Ahoj, przygodo! „W stronę morza”, Ryszard Borowski [minirecenzja]


O żegludze nie wiem właściwie nic – pomijając dwa krótkie rejsy przez Zatokę Fińską, podróże morskie znam jedynie z powieści Josepha Conrada i Hermana Melville‘a. Z autorem tej publikacji kiedyś było podobnie. Wszystko zmieniła jednak pewna książka.

Tą decydującą lekturą był Syn słońca Jacka Londona. Kiedy późniejszy kapitan żeglugi wielkiej Ryszard Borowski po raz pierwszy po nią sięgnął, miał dwanaście lat. Rozbudziła jednak wyobraźnię dorastającego chłopca tak bardzo, że postanowił w przyszłości zostać marynarzem. Dążąc do celu z żelazną konsekwencją, dokonał tego – i tak zaczęły się dla niego długie, pełne przygód lata życia na morzu.

Whisky dla słoni

W stronę morza to pewien dokument tych lat – zbiór wspomnień z podróży odbywanych nieraz w zakątki świata, które mało kto z nas miał okazję zobaczyć i odwiedzić. To opowieść barwna i dowcipna, w której mimo trudów, sztormów, zmiażdżonych palców i samozapłonu w ładowni wszystko zawsze kończy się dobrze, pełna egzotyki i słońca, bogato ilustrowana zdjęciami. Wszystko to pomaga choć na chwilę poczuć się niczym na morzu.
Statki były wolne, długo staliśmy na redach i w portach. Lubiliśmy siedzieć na rufie, popijać piwo i słuchać niekończących się historii, każdy miał coś do powiedzenia. W czasie długich rejsów wielu marynarzy tęskniło za domem i za krajem, ale starali się tego nie okazywać (s. 59).
Przygody, jakich doświadczano w trakcie rejsów, z pewnością odrobinę wynagradzały tę tęsknotę. Autor opowiada m.in. o emocjonującym spotkaniu z prezydentem Wietnamu w latach pięćdziesiątych czy o transporcie słoni z Indii, które w chłodniejszym klimacie trzeba było rozgrzewać odrobiną whisky dodaną do ryżu. 😉 Ale nie zawsze jest równie bajkowo, a Wielka Historia i w tej opowieści dochodzi do głosu – jest m.in. o transportach towarów do Wietnamu w okresie wojny amerykańsko-wietnamskiej czy o stęsknionych za ojczyzną Polakach w Australii, którzy ze łzami w oczach brali do ust chleb z polskiej mąki.



Na weselszych morzach

Z wypiekami na twarzy śledziłam opowieści z fascynującego, zupełnie obcego mi życia, które zaczęło się w tak magiczny sposób – od literatury. Odkąd w moje ręce trafiła pierwsza książka Bohumila Hrabala dobrze wiem, że takie historie są możliwe. Los podsuwa nam lektury, które stają się dla nas objawieniem i zmieniają całe nasze życie. Ale sam przypadek nie wystarczy; trzeba mieć jeszcze w sobie zachwyt i determinację, by zrodzone w ten sposób marzenia realizować – i każdego, kto podjął się podobnego trudu, darzę ogromnym szacunkiem i sympatią.


Jakby tego było mało, autora mam przyjemność znać osobiście (choć tylko wirtualnie) i jest on przemiłą, pełną życzliwości, aktywną i ciekawą świata osobą, a do tego – również zakochaną w twórczości Bohumila Hrabala. Tak zresztą właśnie się poznaliśmy – kilka lat temu pan Ryszard trafił do mnie na bloga i zwrócił uwagę na jakąś nieścisłość w jednym z moich tekstów.

Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że wiódł tak barwne życie, pracując jako kapitan żeglugi morskiej. Uświadomiłam to sobie dopiero kiedy zaproponował mi wysyłkę w prezencie swojej książki.

I ogromnie cieszę się, że ten prezent dostałam. Bo teraz, gdy życiowo dryfuję po niezbyt przyjaznych wodach, cudownie było choć na chwilę przenieść się myślami na zupełnie inne morza.


P.S. A jeśli ktoś z Was czytał Czechy. To nevymyslíš Aleksandra Kaczorowskiego, to w rozdziale Dlaczego w Czechach jest tak ładnie nie chodzi o przypadkową zbieżność nazwisk – wspomniany tam pan Ryszard Borowski, „czechofil i miłośnik twórczości Bohumila Hrabala”, który „od ćwierćwiecza podróżuje po Republice Czeskiej” i „był już prawdopodobnie we wszystkich miastach i miasteczkach w tym kraju”, to właśnie autor książki, o której piszę. 😊 

*** 
R. Borowski, W stronę morza, wyd. Porta Mare, Jelenia Góra 2021.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!
Zdjęcia pochodzą z książki.

Komentarze

  1. Książka, którą z pewnością nie tylko przeczytam, ale także znajdzie się w mojej domowej biblioteczce. Lubimy taką literaturę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz