Przeczytane niedawno Śmierć i zmartwychwstanie nie zaspokoiły mojego głodu skandynawskich klimatów, tym razem jednak trafiłam na książkę, która uczyniła to z nawiązką. Pałac lodowy aż tchnie przeszywającym norweskim chłodem, jest oszczędny w słowach, ale równocześnie ma w sobie mnóstwo poezji. To nie jest ten ponury rodzaj zimna, które czuć przy lekturze na przykład powieści rosyjskich – ten chłód ma w sobie wdzięk i tajemnicę okrutnej Królowej Śniegu.
W surowej scenerii norweskiej późnej jesieni, gdy wieczorny huk zwiastuje umacnianie się lodu pokrywającego jezioro, a w długie noce na poboczach dróg czają się upiory, rozwija się ciepła więź między dwiema dziewczynkami – przewodzącą szkolnemu towarzystwu Siss i nieśmiałą Unn, która przybyła do wioski niedawno, by po śmierci matki zamieszkać z ciotką. Historia ich przyjaźni jest krótka – to tylko jeden wieczór. W trakcie tego spotkania Unn zaczyna mówić Siss o strasznym sekrecie z jej przeszłości, płoszy tym jednak przyjaciółkę, i swoją tajemnicę zabiera nazajutrz do utworzonego przez zamarznięty wodospad lodowego pałacu, aby już nigdy jej nie ujawnić.
Unn jest dzieckiem trochę niesamowitym – trzyma się na uboczu, nie dba o niczyją uwagę, ale zarazem wytwarza wokół siebie niemal magiczną atmosferę, która przyciąga do niej innych. Przypominała mi trochę te tajemnicze i lekko demoniczne dziewczynki z opowiadań Trumana Capote'a. Zdaje się dzięki temu bardziej niż inne dzieci pasować do specyficznego nastroju lodowego pałacu. Tak naprawdę tylko ona otrzymała do niego wstęp, zjednoczyła się z nim (w „płaczącej komnacie” odkryła, że sama płacze), i w pełni uległa jego złowrogiej, ale i pociągającej aurze. Aura ta to coś w rodzaju potężnego czaru, w którym można utopić swoje troski, ale który wymaga również ofiar. Wyczuwają to wszyscy – zarówno ludzie (mężczyźni szukający dziewczynki w noc po zaginięciu) jak i zwierzęta („ptak o stalowych szponach”), tylko Unn zostaje jednak niewinnym barankiem złożonym cudownej bestii w ofierze.
Zima jest dla Siss czasem żałoby po przyjaciółce, jednak w końcu nadchodzi wiosna, będąca czasem zagłady lodowego pałacu. Topniejący i unoszony z rzeką pałac to dla mnie obraz przemijania i śmierci, podobnie jak strużka czarnych żyjątek spływająca wraz z topniejącymi zaspami. Siss śni, że podczas wycieczki do wodospadu rozpadający się lodowy kolos pociąga ją i towarzyszące jej dzieci w wodną otchłań, jednak w rzeczywistości tak się nie staje – a więc wszystko toczy się dalej, pamięć Unn, choć nie zniknie nigdy, zostaje zniesiona daleko wraz z lodem, życie wreszcie triumfuje nad śmiercią.
W podźwignięciu się ze swojego ponurego stanu pomaga Siss także odwieczny biologiczny fenomen, proces dojrzewania:
Był czas śniegu, czas śmierci i zamkniętych izb – potem człowiek znalazł się aż nazbyt prędko po przeciwnej stronie, z oczami zamglonymi z radości, bo jakiś chłopak powiedział: „Ty mała z dołeczkami”.
Siła dojrzewania jest więc ogromna. Czy mamy do czynienia z groźną rzeczywistością wojenną, jak w Złodziejce książek, czy z żałobą po stracie przyjaciółki, jej nieśmiały pęd przebije grubą warstwę śniegu, jej iskierka roztopi lód i w końcu przezwycięży wszystko co mroźne, smutne i straszne.
***
T. Vesaas, Pałac lodowy, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1979.
***
Po książkę tę sięgnęłam zupełnie niezależnie od dyskusji w Klubie Książkowymi Ani, jednak lekturę tej dyskusji zainteresowanym serdecznie polecam. Przyznam, że całkiem przegapiłam fakt, że Pałac lodowy był klubową lekturą; ostatnio, z braku czasu, mój udział w spotkaniach klubu niestety zmalał, czego bardzo żałuję.
***
Źródło fotografii Tarjei Vesaasa: http://i2.listal.com/image/301491/600full-tarjei-vesaas.jpg
Poszukam w bibliotece. Bardzo lubię skandynawską literaturę, a tej ksiazki nie znam, a o autorze nie słyszałam. Dziękuję za polecenie.
OdpowiedzUsuńJa dopiero raczkuję, jeśli o skandynawską literaturę chodzi, ale póki co mam za sobą raczej udane z nią spotkania. Vesaasa poczytaj, ma w sobie coś chłodnego i niepokojącego, ale zarazem fascynującego, i wyobrażam sobie że na tym właśnie polega urok całej skandynawskiej literatury. Przypuszczam, że znajdziesz jego książki w bibliotece bez problemu, w mojej było ich mnóstwo, a chętnych niewielu.
UsuńCoś mnie tknęło, sprawdziłam i faktycznie mam ją w planach, dostała bowiem nagrodę literacką Rady Nordyckiej za 1964 rok.
OdpowiedzUsuńZgadza się, moim zdaniem nie bez powodu. Chętnie poznam i Twoje zdanie na jej temat.
UsuńOd tej książki rozpoczęła się moja znajomość, a raczej fascynacja, twórczością Tarjei Vesaasa. Jego poetycki język w znakomitym przekładzie Beaty Hłasko oczarował mnie i musiałam poznać kolejne jego książki. Na podstawie "Pałacu lodowego" powstał film, który chciałabym kiedyś obejrzeć.
OdpowiedzUsuńP.S. Ładny szablon :)
Czytałam Twoje recenzje :) I wygląda na to, że moja ścieżka przez twórczość Vesaasa będzie wygląda podobnie jak Twoja, bo teraz z kolei czytam "Wiosenną noc". Ma w sobie zdecydowanie coś magnetycznego.
UsuńDziękuję, cieszę się że szablon Ci się podoba. Myślałam teraz o jakiejś bardziej zdecydowanej odmianie, ale jakoś nie mogę sobie odpuścić tych jesiennych liści... Zbliża się moja ulubiona pora roku :)