Psi rewolucjoniści. O „Historii Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa)” Jaroslava Haška


„Szliśmy więc tam z mocną wiarą, że jeśli narodowi socjaliści mają program, my go możemy mieć także. Jeśli zaś mają w swoim programie wolność słowa, my także chcemy tej wolności słowa, co oznacza, że oni będą słuchać, a my będziemy mówić” (s. 42)

Lektura jak znalazł na nerwowy przedwyborczy czas. W Historii Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa) Jaroslav Hašek kpi z polityki, postępu, literatury, wolności słowa. Na pozór radośnie, ale, jak to u niego bywa, i tu śmiech podszyty jest smutkiem.

W tej niewielkiej książeczce, będącej tak naprawdę zbiorem humorystycznych miniatur z życia tytułowej partii i jej sympatyków, w urzekający sposób niskie spotyka się z wysokim, wzniosłe z przyziemnym, poetyckie z plebejskim. W krótkich, pisanych zapewne przy piwie w gospodzie tekstach widać – niedbałą, ale jednak – erudycję Haška i umiejętność stylistycznej improwizacji, które dają niezwykły efekt w zderzeniu z tak bliską życiu, ordynarną materią, o której mowa. „Dziś prawdziwy czeski pisarz nie pisze krwią, tylko sadłem” (s. 179) – czytamy w jednym z utworów.

Skala ironii

To też po części pewien dokument epoki – jak pisze w posłowiu Jacek Baluch, „jest cała książka właściwie cyklem opowiadań z życia praskiej bohemy początku wieku XX” (s. 314) – a po części beztroska zabawa, paszkwil, żart, bo przecież Hašek zarówno siebie, jak i swych kompanów i znajomych opisuje pod prawdziwymi nazwiskami (pokazując niespodziewaną ludzką twarz także takich sław czeskiej literatury jak choćby Jakub Arbes czy Arne Novák). Nazywa ich zresztą dowcipnie współautorami, zauważa bowiem, że gdy tylko dowiedzieli się o książce, która powstaje, natychmiast przybiegli do niego z prośbą, by nie pisał o tym czy innym zajściu – dostarczając tym samym niezwykle smakowitego literackiego materiału.

Hašek podszczypuje, ironizuje, szydzi – niektórych traktuje łagodnie, dla innych nie ma litości (jak choćby dla szlachty, o której pisze, że „każdy szlachcic to nieokrzesany głupiec”). Pisze barwnie, jego postaci żyją, przechwalają się, konfabulują, wrzeszczą, i naprawdę nietrudno znaleźć tu powiązania z późniejszą twórczością Bohumila Hrabala (cały tom Aferzyści, cały stryj Pepin!). Równocześnie wiele opisywanych przez niego postaci i zjawisk przywodzi na myśl to, co tu i teraz. Autorzy tworzący dziś w self-publishingu mogą odnaleźć się w historii o publikowaniu swoich wierszy pod nazwiskiem zmyślonego wydawcy – byle tylko wyglądać lepiej – a twórczość Quido Marii Vyskočila, będąca taką ozdobą czeskiej literatury, jak „papierowe róże w sali na wiejskim odpuście” brzmi jak charakterystyka niektórych dzisiejszych „perełek” literatury masowej.

Co tam, panie, w polityce?

Jest to wreszcie też opowieść, a jakże, o polityce. Polityce, która na pierwszy rzut oka zdaje się jednym wielkim wesołym festynem, bo przecież „alkohol umacnia świadomość polityczną”, a „partie mające szczupłych posłów nie mogą nigdy zajść daleko”. 

W momentach smutnej szczerości autora okazuje się jednak, że „kto jest politykiem, musi przejść wielką szkołę życia, przede wszystkim musi się nauczyć oszukiwać ludzi. W polityce nie ma nic nieskazitelnie czystego” (s. 51). A prawdziwą twarz działań politycznych zdaje się najlepiej opisywać zwierzęca metafora – „psi rewolucjoniści” w psiarni „Świata Zwierząt” bezlitośnie bici bykowcem przez przez woźnego Čížka. Niezwykle gorzko i smutno brzmią też fragmenty manifestu partii poświęcone samemu postępowi:
„Potem trzeba było jeszcze wytępić Indian, wprowadzić niewolnictwo i w ten sposób zaprowadzić wszędzie postęp, powolutku, pomału, i wreszcie oto widzimy, że po kilku wiekach udało się Edisonowi wynaleźć fonograf. Gdyby Kolumb do Ameryki nie jeździł, gdyby w ogóle nie podjął tej turystycznej wyprawy, Indianie walczyliby nadal przeciw sobie i nie mieliby nawet fonografu, a nasze państwo nie miałoby źródeł zysków, monopolu tytoniowego, prosty lud wiejski nie miałby swoich zacierek, nie znany by ziemniaków ani wódki z nich” (s. 285).
Wbrew pozorom więc świat, o którym pisze Hašek, to wciąż ponure i pełne przemocy miejsce. Słabsi są tu skazani na cierpienie, z którego autor zdaje sobie sprawę (szkoda jedynie, że wśród cierpiących najwyraźniej nie dostrzega kobiet), a pod jego śmiechem skrywa się strach i rozpacz. W świetle tego wszystkiego wierzę, że opowieść o dezercji w wojnie przeciw Turkom to zapowiedź silnych treści antywojennych w Przygodach dobrego wojaka Szwejka, a Wykład o rehabilitacji zwierząt jest napisany jak najbardziej serio. Miejmy więc w pamięci, wybierając się w niedzielę do urn:
„Świnie, które dały świetlany przykład cierpiącej ludzkości, znajdują się w pogardzie, a ich imię służy zwłaszcza teraz, w okresie wyborów, jako wyzwisko (…). Słyszałem także, że na zebraniu politycznym wołano na kandydata: »Ty psie!«. Gdyby to mnie spotkało, podziękowałbym jeszcze temu człowiekowi, że mnie uczcił imieniem najszlachetniejszego stworzenia (…). Od nas wszystkich zależy, żeby zwierzęta były uważane w przyszłości za stworzenia godne szacunku każdej partii politycznej, żeby ich imiona nie były używane do nieokiełznanej agitacji politycznej podczas kampanii wyborczej” (s. 295).
P.S. A przypadkiem odkryłam właśnie, że już za kilka dni w Wydawnictwie Literackim ukazać się ma nowe wydanie Historii Partii… Dobrze, że ten tytuł wciąż żyje, bo na pewno jest tego wart.

***
Książkę przeczytałam w ramach akcji „Czytam Haška w 2023”. A Ty?


***
Jaroslav Hašek, Historia Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa), przekład i posłowie Jacek Baluch, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987.

Komentarze