Festiwalowa niedziela była zdecydowanie dniem trudnych rozmów. Nawet to, co zapowiadało się jako lekkie, „antystereotypowe” spotkanie o Polakach, Rosjanach i Niemcach – dyskusja z udziałem Janusza Leona Wiśniewskiego, Władimira Sorokina i Borisa Reitschustera – przerodziło się, chyba dosyć spontanicznie, w poważną debatę na temat Rosji i kierunku, w którym zmierza. Mnie to akurat zupełnie nie przeszkadzało. Powiem więcej – moim zdaniem było to jedno z najlepszych i najciekawszych wydarzeń w trakcie całego festiwalu.
Do udziału w rozmowie zaproszeni zostali pisarze, którzy w jakiś sposób są związani zarówno z Niemcami, jak i Rosją. Wszyscy więc doskonale wiedzieli, o czym mówią. Boris Reitschuster, autor między innymi wydanego w Polsce zbioru Ruski ekstrem, zaczął od opowieści o zwyczajach rosyjskich kierowców – pieszy na przejściu jest dla nich „celem polowań”, więc po przyjeździe z Rosji do Niemiec Reitschuster bał się przechodzić nawet na zielonym świetle – i stwierdził, że jest to dobra próbka tego, czego ogólnie należy się spodziewać w tym kraju.
Niemcy są jak zoo – mówił dalej niemiecki publicysta. Jest tam pięknie i czysto, elegancko wydzielone alejki, świetna opieka, wszystko podstawione pod nos. A Rosja – to dżungla. Co nie oznacza jeszcze wcale, że życie tam jest koszmarem – po latach niemieckiej nudy zaczyna się tęsknić do tej odrobiny rosyjskiej adrenaliny.
Z porównaniem do dżungli nie do końca zgodził się Wiśniewski. Kiedy w 2007 roku (w „złotych czasach”, jak je określiła prowadząca Barbara Włodarczyk) odwiedził Rosję w związku z promocją swoich książek, młodzi Rosjanie zaskoczyli go świetną organizacją, a rosyjskie miasta – swoją europejskością, zachodnim duchem demokracji. Niestety sen szybko prysnął. Fasadowa demokracja runęła w gruzach, gdy po wydarzeniach na Ukrainie władza uświadomiła sobie, że sytuacja zaszła za daleko i podobne rzeczy mogą zacząć się dziać w samej Rosji.
Wróciła ścisła kontrola, nie tylko nad działaniami obywateli, ale i nad ich myślami – jak to obrazowo tłumaczył Reitschuster, obecnie Rosjanom wmawia się, że rozjeżdżanie ich autami na przejściach jest dobre, i że na Zachodzie ludziom robi się krzywdę, pozwalając im swobodnie przechodzić przez ulicę. Protestów nie słychać, bo tak naprawdę obywatele rosyjscy potrzebują silnego władcy jak Putin, potrzebują tej twardej ręki, aby poczuć się silniejszymi.
Po tych stwierdzeniach otworzył się worek z rosyjskimi absurdami – propozycja wprowadzenia do szkół superwoźnych, którzy sprawowaliby pieczę nad tym, czego się naucza, bezprawne wieszanie tabliczek z nazwą „ulica Stalina” w samym centrum Petersburga i wreszcie wieszanie w cerkwi ikony Stalina, a po nakazie zdjęcia obrazu – optowanie za beatyfikacją. Jak stwierdził Władimir Sorokin, są to oznaki totalnego zmętnienia umysłu, jakie szerzy się dziś w Rosji jak dżuma (o czymś podobnym, określanym mianem zombizacji społeczeństwa, pisała Agnieszka Korniejenko).
Oczywiście idzie za tym również manipulowanie historią. Zwycięstwo nad Niemcami w II wojnie światowej jest dziś symbolicznym zwycięstwem nad całym Zachodem, a Rosjanie, także młodzi – na co zwrócił uwagę Wiśniewski – domagają się od Polaków wdzięczności za wyzwolenie. Przymykają zupełnie oko na wszystko, co działo się później, na lata komunistycznego reżimu, na to, że Rosja nie tylko poświęcała swoich żołnierzy, ale i mordowała ludzi w więzieniach i obozach, co dość żywiołowo podkreślił Reitschuster.
Skrajnym przykładem na oddziaływanie propagandy jest opowieść Barbary Włodarczyk, która rozmawiała pewnego razu z rosyjskimi kobietami na wsi. „Proszę nam podać choć jeden przypadek, kiedy Rosja kogoś napadła” – obruszyły się babiny, a kiedy Włodarczyk przypomniała im o 17 września 1939 roku, oznajmiły, że one o niczym takim nie słyszały. Fakt, że Rosja zaczęła wojnę jako sojusznik Niemiec, zupełnie nie istnieje w świadomości rosyjskiego społeczeństwa, został w niej starannie zatarty...
Reitschuster dodał, że niestety sytuacji nie poprawiają media zachodnie. Chcąc zachować pozory zdrowych stosunków na linii Europa – Rosja dopuszczają się karygodnego przemilczania pewnych spraw. Gdy Putin w obecności Angeli Merkel stwierdził, że pakt Ribbentrop-Mołotow był dobrym i rozsądnym rozwiązaniem (przeciwko czemu kanclerz Niemiec stanowczo zaprotestowała), niemieckie media nie zająknęły się o całym zajściu ani słowem. Było mi za nich wszystkich wstyd – oznajmił Reitschuster.
Z całego spotkania najbardziej zapadła mi jednak w pamięć obrazowa metafora Władimira Sorokina. Jego zdaniem problem polega na tym, że trupa Związku Radzieckiego nigdy definitywnie nie pogrzebano – przyrzucono go jedynie stertą szmat z nadzieją, że sam zgnije. Ale nie zgnił, przeciwnie, ożył jako zombie i w tej formie jest dużo groźniejszy. Dziś straszy już całą Europę.
Słabo przy tym wszystkim brzmiały wspomniane na koniec spotkania pozytywne akcenty, budzące nadzieję zmiany w Rosji, oraz wyrażone przez Sorokina przekonanie, że wkrótce wszystko się załamie, sytuacja rozładuje się jak w latach 80., a Rosjanie przekonają się, że Polacy to wspaniali ludzie... Zrobiło się mimo wszystko strasznie po tym spotkaniu, a czarnych myśli przybyło.
Tego nastroju nie rozwiało bynajmniej spotkanie ze Swietłaną Aleksijewicz. Od krótkiego wstępu, w ramach którego autorka opowiadała o swojej metodzie twórczej, o tym, że kolekcjonuje nie obrazy a dusze i że najważniejsze są u niej zawsze ludzkie uczucia, rozmowa przeszła gładko na tematy polityczne.
Putin posługuje się hasłami jeszcze z czasów caratu – zauważyła pisarka. Wykorzystuje rozczarowanie ludzi kapitalizmem, nostalgię za Związkiem Radzieckim (nawet u ludzi młodych!), zręcznie posługuje się religią, która po okresie wyparcia przez marksizm wróciła na swoje należne miejsce, ale jest wciąż ściśle podporządkowana władzy.
Błędem byłoby jednak myśleć, że jeden Putin odpowiada za całe to zło, bo tak naprawdę Putin „siedzi” w niemal każdym Rosjaninie. Ci ludzie nie wiedzą, czym jest wolność i demokracja, nie potrzebują tego, wystarczy im, że mają w sklepie wódkę i kiełbasę. Ożywiają się za to na hasło „imperium”, uważają, że Rosja została sprzedana, a teraz, pod skrzydłami silnego przywódcy podnosi się z kolan.
Słowa Aleksijewicz potwierdzają to, o czym mówił Sorokin – Związek Radziecki odradza się i może stać się wkrótce dużo groźniejszy. Człowiek czerwony powraca, ale jest dziś dodatkowo uzbrojony w agresję, w głęboką nienawiść do Zachodu, a tego wcześniej nie było. Ta wrogość prowadzi do absurdów – rząd wprowadza archaiczne prawa, zabrania na przykład wydawania prawa jazdy gejom i transseksualistom, bo widzi w tym wirus, przez który rozkłada się dziś Europa.
Wewnątrz państwa odwieczna rosyjska machina terroru znów ruszyła – znowu są donosy, aresztowania, przesłuchania. Ludzie, którzy nie boją się mówić prawdy są zwalniani z pracy, spychani na margines, skazani na zagłodzenie. Biorąc pod uwagę to wszystko, Michał Nogaś spytał pisarkę wprost: „Czy pani się nie boi?”. Ale nie, nie boi się i nie zamierza już ruszyć się z Białorusi, kraju, gdzie mieszkają bohaterowie jej książek, ziemi, z której czerpie inspiracje. Będzie wspierać ofiary systemu, pisać swoje książki, mówić prawdę. Robić swoje – bo to najważniejsze.
Myślę, że to dobre zakończenie dla mojej festiwalowej relacji.
Fotografie:
[1] stagod / freeimages.com
[2] Zdjęcie Janusza Leona Wiśniewskiego: Agata
Dyka / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0
[3] Zdjęcie Borisa Reitschustera: KASonline / Foter.com / CC BY-NC-SA
[4] Zdjęcie Władimira Sorokina: Elke Wetzig (elya) / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0
[5] Zdjęcie Swietłany Aleksijewicz: Elke Wetzig / Wikimedia Commons / CC BY SA 3.0
[6] Zdjęcie własne
Az strach sie bac...
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście musiała być bardzo trudna niedziela. Sytuacja na Wschodzie jest dramatyczna, ale przyznam szczerze, że o niektórych rzeczach, o których tu wspomniałaś, nie miałam pojęcia (m.in. wstrząsający zakaz wydawania prawa jazdy mniejszościom seksualnym). Nie żyję w ciągłym strachu przed Rosją i wojną, ale boli mnie, że w kraju o tak wspaniałych tradycjach literackich i kulturze dzieją się tak straszne rzeczy. Nienawiść i nietolerancja to chyba najgorsze plagi i mam nadzieję, że Wschód sobie z nimi poradzi, a u nas one nie odżyją (choć ostatnio jest różnie).
OdpowiedzUsuńTaki ostatnio sobie ciekawy tekst na ten temat podczytuję (po kawałku, bo chociaż już po sesji, to teraz przyszedł czas na nadrabianie zaległości w pracy) – wywiad z Wiktorem Jerofiejewem, i to jeszcze ze stycznia, więc może widziałaś: http://wyborcza.pl/magazyn/1,143015,17267183,Niech_sie_nas_boja_i_szanuja.html. On tam tłumaczy, jak to się stało, że w takim kraju wyrosła jednak taka wspaniała, bogata, wyzwolona kultura. Artystów, intelektualistów, ludzi światłych jest tam wielu, ale wyznają oni wartości europejskie, przynależą do świata zachodniego. Reszta, cała ta nie do końca rozgarnięta masa, ma zupełnie inną hierarchię wartości.
UsuńW ogóle bardzo dobry jest ten wywiad, przynajmniej ten fragment, który zdążyłam na razie przeczytać. Chętnie się teraz zabiorę za tę „Rosyjską piękność” od Ciebie :). Jeszcze raz dziękuję!
W sumie to norma: w każdym kraju jest jakaś postępowa elita i ciemne masy
UsuńDzięki Naiu za linka. Z ciekawością przeczytam, jak mi się czasowo poluzuje, bo nie znałam tego tekstu. To jest bardzo interesujące zagadnienie, bo przecież ktoś odpowiada za to, jakie wartości uznają masy. Oczywiście, każdy z osobna ma swój rozum i teoretycznie sam powinien decydować o tym, co jest dla niego ważne i dobre, ale społeczno-polityczne uwarunkowania robią swoje. Tylko, że o ile jestem w stanie przyjąć, że ludzie starsi, którym dawniej żyło się niby lepiej, tęsknią za przeszłością i trzymają się kogoś, kto im daje jej namiastkę, o tyle nie rozumiem, czemu kupują to młodzi ludzie. I już nie mówię tylko o sytuacji na Wschodzie. Przeraża mnie rosnąca "popularność" nacjonalistycznych ugrupowań i wszelkie fanatyzmy. I skąd u ludzi taka tęsknota za dyktaturą? Bo nie wierzę, że to tylko pójcie na łatwiznę i zrzeczenie się odpowiedzialności, za to, co się z nami dzieje. Ale też nie przyjmuję tak łatwego podziału na postępowe elity i ciemne masy, to byłoby za proste. Zwłaszcza, że w śród tych rzekomo postępowych wcale nie musi być etycznie. No to się uzewnętrzniłam trochę.
UsuńNaiu, mam nadzieję, że lektura "Rosyjskiej..." Cię nie zawiedzie i nie ma za co :)
Na pewno nie jest to takie proste, na pewno są cienie i półcienie, jakieś postawy pośrednie, różne stopnie – jak to ujął Sorokin – zmętnienia umysłu. Ale nawet rozsądny człowiek pozostając przez tyle lat pod wpływem tak silniej propagandy nie jest chyba w stanie oprzeć się iluzjom. Kiedy myślę o Rosjanach, mam taką wizję ludzików mieszkających na zupełnie innej planecie, bo też mają tam jakiś zupełnie inny świat, dla nas nie do pojęcia.
UsuńMyślę, że u młodych ludzi to wynika przeważnie z niezadowolenia rzeczywistością, tak jak teraz w Rosji – rozczarowanie kapitalizmem prowadzi do tęsknoty za komunizmem. Im większe jest to niezadowolenie, tym silniejsza chęć zmiany i poświęcenie się idei przeciwnej, aż do fanatyzmu. Akcja-reakcja. Tak sobie to wyobrażam. Ale najbardziej mnie w Rosjanach zadziwia ta ich odwieczna skłonność do lizania ręki, która bije, i nie potrafię dociec, czy jest to w jakimś stopniu świadome – czy zdają sobie sprawę, że bije, czy są aż tak zaślepieni propagandą, że już tego w ogóle nie zauważają.
joly_fh: no tak, ale w mało którym kraju władza przez te wszystkie lata włożyła tyle wysiłku w to, żeby społeczeństwo w tym stanie ciemnej masy utrzymać :). I nadal intensywnie nad tym pracuje...
Nie chodzi o tęsknotę za komunizmem - reżim Putina czerpie co prawda co nieco i z tego zaplecza ideologicznego, w wielu aspektach obecna ideologia stoi w opozycji wobec komunizmu: nacjonalizm, rola prawosławia, postępujący konserwatyzm i kapitalizm (oligarchiczny). Jeśli rozpatrywać historycznie, to trafniejsze będzie porównanie do czasów carskich, szczególnie rządów Aleksandra III. Jerofiejew wspomina w powyższym wywiadzie o tej mieszance różnych wartości; formułuje tradycyjnie kilka trafnych wniosków, jednak w absurdalnej moim zdaniem krytyce Europy brzmi jak kremlowska tuba propagandowa. Utożsamianie moralności z wiarą w Boga czy wręcz chodzeniem do kościoła w ustach inteligenta brzmi strasznie słabo, podobnie jak apologia agresji. Zarzuca Europie bezproduktywność, by potem przyznać, że to Rosja niczego światu nie może dziś zaoferować. Z drugiej strony ma nadzieję, że Rosję uratują "poszukiwania Boga i sensu życia" (oczywiście obie kwestie są dla niego nierozłączne), ale o pisze o tym od ponad 20 lat, a z Rosją jest coraz gorzej...
UsuńWracając do meritum - festiwalowa debata była rzeczywiście zajmująca, bardziej wszakże mogła zainteresować osoby ogólnie ciekawe współczesnego świata niż miłośników rosyjskiej kultury (czy konkretnie literatury), dla których wiele ze wspomnianych kwestii jest oczywistych - jak osobliwy mariaż różnych wartości i symboli albo kwestia II wojny światowej; obrazowa metafora przejścia dla pieszych również brzmi już dość banalnie. Doceniam i podzielam trafne uwagi Sorokina dotyczące kwestii politycznych, ale jako czytelniczka ze smutkiem zauważam, że niemal nikogo nie interesuje jego twórczość, a przecież to ona powinna być w centrum uwagi na festiwalach literackich (Sorokina gościł w zeszłym roku Sopot - tam też o literaturze prawie nie rozmawiano). Wspomniany wątek zmętnienia umysłów jest zresztą jednym z wiodących motywów jego prozy i wydaje się niestety problemem uniwersalnym, nie tylko rosyjskim (choć oczywiście w Rosji poraża skala) - Sorokin mówił o tym zresztą w czasie dyskusji i, patrząc na to, co dzieje się w Polsce, trudno się z nim i w tej kwestii nie zgodzić.
Jeśli chodzi o tę kwestię utożsamiania moralności z Bogiem, to sama nie wiem, co powiedzieć. Zgadzam się oczywiście, że istnieje moralność bez Boga i absurdem byłoby oceniać ludzi według tego, kiedy ostatnio byli w kościele. Ale z drugiej strony – mimo wszystko czuję trochę inaczej. Jakby ten wewnętrzny system wartości, którym się kierujemy – nawet nie myśląc o Bogu i jego przykazaniach – był mimo wszystko oparty o wpajane nam tradycje, a te w naszej części świata mają korzenie chrześcijańskie. Mam, jak widzę, dużo do poukładania w głowie, dziękuję za temat do przemyśleń.
UsuńCo do spotkania – tak, też mi się wydaje, że było ciekawe przede wszystkim dla laików, dla słuchaczy, którzy o rosyjskiej kulturze i mentalności za dużo nie wiedzą, ale chcieliby wiedzieć więcej (jak ja). A jeśli o Sorokina chodzi, to mogę obiecać, że przyjrzę się bliżej jego twórczości. Skoro zainteresowanie jest tak niewielkie, to każdy głos na ten temat jest na pewno ważny. Przyjmę też chętnie wszelkie inne rekomendacje, jeśli chodzi o współczesną literaturę rosyjską, co wypada znać, co jest ciekawe, bo moja wiedza na ten temat jest znikoma. Serdecznie pozdrawiam!
Niezwykle interesująca relacja. A odnosząc się tylko jednego z fragmentów Twojego tekstu - ta nostalgia za komunizmem, szczególnie u młodych ludzi, to ciekawa sprawa, bowiem podobną sytuację możemy zaobserwować w naszym kraju. Może zabrzmi to trochę absurdalnie, ale moim zdaniem za taki stan rzeczy w sporej mierze odpowiedzialne są zachodnie media, bowiem przez lata rzeczywistość malowana była w dwóch barwach bez żadnych tonacji pośrednich - w opozycji do ustrojów demokratyczno-kapitalistycznych zapewniających swoim obywatelom wolność i wysoki standard życia stał system komunistyczny, kojarzony głównie z represjami i nieustannym brakiem towarów na półkach. Tymczasem demokracja i dziki kapitalizm, które mamy obecnie w Polsce wcale nie są tak przyjazne dla przeciętnego mieszkańca naszego kraju - brakuje poczucia stabilności, wielu młodym towarzyszy niepewność jutra, obawa o pracę, itd.
OdpowiedzUsuńJa na szczęście wśród młodych ludzi takich głosów nie słyszałam, z rzadka wśród starszych, ale najczęściej to są utyskiwania pod tytułem „wtedy przynajmniej praca była”, które się szybko urywają. I dobrze że się urywają, bo osobiście nie potrafię zrozumieć, jakim cudem grom z nieba nie pada na każdego, kto wygaduje herezje pod tytułem „za komuny było lepiej”. Ale masz rację, że to może być wina tego czarno-białego przedstawiania sprawy w mediach zachodnich – jakby można było tylko wpadać ze skrajności w skrajność.
UsuńNaiu, mam bardzo podobny obraz Rosjan jako istot nie z tego świata. Nie pojmuję i pewnie nie pojmę. Świadoma jestem za to siły propagandy, dlatego też daleka jestem od jednoznacznie negatywnych i potępiających sądów. Niezadowolenie rzeczywistością mogę przyjąć, ale nie przyjmuję ucieczki w tak skrajne izmy. Zwłaszcza, że widać, że żadne krwawe rewolucje czy odgrodzenie się od świata sytuacji nie poprawia.
OdpowiedzUsuńCo do tego lizania ręki, która bije... Nie wiem, czy mogę się posuwać tak daleko, ale to jest pewien obraz odczłowieczenia. To tak jak pies, który radośnie macha ogonem na widok katującego go właściciela... Straszne.
Przyjąć też nie przyjmuję. Jedynie próbuję diagnozować, bo przyjąć tego chyba się nie da.
UsuńTak, ja też mam taki obraz, z tym wiernym psem. Z jednej strony – współczucie to budzi, z drugiej, rzeczywiście, przerażenie.