Wewnętrzna odraza, histeria i żal – „O pisaniu”, Charles Bukowski

„Zdolność tworzenia jest naszym darem i wszyscy na nią chorujemy” (s. 54).

Zbiór listów Charlesa Bukowskiego O pisaniu to ważny klucz do osobowości słynnego outsidera literatury, a zarazem, w pewnym sensie, jego artystyczny manifest. Szczere, dosadne, bezpośrednie, czasem wulgarne, czasem zabawne – jak pisze w posłowiu redaktor Abel Debritto, „listy były środkiem do wyrażania, kim jest, bez względu na to, do kogo pisał”.

Czego oczekiwać, sięgając po ten zbiór? Otóż Bukowski w swoich listach…

…pisze sam o sobie

„I oczywiście jestem ordynarny, uczynili mnie takim” (s. 78).

I tu na pozór nie ma większych niespodzianek. Korespondencja potwierdza tylko to, co znamy już z jego książek – zdeklarowany samotnik, miłośnik wina, seksu, wyścigów konnych, człowiek twardy, nieustępliwy i rozgoryczony, ukształtowany przez trudne dzieciństwo i przykre doświadczenia z ludźmi.

Najciekawsze jednak są te momenty, w których, podobnie jak w wywiadzie z Fernandą Pivano, Bukowski zdradza się ze swoją wrażliwą naturą. Pod twardą skorupą ukazuje się człowiek ceniący sobie wiernych przyjaciół i zakochany w swojej małej córce. „Lubi mnie moja córeczka i to w zupełności wystarczy” – napomyka, jakby wstydliwie, gdzieś na końcu listu; ale tyle nam wystarczy.

Drugi szczególnie interesujący punkt to list, w którym Bukowski zamieszcza swoje notki biograficzne na okładki książek, przesłane Lawrence’owi Ferlingettiemu. Notki te pokazują bowiem, jak sam Bukowski chciał być postrzegany. „Ludzie albo go uwielbiają, albo nienawidzą”, pisze (cały czas o sobie) w pierwszym z tekstów, w drugim zaś – oprócz tego, że bez fałszywej skromności nazywa sam siebie „Dostojewskim lat 70.” – niezwykle trafnie charakteryzuje własną twórczość:
„Nie tylko pisze opowiadania – odkryć w nich można całą maniacką i kochającą duszę. Jego pisarstwo jest nieprzyzwoitym, lecz szczerym śmiechem przez łzy bólu (…). To pisarstwo zrodzone z krwawej męki duchowej raczej niż z intelektu (…). Nigdy nie usiłuje sprawiać przyjemności, ani osobiście, ani w swoim dziele” (s. 147).
…pisze o byciu pisarzem

„Według mojego wyobrażenia pisarzem jest ktoś, kto pisze. Kto siedzi przy maszynie i zapisuje słowa. Wydawałoby się, że na tym polega istota rzeczy. Nie uczyć innych, jak pisać, nie przesiadywać na seminariach, nie czytać wierszy szalejącemu tłumowi. Czemu oni są tacy ekstrawertyczni?” (s. 178).

Z listów Buka wynika jasno – być pisarzem to niełatwy kawałek chleba! I uściślijmy – nie chodzi tu o samo pisanie, lecz fakt bycia pisarzem i wszystko, co się z tym wiąże. Bukowski wielokrotnie pisze o ludziach, którzy chwytają za pióro z nieodpowiednich pobudek – dla rozgłosu i prestiżu, a także o tych, którzy mimo dobrych początków, mimo tego, że pisali kiedyś „z bólu, szaleństwa i potrzeby prawdy”, zostają zepsuci przez sławę, dają sobie wmówić, że znają się na wszystkim, pozwalają się zmanipulować. Obrastają w piórka, przesadna pewność siebie przesłania im wszystko, i po pewnym czasie stają się już tylko żałosną parodią pisarza.

Prawdziwy Artysta musi stale toczyć bój o własną duszę, o to, by nie stać się produktem marketingowym. I listy, które Buk wymienia ze znajomymi z branży oraz wydawcami, są zapisem tej walki – w obronie własnej indywidualności, własnego upragnionego wizerunku, własnego oryginalnego stylu. Sam decydował o tym, co mówił będzie w wywiadach, a w publikowanych tekstach wykłócał się o każdy przecinek. Z boju wyszedł z niej zwycięsko, nie dał się wtłoczyć w żadną formę i dlatego stał się tym, kim się stał – Charlesem Bukowskim, człowiekiem-legendą.


…grzmi na innych ludzi pióra

„Widzę więcej poezji w ulicach Santa Anita lub w pijaku pod bananowcem niż w zadymionej sali z ciotowatymi wierszokletami” (s. 38).

Czytając listy Buka odnosi się wrażenie, że nie ma na ziemi nikogo, kogo nienawidziłby bardziej niż poetów. To ostatni ludzie, z którymi chciałby pić i których chciałby słuchać; mali, zawzięci, złośliwi. „W świecie Sztuki jest więcej zła i żmij bez skrupułów, niż znajdziemy w dowolnej firmie handlowej” (s. 59) – twierdzi. Mało tego – większość z nich jest pozbawionych talentu, zachowawczych i wtórnych. To temat, który powraca chyba nawet częściej niż samo pisanie – nie bez powodu Bukowski twierdził, że nie został pisarzem dlatego że był dobry, ale dlatego że wszyscy inni byli tak bardzo źli.

Baty dostają się zresztą nie tylko tym jemu współczesnym, jak Faulkner czy Hemingway, ale i literackim gigantom – na czele z Szekspirem. „Hegel, Kant… jakiś dupek o nazwisku André Gide… nazwiska, nazwiska i reklamiarstwo. Keats, co za gówno” (s. 150) – nie przebiera w słowach nasz poczciwy listopisarz. Zarzuty? Ich twórczość nie ma nic wspólnego z życiem, ich pisarstwo jest „bezbarwne, matematyczne, automatyczne i wymuszone” (s. 120). „Nie bez powodu wiele osób nie czyta wierszy. Powodem jest to, że są napisane źle i bez ikry” (s. 190) – pisze wprost.

U kolegów po fachu krytykuje też ekstrawagancki styl życia, pragnienie sławy i luksusu. „Jestem ze starej szkoły, wierzę w pracę i życie w odosobnieniu; tłumy osłabiają determinację i oryginalność” (s. 186) – deklaruje, z niesmakiem patrząc na poczynania ekstrawertycznych bitników czy salonowego lwa Trumana Capote’a. A już tym, czego zupełnie nie potrafi zrozumieć, jest chęć uczenia pisania:
„Rozglądasz się, a oni już uczą TWÓRCZEGO PISANIA na jakimś uniwersytecie. Teraz uważają, że wiedzą, jak PISAĆ, i mają zamiar uczyć tego innych. To choroba: zaakceptowali siebie. Nie do wiary, że mogą to robić. To tak, jakby jakiś przyszedł i próbował mi wytłumaczyć, jak pieprzyć, bo uważa, że sam dobrze pieprzy” (s. 182).
…jest pijany

„I oczywiście teraz też piję, jeśli więc ten list stanie się trochę mętny, cóż, to mój styl” (s. 182).

To chyba żadna niespodzianka? Bukowski pił, niezależnie od tego, do kogo pisał. Jego listy powstawały podobnie jak wiersze – spontanicznie, na alkoholowej fali, bez przebierania w słowach. Nigdy drugi raz nie czytał tego, co napisał (o wierszach mówił, że „przypomina to pielęgnowanie zwiędłych kwiatów”) – listy natychmiast zaklejał i wysyłał, jeszcze zanim zdążył wytrzeźwieć. I to oczywiście widać, widać po dosadnych sformułowaniach, po szaleńczym błądzeniu myślami, wreszcie – po rozbrajających wstawkach w stylu „Muszę przerwać, niedobrze mi”. Ale pisanie z flaszką pod ręką miało swoje plusy, tym bardziej bowiem w swoich listach…

…jest szczery

„Chodzi tylko o to, że mówię to, co mówię i co zawsze mówiłem. pozwalam swojemu zgrzybiałemu umysłowi swobodnie działać. dawno temu, żywiąc się batonikami za pięć centów, w nowoorleańskich zaułkach postanowiłem, że zawsze będę mu na to pozwalał” (s. 123).

I znów – nie ma znaczenia, czy pisze do najbliższego przyjaciela, czy do swojego pisarskiego guru. Jasne, ton się lekko zmienia – ale Bukowski wciąż pozostaje bardzo bezpośredni i pisze wprost, co myśli. „Przeglądam Pańskie pismo i napotykam ten sam odwieczny bolesny problem – wszystko zbyt ładne i zmyślne, zbyt inteligentne i nudne, zawiłe, poważne” – czyta na przykład w liście od niego David Antin, wydawca czasopisma „some/thing”.


…uzewnętrznia się

„będę szczery; po prostu nie lubię większości ludzi – męczą mnie, walczą ze mną, przyprawiają o drżenie oczu, okradają mnie, okłamują, dymają mnie, oszukują, pouczają, obrażają i kochają; na ogół jednak mówią mówią mówią MÓWIĄ, aż czuję się niczym kot rżnięty przez słonia” (s. 91)

Nie lubi ich, to prawda, ale nic nie poradzi na to, że czasem sam potrzebuje z kimś porozmawiać. Potrzebę zaspokaja poprzez listy, i czasem ujawnia przy tym twarz, której zbyt często u niego nie widzimy – twarz człowieka zagubionego i niepewnego swoich możliwości. „Jestem w dołku, nie umiem pisać” – czytamy w liście z roku 1970 do Harolda Norse’a. Z listów dowiadujemy się też, że outsiderowi Bukowskiemu zależy mimo wszystko na tym, by być rozumianym: „Jeśli jedna osoba na świecie zrozumie, nie będę zupełnie sam” (s. 125).

…zmienia się…

„Świat ostatnio dość dokumentnie ujaił małego Charlesa i po pisarzu został blady cień, więc list od Pana sprawił mi cholerną frajdę” (s. 17).

Tak pisał 27-letni Bukowski do Whita Burnetta, jednego z pierwszych ludzi, który dał mu szansę i opublikował jego utwory (ten sam Whit Burnett zachęcił zresztą do pisania młodego Salingera). Od tamtego czasu aż do ostatniego zamieszczonego w tomie listu, z roku 1993, obserwujemy przemianę Bukowskiego – z młodego pisarza, którego chłonie jak gąbka każe miłe słowo, w doświadczonego, cenionego na całym świecie twórcę. Jeszcze w roku 1965 pisze do Henry’ego Millera, że „nie ma odwagi, by napisać powieść”, ale już kilka lat później spod jego pióra wychodzi doskonały Listonosz, a potem kolejne powieści.

I choć Buk lubił być postrzegany jako człowiek, któremu na niczym specjalnie nie zależy, widać wyraźnie, że pierwsze pisarskie sukcesy naprawdę sprawiały mu wielką radość. Najlepszym tego przykładem jest list do Johna Williama Corringtona z roku 1963, jeszcze u progu sławy, w którym Bukowski bardzo emocjonalnie pisze o pojawieniu się na okładce czasopisma „Outsider”: „Mam pełną świadomość, że mój umysł w końcu osłabnie od picia i ze starości – jeśli dożyję – ale nic poza śmiercią nie odbierze mi tej chwili” (s. 73).

Jeden z pierwszych listów w zbiorze. W dosyć nietypowej formie :).
…a zarazem się nie zmienia

Bo, trzeba przyznać, swoich poglądów na pisarstwo i sławę trzymał się z żelazną konsekwencją. Już w roku 1953 pisze, że „poprawna poezja to martwa poezja”, a jako główny motor swojego pisania podaje „wewnętrzną odrazę”. I choć w najstarszych listach jest trochę bardziej grzeczny i ułożony, jak przystało na adepta sztuki pisarskiej, już wtedy widać w nim rys buntownika i rewolucjonisty. No i wreszcie…

…wyraża swoją miłość

…do pisania. I to jest istota tego zbioru – nie bez powodu został zatytułowany właśnie O pisaniu. Bukowski wykłada tu swoje poglądy na sztukę, formułuje własny artystyczny manifest, w którym podstawą literatury ma być życie i przeżycie, bezlitośnie dźga ostrzem krytyki teoretyków, „chłopców z doktoratami”, „profesorów”, ale to wszystko nie dlatego, aby sobie pogadać, ale dlatego, że pisanie jest dla niego bardzo ważne. Ba! Było jego całym życiem, czymś, bez czego nie potrafił funkcjonować, co ratowało go przed szaleństwem. „Tworzę, bo muszę i chcę” (s. 194) – pisał.

Swoje poglądy na pisarstwo i na jego sens najpiękniej chyba wyraża w liście do Hansa van den Broeka w odpowiedzi na wiadomość o usunięciu z jednej z holenderskich bibliotek jego książki. „Boję się, że dyskryminowane są poczucie humoru i prawda” (s. 196) – odpowiada na stawiane mu zarzuty dyskryminacji rasowej i płciowej (cały list, w tłumaczeniu Krzysztofa Stelmarczyka, znaleźć można tutaj). Krytykuje tych, którzy zamykają oczy na rzeczywistość, na to, że jest brudna i zła, i pisze: „Jestem poniekąd zaszczycony, że napisałem coś, co wyrwało tych ludzi z głębin ich lekkiego snu” (s. 197).

Pisał z poczucia misji, by wyrazić swoją prawdę, i pisał po prostu dlatego, że sprawiało mu to ogromną przyjemność. Zwłaszcza pod koniec życia zaczyna o tym rozprawiać ze szczególnym entuzjazmem, i pewną czułością, wcześniej w jego listach nieobecną: „Nie ma przecież nic bardziej magicznego i pięknego niż zdania powstające na papierze (…). Nie mogę zrozumieć żadnego pisarza, który przestaje pisać. To jak wyrwanie sobie serca i spuszczenie go w kiblu” (s. 217). I dalej: „Pisanie uratowało mnie przed domem wariatów, od morderstwa i samobójstwa. Nadal jest mi potrzebne. Teraz. Jutro. Aż do ostatniego tchnienia” (s. 219).

Niewiele spotkałam w literaturze tak płomiennych słów na temat przyjemności pisania, jak te, które pojawiają się w listach Bukowskiego. I myślę, że rzeczywiście był on człowiekiem, który prócz maszyny do pisania i butelki wina niczego więcej do szczęścia nie potrzebował. W pisaniu znalazł to, czego wszyscy szukamy – sens i radość życia. Pozwolicie więc, że zakończę jego własnymi, pięknymi słowami:
„I gdy mój szkielet spocznie na dnie trumny, gdyby do tego doszło, nic nie będzie w stanie umniejszyć znaczenia tych wspaniałych nocy, spędzonych tutaj, przy tej maszynie” (s. 206).
***
Ch. Bukowski, O pisaniu, tłum. Marek Fedyszak, wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2016.

Za lekturę wywodów jednego z moich ulubionych pisarzy na jeden z moich ulubionych tematów dziękuję pani Joannie i wydawnictwu Noir Sur Blanc.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki. 
Okładka: www.wydawnictwoliterackie.pl.

Inne książki Bukowskiego na Literackich skarbach:

Komentarze

  1. Przeglądałem w empiku i rozbroił mnie już pierwszy list, w którym Bukowski po odrzuceniu jego opowiadań, dopytuje się o możliwość zatrudnienia jako recenzent wewnętrzny. Jedyna w swoim rodzaju osobowość, to trzeba mu przyznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! „Wydaje się, że to przyjemna robota” :). I te jego „rysowane” liściki z początku... Niesamowite jest to, że przy całym tym pesymizmie i beznadziei, którymi ocieka jego twórczość, tak dużo w niej też poczucia humoru. Ten mój tekst o jego listach brzmi pewnie dosyć poważnie, ale i tym razem, czytając, uśmiechałam się niezliczoną ilość razy.

      Usuń
    2. Aż mnie zainspirowałaś, żeby wrócić trochę do Bukowskiego ;) Właśnie zamówiłem w bibliotece "Śmieję się z bogami", "O pisaniu" niestety nie mają.

      Usuń
    3. Nowa rzecz, może się niedługo pojawi. Ale duże zaskoczenie na plus, że „Śmieję się z bogami” jest, w końcu też nowość, i do tego z małego wydawnictwa... Jakaś fajna biblioteka :).

      Usuń
    4. Książnica Podlaska w Białymstoku. Jedno z moich ulubionych miejsc w tym mieście :) ogromny wybór książek i komiksów, a co najważniejsze nowości pojawiają się w mig - "O pisaniu" ogólnie też mają, ale ktoś wypożyczył.

      A "Śmieję się z bogami" już zdążyłem przeczytać. Nie dowiedziałem się w zasadzie nic nowego, ale przypomniałem sobie jak ważnym pisarzem był dla mnie Bukowski i w zasadzie wciąż bliskim.

      Usuń
    5. Wow! To zazdroszczę. Moja rzeszowska biblioteka ma niestety poważne braki, a na nowości trzeba czekać... długo :).

      W tych „zakulisowych” publikacjach Bukowskiego, typu listy czy wywiady, faktycznie niewiele może zaskoczyć kogoś, kto zna jego twórczość (co też potwierdza, że w swoim pisaniu był bardzo szczery). Ale ja też zawsze chłonę je jak gąbka, z wielką przyjemnością!

      Usuń
  2. O tak rzeszowska biblioteka nie dość że opierała to bogobojna: Witkowskiego za nic nie kupią bo nie po linii Bukowski też tylko w starych wydaniach bo teraz już jasne że to zbereznik i bluznierca😑

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to może z tego te braki wynikają ;). Nie wiedziałam, masakra. Cieszę się, że mogę liczyć na te nowsze wydania Bukowskiego od wydawnictwa, kilka też kupiłam, bo to jednak jeden z najulubieńszych, i chciałam go mieć na półce, ale szkoda, że rzeszowianie korzystający z biblioteki mają do niego tak ograniczony dostęp.

      Usuń
  3. Miało być opieszała ech te słowniki domyślne 😐

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz