Wstręt, odraza, prowokacja. Czeska zapowiedź: Petra Hůlová, „Macocha”

W Polsce swoją premierę ma dziś Macocha Petry Hůlovej – książka na tle całej twórczości pisarki w pewien sposób niezwykła i przełomowa. Po raz pierwszy bowiem, jak sama przyznaje, autorka sięgnęła do swojego własnego życia i napisała rzecz bardzo autobiograficzną.

Dotychczas unikała osobistego pisania. Jeśli nawet wplatała do swoich książek wątki z własnego życia, robiła to w sposób tak mocno stylizowany, że zaciemniała wszystkie powiązania. Swoje postaci lepiła z własnych doświadczeń oraz z tego, co zasłyszane i zaobserwowane. Dotyczy to zarówno jej głośnego debiutu, Czasu Czerwonych Gór, jak i wydanej również w Polsce Stacji Tajgi czy Plastikowego M3, opowieści z życia praskiej prostytutki.

W pewnym momencie jednak poczuła, że ma już dość empatycznego wchodzenia w cudzą skórę, tworzenia kolejnej historii z perspektywy kogoś, z kim tak niewiele ją łączy. Stwierdziła, że aby zrobić twórczy krok do przodu, musi wrócić do samej siebie, obnażyć się. Postanowiła jednak zrobić to w sposób lekko szyderczy, zarówno względem siebie jak i względem czytelnika. Tak powstała Macocha.

Bohaterka jest potworem

Narratorka utworu to pisarka, autorka poczytnych romansideł, alkoholiczka, która w powieści, będącej w zasadzie wielkim monologiem, opowiada o swoich dzieciach, małżeństwie, swoim pisaniu i swoich demonach. Hůlová stwierdza otwarcie, że jej bohaterka to do pewnego stopnia potwór – egoistyczny i na swój sposób bezduszny.
„Wybaczcie szczerość, ale przy myciu szyb w przeszklonym kredensie (psiukam trochę płynu i rozprowadzam go starą gazetą) moje myśli, zupełnie jak podczas pisania, wędrują ku istocie rzeczy: czy opinia złej matki wpłynęłaby na sprzedaż moich książek? Pewnie tak, i to pozytywnie, bo produkty, które mają jakąś pikantną historię (istnieją kobiety szpikujące swoje teksty trupami członków rodziny), schodzą lepiej niż te, które jej nie mają, a to się nazywa doping i jest bardzo nieetyczne, bo działa”.
Macocha w pewnym sensie nawiązuje do Plastikowego M3. Obie książki łączy brutalna, prowokacyjna szczerość oraz bezceremonialne łamanie tabu. Podczas jednak gdy w M3 chodziło przede wszystkim o seksualność, w Macosze takim kontrowersyjnym tematem jest macierzyństwo. Narratorka książki to przykład kobiety, która bez większych skrupułów, racjonalizując sobie swoje działania, dręczy swoje dzieci. Oczywiście jednak Hůlová zastrzega, że jej własne doświadczenia zostały tu bardzo zniekształcone i wyolbrzymione – w końcu to, co opisuje w książce, zdecydowanie podchodzi już pod odpowiednie paragrafy.

Bez prowokacji to nie ma sensu

Skąd ten temat? W wywiadzie dla portalu novinky.cz autorka zwraca uwagę na pewne konwencje, których kobiety do dziś są więźniami. Kiedy na świat przychodzi dziecko, od kobiety oczekuje się – inaczej niż od mężczyzny – wyrzeczeń. Ona właściwie nie zakłada rodziny, tylko się nią staje. „Nie mówię, że tak jest zawsze, oczywiście przesadzam, ale bez odrobiny prowokacji to nie ma sensu” [1] – dorzuca. Tak czy siak – oczekiwania są zawsze większe wobec matki niż wobec ojca. Część ograniczeń wynika rzecz jasna z natury i tych nie zmienimy, część jednak jest sztuczna i narzucona przez społeczeństwo, i właśnie na nie pisarka chce zwrócić uwagę.

W tym samym wywiadzie Hůlová wyjaśnia, że pisanie to dla niej dialog, ale dialog nietypowy. Ponieważ jest z natury introwertyczką, poprzez pisanie szuka partnera do rozmowy. I jako rozmówczyni na różne sposoby zaskakuje, czasem budzi zachwyt, ale również w bardzo nieprzyjemny sposób prowokuje. Za Jonathanem Franzenem cytuje, że pisarz to ktoś, kto chce być kochany za to, że mówi ludziom nieprzyjemne rzeczy. Ona też – chcąc wywołać u czytelnika reakcję, budzi w nim wstręt i odrazę, wulgarnie rzecz ujmując, „sra mu na głowę” i ma nadzieję, że wywoła to u niego coś w rodzaju katharsis.

Hůlová i Hrabal

Podobnie jak Plastikowe M3, Macocha sprawia wrażenie książki pisanej na jednym wdechu – i nie jest to wrażenie mylne. Autorka rzeczywiście pisze w ten sposób i przyznaje, że tak już ma, od zawsze. Nie musi się specjalnie napędzać, przeciwnie, raczej stara się hamować, chłodzić, ale niespecjalnie to wychodzi.
„Jak kto we mnie kamieniem, to ja w niego chlebem, myślę wsparta o kredens w salonie, nalewając sobie trzeci kielonek dla kurażu. Tylko czy tu w ogóle chodzi o kuraż, czy raczej o wyłączenie hamulców bezpieczeństwa w windzie mojej głowy, by jak wystrzelona z Bajkonuru poszybowała w górę i wyrwana z kajdan szarej codzienności zaczęła mylić bezczelność z wolnością, a odlot z polotem? Srał pies rymy. Srał pies romantycznie zamglony obraz świata roztaczający się przed krótkowidzem, który na moment zdjął okulary, by je przetrzeć, i nagle zamiast wysypiska pełnego śmierdzących odpadków widzi płótno van Gogha, pole w pobliżu Arles, co z tego, skoro dzieje się to tylko w krótkiej chwili polerowania szkieł”.
Wielu krytykom i dziennikarzom rozmawiającym z nią przy okazji premiery Macochy ten sposób pisania przywodzi na myśl Hrabala, jego nieprzerwany strumień mowy, ten „hrabalovský motor”, jak to określa Vladimira Válková [2]. Pisarka potwierdza, że bardzo ceni Hrabala, jego improwizację, naturalność i pewną zwierzęcą siłę jego prozy. Przeciwstawia ją mechanicznemu, mozolnemu konstruowaniu literackich światów, często stereotypowo przypisywanemu pisarzom-mężczyznom.

O stereotypach i postrzeganiu pisarzy i pisarek przez pryzmat płci Hůlová też zresztą mówi dużo i chętnie. Jako autorka niebanalna, oryginalna, właściwie jedyna w swoim rodzaju, bywa mimo wszystko wciąż wrzucana do wora z podpisem „literatura kobieca”, tylko ze względu na płeć. Zwraca uwagę na paradoksy w mówieniu i pisaniu o literaturze – czy pisarza-mężczyznę pyta się kiedykolwiek o literaturę „męską”? Nie. Podczas gdy jego dzieło jest zawsze postrzegane po prostu jako pewien przekaz o świecie, kobiety muszą bezustannie walczyć z definiowaniem ich pracy przez pryzmat ich kobiecości. Hůlová zauważa, że wciąż spotyka się absurdalne zestawienia typu „Trzy kobiece powieści na wiosnę”, gdzie jedna z książek jest o rybach, druga o związkach, trzecia o śmierci i wszystkie trzy nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego. Po prostu… „literatura kobieca”.

A Macocha – czy potrafiłaby jednym zdaniem powiedzieć, o czym to jest? Odpowiada, że nie. I przeraża ją myśl, że ktoś by to potrafił :)

Książkę po polsku wydaje Afera, tłumaczy oczywiście Julia Różewicz, a Literackie Skarby Świata Całego patronują. Wkrótce Wam o niej opowiem – na pewno w więcej niż jednym zdaniu!


Źródła:
[1] Spisovatelka Petra Hůlová: Zaplaťpánbůh za ženská tabu, novinky.cz, 4.10.2013 (https://m.novinky.cz/articleDetails?aId=314726&sId=&mId=)
[2] Petra Hůlová: Macocha vznikala jako hmota, ne jako sbírka ingrediencí, blog.martinus.cz, 14.04.2014 (http://blog.martinus.cz/2014/04/petra-hulova-macocha-vznikala-jako-hmota-ne-jako-sbirka-ingredienci)
Dłuższe cytaty pochodzą z Macochy (tłum. Julia Różewicz).

Ilustracje:
[1] Ondřej Lipár / Wikimedia Commons
[2] Okładka polskiego wydania książki / wydawnictwo Afera
[3] Okładka czeskiego wydania książki / wydawnictwo Torst
[4] wyd. Afera

Komentarze