Podsumowanie roku 2013


Kochani, będzie krótko, bo czas to pieniądz, zwłaszcza gdy trójgłowy potwór sesją zwany zbliża się wielkimi krokami. W 2013 roku przeczytałam 42 książki. Aż 12 z nich należy do literatury czeskiej, 8 – do polskiej, 8 – amerykańskiej, 7 – francuskiej, 2 – włoskiej, 2 – brytyjskiej, 1 – tureckiej, 1 – macedońskiej i 1 – południowoafrykańskiej.

Niestety, mimo że trafiło się sporo ciekawych pozycji (Grandhotel, Kacica, Sufi, Morawagin), tym razem zdecydowanej gwiazdy jak zeszłoroczne City Baricco nie było. Ostatecznie postanowiłam wyróżnić 8 książek:



Virginię sobie dawkuję; należy ona do pisarzy, których zbyt szanuję, żeby ofiarować im tylko niespokojne kilkanaście minut w autobusie albo półprzytomne pół godzinki przed snem, dlatego czytam ją rzadko. Ale kiedy już się dorwę – czysta czytelnicza rozkosz. Subtelność, takt, każde słowo to perełka.



Kolejne arcydzieło w ramach tegorocznego planu „Wakacje z klasyką”. Głębia psychologiczna, cudownie ironiczne obserwacje na temat prowincjonalnej francuskiej socjety i obraz epoki, który miejscami bardzo przypomina czasy dzisiejsze. Historia – trochę jak Portret Doriana Graya, trochę jak Czerwone i czarne... Całą literaturę XIX-wieczną też sobie dawkuję, więc kolejne spotkanie z Balzakiem najwcześniej w wakacje, ale już się nie mogę doczekać. 



Wyjście poza świetnego, choć trochę już oklepanego Buszującego w zbożu. Specyficzny styl, szerokie pole do interpretacji, kryzysy egzystencjalne niegdysiejszych „cudownych dzieci”. 

 

Za emocje! Rzadko zdarza mi się aż tak przeżywać losy bohaterów, a nieszczęsna Florina jest trochę jak XIII-wieczna Anna Karenina... Przytłoczona pożądaniem, od którego tylko czyjaś śmierć przynosi wyzwolenie. 



Też za emocje. Bo bolesne zderzenie z rzeczywistością wchodzącej w życie z wiązanką marzeń i oczekiwań dziewczyny przeżywa się jak własny dramat. Historia Królewny, której Książę po ślubie zamienia się w ohydną ropuchę. 



Literatury faktu u mnie jak zwykle niewiele, ale o tej książce nie mogłabym nie wspomnieć. Odtrutka na szwejkowskie stereotypy dotyczące naszych południowych sąsiadów, i przy okazji ciekawa lekcja historii.


Prawdziwa, melancholijna twarz niepoprawnego kobieciarza i opijusa. Z poezją mi nie po drodze, ale bardzo się cieszę, że odważyłam się ściągnąć ten tomik z bibliotecznej półki.


I znów poezja. Jakkolwiek to zabrzmi, nie żałuję Keatsa i tego że zmarł tak młodo. Bo tylko w obliczu cierpienia i śmierci mogły powstać tak piękne wiersze.

Postanowienia na rok 2014? Nie mam. Choć kilka przychodzi mi do głowy, wiem że i tak z braku czasu i możliwości bym ich nie dotrzymała.

A Wy w nowym roku czytajcie, eksperymentujcie, odkrywajcie! Oby obfitował w same pierwszorzędne lektury.

Fot. kaeska (sxc.hu) 

Komentarze

  1. Przeczytałam Twoją recenzję książki Maupassanta :) Mnie Janinka nie denerwowała aż tak mocno jak Ciebie, tzn. nie denerwowała mnie, dopóki była młoda. Kiedy została matką, jej zachowanie stało się nie do zaakceptowania. A w ogóle to bardzo lubię literaturę dziewiętnastowieczną. "Historię jednego życia" przeczytałam (może dziwnie to zabrzmi) z wypiekami na twarzy i mam zamiar poszukać kolejnych utworów tego pisarza.
    Wymieniłaś książki roku 2013. A rozczarowanie roku? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, ale jakoś silne negatywne emocje budzą we mnie takie grzeczne dziewczynki literatury, tak naiwne że aż zęby bolą, tak poprawne i nieskazitelne że aż chciałoby się przy nich rzucić kilka siarczystych przekleństw :) Dziwne tym bardziej, że samej mi bliżej do takiej grzecznej ułożonej niż do jakiejś wyzwolonej i zbuntowanej. A może właśnie niedziwne? Może odreagowuję w ten sposób jakieś własne kompleksy i zahamowania? :)

      Ja też pochłonęłam „Historię” z przyjemnością, XIX-wieczna literatura to rzeczywiście klasa, lubię zarówno francuską, jak i brytyjską czy rosyjską, chociaż każda jest oczywiście wspaniała w zupełnie inny sposób.

      O rozczarowaniach pisać nie lubię :) Ale jeśli już, to na pewno wymieniłabym tu „Novecento” i „Bez krwi” Alessandro Baricco. Za krótkie, za cienkie we wszystkich możliwych znaczeniach tego słowa – takie literackie przystawki, którym nie da się najeść. Rozczarowali mnie też „Sąsiedzi i ci inni” Oty Pavla, „Masłem do dołu” Petra Šabacha i „Rzeczy uprzyjemniające. Utopia” Tamary Bołdak-Janowskiej. Poza tym przeczytałam kilka książek niezbyt wysokich lotów, co do których jednak od początku nie miałam zbyt dużych oczekiwań, dlatego chyba nie można mówić o rozczarowaniach. Po tych wyżej wymienionych spodziewałam się po prostu czegoś więcej.

      Usuń
    2. Mnie się "Bez krwi” podobało, ale po "Jedwabiu" spodziewałam się po Baricco jednak czegoś więcej.

      Usuń
    3. Lirael, czyli że jednak jest szansa, że „Jedwab” mi się spodoba? Same słyszałam o nim dobre rzeczy, ale z moim chyba dość nietypowym gustem to tak różnie bywa... Mało kogo na przykład „City” zachwyca tak bardzo jak mnie, zupełnie nie rozumiem dlaczego :)

      Usuń
    4. Nie chciałabym wyrokować, ale "Jedwab" może nieźle namieszać w Twoim czytelniczym rankingu za kolejny rok. :) Niestety, nie czytałam jeszcze "City".

      Usuń
  2. Bardzo dobra literaturę tu wymieniłaś:) Po Bourina na pewno sięgnę, Woolf kocham bez reszty, Balzaca jakoś nie trawię, ale doceniam jego geniusz, do Keatsa mam słabość:)

    Poleciłabym Ci Lektora Schlinka, Elif Şafak, Faulknera i Conroya. Z klasyki w 2013 miałam posuchę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jest bardzo dobra nie tylko w mojej opinii :) Balzac rzeczywiście jest trochę ciężkostrawny, momentami przynudza, ale mimo to mnie przekonuje, przyjemność tych świetnych fragmentów niweczy przykrość tych słabszych. Za to ja do Keatsa musiałam się przekonać, nie była to miłość od pierwszej litery.

      Elif Şafak czytałam w tym roku „Sufiego”, dobra książka i chętnie sięgnę po inne jej tytuły jeśli będzie okazja. Faulknera mam na razie na koncie „Światłość w sierpniu”, to też nie była lekka przeprawa, ale sam nastrój jaki Faulkner buduje, w tym wypadku taka gorączkowa melancholia, ciężar upalnej złocistej mgiełki (a czytałam w sierpniu właśnie, przesiadując na balkonie, więc klimat był bardzo odpowiedni) – to było objawienie! Mam gdzieś na półce jego opowiadania, a poza tym bardzo chciałabym przeczytać „Absalomie, Absalomie” i „Kiedy umieram” (zwłaszcza że ciekawa jestem tej najnowszej ekranizacji). A Ty co byś z jego twórczości najbardziej poleciła?

      Schlink i Conroy jeszcze przede mną :) Będę pamiętać.

      Usuń
  3. Racja. Czytanie książki z doskoku często ją niszczy. Dlatego niektóre muszą poczekać na lepsze czasy. Jednak są też takie, do których człowiek tak bardzo się pali, że czekać nie mogą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, czasem człowiek się rwie, ale u mnie się to często kończy falstartem :) Pierwsze 20-30 stron połknę, a potem porywa mnie znów wir obowiązków i łakomy kąsek idzie w odstawkę, niestety. Zwłaszcza że te najlepsze książki zwykle wciągające nie są, nie da się ich czytać w autobusie zapominając o Bożym świecie. Czekam więc z utęsknieniem na Wielkie Wakacje :)

      Usuń
    2. Ja już niestety po doświadczeniu poprzednich "wakacji" wiem, że z czasem lepiej u mnie nie będzie, dlatego staram się maksymalnie wykorzystywać każdą chwilę na czytanie. Co prawda, to prawda - ta najsmakowitsza literatura nie wytrzyma tempa pociągu/pekaesu/tramwaju. I niestety, często zbyt dużo waży, żeby z nią wygodnie chadzać po mieście.

      Usuń
    3. Celna uwaga – masa to też często problem :) A w autobusie to nawet uszkodzeniami ciała (własnego lub cudzego) grozi! I tym sposobem czytanie cegieł idzie mi podwójnie wolno – raz, że cegła, a dwa, że mogę czytać ją tylko w domu, a w domu zawsze jest coś ważniejszego... Ciężka sprawa :)

      Usuń
  4. Naprawdę ciekawy zestaw, podpatrzę to i owo:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z dużym zainteresowaniem przeczytałam twoje podsumowanie, Naiu.
    Mam nadzieję, że w tym roku zdarzy nam się też taki bibliopatyczny zbieg okoliczności jak z Maupassantem. :) A propos "Historia pewnego życia" tak bardzo mi się spodobała (aczkolwiek na kolana nie rzuciła), że już przeczytałam kolejną powieść pana M. :)
    A za piękne słowa o Keatsie najchętniej bym Cię uściskała. :) Jego poezja to dla mnie coś naprawdę wyjątkowego i cieszę się, że oceniasz ją podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję no kolejne bibliotelepatyczne doświadczenia :) Którą powieść pana M. wzięłaś tym razem na tapetę? I jak Ci się podobała? Polecasz?

      Za miłe słowa i uściski dziękuję :)

      Usuń
    2. "Mont-Oriol", było całkiem nieźle, wrażenia porównywalne z "Historią pewnego życia". Maupassant powieściowy to moje kolejne odkrycie, już trzecia książka w drodze. :)

      Usuń
  6. Kolejne polecenie Woolf na które trafiłem... W końcu przeczytam :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro wszyscy polecają, coś w tym musi być :) „Podróż w świat” jest moim zdaniem dobra na początek, bo nie tak ciężka jak niektóre książki Virginii (np. „Fale”).

      Usuń
  7. po tej książce zakochałam się w Virginii :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe i godne najwyższego podziwu zestawienie! Od dłuższego czasu zbieram się, by przeczytać którąś z książek Woolf, zwłaszcza, że na półce od dobrych kilku lat stoi "Orlando"... Czytałaś może?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, bardzo eksperymentalna, niebanalna książka, ale nie jestem pewna czy jest dobra na początek... To była moja druga albo trzecia książka Virginii i pamiętam, że wydała mi się wtedy - na tle tych poprzednich - trochę zbyt zakręcona :) Zachowawczo radziłabym Ci poszukać najpierw w bibliotece innej książki Woolf, „Do latarni morskiej” (moja ukochana!), „Pani Dalloway” albo właśnie „Podróży w świat”, wejść w ten klimat, a potem poddać się szaleństwu „Orlanda” :)

      Usuń
    2. Kusi mnie ten "Orlando", bo oglądałam świetny film z Tildą Swinton, który powstał właśnie na podstawie powieści Woolf. Rzeczywiście sporo w nim "szaleństwa", ale i piękna... Polecam, jeśli nie widziałaś. Chyba zacznę od "Pani Dalloway" :)

      Usuń
    3. Filmu nie oglądałam, tylko fragmenty, ale słyszałam o nim dużo dobrego. Może niedługo odświeżę sobie tę powieść, zobaczę czy teraz odbieram ją inaczej, i przy okazji urządzę sobie seans? A Tobie życzę przyjemności z lektury, niezależnie od tego, którą książkę Virginii wybierzesz. Myślę, że „Pani Dalloway” to dobry wybór :)

      Usuń

Prześlij komentarz