Minęły dwa miesiące, odkąd wróciłam do Polski z Czech. Ponieważ jednak bardzo tęsknię, ochoczo wykorzystałam okazję do odwiedzin, jaką był literacki festiwal Inverze w Ostrawie.
Mogłam sobie pozwolić tylko na jeden festiwalowy dzień, wybrałam więc piątek, gdy w ramach festiwalu w Centrum PANT zaplanowane zostały aż cztery spotkania – ze znanym również w Polsce Petrem Stančíkiem, a oprócz tego pisarzami Stanislavem Bilerem i Ondřejem Hüblem oraz twórczyniami podcastu Vyhonit ďabla. Zapraszam Was na relację!
Problem z tekstem
Spotkanie ze Stanislavem Bilerem, autorem nagrodzonej Magnesią Literą powieści Destrukce, zaczęło się z opóźnieniem – zawiniły České drahy. 😉 I czy to z powodu tej wynikłej już na wstępie komplikacji, czy z powodu pytań (które wydały mi się raczej mało oryginalne – ale być może to kwestia tego, że sporo wywiadów z Bilerem już przeczytałam / przesłuchałam), czy faktu, że na początku tego festiwalowego maratonu nikt jeszcze nie był odpowiednio „rozgrzany”, rozmowa nie wypadła zbyt porywająco. Sporo było o pisarskim warsztacie, trochę o systemie edukacji i o tym, jak posiadanie dzieci zmienia sposób postrzegania świata, ale właściwie nie padło nic, czego nie dałoby się doszukać w publikowanych już wcześniej wywiadach.
Zaskoczył mnie i zapadł mi w pamięć tylko jeden moment – gdy pisarz mówił o własnej niepewności w stosunku do wszystkiego, co pisze: „Mam problem praktycznie z każdym tekstem, który napiszę. Wysyłam SMS-a i natychmiast czuję, że chciałbym go napisać jeszcze raz, inaczej”.
Petr i Odillo
Petr Stančík – który zawsze robił na mnie wrażenie barwnego ptaka wśród czeskich pisarzy, zobaczcie choćby mój wywiad z nim – jak zwykle przyciągnął natomiast uwagę nietuzinkowymi spostrzeżeniami i kwiecistym sposobem opowiadania. „Nie umiem robić rzeczy, które mnie nie bawią, bo natychmiast zasypiam. Więc latam niczym motyl na łące od jednej książki do drugiej, to tu zanurzę swoją trąbkę, to tam” – mówił. 😊 I wyjaśniał, że dlatego na przykład Młyn do mumii pisał aż 8 lat. Mimo tego udaje mu się utrzymywać wyłącznie z pisania, ale ponoć to zasługa przede wszystkim pisania dla dzieci (oraz faktu, że nie wydaje już tyle co kiedyś na alkohol i inne uciechy).
À propos dzieci, ale również wątków poruszonych w rozmowie z Bilerem – Stančík stanowczo oświadczył, że nie ufa żadnym politykom, którzy nie posiadają własnych potomków (ponoć nie patrzą bowiem w przyszłość w takim stopniu, jak ci dzieciaci). Zwierzył się ze swojego zamiłowania do pięknych nazwisk – i przyznał, że bardzo lubi własne (i tu ciekawostka – ponoć pisarz ma polskich przodków i może ono mieć coś wspólnego ze Stańczykiem, tak przynajmniej twierdzi 😉), na pytanie zaś o swoją poezję odparł, że Petr Stančík nie pisze poezji, robił to tylko Odillo Stradický ze Strdic, zmarły, zgodnie z własną przepowiednią, w 2006 roku – od czasu do czasu zostają jeszcze gdzieś znalezione jego niepublikowane dotychczas teksty. 😉 Naszpikowaną podobnymi śmiesznostkami rozmowę zwieńczyła refleksja brzmiąca bardzo serio – choć współgrająca z tą radością i figlarnością, która bije od Stančíka: „Człowiek, który nie kocha sam siebie, nie będzie kochał innych. Znam sporo takich ludzi – nie lubią siebie, zajmują się w życiu czymś, co ich nie bawi. Pierwszy krok do dobrego życia to zrobić porządek ze samym sobą”.
Literacka krytyka lewicy
Rozmowa z Ondřejem Hüblem dotyczyła przede wszystkim jego najnowszej powieści Opona [Kurtyna]. Do jej lektury się przymierzam, bo o książce było dość głośno (m.in. w ramach dyskusji o silnym dziś antykomunistycznym nurcie w czeskiej literaturze), ale prawdę mówiąc, gdybym miała się kierować jedynie tym jednym poświęconym jej spotkaniem, raczej bym po nią nie sięgnęła. Ani przeczytany fragment, ani rozmowa nie dały mi zbyt jasnej informacji, czym jest Opona i o czym opowiada. Dowiedziałam się jedynie, że początkowo miała być scenariuszem do serialu, który nie powstał z powodu pandemii, że akcja rozgrywa się częściowo w latach 50. i że rolę odgrywa tu pewna niedookreślona, postsowiecka i mafijna przestrzeń na pograniczu Polski, Ukrainy i Białorusi.
Było za to znów o wychowywaniu dzieci (obsesyjne powracanie tematu mogło być związane z faktem, że moderator wszystkich spotkań niedawno sam został ojcem 😉) – tu Hübl wyraził z kolei stanowczy pogląd, że w 90% to, na jakiego dorosłego wyrośnie dziecko, zależy od jego osobowości, wychowanie praktycznie nie ma znaczenia – oraz o polityce – tu gość okazał wyraźną rezerwę względem lewicy, podkreślając, że w swojej książce chciał m.in. pokazać, że komuniści w latach 50. też mieli swoje ideały, jak dzisiejsi lewicowcy, i niekoniecznie chcieli, by wszystko podążyło w kierunku, w jakim ostatecznie podążyło. (Biorąc pod uwagę, że bohater pierwszego spotkania w serii, Biler, jest aktywnym publicystą lewicowej „A2”, dobór festiwal gości wydaje mi się teraz nad wyraz ciekawy – i aż żal, że nie mieli okazji podyskutować nawzajem ze sobą).
Wypędzić diabła
Wisienką na torcie piątkowego programu literackiego Inverze były twórczynie podcastu Vyhonit ďabla, Terézia Ferjančeková i Zuzana Kašparová, które niedawno wydały również książkę pod tym samym tytułem. Podcast, najprościej rzecz ujmując, jest o seksie, a jego nazwa to trudna do przetłumaczenia na polski gra słów – „vyhonit ďabla” to dosłownie „wypędzić diabła”, ale „vyhonit” to również czeskie „zwalić konia”.
Na spotkanie zwaliły się tłumy i teraz już wiem, dlaczego. Podcastu Terézii i Zuzany nigdy nie słuchałam (mam ten problem, że jestem bardziej z tych czytających niż słuchających), ale w trakcie rozmowy pokazały, że wybitnie pracują ze słowem mówionym – opowiadały z lekkością, ciekawie, żywo, nie szczędząc przykładów, a do tego o rzeczach ważnych, takich jak potrzeba publicznego rozmawiania o seksie, wywoływane niedelikatnymi komentarzami problemy z akceptacją swojego ciała (w tym genitaliów), przekazywane nam przez wychowane w patriarchacie babcie i matki problemy z poczuciem własnej wartości, presja zaspokajania i fakt, że w łóżku nawet tak nie zawsze oznacza tak, a na wiele rzeczy zgadzamy się, choć nie czujemy się z tym dobrze, bo wydaje nam się, że w danej sytuacji tak trzeba.
I choć przyznam, że język gościń, ten niespecjalnie przejmujący się poprawnością miks czeskiego / słowackiego z angielskim, jeżył mi momentami włosy na głowie, to myślę sobie, że pewnie to jest dzisiaj język młodych i dlatego tak świetnie do nich ze swoimi treściami docierają (co widać było także po składzie publiczności). Oprócz tego oczywiście, że po prostu publicznie mówią o czymś, o czym mówić „nie wypada” – i to w sposób budujący w słuchaczach zdrowe poczucie własnej siły i wartości oraz umiejętność stawiania granic. Popieram, przyklaskuję!
Pisarze i podcasterzy
Wieczorem na świeżo po tym festiwalowym maratonie zastanawiałam się, czy fakt, że zaproszeni pisarze – twórcy, jak się wyraził starszy pan z widowni, „autentycznej” literatury, tj. nie takiej, jaką tworzą Ferjančeková i Kašparová – wypadli bardziej blado niż bohaterki ostatniego, wieczornego spotkania, ma jakiś związek z faktem, że literatura w naszym świecie coraz bardziej traci na znaczeniu.
Myślę jednak, że nie. Wiele zależy też od konkretnej sytuacji, prowadzącego i chemii między nim a gościem (a takiego Bilera we Všichni tady umřeme przecież słucha się świetnie). Są też pisarze, którzy niezależnie od tego wszystkiego potrafią wypełnić sale i rozpalić tłumy – jak choćby Jaroslav Rudiš, który gościł na festiwalu w Ostrawie dzień wcześniej (niestety na to spotkanie już nie udało mi się dotrzeć). Wreszcie – może zamiast to roztrząsać, lepiej skupić się na książkach? I pozwolić podcasterom być podcasterami, a pisarzom – pisarzami?
Ostatecznie bardzo, bardzo cieszę się, że udało mi się dotrzeć na ten jeden dzień ostrawskiej Inverze. I – co przyznaję z dumą – zapłaciłam za wstęp na cały program literacki 300 Kč, czyli jakieś 60 zł. Wyobrażacie sobie coś takiego na festiwalu literackim w Polsce? Czy ktoś by w ogóle przyszedł?
Ja nie ufam nikomu, kto patrząc w przyszłość decyduje się na dziecko
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga ;)
Usuń