Krwiożercze muflony i goły Pigmej, czyli powrót arystokratki
– „Arystokratka w ukropie”, Evžen Boček
Znikający papier toaletowy to jeden z wielu problemów, z jakimi zmierzyć się muszą hrabiostwo Kostkowie... |
Po pierwszych kilkunastu stronach tej lektury doszłam do zaskakującego wniosku: druga część przygód arystokratki jest jeszcze zabawniejsza od pierwszej. A może to po prostu lekka zmiana tonu, może to, że Boček w kolejnym tomie cyklu nabiera uszczypliwości, jakby z każdą kolejną stroną czuł się pewniej i odważniej. Dzięki temu pomimo pewnej monotonii tej opowieści – sceneria niespecjalnie się zmienia, zestaw bohaterów również, kluczowych zwrotów akcji brak – dostarcza ona wciąż rozrywki na wysokim poziomie.
A może to fakt, że w drugiej części cyklu wszystkim bohaterom zaczynają puszczać nerwy? I wynika z tego wiele dramatycznych, ale w gruncie rzeczy zabawnych epizodów? Autor podejmuje temat podjęty pod koniec Ostatniej arystokratki – w ramach walki o przetrwanie Kostkowie przyjmują na zamek tłum nieznośnych turystów. Nienasycone muflony nie przestają kraść z łazienki papieru toaletowego nawet gdy zostaje przymocowany łańcuchem, a w dodatku regularnie zapychają toalety i zadają mnóstwo absurdalnych pytań. W takich warunkach trudno o spokój ducha. Skutek? Jeden z odwiedzających w swoim wpisie w księdze gości zastanawia się, czy przypadkiem w zamku nie wybuchła epidemia zespołu Tourette'a, a Milada musi wprowadzić wśród personelu kary pieniężne za każde brzydkie słowo.
Evžen Boček |
Największą metamorfozę przechodzi sama narratorka, która z potulnego i dosyć nijakiego dziewczątka przeistacza się we „wściekłą jędzę z pianą na pysku”, jak to zgrabnie określił Józef. Ale czy można jej się dziwić? Chory ze skąpstwa ojciec ani myśli zatrudnić przewodników, więc dziewczyna od rana do nocy na zmianę oprowadza turystów lub przesiaduje na pierdzącym koniu w prowizorycznej koronie zrobionej z części kosiarki. I jeszcze matka ubzdurała sobie, że wyda ją za księcia Williama...
Reszta bohaterów z grubsza rzecz biorąc pozostaje sobą. Józef nieustannie się wyzłośliwia (tragiczną czeszczyznę Vivien Kostki komentuje wysuwając przypuszczenie, że hrabinie udało się niechcący odnowić język prasłowiański, zaś pałający nagłą miłością do prozaku, obejmujący drzewa i rozmawiający z ogniem pan Spock jest jego zdaniem „wiernym odwzorowaniem stanu cywilizacji zachodniej”), Deniska poszukuje mocnych wrażeń (tym razem przechadzając się po katakumbach w średniowiecznej zbroi), pani Cicha systematycznie poszerza słownik hrabianki Marii o nowe wulgaryzmy, i tylko – ku mojemu rozczarowaniu – pan Spock trochę przycichł, już nie układa swoich rozpaczliwych piosenek, już tylko błogo się uśmiecha, a wszystko przez ten prozak.
Na deser Boček serwuje nam księcia Schwarzenberga, który mówi po czesku prawie tak źle, jak hrabina Vivien. I też nie przebiera w słowach…
Na marginesie tych wszystkich zmagań z muflonami dzieje się nie mniej ciekawie – psy aportują granatami, zmumifikowany Pigmej odsłania przyrodzenie a z kominka w sali dla zwiedzających wypada kukła pokojówki (która wedle jednej z koncepcji miała mieć twarz Hitlera). Powieść wieńczy spektakularny nalot wycieczek szkolnych, które sprawiają, że wszelkie żywe stworzenia łącznie z Józefem kryją się w stajni. Po tych niemalże apokaliptycznych wydarzeniach spodziewam się, że w kolejnej części Kostkowie wreszcie dorobią się przewodników. I może hrabiance Marii wreszcie uda się spotkać z Maksem?
E. Boček, Arystokratka w ukropie, tłum. Mirosław Śmigielski, wyd. Stara Szkoła, Wołów 2016.
Za rozkosznie uszczypliwy i rozbrajająco niecenzuralny powrót do zamku Kostka dziękuję panu Mirkowi i wydawnictwu Stara Szkoła.
Fotografie:
[1] m01229 / Foter.com / CC BY
[2] Fotografia autora ze strony wydawnictwa Druhé město
[3] Okładka polskiego wydania książki ze strony wydawnictwa Stara Szkoła (stara-szkola.com)
Fotografie:
[1] m01229 / Foter.com / CC BY
[2] Fotografia autora ze strony wydawnictwa Druhé město
[3] Okładka polskiego wydania książki ze strony wydawnictwa Stara Szkoła (stara-szkola.com)
Naprawde cos MOZE byc zabawniejszego niz "Ostatnia arystokratka"? Zwijalam sie ze smiechu przy lekturze:)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ta część jest zabawniejsza. Wizja Hitlera lub Stalina w damskiej sukience wypadającego z komina po prostu mnie rozbroiła!
UsuńJa nie mogłam się przestać śmiać, kiedy czytałam o tym, jak pan hrabia mówił Pani Cichej swoje wyuczone zdanie o niemożności wypłaty pensji :D :D
OdpowiedzUsuńTak, to też było dobre! „Nie dam, naprawdę nie dam” :).
UsuńNajlepszy kawałek, to jak jakiś turysta przyniósł hrabiemu granaty i porozrywane kapcie, bo myślał, że na posesji kogoś wysadziło, a to tylko ojciec uczył psy aportować gumowymi granatami.
OdpowiedzUsuńI ta uwaga, że te psy to chyba trenuje do Hamasu ;). Świetne!
UsuńO nie! Pan Spock przycichł? Cóż za strata! To mój ulubieniec z pierwszej części :) Ale, tak czy inaczej, z przyjemnością powrócę na Kostkę!
OdpowiedzUsuńMój również, stąd ten żal :). Liczyłam na nowe piosenki. Może w następnej części.
UsuńLubię, gdy atmosfera rozkręca się w trakcie czytania, więc miło wiedzieć, że w kolejnej części jest jeszcze śmieszniej niż w "Ostatniej arystokratce". Jestem świeżo po lekturze pierwszego tomu i stwierdzam zdecydowanie: czeski humor nie zna granic! :-)
OdpowiedzUsuńPotrafią bawić, to fakt. A do tego jak nikt inny potrafią łączyć komizm z tragizmem – choć akurat tu, w „Arystokratce”, tego nie ma, tu jest tylko czysty spontaniczny śmiech.
UsuńWidzę, że muszę się literacko zapuścić za naszą południową granicę. Przyda się po ostatnich, ciężkich gatunkowo, lekturach.
OdpowiedzUsuńTeż lubię takie humorystyczne odskocznie. Zdecydowanie bardziej niż np. kryminały. Zapomnieć na chwilę o świecie, ubawić się po pachy, nie drążyć, nie filozofować. Polecam!
UsuńZaczęłam się śmiać, gdy dotarłam do Twojego zdania: "W takich warunkach trudno o spokój ducha". Zdecydowanie w tym zamku nawet duchy nie zostają zostawione w spokoju;)
OdpowiedzUsuńPrzypadek, ale rzeczywiście wyszło pięknie :). Fakt, żadne żywe ani nieżywe stworzenie nie może tam liczyć na spokój!
UsuńJak byłam ostatnio "Pod Globusem" na niezobowiązujące rzucenie okiem, rączka mi tylko tak latała nad tą "Ostatnią arystokraktą", bo już się nieźle nasłuchałam. Chcę. Chcę przeczytać. Przeczytam. Chyba już nawet mam plan, jak to urządzić:)
OdpowiedzUsuńOj, znam ja te niezobowiązujące rzucenia okiem, przypomniałaś mi, że dawno Pod Globusem nie byłam :). A plan uskuteczniaj czym prędzej, bo na taką aurę jak teraz „Arystokratka” jest idealna!
Usuń