Wasilij Surikow, Jeździec Miedziany, 1870. |
Ach, ta słowiańska dusza. Ach, ci Rosjanie, zapłakani, rozhisteryzowani, w jednej chwili przechodzący od euforii do rozpaczy. Tyle tego jest w tej powieści Dostojewskiego, tyle tych emocji na skraju szaleństwa…
...że nawet ja, która, jak wiadomo, zawsze czytam bardziej sercem niż rozumem, mam ochotę pod koniec powtórzyć za Lizawietą Prokofiewną: „Dosyć już tej całej uczuciowości, trzeba wreszcie zacząć kierować się rozsądkiem”.
Ale chyba też dlatego ta historia przemawia do nas tak silnie, i dlatego, jako czytelnicy, tak mocno współczujemy. Współczujemy księciu Myszkinowi, jedynemu uczciwemu człowiekowi na świecie; współczujemy mu z powodu jego współczucia, którego nikt nie potrafi docenić. Współczujemy (ja przynajmniej współczuję!) Nastasji Filipownie, za fasadą okrutnej femme fatale skrywającej skrzywdzoną duszę. I współczujemy Agłai Jepanczyn, laleczce zamkniętej w klatce rodzicielskich oczekiwań.
I Rogożynowi, owładniętemu mroczną obsesją na punkcie Nastasji Filipowny, i Gani, obciążonemu piętnem własnej przeciętności. I nawet wiecznie pijanemu, opowiadającemu niestworzone historie generałowi Iwołginowi, i Hipolitowi, który tak bardzo, bardzo chce zwrócić uwagę innych na swoją niedolę, na chorobę, przez którą jego dni są policzone.
Ta pierwsza dwójka wzrusza mnie jednak najbardziej. Książę Myszkin, wieczne dziecko, spoglądające na świat swoimi ufnymi, błękitnymi oczętami; dziecko, które „z dużymi ludźmi przestawać nie lubi, bo nie umie” (s. 85). Rozbrajająco szczere, a przy tym nieporadne, że aż czasem uniesie się w towarzystwie, rozbijając cenną chińską wazę.
Skromny jest książę, rozumiejący, potrafi wydobyć zza ostrych słów i nieprzyjaznych gestów prawdę o człowieku; ale w towarzystwie, do którego trafił, tam, gdzie liczy się przede wszystkim gra pozorów, nie jest to mile widziane. Bo, jak mówi Agłaja: „Pan nie ma w sobie krzty delikatności, pana obchodzi tylko prawda, takie stanowisko jest niesprawiedliwe” (s. 484).
W jednej osobie księcia spotyka się mądrość 80-letniego starca i nieświadomość dziecka, dzięki czemu mimo otaczającej go niegodziwości i zakłamania, mimo nieszczęść, jakie na niego spadają, dostrzega wciąż, że życie jest cudem. (Może to choroba, która go łączy z Hipolitem, jest po części kluczem do zrozumienia?)
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha! O, ja tylko nie umiem wypowiedzieć… a ileż jest na każdym kroku takich pięknych rzeczy, które nawet najbardziej zatracony człowiek znajduje pięknymi?” (s. 626).
I Nastasja Filipowna, bajeczna piękność, dla której uroda stała się przekleństwem. Jako młodziutkie dziewczę wykorzystana przez człowieka, od którego spodziewała się ojcowskiej opieki, nosi od tamtej pory ciężar upokorzenia i swoimi okrutnymi kaprysami wpisuje się w rolę złej, zhańbionej, zepsutej kobiety, w którą wepchnęli ją nieczuli plotkarze. Na pierwszy rzut oka – istny potwór, bezwzględnie depczący uczucia licznych adoratorów, ale tylko książę dostrzega w niej nieszczęśliwą istotę, wołającą o pomoc: „Była w tej twarzy jakaś ogromna duma i pogarda, prawie nienawiść, a zarazem jakaś ufność, jakaś niezwykła dobroć” (s. 92).
Fascynująca jest w swoich atakach furii, a zarazem rozczulająca, gdy odmawia księciu siebie, bo nie czuje się go godna. Przekonana, że zasługuje na potępienie (jak gdyby to ona winna była swojej hańby, nie Tocki), zamiast czułej opieki najlepszego z ludzi wybiera towarzystwo psychopatycznego Rogożyna. Nie jest jednak w tym konsekwentna – raz pewna swej drogi, raz wątpiąca i zrozpaczona, miota się między jednym a drugim, by w końcu odstawić spektakularną ucieczkę sprzed ołtarza. Wspaniała, tragiczna postać.
I dla tych postaci i dla szaleństwa uczuć warto przez Idiotę brnąć. Bo, uwaga, nie jest to łatwa lektura. Czasem, w tym gąszczu wymownych spojrzeń i gestów, i słów zagadkowych, za którymi wyczuwam całe bogactwo psychologicznych smaczków, tracimy rozeznanie, o co właściwie chodzi – co się dzieje w rozgorączkowanych głowach bohaterów. Może potrzeba rosyjskiej duszy, żeby to zrozumieć?
***
F. Dostojewski, Idiota, przeł. Jerzy Jędrzejewicz, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977.
Książkę przeczytałam w ramach akcji „Czytamy klasykę: Luty tylko z Idiotą” (choć, jak widać, mój luty trochę się przeciągnął) dziewczyn z blogów Pani Bookowska, Skrytka na kulturę, Ekruda i Parapet Literacki. Akcja ma mieć charakter cykliczny, a w kolejnej odsłonie, kwietniowej, organizatorki zapraszają do wspólnego czytania Pani Bovary Gustawa Flauberta.
Nie dość, że przeczytałaś, to jeszcze napisałaś wyczerpujący tekst!! Jestem pod wrażeniem, ja nie mam pojęcia jak zabrać się za pisanie o klasyce literatury. A Tobie jak zwykle wyszło to pięknie, i tak ich wszystkich jednym celnym zdaniem podsumowałaś. Ja już jestem w trakcie czytania Pani Bovary, idzie mi dużo bardziej gładko niż "Idiota", ale coś czuję, że do Dostojewskiego jeszcze w tym roku wrócę.
OdpowiedzUsuńDzięki, Olu! Hm, ja to prawdę mówiąc nawet bardziej lubię pisać o klasyce niż o literaturze współczesnej, bo zawsze można ją ugryźć jakoś „po swojemu”, odnieść się do kontekstu, do współczesności, jakie emocje dzisiaj budzi, czy aktualna jest czy nie... no i więcej można na jej temat znaleźć ciekawostek i interesujących materiałów :). Za to jak mam napisać o czymś współczesnym, zwłaszcza popularnym, z jakiegoś większego wydawnictwa, to zawsze mam wrażenie, że piszę nieco zmodyfikowaną wersję tej samej recenzji, która w tysiącach kopii krąży w internecie. I jakieś to frustrujące.
UsuńZ tą klasyką ja bym Ci radziła tak: zacznij pisać tak od serca, co Ciebie w tej książce urzekło, jakie w Tobie uczucia wzbudziła, co myślisz o całej historii... bez silenia się na jakieś wielkie mądrości. Wiem, że klasyka trochę onieśmiela, i chciałoby się odpowiednio wielkimi słowami o niej pisać, ale wszystko jest dla ludzi :) więc proponuję też podejść do niej na luzie. Może o „Pani Bovary” Ci się uda napisać? Nadaje się do tego, można się o Emmie rozpisać :).
Zgadzam się. Czytałam kilka lat temu, jeszcze zanim założyłam bloga, i trwało to wieki, długie tygodnie, po kilka stron, zdań. Zdecydowanue nie jest to lektura, którą się połyka jak powietrze ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale takie też mają swój urok. Jeśli tylko nie goni termin, na przykład zwrotu do biblioteki ;).
UsuńDostojewskiego prozę znam i cenię, ale "Idioty" jeszcze nie czytałem, chociaż lekturę planuję już od dawna, zwłaszcza od momentu, kiedy poznałem japońskiego odpowiednika (książka Szaleniec? autorstwa Shūsaku Endō to historia podobnie naiwnego człowieka, podchodzącego do innych z ufnością, której nawet najgorsze doświadczenia nie są w stanie nadszarpnąć).
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, charakterystyka bohatera brzmi podobnie :). U mnie też by pewnie ten „Idiota” czekał jeszcze długo w kolejce, gdyby nie dziewczyny; dlatego właśnie lubię takie czytelnicze akcje. A jeśli chodzi o Dostojewskiego, co byś szczególnie polecił? Znam oczywiście jeszcze ze szkoły „Zbrodnię i karę”, a poza tym czytałam „Białe noce” (które uwielbiam!) i „Sobowtóra”. Mam teraz ochotę albo na „Braci Karamazow” albo na „Biesy” :).
UsuńPamiętam, że jako młoda dziewczyna zaczęłam czytać Idiotę. Niestety, musiałam przerwać książkę w okolicach 200 strony, ponieważ już dawno minął termin zwrócenia jej do biblioteki, a jak sama piszesz, czyta się ją jednak długo. Do tej pory jest to moim wyrzutem sumienia. Parę lat temu kupiłam swój własny egzemplarz i wiesz, dziś właśnie jakoś tak przejechałam palcem po jej grzbiecie myśląc czy może, może nie dorzucić jej do kolejki ;) Potem sobie jednak pomyślałam, że obecnie smakuję "W poszukiwaniu straconego czasu", więc może jednak nie będę póki co mieszać tych dwóch zacnych klasycznych pozycji. Teraz się uśmiecham, że tego samego dnia dotarłam do Twojej recenzji :)
OdpowiedzUsuńPiękny obraz wybrałaś!
I masz niesamowite zdjęcie jako tło bloga.
Rany, ile ja już miałam takich przypadków, że mi się nie udało doczytać, a tu mija termin w bibliotece... Ale zawsze boli.
UsuńAle zbieg okoliczności! I to podwójny, i z Dostojewskim i z Proustem, bo ja właśnie jutro zabieram się do odświeżania sobie „W stronę Swanna”, do Nabokoviady majowej. A u Ciebie który tom obecnie? :)
Dziękuję! Obraz piękny, rzeczywiście, i myślę, że bardzo tu pasuje: ten Petersburg, rosyjski duch... A tło też mi się podoba, ma w sobie dużo melancholii, choć korci mnie ostatnio, żeby jednak coś na tym blogu zmienić, jakoś go odświeżyć.
Nadal czytam tom pierwszy, powolutku, w małych dawkach sobie podczytuję Prousta.
UsuńTeż bym chciała coś zmienić na moim blogu, ale żaden z tych nowych szablonów mi się nie podoba, niestety. Lubię prostotę obecnego, ale denerwuje mnie, że jest szeroki i trzeba przewijać ekran z lewa na prawo, uważam, że to mało user-friendly ;)
Tak najlepiej – Proust wymaga takiego skupienia, że chyba nie da się go czytać szybko, a nawet jeśli się da, to grozi to frustracją. Ja sama to teraz widzę po sobie; kiedy tylko próbuję trochę przyśpieszyć, tracę koncentrację i zaczyna mi się czytać źle; a kiedy zwalniam i smakuję, zatrzymuję się nad każdym zawiłym zdaniem, jest z tego wielka przyjemność :).
UsuńE, ale chyba nie u każdego trzeba przewijać ekran z lewa na prawo? U mnie się Twój szablon mieści w całości na ekranie :). Nie ma co też zmieniać na siłę, moim zdaniem prostota i przejrzystość to jest jednak podstawa – co uświadamiam sobie zawsze kiedy ląduję na jakimś blogu, który nie ma zupełnie rąk i nóg i nic nie można na nim znaleźć.
Długo mi ta recenzja leżała w zakładkach, ale wreszcie się zabrałam za czytanie i dotarłam! A do tego jeszcze przesympatyczne komentarze - szczególnie doradzanie jak pisać o klasyce.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie bardziej się wczułaś w Nastazję niż ja i więcej w niej zobaczyłaś. Ach, ta rosyjska dusza!
O, też mam ten system, nadrabiam wpisy hurtem, i czasem trochę to trwa. Nie wiem, czy powinnam się brać za doradzanie, żaden ze mnie znawca, ale podzieliłam się tym, co działa u mnie :). A co do Nastazji – wczułam się, bo coś z niej mam, na szczęście nie wrzucam pieniędzy w ogień i tym podobnych szaleństw nie czynię ;) ale wiele jej emocji rozumiem. Poza tym ogólnie mam słabość do takich kapryśnych, chwiejnych emocjonalnie, trochę okrutnych kobiecych bohaterek – im starsza jestem, tym więcej mam dla nich wyrozumiałości, może niedługo i Scarlett O'Harę polubię ;).
Usuń