Wina Kościoła? O polskiej recepcji Petry Dvořákovej i losie polskich zakonnic [komentarz]


Na blogu Kavárna brneńskiego wydawnictwa Host ukazał się niedawno tekst dotyczący fenomenu Wron Petry Dvořákovej w Polsce. Rzeczywiście, 30 tysięcy sprzedanych egzemplarzy nowej czeskiej książki na polskim rynku to nie jest coś, co zdarza się co dzień.

Zdaniem samej autorki i agentki Dany Blatnej tak wielka popularność Wron – opowieści o wrażliwej nastolatce wychowywanej przez narcystycznych rodziców – może mieć związek z konserwatyzmem polskiego społeczeństwa, silnie zdominowanego przez mentalność katolicką. Petra Dvořáková mówi: „Być może książka tak silnie rezonuje w katolickiej Polsce, ponieważ wiele rodzin za wszelką cenę stara się utrzymać pozory, że wszystko jest w porządku – bez względu na to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Wiele młodych osób, z którymi spotykam się osobiście u nas i w Polsce, mówi spontanicznie: »Jestem wroną«”.

Dana Blatná dodaje: „Polskie społeczeństwo jest pod pewnymi względami jeszcze konserwatywniejsze niż to nasze. Młode Polki nie mają się komu zwierzyć, zamiast tego słyszą w domu czy w kościele, by były posłuszne i się nie wychylały. To, że czują się »wronami«, to wcale nie jest dobra wiadomość. A fakt, że temat wzbudził w Polsce tak duże zainteresowanie, mówi coś smutnego o polskim społeczeństwie”.

Nie przeceniałabym wpływu Kościoła katolickiego na młode pokolenie Polek i Polaków. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie jest on już dziś tak silny. Ale to prawda, że sposób, w jaki Kościół – zwłaszcza w Polsce – traktuje kobiety, trudno określić innym mianem niż „okrutny”.

Przemoc w zakonie

Tak się składa, że w momencie publikacji tekstu Kláry Kubíčkovej na łamach Kavárny byłam akurat świeżo po lekturze reportażu Marty Abramowicz Zakonnice odchodzą po cichu. Autorka – rozmawiając głównie z kobietami, które porzuciły stan zakonny, ale również m.in. z wysoko postawionymi zakonnicami, a także z zakonnikami – dowodzi, jak przemocowe stosunki panują w żeńskich zakonach (zwłaszcza na tle zakonów męskich).

Wchodzącym w zakonne progi młodym kobietom narzucony zostaje surowy reżim: wielogodzinne modlitwy, katorżnicza praca, wszystko po to, by nie zostało zbyt wiele czasu na samodzielne myślenie i refleksję. Podczas gdy zakonnicy czytają, dyskutują o Bogu, oglądają telewizję, sięgają po prasę – siostry zakonne klepią pacierze i korzystając z internetu, muszą zgłaszać przełożonej, na jaką stronę wchodzą.

Te, które trafiły do zakonu z nadzieją, że będą pomagać ludziom, szybko muszą się nauczyć, że modlitwa, dyscyplina i samoudręczenie znaczą więcej niż człowiek. Gdy po śmierci bliskiego chcą spędzić więcej czasu z rodziną, słyszą, że są słabe. I zmieniają się, twardnieją, stopniowo same przeobrażają się w pozbawione sentymentów tyranki. Lub odchodzą – udaje im się ocalić siebie, ale po powrocie do domu często noszą piętno tej, która przyniosła wstyd.

Wstyd nasz powszedni

W strukturach kościelnych okrucieństwo względem kobiet przyjmuje najbardziej wyrafinowane formy. Sama większość życia spędziłam w poczuciu winy, w jakie wpędziło mnie katolickie wychowanie. A mimo to nadal mam wrażenie, że jest to tylko fragment jakiegoś szerszego systemu kulturowego, w jakim żyjemy. W tekście Wszystkie jesteśmy zakonnicami poświęconym reportażowi Abramowicz Anna Kapusta pisze:
W Polsce wstydzić się siebie mają wszystkie kobiety. Wstydzić się mają byłe zakonnice (bo porzuciły rodzinę zakonną), kobiety bezdzietne (bo nie rodzą), kobiety rodzące (bo za mało rodzą), kobiety-artystki (bo sztuka to nie zawód), kobiety nieheteroseksualne (bo nie istnieją) i kobiety heteroseksualne (bo nie mają seksualności lub nie powinny jej mieć). A jeśli ośmielą się nie wstydzić, to wstydzić się za nie powinny ich matki (bo źle je wychowały), Matki Przełożone (bo źle je formują), liderki (bo źle nimi zarządzają).
Czyż nie przypomina to rozgoryczonej wyliczanki w cytowanym przeze mnie niedawno tekście Petry Soukupovej, napisanym w reakcji na sprawę Darii Kashcheevej?

Może więc to nie Kościół jest głównym problemem. Jest nim wciąż żywy patriarchat.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Ciotka mojego ojca przeżyła jako dziecko rzeź na Wołyniu, później trafiła do domu dziecka prowadzonego przez zakonnice. Po latach mówiła: weź wszystko, co złego słyszałeś o zakonnicach, pomnóż to przez dziesięć i może zbliżysz się do prawdy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ to smutne. :( Ale biorąc pod uwagę te warunki, w jakich się je „wychowuje” do życia zakonnego – jeśli rzeczywiście wygląda to tak, jak opisano w książce – wcale nie wydaje się dziwne. Przemoc rodzi przemoc. :(

      Usuń

Prześlij komentarz