i z pasją, zastanawiam się, czy nie spróbować ponownego podejścia do prozy Dickensa. Próbowałam przebrnąć i przez Davida Copperfielda, i przez Klub Pickwicka i była to droga przez mękę, nie skończyłam żadnej z nich. Ale było to lata temu, zniechęcenie jednak pozostało w pamięci i skutecznie blokuje chęć sięgnięcia po te lektury po raz wtóry. Ale Twój tekst daje mi nadzieję... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Nie sądziłam że Dickens to taka zmora. Że „Pickwick” Cię zmęczył to może nie tak wielkie zaskoczenie, bo widzę że wielu osobom nie podszedł, chociaż ja go czytałam z ogromną przyjemnością, ale „Dawid”, też? Tak jak pisałam, nie porwał mnie od pierwszej do ostatniej strony, były momenty lepsze i gorsze, ale ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Doszłaś do rozdziału z hulanką? Do ludożerców? Do „Burzy” pewnie nie, bo to już pod sam koniec... Mam nadzieję że dasz rzeczywiście Dickensowi drugą szansę, niektóre książki zupełnie inaczej odbiera się po latach, a nuż to właśnie ten przypadek? :)

      Usuń
  3. Charles Dickens to jedna z tych ogromnych czarnych plam na mojej czytelniczej mapie - nazwisko doskonale znane, dzieła dość popularne, ale ja nie poznałem jeszcze żadnego z nich. Kusisz mocno, by zmienić ten stan rzeczy :) Szczególnie atrakcyjne wydają mi się te wątki autobiograficzne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię autobiografizm, zawsze poluję na te smaczki. Jakbym poszła w karierę naukową, to pewnie tym głównie bym się zajmowała :). W „Dawidzie” jest tego sporo, ale nie są to rzeczy specjalnie oczywiste i prawdę mówiąc zapoznawszy się pobieżnie z życiorysem Dickensa byłam zdziwiona, że mówi się o „Copperfieldzie”, że to najbardziej autobiograficzne jego dzieło. No bo gdzie zmarły przedwcześnie ojciec, gdzie okrutny ojczym, gdzie śmierć matki, gdzie wierna służąca i jej brat mieszkający na małym statku? Te wątki są raczej zakamuflowane, i trzeba mi było sięgnąć do lepszych źródeł, żeby odkryć powiązania.

      Usuń
  4. Ile ja bym dała, żeby jakiekolwiek wydawnictwo wpadło na cudowny pomysł wznowienia publikacji powieści Dickensa w Polsce! No bo to skandal, że niektóre jego książki znajdziesz tylko gdzieś w antykwariatach czy bibliotekach już w stanie rozkładu. Piękny początek roku, Aniu. Chyba niedługo do Ciebie dołączę w takim wyzwaniu i w ogóle pociągnijmy je już do końca roku. W 2016 czytajmy Dickensa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to dziwi i wręcz oburza, taki pisarz! „Opowieści o dwóch miastach”, która się przecież tak często pojawia na listach najlepszych, najważniejszych powieści wszech czasów, nie mogę dostać nawet w bibliotekach. Z kolei „Samotnię”, którą mamy czytać z Pyzą w ramach akcji z wykładami Nabokova (zapraszam oczywiście już teraz do przyłączenia się!), zamówiłam właśnie na Allegro za jakąś kosmiczną dla mnie cenę. Zupełnie tego nie rozumiem!

      Usuń
    2. Aha, a jeszcze jedno, Żabko – czytaliście coś Dickensa na studiach?

      Usuń
    3. Si, czytaliśmy "Hard Times". Jakbyś chciała to pod koniec stycznia, jak będę w domu mogę Ci podesłać pingwinową wersję (jeśli czytujesz coś tam w oryginałach), bo mam akurat 2 :)

      Usuń
    4. O, naprawdę? To chętnie bym przyjęła, dziękuję! W oryginale cośtam próbuję ostatnio, co prawda raczej z bardziej współczesnej literatury, ale chętnie bym się z Dickensem zmierzyła :).

      Usuń
  5. Mnie też Olga namówiła do Dickensa na święta i przeczytałam "Wielkie nadzieje". "Davida Copperfielda" czytałam jedynie w okrojonej wersji, na lekcje angielskiego, ale chętnie powtórzę to doświadczenie w normalnej wersji. Po Twojej recenzji, aż się chce sięgnąć od razu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie pisałaś jeszcze u siebie o „Wielkich nadziejach”, prawda? Czy jakoś przegapiłam? Też na pewno przeczytam, bo mnóstwo o nich słyszałam dobrego, ale „Dawid Copperfield” był akurat pod ręką – upolowałam go kiedyś w taniej książce za piątaka :).

      Usuń
    2. Nie, nie pisałam. Niby mam mnóstwo cytatów w zanadrzu i drobne notatki, ale nie wiem, czy kiedyś powstanie z tego recenzja. Czasu brak, a "nowoprzeczytane" książki wypierają poprzednie z kolejki recenzyjnej ;)

      Usuń
    3. No tak, tak to już jest. Im dalej, tym trudniej wrócić i się zmobilizować. Chociaż ja się jednak staram pisać o każdej przeczytanej książce, żeby potem po kilku miesiącach czy latach wrócić i się zadziwić, jak zupełnie inne rzeczy niż te spisane zostały mi na dłużej w pamięci :). A druga sprawa, że jak książka dobra, to i zachęcić bym chciała, więc choć kilka ciepłych zdań skrobnę.

      Usuń
    4. Ale mi zrobiłaś wyrzut sumienia :) I teraz będę musiała coś napisać :D

      Usuń
    5. Haha! Nie było takiego zamiaru, ale jeśli skutkiem ubocznym ma być recenzja, nie będę przepraszać :D

      Usuń
  6. Ach! <3 Wspaniały tekst! Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wzięłaś udział w akcji :D
    Jak na razie, to "David Copperfield" jest moją drugą ulubioną powieścią Dickensa po "Wielkich Nadziejach". I uwielbiam ciotę Davida - jedna z pierwszych scen, jak po prostu wychodzi, kiedy dowiaduje się, że urodził się chłopiec! Genialna postać.
    I masz rację - bywa czasami przegadanie, ale nawet to nie przeszkadza u Dickensa :D
    Pozdrowień moc! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! I raz jeszcze dziękuję za mobilizację. Potrzebowałam takiego kopniaka, żeby wreszcie ściągnąć z półki tę perełkę :).

      Też uwielbiam ciotkę Betsey Trotwood, wciąż nie mogę się zdecydować, czy to ona jest moją ulubioną postacią, czy pan Dick. Podejrzewam, że miałabym niezłego stracha gdybym się z nią zetknęła oko w oko, ale wiedząc, jaka to w głębi duszy urocza kobieta, nie sposób jej chyba nie pokochać. Scena o której piszesz jest świetna – a w końcu i tak dopięła swego i przemianowała Dawida na Trotwooda ;). Ja jeszcze bardzo lubię tę, w której wygarnęła Uriaszowi Heepowi, że wije się jak korkociąg :). Wspaniała!

      Pozdrawiam, ściskam! :)

      Usuń
  7. Nie zapominajmy o wkładzie Dickensa w rozwój muzyki hard rockowej, bo to "Davidowi Copperfieldowi" zawdzięcza swoją nazwę Uriah Heep :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, rzeczywiście :). Dobra nazwa dla takiej kapeli, trzeba przyznać!

      Usuń
  8. Bardzo się cieszę, że i przeczytałaś, i napisałaś recenzję. Warto do tej książki zachęcać. Tak jak napisałaś: "Przeczytać czy nie? I dlaczego tak?" :)))
    A co myślisz o Agnieszce?
    Mnie akurat najbardziej się podobają jego opisy osób, a nie wątki autobiograficzne. Czasem jak napisze jakieś zdanie o kimś, takie dłuższe, to aż dwa razy muszę przeczytać, żeby zajarzyć, ale jak już do mnie dotrze, to albo się uśmieję (bo dowcipne), albo jestem pełna podziwu w jaki sposób potrafi on wyrażać swoje myśli. Jego elokwencja jest powalająca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszka drażni swoją anielskością :). Ale z tego co wiem najczęstszy zarzut stawiany Dickensowi jeśli chodzi o jego bohaterów to właśnie te do znudzenia dobre postaci kobiece, których nie brak w żadnej z jego książek. Niczym specjalnie nie intryguje, chyba że cierpliwością i bohaterstwem, z jakim znosiła małżeństwo Dawida (choć tak naprawdę uważam, że nie powinna za wszelką cenę tego ukrywać, może dałaby mu do myślenia!). Na pewno miło byłoby mieć kogoś takiego za przyjaciółkę, ale jako postać literacka jest raczej mdła. A Ty co o niej myślisz?

      Ja mam lekkie zboczenie na punkcie tych elementów autobiograficznych, od razu lektura nabiera smaku, kiedy wiem, że nie jest to zupełna fikcja. To duża sztuka, taki literacki kamuflaż, ale umiejętność opisu bohatera w taki sposób, żeby czytelnika zachwycić, zadziwić, to sztuka jeszcze większa. Też byłam pod ogromnym wrażeniem elokwencji, fantazji, humoru, tych wszystkich porównań i metafor Dickensa!

      Usuń
    2. No Agnieszka byłą moją ulubioną postacią! Po prostu budziła we mnie jakieś sentymentalne myśli, że o, taka, chciałabym być :) Mdła mi się w ogóle nie wydawała, to raczej Melania z Przeminęło z wiatrem.

      Usuń
    3. Jak dla mnie zupełnie nieciekawa, przynajmniej na tle tych wszystkich barwnych osobowości :). Melania też była mdła, ale w inny sposób, no i Melanię jednak lubiłam – może dlatego, że Scarlett tak bardzo nie znosiłam? Agnieszka mnie ani ziębi, ani grzeje :).

      Usuń
  9. Pickwicków zacząłem swego czasu czytać w oryginale, ale nie starczyło mi czaso-determinacji. Język nie należał do najłatwiejszych, a na studiach czasu zbyt wiele nie było na swawolne lektury. Może kiedyś wrócę, kto wie? Ale mam przeczucie, że Dickens ogółem to autor, który wymaga czasu i spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasu na pewno, spokoju pewnie też, ale to jak właściwie wszyscy klasycy XIX-wieczni. A Dickens i tak na tym tle jest stosunkowo lekki i rozrywkowy :). Trudno mi się jednak wypowiadać na temat języka oryginału, bo czytałam tylko przekłady. Może rzeczywiście w oryginale czyta się go trudniej.

      Usuń
  10. Ja pierdziele, nie wchodzę na Twojego bloga, dopóki nie przeczytam wszystkich swoich postanowień na 2016! Przecież Ty mi wydłużasz listę przez te swoje recenzje! Mogłabyś mi jeszcze życie wydłużyć, by to wszystko przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Madziu, gdybym wiedziała jak, to i sobie bym wydłużyła, dobę bym sobie rozciągnęła, cokolwiek :). Wybacz mi! :)

      Usuń
  11. Kocham Dawida Copperfielda i właśnie uświadomiłam sobie, że zapomniałam odpowiedzieć na Twój komentarz na FB. Otóż czytałam tylko "Dawida Copperfielda" i "Przygody Olivera Twista", nic więcej. Ciągnie mnie do "Klubu Pickwicka", bo to jedna z jego ważniejszych książek, ale wszyscy mówią, że się przy tym wynudzili, także już sama nie wiem.
    Twoja recenzja, jak zwykle, cudowna. Ciotka Betsey niepowtarzalna, chociaż na początku ciężko ją lubić. Poza tym strasznie ujęły mnie opisy pobytu nad morzem, Emilki, no i Steerforth :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, wybacz, że odpowiadam z takim opóźnieniem – teraz to ja zapomniałam o Twoim komentarzu :). Ja się przy „Pickwicku” nie wynudziłam, sQrka (patrz: komentarz piętro niżej) też nie, więc może spróbuj, a nuż dołączysz do naszej drużyny :).

      Usuń
  12. Już po przeczytaniu wspaniałego "Klubu Pickwicka" (odpieram wszelkie zarzuty, że nudny, męczący, trudny itp.) miałam sięgnąć po Dickensa, ale oczywiście zawsze było coś innego do czytania. "Dawida Copperfielda" mam już od czasów podstawówki (nagroda za jakiś tam konkurs szkolny) i po tym poście to chyba na pewno go zgarnę, jak będę u rodziców. Postaci Dickens tworzy fantastyczne i urocze z tymi ich wszystkimi wadami.
    I przyłączam się do oburzenia Żabki i Twojego na niewydawanie Dickensa i innej klasyki. Ale mam też nadzieję, że jak się jakieś dobre wydawnictwo zdecyduje, to zrobi to porządnie pod każdym względem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mieć wsparcie w kampanii na biednego „Pickwicka” :).
      Chyba pozostaje nam założyć własne wydawnictwo i wznowić Dickensa jak leci :). Ja się na razie będę posiłkować oryginałami – dostałam od Żabki „Hard Times”, mój Michał przywiózł mi kiedyś ze Stanów antykwarycznego „Our Mutual Friend”, będę szlifować swój XIX-wieczny angielski ;).

      Usuń

Prześlij komentarz