Dwie bajki o ojcostwie – „Podróżowanie z Beniaminem”, Martin Vopěnka i „Klub filmowy”, David Gilmour

Zupełnym przypadkiem przeczytałam ostatnio, jedną po drugiej, dwie książki o ojcostwie. Obydwie przedstawiają dość niekonwencjonalną relację ojca z synem, obydwie okazały się czymś innym, niż się z początku wydawały, i obydwie do pewnego stopnia wystawiły na próbę moją czytelniczą cierpliwość.

Pierwsza, Klub filmowy, to oparta na faktach historia kanadyjskiego dziennikarza i krytyka filmowego Davida Gilmoura, który zastosował nietypowy wychowawczy eksperyment – pozwolił swojemu 16-letniemu synowi rzucić szkołę pod warunkiem, że w ramach edukacji będzie z nim oglądał trzy filmy tygodniowo. Druga, Podróżowanie z Beniaminem, opublikowana w serii Stehlík wydawnictwa Dowody na istnienie i określana przez Mariusza Szczygła jako „jedna z najpiękniejszych czeskich powieści”, jest zapisem kilkumiesięcznej wyprawy po Europie (a zarazem podróży wewnętrznej), w jaką główny bohater po śmierci żony zabiera swojego 8-letniego potomka.

Bajka filmowa

Zacznę od Gilmoura. Książkę, zapamiętaną dzięki recenzji Padmy na Mieście Książek, zabrałam z biblioteki, nastawiając się przede wszystkim na filmową ucztę. Intrygowała mnie długa lista dzieł kinematografii wspominanych w książce, liczyłam na to, że filmowa edukacja powieściowego Jesse’ego i mnie dostarczy inspiracji i pomoże nadrobić zaległości, zwłaszcza jeśli chodzi o klasykę kina. Bo braki mam, co tu dużo mówić, spore.

I pod tym względem Klub filmowy nie zawiódł. Wywody narratora na temat filmów czyta się z niekłamaną przyjemnością, oprócz tego bowiem, że analizuje on poszczególne obrazy i zwraca uwagę na konkretne sceny, okrasza także swoje miniwykłady bardzo interesującymi anegdotkami na temat aktorów i reżyserów. Niektórych z nich miał okazję poznać osobiście, przeprowadzając wywiady lub spotykając się z nimi na branżowych imprezach, toteż serwuje swojej latorośli – a zarazem i nam, czytelnikom – unikatowe smaczki.

I tak – dowiadujemy się m.in., że David Cronenberg zapytany o swoje filmowe guilty pleasures przyznał się do słabości do chrześcijańskiej telewizji, że Spielberg, Lucas, de Palma i Scorsese na imprezach nie interesowali się ani dziewczynami, ani narkotykami, „chcieli tylko łazić ze sobą i gadać o filmach”, i że Harvey Keitel to „świetny aktor, ale z mózgiem niczym niedogotowana wieprzowina”. Że Clint Eastwood „jest najlepszy” i że praca u niego na planie kończy się wcześnie, bo Clint chce jeszcze pograć w golfa, oraz że William Friedkin, reżyser Egzorcysty, był psychopatą, „potrafił strzelić w powietrze z pistoletu, żeby wystraszyć aktorów” i wykańczał psychicznie wszystkich na planie.

David Gilmour
Problem polega jednak na tym, że temat filmów stanowi zaledwie jakieś 20% tej książki. Reszta – to nudne jak flaki z olejem historie ze wspólnego życia narratora i jego syna, problemy ze znalezieniem pracy tego pierwszego, perypetie z dziewczynami tego drugiego, długie rozmowy o bzdetach… Przedwcześnie dojrzały, rozpity i rozbisurmaniony synek, najwyraźniej z nadmiaru wolnego czasu, co rusz wdaje się w niefortunne romanse i umiera z miłości, a jego tatuś, ponieważ jest tak bardzo cool, rozmawia z nim jak równy z równym, przyznaje, że „kobiety to krwawy sport” i dzieli się swoimi bogatymi damsko-męskimi doświadczeniami. Nic na to nie poradzę – dla mnie to trochę groteskowe. (I mam nadzieję, że to nie dlatego, że jestem już stara, zwapniała i nie rozumiem problemów nieszczęśliwych młodych ludzi – tak bardzo nie-cool :(!).

Tylko we fragmentach „filmowych” Gilmour błyszczy talentem opowiadacza, widać, że to jego temat i chętnie przeczytałabym na przykład zbiór esejów o filmach w jego wykonaniu. Niestety, poza tym książka jest raczej słaba, zupełnie nie porywa, a wizerunek tego „spoko taty” – któremu daleko do wzoru życiowej zaradności, a mimo to bierze na siebie życiową edukację swojego syna i wprowadza w życie ryzykowny wychowawczy plan, w który sam mocno wątpi – choć może nie powinien wpłynąć na moją ocenę całej książki, mocno uprzykrzył mi lekturę. 

***
Polecam jednak obejrzeć poniższy krótki wywiad z Gilmourem i jego synem, w którym opowiadają o tym, skąd wziął się pomysł na książkę i o całym tym filmowym doświadczeniu. Obydwaj wydają się tu bardziej sympatyczni, niż ich obraz powieściowy :):



Bajka podróżnicza

U Martina Vopěnki natomiast syn jest trochę młodszy – lat ma zaledwie 8, a zamiast podróży po filmowym świecie autor serwuje nam podróż dosłowną, fizyczną. Podobnie jednak jak u Gilmoura, jednym z głównych celów tej podróży jest zbliżyć ojca do syna; obie historie łączy też fakt, że i jeden i drugi tata jest bardzo niepewny, chwilami mocno wątpi w sens swojego projektu, obawia się, jaki wpływ będzie on miał na jego latorośl.

Dawid, narrator Podróżowania z Beniaminem, postanawia wraz z synem „zagubić się w Nieznane” po tym, jak w wypadku samochodowym ginie jego żona i matka małego Beniamina. Śmierć kobiety nie wydaje się dla Dawida wielką tragedią – przeciwnie, uwolnienie się od jej depresyjnej osoby przynosi mu chyba wręcz ulgę – ale czuje się życiowo zagubiony i liczy na to, że długa podróż pomoże mu odnaleźć właściwy kierunek i sens, „raj serca” (bo też w całej powieści autor nawiązuje do słynnego XVII-wiecznego dzieła Jana Amosa Komenskiego, Labyrint světa a ráj srdce). A syn? Wspólna wyprawa, ich własne, konspiracyjne, dwuosobowe przedsięwzięcie, ma być taką inauguracją dalszego życia już wyłącznie we dwójkę.

Idea piękna, z realizacją już gorzej – bo Dawid zdecydowanie nie świeci przykładem rodzicielskiej troski. A za jego płomiennymi wyznaniami miłości i przywiązania jakoś nie idą odpowiedzialne czyny. Najpierw kilkukrotnie zostawia Beniamina bez opieki, by jak najszybciej zaspokoić „niedające się okiełznać seksualne pożądanie” w najbliższym burdelu, później – w imię już nie potrzeb ciała, a tym razem wydumanych potrzeb duchowych – naraża go, ciągnąc ze sobą w rumuńskie góry mimo ostrzeżeń miejscowych, że o tej porze roku jest to już niebezpieczne. 

Nie mówiąc o tym, że na przekór wszystkim, decydując, że „nie będzie niewolnikiem empatii”, wyrzuca swój telefon, zrywa kontakt z rodziną i, nie bacząc na obawy dziadków Beniamina, przeciąga podróż, mimo że wakacje dawno się skończyły i chłopiec powinien wrócić do szkoły. „Jest moim ukochanym zakładnikiem” – pisze o synu. I nawet jeśli Beniamin, lojalny wobec ojca, nie mówi wprost, że chciałby już wracać, z czasem zaczyna przecież wysyłać subtelne sygnały, które Dawid dostrzega. Mimo to – brnie dalej, a wszystkich, którzy starają się ściągnąć go z powrotem do domu, wyzywa od małomieszczan.

Martin Vopěnka
Jest coś, co w tej postaci nie przekonuje – jakiś fałsz, niespójność i afektacja, co sprawia, że trudno uwierzyć w jej wielką ojcowską miłość. Sztuczność wyczuwa się też w tym, co dzieje się w tej powieści na poziomie języka – filozofujący Dawid wpada w tony nieznośnie górnolotne, tymczasem nadmuchanymi słowami bohater wygłasza po prostu banały („Jeśli jest Bóg, to czemu tyle bólu i cierpienia?”, „Wiedziałem, że poczucie szczęścia jest tylko ulotnym złudzeniem i że wyznaczony jest koniec wszystkich spraw w żywocie ludzkim”, „Pomyślałem o starości i o śmierci, że przyjdą tak samo nieuniknione, jak przyszła jesień w tutejsze góry”). Fakt, że jego natchnione gadki o Bogu, zbliżaniu się do czegoś wiecznego i łączności z wszechświatem sąsiadują, a nawet, niekiedy, przenikają się, z drobiazgowymi, wyzutymi z emocji i dosadnymi opisami aktów seksualnych, sprawia, że trudno jest potraktować je – i całego bohatera – na poważnie.
„Moim oparciem były dzieje życia starotestamentowych bohaterów. Przecież oni, w odróżnieniu od nowotestamentowych, też mieli potrzeby seksualne, a mimo to byli mili Bogu. Moralizują raczej ci, którzy masturbują się gdzieś ukradkiem w ubikacji, albo ci, którym nie staje” (s. 43).
Nie jest jednak tak, że w Podróżowaniu z Beniaminem dostrzegam same negatywy. Było tu też sporo momentów, w których się uśmiechnęłam, czy to z rozbawieniem (porównanie kempingu do taśmy w masarni czy kelnerów do drewnianych bali), czy z rozczuleniem (jak choćby przy fragmentach, kiedy bohaterowie rozmawiają o modlitwie, ale również przy opisie pary zakochanych żebraków na dworcu w Rumunii). Ba, zdarzało się nawet lekkie wzruszenie, także przy zakończeniu, które według niektórych jest zbyt sentymentalne i melodramatyczne – ja nie mam takiego wrażenia, przeciwnie, dopiero przy końcu tak naprawdę odczułam przywiązanie Dawida do syna, szczere, nie tylko deklarowane.

Mariusz Szczygieł jednak poleca :).
Ciekawe są też malowane przez Vopěnkę widoczki odwiedzanych przez bohaterów miejsc, przy tworzeniu których autor czerpie z własnych wspomnień i obserwacji – do napisania książki przygotował się bowiem, wędrując samemu trasą, którą pokonują Beniamin z ojcem. Mam wręcz poczucie niedosytu, tego tła mogłoby być więcej, ale z drugiej strony – zbyt wiele szczegółów na temat otoczenia pewnie odwróciłoby uwagę od głównego wątku, czyli przemyśleń Dawida i jego relacji z synem.

Mimo wszystko pozostało lekkie rozczarowanie. Ostrzegam więc – książka nie trafia w estetykę każdego. Nie jest, jak się spodziewałam, ciepłą, uniwersalną opowieścią, jaką można podarować w prezencie każdemu, od nastoletniej siostry poprzez rubasznego wujka aż po babcię. Wierzę jednak, że jeśli trafi na właściwego czytelnika, potrafi do niego przemówić.

***
Oczywiście wszystkie głosy polemiczne są mile widziane :). Chętnie też przyjmę propozycje innych książek skupionych wokół relacji ojciec-syn, bo to ciekawy temat, który można na wiele różnych sposobów przedstawić. Z literackich wizji ojcostwa, które sobie przypominam, mnie chyba najbardziej podobała się ta Etgara Kereta.

***
D. Gilmour, Klub filmowy, tłum. Emilia Skowrońska, wyd. Dobra Literatura, Słupsk 2011.
M. Vopěnka, Podróżowanie z Beniaminem, tłum. Elżbieta Zimna, wyd. Dowody na istnienie, Warszawa 2016.

Ilustracje:
[1] blanca_rovira / pixabay.com
[2] okładka książki ze strony wydawnictwa / www.dobraliteratura.pl
[3] zdjęcie ze strony wydawnictwa / www.dobraliteratura.pl
[4] okładka ze strony księgarni Wrzenie Świata / www.wrzenie.pl
[5] Pavel Hrdlička (Czech Wikipedia user Packa) / Wikimedia commons
[6] Dowody na Istnienie / Facebook.com 

Komentarze

  1. Zajrzę do Kereta :)
    Z ostatnio przeczytanych bardzo polecam "Baśń" Jonasa Bengtssona. Jest to świetnie napisana książka.
    Z przeczytanych dawno dawno temu, pamiętam, że podobała mi relacja ojciec - syn w "Atticusie" Hansena i w "Końcu wakacji" Domagalika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Koniec wakacji” dawno temu czytałam, i chyba mi się podobał, ale relacji ojciec-syn w ogóle nie pamiętam. Mogłabym sobie odświeżyć. Pozostałych dwóch tytułów nie znam, dzięki za polecenie, poszukam :). A Keret koniecznie, „Siedem dobrych lat” to jest przeurocza książka!

      Usuń
  2. Będę musiała przekonać się, jakie wzbudzi we mnie emocje "Podróżowanie z Beniaminem". Z opisu wnioskuję, że powinna okazać się przekonująca, zatem chętnie po nią sięgnę. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że ta książka może się podobać, po prostu do mnie nie przemawia :). Więc jeśli mimo moich zastrzeżeń uważasz, że to coś dla Ciebie, to jasne, przeczytaj. Będę wypatrywać Twoich wrażeń.

      Usuń

Prześlij komentarz