Góry, pisanie i striptiz – „Jak tata przemierzał Afrykę”, Ota Pavel


Jak tata przemierzał Afrykę nie jest książką tak niezapomnianą, jak Śmierć pięknych saren, ale porusza nowe, świeże tematy. Pavel zachwyca się tu pięknem Czech, pisze o urokach wspinaczki wysokogórskiej i… zdradza swoje pisarskie rytuały.

Szczerze – moje odczucia towarzyszące tej lekturze zmieniały się trochę jak krajobraz czeskich gór, ustawiczne wznoszenie się i opadanie, jak wędrówka po Karkonoszach, tych „bochenkach pachnącego domowego chleba”.

Ota Pavel
Otwierający zbiór tekst Pisanie to moja praca z miejsca podbił moje serce osobistym tonem, zakulisowym życiem pisarza i uroczym obrazem relacji z żoną, Wierą. Ale już tytułowy utwór, drugi na liście, mimo egzotycznej scenerii i wielu zwrotów akcji lekko mnie przytłoczył i znudził. (A może właśnie ta egzotyka i dynamiczna akcja były problemem? Wszak właśnie za rodzime czeskie krajobrazy i leniwy rytm opowieści cenimy prozę Pavla…).

I podobnie w dalszej części. Po cudownym Biegu przez Pragę – gdzie w lekko dowcipny, ale podszyty smutkiem sposób autor opisuje upadek ideałów komunistycznych ojca – jest nijaki Plecak z jeleniej skóry, po którym z kolei uśmiech na twarz przywraca urocze Nagie piękno, czyli wspomnienie z wizyty w klubie ze striptizem. I dalej jeszcze kilka wzlotów i upadków, teksty mdłe i niezapadające w pamięć przeplatały się z rozkosznymi impresjami, pochwałami wygłaszanymi na cześć piękna południowych Czech, prostego życia wśród przyrody, niezwykłych ludzi.

O swoich ukochanych rejonach ojczystego kraju Pavel pisze z autentyczną miłością. Miasto, w którym ze względów praktycznych musi mieszkać, porównuje do żony, z którą żyje na co dzień, natomiast „do południowych Czech jeździ tak, jak się jeździ do kochanki” (s. 98). I to nie jest przypadkowe porównanie, bowiem bliskość z naturą ma dla niego wymiar niemal erotyczny, jak u Hrabala w Wariacji na temat pięknej panny:
Zagrzebuję się w siano, bawię się jego łodyżkami i listkami jak ustami kochanki. Całuję je, śmieję się i zapadam coraz głębiej jak w kobiece łono (s. 101).
Tym, co najbardziej urzeka w prozie Pavla, jest prostota, i tutaj widać to choćby w sposobie pisania o relacjach międzyludzkich. „Ale gdy umarła Rużena, to tak, jakby słońce ostygło” – i nie potrzeba już więcej słów, aby uzmysłowić ogrom rozpaczy bohatera po stracie żony. „Musiałem go czasami zobaczyć i posłuchać, tak jak potrzebuję powietrza, wody i słońca” – i od razu jest jasne, jak silna więź łączyła dwójkę przyjaciół.

Zdjęcie z czechosłowackiej wyprawy na Hindukusz w 1965, w której wziął udział również Vilém Heckel,
wybitny fotograf i przyjaciel Oty Pavla.
Dla bohaterów Pavla życie jest nieustannym cudem – jak dla rybaków, którzy „raczej ryb nie jedzą, a łowią je dlatego, że to takie piękne”. Dla takich ludzi wszystko jest świętością – góry, potok, narty, na których zjeżdżają ze stoku.
Raz przyjechaliśmy na nartach na pasterkę, zatrzymaliśmy się przed samym ołtarzem; mszę odprawiał proboszcz Prokeš i strasznie się wściekał. Nie chcieliśmy zrobić nic złego, tylko uważaliśmy, że narty to święta rzecz, dlatego należy na nich jeździć właśnie do kościoła (s. 105).
Pojawiają się tu również postaci w stylu świętych szaleńców Kerouaca i czułych barbarzyńców Hrabala. Na przykład Vilém Heckel – fotograf-alpinista, który zapomina o świecie, gdy widzi szansę na dobre ujęcie, który gotów jest zaryzykować życiem, byle tylko przywieźć z wyprawy jedną zapierającą dech fotografię. I w górach zginął, lecz nie w trakcie wspinaczki, a w obozie – podczas lawiny spowodowanej trzęsieniem ziemi w Peru. To ważna postać dla historii czeskiej fotografii, dla Pavla jednak – przede wszystkim przyjaciel, dlatego pisarz funduje mu piękny utwór-pomniczek.
Wtedy dopiero zrozumiałem, że prawdziwy fotograf powinien być przy wszystkim, w każdej chwili musi być gotów przepłynąć brudną rzekę, która wystąpiła z brzegów, po to tylko, żeby zrobić zdjęcie jaszczurki, która uniknęła śmierci, chroniąc się na liściu lilii wodnej. Wtedy dopiero można o nim powiedzieć: Pan Fotograf (s. 142).
Vilém Heckel
Ten hołd dla zmarłego przyjaciela zmienia się w hołd dla wszystkich wspinaczy i dla samych gór, dla tej potężnej siły, która przyciąga ludzi jak magnes, łamie im serca, rzuca ich w szczeliny, ale przed niektórymi otwiera się ze wszystkimi swoimi bogactwami. I ta końcówka pięknie łączy to, co jest siłą całego zbiorku – fascynujących ludzi i naturę.
To nie byli zwyczajni ludzie. Wielki poeta napisał kiedyś, że drzewa umierają, stojąc. Także alpiniści umierają, stojąc (s. 157).
Dla tych kilku chwytających za serce tekstów, dla umiejętności spojrzenia na świat z uwagą i zachwytem, na jaki zasługuje, oraz dla ludzi – tych imponujących i tych na pozór „zwykłych”, bez których świat jednak byłby pusty – warto mimo wszystko sięgnąć po ten nierówny zbiór. Bo:
Nie każdy wie, że większą sztuką jest iść powoli i rozglądać się wokół siebie, niż gnać szybko i niczego nie rozumieć (s. 119).
***
O. Pavel, Jak tata przemierzał Afrykę, tłum. Urszula Lisowska, Jan Stachowski, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004.

A gdyby ktoś był ciekaw, zdjęcia Heckela  – naprawdę piękne! – można obejrzeć tutaj.

Fotografie:
[1] Okładka polskiego wydania / Zdjęcie własne
[2] ? / Wikimedia Commons
[3] www.vilemheckel.cz / Wikimedia Commons
[4] www.vilemheckel.cz / Wikimedia Commons

Komentarze

  1. Czaiłam się na nowe wydanie tej książki, ale na razie trochę oszczędzam ;) Tego starego wydania niestety nigdzie u mnie nie ma. A swoją drogą, wreszcie może zbiorę się, by napisać o "Śmierci pięknych saren", bo byłam pod wrażeniem - ba, nadal jestem. Ładnie pisze ten Ota Pavel. Ciekawe, czy i mi ten wspomniany dynamizm tak bardzo by przeszkadzał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, że jest nowe, ale szczęśliwym trafem natknęłam się na to w bibliotece w Krakowie, na półce było chyba z sześć egzemplarzy :). Rozumiem, że wahasz się co do kupna, i prawdę mówiąc nie wiem, czy Cię jakoś bardzo przekonywać – jak napisałam, niektóre teksty są ładne, ale „Śmierć pięknych saren” to to nie jest :). Lepszą inwestycją byłyby chyba te reportaże sportowe wydane właśnie przez Dowody na istnienie, zaczęłam czytać i jak na razie są naprawdę fajne.

      A wracając do „Saren” – tak, tutaj wspiął się na wyżyny swojego talentu. W tym wrodzonym talencie, w prostocie i naturalności, tkwi chyba cały sekret jego pisarstwa, bo w tekście otwierającym „Jak tata przemierzał Afrykę” Pavel przyznaje się, że właściwie to czytanie nie było jego wielką namiętnością i tak naprawdę w życiu przeczytał niewiele. Nie uczył się usilnie pisania od innych, nie inspirował się, miał ten swój własny styl.

      Będę wypatrywać u Ciebie recenzji :).

      Usuń

Prześlij komentarz