Moje ulubione zdjęcie Bohumila Hrabala z czasów nymburskich. Hrabal (pierwszy z lewej; jest ta nonszalancja małego łobuza!) z kolegą i bratem. Fotografia ze zbiorów Muzeum w Nymburku. |
Babcia Kateřina. „Babcia umiała stroić się jak królowa. Umiała nosić piękne żakieciki z bufiastymi rękawami, całe w wytłaczane kwiaty i spirale...” |
Oczywiście oprócz miejsc Hrabal mnóstwo uwagi poświęca ludziom – tak naprawdę już od małego interesują go najbardziej. Unika natłoku szczegółów, ale ujmuje każdą postać bardzo trafnie i obrazowo, przez pryzmat jakiejś jednej czy dwóch charakterystycznych cech. Opisuje swoich sąsiadów, chłopców z którymi się bawił, ale także zwyczaje jakie panowały w tej lokalnej społeczności – pogodne wieczory, w które panowie wędrują do gospody a panie spotykają się na pogaduszkach, wakacyjne przebieranki i figle dzieci, dni świąteczne... Są to zawsze wspomnienia z wiosną lub latem w tle.
Zupełnie nie przypominam sobie zim. Chyba przesypiałem je jak niedźwiadki, jak chomiki. Pamiętam jedynie dni słoneczne (s. 41).
Zaskoczeniem był dla mnie obraz Nymburka, który wyłania się z tej opowieści. Ukochany i z sentymentem utrwalony w Żałobie i Miasteczku, tutaj jawi się jako miasto nieprzyjazne, w którym z początku mały Hrabal czuł się bardzo źle, wyrwany ze swojskich Żidenic a później Polnej. Tam wszyscy za nim przepadali i witali go z uśmiechem na ustach, tu idąc do szkoły czuje bombardujące go zza firanek wrogie spojrzenia. Browar natomiast, gdzie wolno mu zaglądać tylko w dni wolne od pracy, wydaje mu się ogromny i cichy. Przeraża go. Miłość do Nymburka była więc trudnym uczuciem i rodziła się w mękach.
Byłem sam, byłem synem buchaltera, ale już uważano, że jestem z pańskiej rodziny, kolegowałem z Vendą, ale to był syn stróża. Nie potrafiłem zżyć się z miastem Nymburkiem, wśród pól i na Załabiu było jeszcze jako tako, ale w miarę jak uliczki miasta stawały się coraz ciaśniejsze, również ja czułem się coraz bardziej ściśnięty, miałem wrażenie, że ze wszystkich okien w uliczkach ktoś na mnie patrzy i podczas gdy w Polnej machałem do wszystkich ręką i pozdrawiałem wszystkie okna, to tu wydawało mi się, że mnie ktoś z okna zastrzeli. Uspokajałem się dopiero w drodze do browaru (s. 45).
W tych pierwszych latach, tu niby tajemniczy zamek na Karpatach przede mną wznosił się browar, słodownia, cztery pary koni, woły, srogi dyrektor, tu nie byłem związany z otoczeniem, tu musiałem znaleźć do niego drogę. Wszystkie warsztaty, bednarnia, słodownia, warzelnia, skład jęczmienia, fermentownia, lodownia, wszędzie, gdzie się wślizgnąłem, wszędzie pachniało słodem i drożdżami, ale wszędzie panował półmrok, cisza, a ponieważ kiedy pracowano, mogłem przychodzić jedynie do stryja, do izby czeladnej, więc kuszące tajemnice poznawałem w browarze w niedzielę, w sobotę po południu, kiedy browar był cichy, tajemniczy, złowieszczy, przerażał mnie, lecz musiałem chodzić po tych dziesiątkach korytarzy i pomieszczeń, których się jednak bałem (…).
I tak oto zakochałem się w browarze, w stajni, w ogrodzie owocowym, zakochałem się w rzece za browarem, w moście kolejowym (s.105).
Hrabal z upodobaniem opisuje też swoje dziecięce urazy i wypadki. Wspomina podtopienia, kości łamane na motocyklowych eskapadach z ojcem oraz na boisku (za młodu był zapalonym piłkarzem, a miłość do futbolu pozostała mu do końca życia) oraz anginy i grypy, którym towarzyszyła ekstatyczna gorączka.
To cudne zmęczenie, ta cudna gorączka, to, że leżałem w łóżku i było mi w nim słodko, te wysokie temperatury – to jest coś, co daje się porównać tylko z największym szczęściem, jakie może człowieka spotkać, te piękne gorączkowe sny, trwające kilka dni, to było podobne do ekstazy, w jaką wpadałem jednocząc się z przyrodą, kąpiąc się radośnie, będąc zakochany (s. 101).
Od dokumentalnej narracji Hrabal gładko przechodzi w szczere wyznanie. Przyznaje, że jako dziecko był łobuzem, a jego wybryki nie ograniczały się do niewinnego błaznowania w klasie. W pamięci utrwalił mu się pewien okrutny żart, którego wraz z kolegami dopuścił się na sąsiadce Kalínovej – wspomina jej zrozpaczony krzyk, gdy wysypują z worków cały zapas koksu zbieranego przez nią cierpliwie przez osiem godzin w parowie...
Opowieść więc zmienia się. Od dokumentalnego zapisu poprzez uroczy obraz nieistniejącej już epoki, osobiste wyznanie, dziecięcy dzienniczek wspomnień aż po wyraz osobistej życiowej filozofii, która zaczęła się kształtować już wtedy, w czasie tych pierwszych lat spędzonych na obrzeżach Brna. W tym momencie oddam głos pisarzowi:
Mój raj nigdy nie był wewnętrzny, tylko znajdował się na zewnątrz, były nim ta moja ulica, to moje miasteczko, ten browar (…). Również obecnie kocham chwilę, kiedy oddalam się z domu, wychodzę na ulicę, na łono natury, do gospody, gdzie stale czeka na mnie niezwykła przygoda. Zawsze odnoszę wrażenie, że do każdego, kto właśnie się do mnie zbliża, jestem zdolny przerzucić mój most i ludzką twarzą, chodem, gestykulacją przejść w tego kogoś (s. 89).
Na koniec dodam jeszcze, że autorem wstępu do tej opowieści – uroczego zapisu osobistych spotkań z Hrabalem, który ponoć był koszmarnym lektorem i nie potrafił wymawiać głoski ř (zupełnie jak ja, od razu mi z tym lżej!) – jest Josef Škvorecký, natomiast dwa teksty zamykające cały album napisali Tomáš Mazal i Aleksander Kaczorowski. Naprawdę warto przeczytać. Szkoda, że jest to dziś przyjemność tylko dla wybrańców.
***
B. Hrabal, Pamiętam jedynie dni słoneczne. Bohumil Hrabal w fotografii, wyd. Świat Literacki, Izabelin 1998.
***
Prywatna akcja „Czytam Hrabala w jego 100. urodziny”:
styczeń – Dobranocki dla Cassiusa
luty – Perełka na dnie
marzec – Aurora na mieliźnie
kwiecień – Pamiętam jedynie dni słoneczne
Widzę, że jesteś zafascynowana Hrabalem, a ja znam go tylko z dwu filmów i koniecznie to muszę zmienić.
OdpowiedzUsuńTą biografią zainteresowałaś mnie bardzo. Warto poznać pisarza na tle okresu w jakim żył i państwa, w którym mu przyszło żyć.
Tak, zdecydowanie zafascynowana! Jeśli potrzebujesz pomocy z wyborem lektury na początek, polecam się z moim małym przewodniczkiem: http://literackie-skarby.blogspot.com/2011/09/notatki-z-kilku-lekcji-w-szkoce.html A jeśli chodzi o te dwa filmy, które to były? Podobały Ci się?
UsuńTo prawda, że kontekst biograficzny jest bardzo ważny. U Hrabala twórczość ściśle splata się z życiem, więc same jego książki wprowadzają w życiorys, prezentują miejsca które były dla niego ważne i pamiętne okresy w jego życiu. „Taka piękna żałoba”, „Miasteczko, w którym czas się zatrzymał” i „Postrzyżyny” to wspomnienia z dzieciństwa, „Pociągi pod specjalnym nadzorem” powstały w oparciu o doświadczenia, kiedy w czasie wojny Hrabal pracował na kolei, „Czuły barbarzyńca” to pamiątka praskich szaleństw w towarzystwie Vladimíra Boudníka i Egona Bondy'ego, i tak dalej... Akurat „Dni słoneczne” będzie Ci chyba ciężko gdzieś dostać, ale gorąco zachęcam do innych wymienionych przeze mnie tytułów! No i „Zbyt głośna samotność”, obowiązkowo :)
Oglądałam bardzo dawno temu "Pociągi..." - to jeszcze w socjalizmie, "Postrzyżyny" też mi się kołaczą w pamięci, ale najlepiej pamiętam "Obsługiwałem angielskiego króla ", bo było to niedawno i dwukrotnie ten film oglądałam.
UsuńDziękuję za link.
Piękny wpis... To mi przypomniało, że na półce czeka przecież na mnie książka "Taka piękna żałoba" z okładką, na której wykorzystano pierwsze zdjęcie...
OdpowiedzUsuńTak, to dokładnie to samo, piękne, prawda? :) Zaczynałam przygodę z Hrabalem od tej książki – cudownej, nawiasem mówiąc, nie zwlekaj z lekturą! – może więc to też kwestia sentymentu, że tak bardzo je lubię!
UsuńKsiążki (auto)biograficzne mnie kręcą, więc czemu nie? ;) i to jeszcze o tak wspanialej tematyce!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anath
W takim razie powinna Ci się spodobać, tylko nie wiem jak z jej dostępnością, czy uda Ci się ją gdzieś dorwać... Życzę powodzenia! I też pozdrawiam :)
Usuń