U Standy Bilera podoba mi się, jak potrafi równocześnie śmieszkować i mówić o rzeczach bardzo poważnych. Widać to w jego podcaście Všichni tady umřeme, gdzie komentuje aktualne wydarzenia społeczne i polityczne w Czechach, widać to również w nagrodzonej Magnesią Literą powieści Destrukce, która zaczyna się jak satyra na czeską prowincję, z każdą kolejną stroną zyskuje jednak na ciężarze i mroku.
Ten mrok ma swój cel, bo Biler w gruncie rzeczy pisze o świecie pogrążonym w przeróżnych kryzysach, na czele z klimatycznym. W tym sensie jest trochę spełnieniem snów czeskich krytyków, którzy od lat grzmią, że czeska literatura oderwana jest od współczesnych problemów i zamknięta w kameralnych osobisto-rodzinnych dramatach. Równocześnie autor udowadnia, że powieść zaangażowana nie musi być toporna, patetyczna i moralizująca. Ale po kolei.
Żaby w kotle
Główny bohater, bezimienny nauczyciel, ucieka z miasta na wieś. Jest zagubiony, czuje, że nic nie wie i bezustannie drży, że ktoś go w tej niewiedzy zdemaskuje. Na prowincji poszukuje przede wszystkim jakiegoś porządku we wszechobecnym chaosie – jest przekonany, że tutejsi mieszkańcy znają prawdę o życiu. Usilnie próbuje więc zrozumieć zasady, którymi się kierują, a nawet naśladować ich styl bycia: od pedantycznego grabienia liści w ogrodzie po związek z miejscową księgową, kurtuazyjne rozmowy przy kanapkach z jej rodzicami i zagłuszanie poczucia bezsensu zwierzęcym seksem. Wciąż jednak towarzyszy mu poczucie niezrozumienia i rozpaczy.
Łatwo byłoby z tego zrobić osobisty, skupiony na wewnętrznych przeżyciach dramat bohatera, jakich w literaturze czeskiej było ostatnio wiele. Migawki z przeszłości, traumy, jakaś dawna stracona miłość. Na szczęście Biler robi coś zupełnie innego. Po pierwsze dlatego, że jego powieść kipi od absurdów i czarnego humoru (nie bez powodu wśród swoich literackich „bratnich dusz“ wymienia Thomasa Bernhrada i – tak, tak! – Witolda Gombrowicza). Po drugie dlatego, że wychodzimy wreszcie z głowy bohatera i widzimy go jako część rzeczywistości, w której się znalazł.
Przedstawiona w powieści miejscowość, gdzie życie skupia się wokół miejscowej fabryki i w której wskutek zbrodniczego gospodarowania zasobami zaczyna brakować wody, las usycha, na polach nic już nie rośnie, powietrze wypełnia pył, wybuchają tajemnicze pożary, ściany budynków cicho pękają, a cała wieś zaczyna się zapadać – to oczywiście metafora świata, w którym żyjemy my wszyscy. Biler opisuje jego postępującą destrukcję, którą zauważają tylko jednostki, inni zaś uporczywie zamykają na nią oczy, wycinając drzewa, napełniając baseny i polewając wodą z węża swoje drogie samochody. Tłumacząc, że zawsze było jak jest i zawsze tak będzie.
W wywiadzie dla „Salonu“ „Práva“ autor mówi: „Podobno jeśli włożymy żabę do kotła i stopniowo będziemy podgrzewać wodę, żaba niczego nie zauważy i ugotuje się. Sprawdziłem i nie jest to prawda. Mamy za to mnóstwo dowodów na to, że my ludzie sami dokładamy ognia pod swój kocioł; twierdzimy przy tym, że inaczej się nie da“. Według niego przyczyną jest fakt, że kryzys klimatyczny – w odróżnieniu od innych aktualnych kryzysów, jak pandemia czy wojna w Ukrainie – jest dla nas wciąż mało namacalny.
Miotełki na wietrze
W Destrukcji mamy więc do czynienia z mocnym komentarzem na temat stanu naszego świata, komentarzem nie pozbawionym jednak wartości literackiej. Biler świetnie buduje klimat. Na początku usypia czujność, serwując nam coś na kształt niewinnej satyry, z każdą stroną jednak atmosfera się zagęszcza, pojawiają się wątki przemocy i tajemnicze śmierci, a mieszkańcy wioski powtarzający w kółko pozbawione znaczenia frazesy niczym zaprogramowane roboty stają się coraz bardziej upiorni. Tylko powieściowe dzieci, nad wiek dojrzałe, są przerażająco świadome tego, co się dzieje. To w nich główny bohater – i chyba też autor – dostrzega nadzieję.
Wątek dzieci i odpowiedzialności za ich przyszłość powraca tu zresztą wielokrotnie i na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że sam autor ma dwójkę własnych. Także dlatego główny bohater jest z zawodu nauczycielem, a powieść stanowi przyczynek do dyskusji o kryzysie systemu edukacji. We wspomnianej już rozmowie Biler mówi: „Jeśli przyjrzymy się którejkolwiek z dyskusji o szkolnictwie prowadzonej w naszym kraju w ciągu kilku ostatnich dekad, zauważymy, że nie ma w niej mowy o dzieciach. Jest o finansowaniu, płacach, programach nauczania, egzaminach wstępnych, liczbie podejść do nich, o obowiązkowej maturze z matematyki i tak dalej. Nigdy jednak nie pada pytanie, co zrobić, by każde z dzieci miało szansę zostać tym, kim chce“. Jego zdaniem dzieci „formatuje się“ jako maszyny do zarabiania pieniędzy – podobnie jak w Destrukcji dzieci uczy się i wychowuje z myślą o tym, że pójdą do pracy w fabryce.
Fot. Stanislav Biler / Wikimedia Commons |
Nie brak u Bilera scen o wielkiej sile rażenia – jak choćby dzieci na polecenie dyrektora każdego dnia zamiatające chodnik przed szkołą miotełkami zakupionymi przez dyrektora fabryki, zgarniające wszechobecny pył na kupki, które natychmiast rozwiewa wiatr. Niczym kukiełki w jakimś pozbawionym sensu teatrze. Bo zamiast głębokich zmian, które wymagają wyrzeczeń, wolimy usuwać skutki, udając, że nic się nie dzieje.
Publicyści literatami
Żyjemy w systemie, który prowadzi do destrukcji życia – mówi w wywiadach Biler. I przekonuje, że dostrzeżenie tego może być dla nas jedynym ratunkiem: „Jeśli spojrzymy na świat z perspektywy końca, być może zobaczymy nowy początek“. Destrukcja również, choć tyle w niej mroku, ostatecznie zostawia nadzieję – i w tym bliska jest dziełom innego z ulubionych pisarzy autora, Cormaca McCarthy'ego.
Po Přípravach na všechno Elsy Aidsa (zresztą – kolegi Bilera z redakcji lewicowego A2 / Alarmu) mamy więc kolejny czeski tytuł, który w bezlitosny, a zarazem interesujący literacko sposób obrazuje problemy, z którymi musimy się mierzyć we współczesnym świecie oraz udowadnia, że czeska literatura – nie tylko poezja, ale i proza – może być na bieżąco z tym, co dzieje się wokół nas.
Ciekawe, że często to właśnie czescy publicyści, zanurzeni w tych problemach na co dzień, postanawiają opowiedzieć o nich w nowej dla nich formie powieści czy noweli. Zapytany o to Biler odpowiada, że literatura, pozostawiająca więcej wolności niż formy dziennikarskie, pomaga mu pewne rzeczy przemyśleć i uporządkować. Staje się kolejną formą wypowiedzi na tematy ważne dla autora. „Nie chcę umierać z poczuciem, że nie próbowałem nic zrobić ze strachu przed ośmieszeniem“ – mówi pod koniec cytowanego wywiadu Stanislav Biler.
Na koniec refleksja: chciałabym więcej takich czeskich książek po polsku. Wiem jednak, że prawa rynku są nieubłagane, a czeski humor w wersji black oraz kryzys klimatyczny (lub kryzys jakikolwiek) niekoniecznie jest tym, czego szuka wielbiciel czeskiej kultury w Polsce. A szkoda...
***
S. Biler, Destrukce, wyd. Druhé město, Brno 2022 [dodruk].
***
A gdybyście chcieli poczytać więcej o „kryzysowej“ czeskiej literaturze, to niedawno ukazał się mój tekst naukowy na ten temat. Żałuję, że powieść Bilera ukazała się już po terminie oddania przeze mnie tego artykułu, bo w przeciwnym razie nie wyobrażam sobie go bez wzmianki o niej.
Komentarze
Prześlij komentarz