Na praskich targach książki Svět knihy jak zwykle nie zabrakło znanych czeskich pisarzy – byli choćby Petra Soukupová, Marek Šindelka i Kateřina Tučková – ale pojawiła się i silna polska reprezentacja. Rozpiętość tematyczna również była spora – od polityki i uchodźców aż po uroki posiadania psa i sztukę jedzenia chleba ze smalcem. 😉 Po raz kolejny miałam okazję uczestniczyć w tej największej czeskiej imprezie literackiej.
Mój wyjazd na targi Svět knihy 2023 był możliwy dzięki Waszemu wsparciu na Patronite – ta relacja powstała więc także dzięki Wam. Dziękuję, że mnie wspieracie.
Na praski Svět knihy przyjeżdżam zawsze także po to, by zobaczyć się ze znajomymi. Dlatego z tegorocznego programu wybrałam sporo spotkań „znajomościowym” kluczem.
Poetki i tłumaczki
Przystankiem pierwszym było więc czwartkowe spotkanie z Zofią Bałdygą i Iryną Zahladko – Polką i Ukrainką, które łączy to, że tworzą obecnie wiersze w języku czeskim. Zosię możecie znać z jej przekładów czeskiej poezji i prozy, dwóch antologii Sąsiadki (czeskiej i słowackiej) będących jej dziełem, a także tomików napisanych w języku polskim (Kto kupi tak małe kraje, Klimat kontynentalny), ale w przygotowaniu jest obecnie jej pierwszy tomik napisany właśnie po czesku.
Obie autorki czytały swoje wiersze i rozmawiały o tym, w jakim języku myślą, o tym, co dała im (i co odebrała) wielojęzyczność oraz o poszukiwaniu domu w języku. Urzekło mnie stwierdzenie Zosi, że zamieszczone w jej czeskim tomiku wiersze o poczuciu bezdomności są już nieaktualne, i fragment wiersza Iryny Zahladko o tym, jak „na moim ramieniu płacze mężczyzna, że świat zniewieściał – myślę, że to łzy radości”.
W piątek natomiast dzień zaczęłam od dyskusji z uczestnikami programu CELA – w tym naszą polską reprezentantką, znaną Wam ze świetnych przekładów m.in. książek Markéty Pilátovej czy Anny Bolavej, Agatą Wróbel. Tematem były przede wszystkim trudne warunki, w jakich pracować muszą dziś tłumacze. Wnioski nie zaskakują, ale są oczywiście bardzo smutne: tłumacz musi ostro walczyć zarówno o godziwą stawkę, jak i samo wydanie upatrzonej książki, przy czym często okazuje się ono możliwe tylko wtedy, gdy sam znajdzie sobie pieniądze na jej przekład (w ramach grantu). Podkreślano, że program CELA wychodzi tu bardzo tłumaczom naprzeciw, oferując wszystkim równe, europejskie stawki.
Uchodźcy
Na spotkaniu, w którym udział wzięli Marek Šindelka i duński pisarz Jesper Clemmensen, zaskoczyła mnie przede wszystkim frekwencja – w dużym namiocie, gdzie odbywało się wydarzenie, zebrała się zaledwie garstka osób. A i temat, i dobór gości były bardzo ciekawe – mowa była o migracji, kryzysie uchodźczym i pragnieniu wolności, przede wszystkim w kontekście dwóch poświęconych tym kwestiom tytułów: Únava materiálu [Zmęczenie materiału] Šindelki oraz Uprchlíci [Uchodźcy] Clemmensena.
Únava materiálu powstała pod wpływem kryzysu uchodźczego w 2015 roku i opisuje losy dwóch syryjskich braci, którzy uciekając przed wojną, trafiają nielegalnie do Europy. (O książce pisałam tutaj, a moje ponure wieszczenie na temat jej polskiego wydania na szczęście się nie sprawdziło – jeszcze w tym roku książka ma wyjść po polsku nakładem wydawnictwa Afera!). Uprchlíci natomiast, w oryginale Afhopperne, to literatura faktu – opowieść o dwóch czesko-żydowskich rodzinach, które po przejściu przez piekło nazistowskich obozów koncentracyjnych zostają zamknięte za żelazną kurtyną i postanawiają uciec na Zachód.
Interesujący wydał mi się wątek literackości, która ponoć rozczarowała niektórych czytelników Šindelki – znając temat, oczekiwali tekstu bardziej dziennikarskiego, tymczasem Únava materiálu jest raczej artystyczną próbą oddania stanu ducha i ciała uchodźcy, empatycznym wejściem w jego skórę, opowieścią o zimnie i strachu, pisaną językiem „wrażliwym na dotyk”. Jak mówił autor, przy pisaniu inspirował się m.in. Jądrem ciemności Conrada i Drogą Cormaca McCarthy’ego, ale motorem do stworzenia tekstu był przede wszystkim wstyd – wstyd Europejczyka, który słucha tragicznych doniesień o ciężarówce pełnej martwej uchodźców i czuje się za to po części odpowiedzialny.
Oczywiście nie sposób było nie odnieść się w rozmowie do aktualnych wydarzeń – wojny w Ukrainie. Šindelka wyraził zadowolenie, że Czechy przyjęły tak dużą liczbę ukraińskich uchodźców, ale i rozgoryczenie, że tak kluczowe znaczenie w kontekście decyzji o pomocy ma dla nas rasa i krąg kulturowy. I okazuje się niestety, że nie jest to tylko domena Europy Środkowej – jak stwierdził Clemmensen, w Danii również pomoc uchodźcom jest bardzo wybiórcza i uzależniona od koloru skóry.
Hrabal, polityka i literatura
Po czesko-duńskim przerywniku znów przyszedł czas na polski akcent – gościem Světa knihy był również Aleksander Kaczorowski, zaproszony w związku z czeskim wydaniem Praskiego elementarza. Mowa jednak była także o wywiadzie-rzece z Aleksandrem Kwaśniewskim, który właśnie ma w Polsce swoją premierę, oraz o książce Czechy. To nevymyslíš.
Słowa uznania dla tłumacza, Martina Veselki. |
Nie dziwi pewnie, że najciekawsze w rozmowie prowadzonej przez Petra Vizinę wydały mi się wątki hrabalowskie. Kaczorowski mówił o tym, że podczas gdy jego biografia Oty Pavla to poniekąd polityczna historia XX wieku w Czechosłowacji, życiorys Hrabala to historia estetyczna. Słodka apokalipsa była poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, skąd bierze się tak wielki pisarski geniusz, w którego tekstach zapisany jest cały XX wiek. Było też o tym, jak Hrabal nauczył autora przeżywać świat – na przykładzie jedzenia chleba ze smalcem. 😉
Ludzie i psy
Reszta targów upłynęła mi pod znakiem czeskiej literatury (z jednym hiszpańskim akcentem). Petra Soukupová na piątkowym wieczornym spotkaniu była sobą i było to wspaniałe – naturalna, bezpośrednia, nie siląca się na nic. Zapytana o to co czyta stwierdziła, że książki wydawnictwa Host, „bo nie musi za nie płacić”, przyznała, że na spotkania autorskie raczej nie jeździ, bo niespecjalnie jej się to finansowo opłaca, a temat matek skomentowała słowami: „No, z matkami to skomplikowana sprawa… ale z innymi ludźmi też”. 🙃
Nie brakowało też tematów trudnych, ale i tu Soukupová wykazywała cudowną szczerość. Pytana o stosunek rodziców do jej twórczości odparła, że mama czyta, ale nie komentuje, a ojciec nawet po jej książki nie sięga – są dla niego zbyt depresyjne, a to typ, który nie lubi myśleć o uczuciach i związkach. Motyw opieki nad rodzicami, który pojawia się w jej najnowszej powieści Nikdo není sám [Nikt nie jest sam] (po polsku wyjdzie w 2024 roku, oczywiście w Aferze!), jest jednak oczywiście zainspirowany starzeniem się i autorki, i jej rodziców. „Mają już po 70 lat, jasne, że boję się, co z nimi będzie. Ale mój strach nic nie zmieni, będzie, co ma być” – mówiła. Nie miała też problemu z mówieniem o negatywnych reakcjach czytelników – ponoć zaczęły napływać ze strony wkurzonych facetów, gdy w wywiadach zaczęła mówić o feminizmie.
Na koniec – wielkie serducho za słowa, że szkoda jej ludzi, którzy nigdy w życiu nie mieli psa lub kota. Bo życie z domowym pupilem to zupełnie inna jakość. A na temat psów padło jeszcze wiele pytań z publiczności. Czy trudno jej było napisać postać, która nie lubi psów, co robi ze swoimi pieskami, gdy wyjeżdża… Češi, národ pejskařů. 😉
Gwiazdy spodziewane i niespodziewane
Targowa sobota należała oczywiście do gwiazd. Na spotkaniu z Aleną Mornštajnovą byłam tylko przez chwilę (i siedziałam w takim miejscu, że żadne zdjęcie nie nadaje się do publikacji), ale już pierwsze jej słowa brzmiały trochę jak obrona w głośnej sprawie historii „ukradzionej” rzekomo przez pisarkę artystce Toy Box (będę o tym jeszcze pisać, bo żyje nią obecnie cały czeski świat literacki). Mornštajnová mówiła o tym, że jako autorka chętnie spotyka się z ludźmi, słucha ich, zbiera opowieści – to podstawowy budulec jej twórczości. W rozmowie padły też słowa, że zło bierze się z poczucia niezadowolenia z własnego życia oraz że mimo przeszkód, na które wszyscy w życiu natrafiamy, musimy być waleczni.
Z wydarzenia poświęconego drugiemu, ilustrowanemu wydaniu Bílej Vody Kateřiny Tučkovej, w którym udział wzięła autorka oraz Jaromír 99, będący twórcą ilustracji, wyniosłam kilka ciekawostek. Na przykład taką, że Bílý Potok, czyli pierwsza część komiksowego cyklu o Aloisie Neblu, stworzonego przez Jaromíra 99 i Jaroslava Rudiša, miała się nazywać właśnie Bílá Voda – chodzi tu oczywiście o nazwę miejscowości – ale Rudiš uznał, że nie brzmi mu to dość literacko. 🙃 Tučková odparła, że musi mu w takim razie podziękować, że dzięki niemu upragniony tytuł dla jej książki pozostał wolny.
I wreszcie – niespodziewana gwiazda targowej soboty i całego mojego tegorocznego Světa knihy, Rosa Montero. Przed wyjazdem do Pragi nie zdążyłam dokładnie przestudiować programu i nie byłam świadoma, że autorka Tej żałosnej myśli, że nigdy więcej cię nie zobaczę również jest wśród gości. Korzystając z okazji, że będę mieć autorkę na wyciągnięcie ręki, wybrałam się.
I tak bardzo się z tego cieszę! Montero okazała się cudowną, uśmiechniętą, uroczo rozgadaną osobą, z której bije to samo ciepło, co z jej książki. I choć nie promowała akurat swojego (auto)biograficznego eseju o Marii Skłodowskiej-Curie (Ta żałosna myśl… nie jest jeszcze w ogóle dostępna po czesku, ale moderująca spotkanie Anna Tkáčová wyraziła nadzieję, że szybko się to zmieni), ku mojej radości mówiła o nim sporo. To jedna z trzech jej książek, które lubi nazywać „literackimi artefaktami” – nie powieść, nie literatura faktu, coś pomiędzy – i które okazały się bardzo interaktywne. Po publikacji Tej żałosnej myśli… odzywało się do niej mnóstwo czytelników, którym książka dała przestrzeń do odszukiwania piękna w bolesnym doświadczeniu – zamiast pogrążać się w żałobie, zaczęli przypominać sobie piękne chwile z tymi, których utracili.
„Mamy powinność być szczęśliwymi” – padło z ust autorki na spotkaniu. I ten jasny akcent sprawił, że choć w trakcie targów przeżywałam własne osobiste zawirowania (w tym kolejną akcję ratunkową pieska), na pożegnanie z Pragą szeroko się uśmiechnęłam.
A ponieważ to w końcu również targi, dokonałam skromnych książkowych zakupów. Do Polski przywiozłam ze sobą nową powieść Petry Hůlovej Nejvyšší karta, w której autorka oddaje głos starzejącej się feministycznej pisarce (i przy okazji w zawoalowany sposób obsmarowuje pół czeskiego świata literackiego) oraz tomikiem wierszy Miloša Doležala, napisanych po śmierci żony – Książką Roku Magnesia Litera.
Dzięki, Svěcie knihy, było pięknie jak zwykle! Do zobaczenia za rok!
Oba dotychczas wydane w Polsce zbiory opowiadań Šindelki urzekły mnie ogromnie. Cieszę się, że nie spełniły się Twoje przepowiednie i książka "Zmęczenie materiału" zostanie w Polsce wydana. Akurat teraz czytam o uchodźcach w innej, bardzo szczególnej książce tureckiego pisarza Hakana Gündaya pt. "Jeszcze" - wstrząsająca spowiedź chłopca, który przez swego ojca zostaje uwikłany w nielegalny proceder handlu ludźmi - uchodźcami z Afganistanu, Iraku, Iranu. Uchodźcy są tu ukazani jak nieludzko traktowana (drastyczne metody przemytu, przetrzymywania) masa ludzka, którą karmi się złudnymi nadziejami na dotarcie do raju, którego nie ma; przedmiot drastycznych eksperymentów i sposób na wzbogacenie się. I owszem jest tu też wątek ciężarówki pełnej martwej uchodźców... Bardzo, bardzo będę wyczekiwała książki Marka Šindelki i jego głos w sprawie uchodźców; uważam go za niezwykle zdolnego twórcę.
OdpowiedzUsuńW książce Šindelki też jest ukazane to uprzedmiotowienie uchodźców, doprowadzanie ich na różne sposoby do granic fizycznej wytrzymałości. Smutne, że wciąż tak łatwo zapominamy o cudzym człowieczeństwie. :( A nadchodzące polskie wydanie mnie też bardzo cieszy, ale i jest w tym jakiś element smutku – bo przecież prawdopodobnie nie doszłoby do tego, gdyby książka nie okazała się mimo upływu lat tak boleśnie aktualna.
Usuń