W Matkach Pavol Rankov stawia pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Czy matka może kochać swoje dziecko za mocno? Czy zawsze ma prawo decydować o tym, co jest dla niego dobre? Czy może realizować własną wizję jego szczęścia bez względu na wszystko, nawet kosztem krzywdy wielu innych osób?
Już od początku autor tak rozwija fabułę, aby postawić swoich bohaterów w jak najtrudniejszych sytuacjach. Jest jak wytrawny szachista ściśle kontrolujący rozgrywkę, jak doświadczony gracz rozdający karty na własnych zasadach. W odpowiednim momencie wyciąga asa z rękawa, mówi: szach-mat, i co teraz?
I staje czytelnik przed tym trudnym wyborem wraz z bohaterką, zastanawia się, co by zrobił. Cieszy się, że nie jest na jej miejscu, choć ona z czasem staje się tak bardzo opętana miłością macierzyńską, że jakiekolwiek wątpliwości znikają. Brutalnie pozbawiona swojej pierwszej miłości (podobnie jak biedna Alicja w Pod dwiema postaciami Hodrovej), chwyta się kurczowo jedynej po niej pamiątki – syna. Wszystko inne zaciera się w jej oczach, jest tylko on, ten mały człowiek, którego wyrwie z cudzych dłoni choćby resztkami sił, choćby on sam wierzgał i płakał, choćby się jej bał. „Jeśli mam wybrać, czy służyć Bogu, czy synowi, to wybieram syna. Jest tu, przy mnie, i kocham go bardziej od Boga, który pozwala nam tak cierpieć” (s. 239) – mówi chora z miłości Zuzana. Dopiero po latach, gdy już czas zmieni jej perspektywę, przyznaje: „Gnałam za swoim macierzyństwem dosłownie po trupach” (s. 405).
Raz po raz pojawia się pytanie: czy matka rzeczywiście wie najlepiej? „Surowa, ale sprawiedliwa. Słuchaj jej rozkazów i niepotrzebnie się nad nimi nie zastanawiaj. Nad poleceniami własnej matki też byś się nie zastanawiała” (s. 115) – mówi o Irinie, komendantce obozu, jedna z więźniarek. Czy rzeczywiście tak jest? Czy matka ma prawo zniszczyć szczęście dziecka w imię jego dobra? Dotyczy to niemal wszystkich matek, które pojawiają się w powieści – Zuzana matka, Zuzana córka, matka Lucii…
Heinrich Vogeler, akwarela przedstawiająca łagier w Pietrozawodsku, 1933-34. |
Fabuła, ładunek dramatyczny, problematyka moralna to mocne strony Matek (których tytuł, tak na marginesie, jest przewrotny; nawiązuje do powieści Matka Maksyma Gorkiego, czołowego piewcy socjalizmu). Ale są i słabe punkty. Nie przekonał mnie specjalnie wątek współczesny. Wiem, że miał być z założenia swego rodzaju przeciwwagą dla „ciężkiej” historii Zuzany, że jest mocno ironiczny (ponoć w osobie docenta Voknára Rankov sparodiował samego siebie) i że autor wprowadził go, ponieważ nie czuł się na siłach by napisać powieść czysto historyczną [1]. Powstał twór dosyć dziwny – trochę bawi (zwłaszcza te wypowiedzi docenta w stylu „pryncypialnie zarzucam pani brak cytatów” albo wciskana do pracy dyplomowej przez Lucię historyjka o głodnej wilczycy, którą Zuzana odpędziła siłą własnego spojrzenia; i jeszcze te wyjaśnienia, że przecież wilczyca też jest przykładem macierzyństwa w sytuacji granicznej – rany!), ale bardziej jednak szokuje i oburza. Sposób, w jaki docent traktuje Lucię, jego radykalne rady i ingerowanie w jej życie osobiste podchodzą przecież pod paragraf. Śmiać się, płakać, wygrażać pięścią?
W ostatnich scenach powieści do wątku współczesnego przenika postać, wokół której kręci się cała historia „łagrowa” – Aleksiej, syn Zuzany. Podobnie jednak jak w Zdarzyło się pierwszego września, gdzie w końcówce do głosu dochodzi Maria, niewiele autor pozwala powiedzieć temu jakże istotnemu bohaterowi. Książka nagle się kończy, a my nadal nie wiemy tego, co intryguje najbardziej – co czuł ten chłopiec, będąc obiektem rozgrywki między kobietami, jak sobie radził żyjąc w łagrze z dwiema matkami, jak przeżył nagłe wyrwanie ze swojego starego, dobrze znanego świata? Rankov bardzo odważnie – i chyba z powodzeniem – wcielił się w Matkach w role kobiece, szkoda więc, że nie zdecydował się też oddać głosu temu dorosłemu już chłopcu. Z drugiej strony – musi to być jakiś element strategii artystycznej, skoro w obydwu powieściach pojawia się postać, która przez całą akcję jest w centrum wydarzeń, ale sama dochodzi do głosu dopiero na końcu i tylko przez chwilę, pozostawiając nas z poczuciem niedosytu.
Młodzi pionierzy w obozie Artek – tym samym, gdzie przebywała Zuzana – w 1975 roku. Czerwoną chustkę pioniera nosił też jej wychowywany w łagrze syn Aleksiej. |
Mam też zastrzeżenia do języka Rankova, choć tę monotonną narrację i wzniosłe monologi z ust więźniarek można odbierać jako efekt zabiegów egzaltowanej studentki – jeśli dobrze rozumiem, czytana przez nas opowieść Zuzany to kolejne rozdziały pracy dyplomowej Lucii. Skoro w ramach swojej pracy badawczej ta stuknięta dziewczyna postanawia się wcielić w wilczycę, to żadne jej pomysły nie powinny dziwić.
Czytałam ostatnio recenzję Matek [2], której autor określił tę powieść jako przemyślaną, poprzedzoną rzetelnymi przygotowaniami i sprawnie napisaną, ale pozbawioną „iskry” (wrzucając ją zresztą do tej kategorii razem z książkami Kateřiny Tučkovej). I zastanawiam się teraz – była ta iskra czy nie? No cóż, ogniem mi się te Matki w rękach nie zajęły, ale tym razem na pewno Rankovowi udało się wykrzesać więcej niż w Zdarzyło się pierwszego września. Idzie ku dobremu.
P. Rankov, Matki, tłum. Tomasz Grabiński, wyd. Czeskie Klimaty / Książkowe Klimaty, Wrocław 2015.
Za lekturę trudnych pytań i jeszcze trudniejszych odpowiedzi dziękuję Krzyśkowi i wydawnictwu Książkowe Klimaty.
Źródła:
[1] Pavol Rankov: To powieść o matkach i córkach w epoce komunizmu, wywiad,
http://rdc.pl/informacje/pavol-rankov-to-powiesc-o-matkach-i-corkach-w-epoce-komunizmu/
[2] M. Lollok, Formy a specifika realizace mateřství v mezní sociální situaci, iLiteratura.cz, http://iliteratura.cz/Clanek/31705/rankov-pavol-matky
Fotografie:
[1] pcgn7 / Foter.com / CC BY-NC
[2] Heinrich Vogeler / Wikimedia Commons
[3] maxim off / Foter.com / CC BY-NC-ND
[4] Okładka książki ze strony wydawnictwa Książkowe Klimaty
Fotografie:
[1] pcgn7 / Foter.com / CC BY-NC
[2] Heinrich Vogeler / Wikimedia Commons
[3] maxim off / Foter.com / CC BY-NC-ND
[4] Okładka książki ze strony wydawnictwa Książkowe Klimaty
Mnie z kolei nieszczególnie ruszyły obozowe przeżycia Zuzany, czytałam tyle rożnych świadectw, że zmyślona historia wydała mi się odrobinkę banalna. Ale ogólnie "Matki", jako całość, bardzo mi się podobały, podoba mi się również to, że we wszystkich recenzjach, które czytałam każdy zwrócił uwagę na coś innego. To chyba dobrze świadczy o powieści :)
OdpowiedzUsuńNiby zmyślona, ale cenię ją za ten odmienny punkt widzenia. Jasne, literatura faktu oddziałuje silniej, ale wszystkie te relacje z gułagu, które mi przychodzą do głowy, to są jednak opowieści mężczyzn. A przecież trafiały tam też kobiety i historie tak jak Zuzany mogły mieć miejsce. Podobało mi się, że Rankov zwrócił uwagę na ten problem. A to jak ten pomysł został zrealizowany, obozowe realia, historyczna zgodność – za mało jednak wiem, żeby się wypowiadać.
UsuńFaktycznie, to chyba dobrze, że każdy widzi tę powieść inaczej, znajduje w niej coś dla siebie. Ja tylko, przyznaję, byłam zaskoczona, kiedy widziałam, że niektórzy piszą o Zuzanie (młodszej) jako o wzorze idealnej matki. Kochającej – fakt, ale to była przecież miłość chorobliwa, z czego zresztą pod koniec życia ona sama zdała sobie sprawę.
Lubię powieści, w których klarują się trudne i niewygodne pytania. W końcu znakomicie pobudzają one szare komórki, zmuszając umysł do intensywnego wysiłku. Ciekawi mnie jak autorowi udało się połączyć wagę tych kwestii oraz stosunkowo monotonny styl :)
OdpowiedzUsuńA wspomniana "Matka" Gorkiego to bardzo przyciężka lektura - miałem okazję czytać i przebrnąłem głównie dzięki ciekawości oraz urzekającemu wstępowi (fantastyczny opis "fabrycznej" rzeczywistości).
Właśnie, u mnie ten wysiłek był, była empatia, więc wszystko tak jak piszesz. I na końcu katharsis. A z tym stylem – nie wiem co to jest, ale język Rankova wydaje mi się okropnie płaski, nie ma tu żadnych nierówności, chropowatości, zróżnicowania, żadnej zabawy z językiem... Jakaś próba w wypowiedziach docenta, ale to było z kolei jakby przerysowane. Nie wiem, może stawiam za wysokie wymagania, w końcu nie wszyscy pisarze muszą być mistrzami językowego eksperymentu, jeśli celują w innych rzeczach.
UsuńDo „Matki” się nie rwę. Może kiedyś, tak jak Ty, z ciekawości sięgnę, żeby zobaczyć, jak taka literatura w ogóle wyglądała, ale póki co mam co czytać :).
Jestem po lekturze "matek". Dla mnie jest to powieść wielowymiarowa, traktująca macierzyństwo z kilku różnych perspektyw. Rzuca się w oczy brak portretów ojców, jakby nie mogli rywalizować z matkami. Ogólnie mężczyźni są dość wycofani albo jak docent, promotor studentki Lucii, o poglądach stereotypowych, ograniczonych przez męską perspektywę widzenia świata. Autor jednak starał się wczuć w matkę, w kobietę i po części mu się to udało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fakt, rzeczywiście ojców tutaj praktycznie nie ma. Ojciec Zuzany w ogóle się nie pojawia (nie pamiętam, czy było powiedziane cokolwiek na ten temat, co się z nim stało? zginął na wojnie?), Aleksiej starszy ginie, zanim zdąży dojść do głosu... Swoją drogą ciekawe, co by sądził o poczynaniach Zuzany :). Choć to rozważania trochę bez sensu, bo przecież gdyby żył, nie byłoby całej tej obozowej historii. Też uważam, że ta kobieca perspektywa w wydaniu Rankova jest całkiem przekonująca. Pozdrawiam również!
UsuńCiekawe mogłyby być dalsze losy Aleksieja-syna, czy też założył rodzinę, jak wyglądało jego życie. Autor delikatnie wspomina o jego wyjeździe i chęci zajęcia się starą matką... Dużo dróg, które można swobodnie rozwinąć w kolejne powieści. Ma to się również do postaci Iriny...
UsuńTeż mnie to zastanawiało, dlatego zwróciłam uwagę, w jak niewielkim stopniu Rankov oddaje głos Aleksiejowi. To bardzo ciekawe, jak taka sytuacja z dzieciństwa mogła wpłynąć na późniejszy rozwój tego chłopca. Wiemy tylko tyle, że nie odwrócił się zupełnie od matki, skoro nadal się o nią troszczył, gdy była już staruszką. Ale przez co musiał przejść po drodze, kiedy wywrócono zupełnie jego świat do góry nogami?
Usuń