Trzecia część cyklu o arystokratce jest urocza urokiem poprzednich dwóch części… ale i trochę inna. Pozbawiona drapieżności części drugiej, za to jakby bardziej refleksyjna. Zmiana na plus czy nie? Trudno mi się zdecydować.
Na Kostce w zasadzie po staremu – rodzina Kostków w dalszym ciągu usiłuje się odnaleźć we wrogiej kapitalistycznej rzeczywistości. Wychodzi im to raz lepiej, raz gorzej, a ambitne plany marketingowe krzyżuje, między innymi, książę Schwarzenberg (oraz jego towarzyszka życia, szokująca swoją bardzo niearystokratyczną profesją). Wciąż jednak udaje im się jakoś utrzymać na powierzchni – a momentami nawet, o dziwo, całkiem dobrze się przy tym bawić.
I choć na podstawie tego opisu można by uznać, że książka, podobnie jak poprzednie odsłony cyklu, od pierwszej do ostatniej strony tryska humorem, nie do końca jest to prawda. Ku mojemu zaskoczeniu po świeżym, dowcipnym tomie pierwszym oraz rozkosznie sarkastycznym i drapieżnym tomie drugim przyszedł czas na książkę z lekka refleksyjną.
Na scenie pojawia się ciotka Nora, postać niewątpliwie zabawna („coś, co w pierwszym momencie uznałam za zmumifikowanego Pigmeja z sypialni matki, tyle że przebranego za kobietę z laseczką spacerową w zasuszonych palcach”), ale przecież, w swoim anachronizmie, oderwaniu i niezrozumieniu dla prawideł, jakim rządzi się dziś świat, również budząca współczucie. „Sprawiała wrażenie bezbronnej i opuszczonej – i taka chyba jest” (s. 105) – pisze w swoim dzienniku Maria i z dużym wzruszeniem wspomina o znoszonych, choć wciąż eleganckich, sukienkach ciotki.
Również ostatnie strony Arystokratki na koniu dostarczają więcej wzruszeń, niż łez szczerego śmiechu. Po beztroskiej nocy, w czasie której orzechówka leje się strumieniami, pan Spock wygrywa i wyśpiewuje swoje najnowsze przeboje (nareszcie, tak mi ich brak!), a Józef i Milada odstawiają tańce w przebraniach Himmlera i Helenki Vondráčkovej, autor budzi następnego ranka tę wreszcie zgraną drużynę w świecie, w którym już nie ma księżnej Diany. I choć to taki typowo czeski chwyt – przecież najlepsze czeskie książki i filmy rzucają na kolana właśnie tym, że z taką finezją łączą tragizm z komizmem – to jednak wszelkie dowcipy w tym momencie trochę bledną.
W lekkie zakłopotanie wprawiają mnie też dramatyczne przemiany, jakim ulega postać samej arystokratki. Na początku – zaskakująco dojrzała, spokojna i zdystansowana, w drugiej części nagle przechodzi metamorfozę we wściekłą zołzę, by w części trzeciej zacząć przejawiać zachowania typowe dla niezrównoważonej nastolatki – jest próżna, zazdrosna i histeryczna. Mam wrażenie, że autor chce po prostu dodać tej postaci barw, ale robi to trochę zbyt skokowo. (Z drugiej strony – po raz pierwszy w życiu się zakochała, a miłość, jak wiadomo, robi z ludźmi dziwne rzeczy…).
Mam więc z oceną trzeciej części cyklu Evžena Bočka pewien problem. Cieszę się z rozwoju wątku z Maksem, ale mam niedosyt piosenek pana Spocka i niecenzuralnych odzywek pani Cichej; podoba mi się, że Maria nabiera kolorków, ale nie jestem pewna, czy nie nabiera ich zbyt gwałtownie; z radością też przywitałam nową postać na zamku, ale nie wiem do końca, co o niej myśleć.
Jeśli zaś chodzi o tę odrobinę smutku, która wkradła się do trzeciej części przygód arystokratki – skłaniam się ku przekonaniu, że to pewna nowa jakość. I nie jest to chyba powód, by markotnieć. Może i dobrze, że nastrój kolejnych tomów lekko się zmienia, bo to w końcu gwarancja, że oprócz humoru opartego na wciąż na podobnych gagach, znajdziemy w nich coś nowego i zaskakującego.
Dlatego też pozostaję wierna serii i już wypatruję kolejnej jej odsłony, ciekawa, w jakie tym razem klimaty uderzy kasztelan zamku w Miloticach. Pozostaje nam chyba bezlitośnie życzyć Evženowi Bočkowi bezsenności – wszak podobno pisze głównie ranem, gdy nie może spać :)
***
E. Boček, Arystokratka na koniu, tłum. Mirosław Śmigielski, wyd. Stara Szkoła, Wołów 2017.
A tych, którzy chcieliby zobaczyć autora i posłuchać, jak opowiada o najnowszym tomie swojego cyklu, odsyłam do poniższego filmiku. Po czesku, ale i bez znajomości można spróbować. Dla chcącego nic trudnego!
O poprzednich tomach cyklu przeczytacie tutaj:
Całkiem niedawno przeczytałam w końcu drugi tom szalonych przygód Marii i ubawiłam się setnie. Przyznaję, że się zasmuciłam, czytając u Ciebie o ograniczeniu piosenek pana Spocka i tekstów pani Cichej - przecież śmiałam się przy nich do łez! Ale dobrze, że wątek z Maksem się rozwinął, liczyłam na to. Zainteresowałaś mnie tą nową nutą w cyklu, jestem bardzo ciekawa, jak to wyszło i mam nadzieję, że szybko się o tym przekonam. I ci nowi bohaterowie też mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńNatknęłam się w czeskim internecie na opinie, że druga część jest słabsza, ale zupełnie się z tym nie zgadzam, moim zdaniem jest równie zabawna co pierwsza, a dodatkowo ma charakterek :). Cieszę się, że i Ciebie nie zawiodła. Myślę, że przy trzecim tomie też się będziesz świetnie bawić, bo jeśli się już wejdzie do świata Kostków i w nim zadomowi, każdy powrót sprawia radość, a zmiany tonu czy charakteru postaci okazują się niuansami. Ale ciekawa jestem, czy podobnie odbierzesz rzeczy, o których piszę :).
Usuńksiążki z tego cyklu przepływają mi jakoś tak przez świadomość, że niewiele mi w pamięci zostaje. inna rzecz ze zawsze się za nie zabieram w czasach Wielkiego Kryzysu. Dobrze więc, że jest tom trzeci,bo Kryzys na pewno prędzej czy później się znajdzie ;)
OdpowiedzUsuńTo faktycznie taka prosta rozrywka, po której niewiele zostaje – ja na przykład miałam kilka dni przerwy między lekturą a recenzją, i już musiałam sobie odświeżyć treść, bo w głowie utkwiły mi tylko jakieś pojedyncze epizody ;). Ale na czasy Wielkiego Kryzysu jest właśnie idealna. Jest tom trzeci, czekamy na czwarty – niestety jeszcze po czesku nawet nie wyszedł.
UsuńBardzo lubię ten cykl - przeczytałam dwie części i jestem bardzo ciekawa trzeciego. Zobaczymy czy kierunek zmian w tej serii będzie mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem w takim razie ciekawa, jak ten trzeci tom odbierzesz. Zauważyłam w ogóle, że reakcje na poszczególne części cyklu są bardzo zróżnicowane – niektórym druga część zupełnie się nie podobała, trzecia za to tak, a ja na przykład wyżej mimo wszystko stawiam tę drugą. Tylko pierwszą zachwycili się chyba wszyscy bez wyjątku ;).
UsuńPrzeczytałam wszystkie wydane w Polsce części Arystokratki i o ile każda z dwóch pierwszych książek jest raczej spójną całością sama w sobie, to trzecia część kończy się nagle, w momencie, gdy akcja dopiero zaczyna się rozkręcać! Tak jakby była preludium do czwartej. Niewiele się wyjaśnia, za to ciekawość zostaje ponudzona (co z tą Norą, co się stanie z Miladą?! :))
OdpowiedzUsuńI gdzie się podział Józef w mundurze Himmlera?! ;) Ale wydaje mi się, że mimo wszystko te poprzednie części też miały w końcówce jakiś element zawieszenia. Drugi tom na pewno kończyłam z uczuciem „Czy ona się w końcu spiknie z tym Maksem?!” ;).
Usuń