Literacki remanento-prezentownik 2023 (część druga)

W drugiej części mojego tegorocznego remanento-prezentownika zgodnie z zapowiedzią proponuję nieco pogodniejsze – i bardziej uniwersalne jako prezenty – książki.

I tym razem jednak bez lekkiego smutku się nie obeszło. 😉 Zapraszam do lektury poniższego zestawienia, a smutasów spragnionych cięższych klimatów odsyłam do części pierwszej.

Mądrze dla dzieci


Pod koniec ubiegłego roku po polsku ukazała się ostatnia część serii Truchlin autorstwa Vojtěcha Matochy – Biała komnata. Mam za sobą lekturę całej trylogii, jednak na blogu zdołałam zrecenzować jedynie część pierwszą, krótko więc – o pozostałych dwóch tomach cyklu.

Pod względem mroku i atmosfery trylogia jest bardzo równa – lekki dreszcz towarzyszy nam aż do końca. I oprócz skojarzeń z Harrym Potterem, o których pisałam w recenzji części pierwszej, Truchlin zaczął mi przywodzić na myśl prozę ojca czeskiej grozy – Jakuba Arbesa. Także dlatego, że u Matochy często „paranormalne” zjawiska okazują się mieć swoje racjonalne wyjaśnienie.

Jeszcze ciekawsze wydają mi się jednak pewne paralele między społecznością Truchlina i jej opozycją względem reszty społeczeństwa a mniejszościami, które żyją wśród nas (lub obok nas). Mieszkańcy Truchlina czują się inni, gorsi, nie umieją odnaleźć się w świecie pełnym światła, mają problemy z integracją. Ludzie z zewnątrz patrzą na ich dzielnicę ze wstrętem, chętnie zrównaliby ją z ziemią – przypomina pod tym względem dzisiejsze romskie osiedla lub dawne żydowskie getta. To wszystko rodzi w ludziach Truchlina frustrację i gniew, a nawet prowadzi do aktów terrorystycznych. „Krzyczeli, że chcą powrotu do starych porządków i że trzeba przywrócić Truchlinowi godność” – pisze Matocha. Make Truchlin great again. Tak rodzi się zło.


Wreszcie – pod płaszczykiem sensacyjnej opowieści dla młodzieży autor nadal rozwija swoją krytykę współczesnego świata, zdominowanego przez technologie i szybkie tempo życia. W Czarnym merkurycie jest taki fragment o myśleniu w ciemności: „Nikt ci nie przeszkadza, w głowie masz tylko własne myśli. Mózg się przyzwyczaja. Zaczyna myśleć wolniej, ale jakby głębiej. Zaczyna rozmawiać sam ze sobą. To, co kiedyś wydawało się ważne, teraz jest zupełnie nieistotne. I odwrotnie. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo wpływają na ich myślenie te wszystkie komputery i ciągła gonitwa” (s. 43).

„Wciąż mówicie tylko o postępie, a stworzyliście świat, w którym przestaliście cokolwiek znaczyć” – stwierdza gorzko jeden z bohaterów Białej komnaty. A oprócz tego wszystkiego mamy tu też silną i mądrą pierwszoplanową postać kobiecą, Em, i kwestie genderowych ról, w jakie wchodzą dorastający chłopcy („ani jeden, ani drugi nie przyznałby się do porażki czy słabości”). Truchlin to ciekawa, trzymająca w napięciu, a równocześnie mądra lektura.

Vojtěch Matocha, Truchlin. Czarny merkuryt, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, ilustr. Karel Osoha, wyd. Afera, Wrocław 2021. [Egzemplarz recenzencki].
Vojtěch Matocha, Truchlin. Biała komnata, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, ilustr. Karel Osoha, wyd. Afera, Wrocław 2022. [Egzemplarz recenzencki].



I jeszcze jedna czeska mądra lektura dla dzieci, tym razem nieco bliższa codziennemu życiu. 😉 Julia łapie za słówka to tekst Petry Dvořákovej, autorki Wron i Jestem głód, o których pisałam w poprzedniej części mojego remanento-prezentownika. Tekst przeznaczony do młodszych czytelników, a więc dużo bardziej pogodny, choć i tu autorka pracuje z trudnymi tematami.

Julia i jej młodsza siostra Ela wyprowadzają się z miasta na wieś, gdzie zamieszkać mają z tatą i jego nową partnerką oraz jej dwoma synami. Odnalezienie się w nowej rzeczywistości nie jest łatwe, tym bardziej, że dziewczynki tęsknią za mamą – mamą odległą, nieobecną, która tak naprawdę nie wiadomo gdzie jest, co się z nią dzieje i kiedy będzie można ją znów zobaczyć. „Najgorzej, kiedy mama w ogóle was nie odwiedza. I nie pamiętacie już jej zapachu. I nigdy nie możecie jej przytulić, nawet kiedy bardzo chcecie” – żali się Julia.

Szybko orientujemy się więc, że choć opowieść skupia się na codziennych błahych wydarzeniach i jest snuta z perspektywy dziecka, w luźnym i wesołym tonie, kryje się w niej wiele bólu – dotykającego wszystkich członków rodziny. „Odkąd mama i tata się rozwiedli, powraca do mnie sen o spadaniu” – wyznaje Julia i ze wstydem przyznaje się do nocnego moczenia, ale mówi też: „Zrozumiałam wtedy, że tatusiowie też czasem płaczą. I że to o wiele gorsze, niż kiedy płaczemy my, dzieci”. Ciepłą przeciwwagą dla tego wszystkiego jest natomiast więź, jaką Julia nawiązuje z przybranymi braćmi oraz ze swoją macochą. „Nie szkodzi, że ciocia jest tylko zastępczą mamą. Przecież lepiej mieć taką niż żadną” – stwierdza dziewczynka.

Niektóre tematy – jak choćby cyberprzemoc, niepełnosprawność czy wulgaryzmy – opisane zostały moim zdaniem trochę zbyt dydaktycznie. Niepokoi mnie też prześmiewczy sposób, w jaki w książce przedstawiona została psycholożka, do której Julia trafia wraz z tatą. Smuci podejście nowej partnerki taty do jego udziału w obowiązkach domowych (typu „lepiej nie rób nic, i tak wszystko zepsujesz”). Uwielbiam za to rozdział Pies lepszej marki, w którym okazuje się, że kundelki w niczym nie ustępują rasowym psom. ❤️

Na zachętę dodam jeszcze, że autorką przekładu jest szefowa wydawnictwa Afera, Julia Różewicz. 😊

Petra Dvořáková, Julia łapie za słówka, przeł. Julia Różewicz, ilustr. Katarína Gasko, wyd. Dwukropek, Kielce 2023. [Egzemplarz recenzencki].

Ciepło na sercu


Teraz krótko o trzech książkach, które są trochę jak plasterek na serce (nawet jeśli momentami bywają smutne). Niezwykle szlachetne stworzenia w przekładzie Janusza Ochaba to debiutancka powieść Shelby Van Pelt, amerykańskiej pisarki o szwedzkich korzeniach, która jedną z głównych bohaterek swojego dzieła postanowiła uczynić… ośmiornicę. I w dodatku oddała jej głos, wcześniej przy wsparciu ekspertów wnikliwie studiując zwyczaje tych morskich stworzeń. „Jestem przekonana, że to najbardziej fascynujące zwierzęta na naszej planecie” – pisze autorka w podziękowaniach. Już sam pomysł zachwyca – uwielbiam dzieła, które próbują nam przybliżyć zwierzęcą perspektywę, ale z ośmiornicą w tej roli jeszcze się nie spotkałam. 😊

Marcel, bo takie imię nosi powieściowe zwierzę, to jedno z tytułowych niezwykle szlachetnych stworzeń. Drugie – to główna bohaterka ludzka tego utworu, Tova, starzejąca się sprzątaczka oceanarium, wzorowana na babci autorki. „Stoicka Szwedka”. I rzeczywiście, Tova bez sentymentów i z dużym hartem ducha przyjmuje swój życiowy los – przed wieloma laty w niewyjaśnionych okolicznościach straciła jedynego syna. Dzięki nadzwyczajnej zwierzęco-ludzkiej przyjaźni z Marcelem – który, choć milczący, staje się jej najwierniejszym słuchaczem i powiernikiem – zyskuje jednak nadzieję na wyjaśnienie rodzinnej zagadki. Literatura pozbawiona wielkich ambicji, ale lekka, przyjemna i urocza.

Shelby Van Pelt, Niezwykle szlachetne stworzenia, przeł. Janusz Ochab, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2023. [Egzemplarz recenzencki].


Bardzo cenię Dorotę Sumińską za to, co robi dla zwierząt i za jej bezkompromisowe poglądy w sprawach dla mnie ważnych (znów: pies rasowy vs. kundelek). Kiedy więc pojawiła się okazja, by otrzymać recenzencki egzemplarz jej nowej książki, poświęconej zmarłemu przed dwoma laty mężowi – Moje życie z Tomkiem – chętnie z niej skorzystałam.

Trochę to list, trochę epitafium, trochę biografia. Autorka – także z myślą o byłych pacjentach męża – przywołuje najmilsze wspomnienia z nim związane, opisuje go jako towarzysza życia, przyjaciela, powiernika, ale również oddanego swojej pracy lekarza. Przywołuje niezwykłe historie, jakie przynosił z dyżurów. Z piękną szczerością pisze o zmęczeniu, zwątpieniu, ale i miłości. „Nie da się pięknie żyć bez Ciebie” – wzdycha.

Równocześnie snuje refleksje o śmierci i wierzy, że jest coś po drugiej stronie – nawet jeśli sam Tomek nie wierzył. Wspomnienia przeplata zaś dziennikowymi fragmentami pisanymi na świeżo, w dniach odchodzenia męża i już po jego śmierci, co przywodzi mi na myśl historie Rosy Montero i Marii Skłodowskiej-Curie, tę kolejną osobistą gatunkową hybrydę – Tę żałosną myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Wszystkie żałoby są do siebie podobne… chociaż inne.

Dorota Sumińska, Moje życie z Tomkiem, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023. [Egzemplarz recenzencki].



Obecny czas, gdy wszyscy radośnie wracamy do kultowego To właśnie miłość w reżyserii Richarda Curtisa to być może też najlepszy czas na lekturę No właśnie, miłość Laury Muchy – książki, która na różne sposoby wchodzi w dialog z filmem Curtisa. Wystarczy wspomnieć, że jej oryginalny tytuł to Love Factually, a ukazała się z blurbem reżysera („Znacznie lepsza i bardziej pouczająca niż mój własny film!”).

Mucha zebrała setki świadectw osób z całego świata – podróżując po różnych zakątkach globu, rozmawiała z ludźmi na jeden temat: czym jest dla nich miłość. Do analizy zebranych rozmów wykorzystała wyniki aktualnych badań naukowych i sondaży, posługiwała się m.in. teorią przywiązania. I obaliła tym samym wiele mitów na temat miłości, pielęgnowanych i propagowanych przez popkulturę, filmy, seriale i książki.

W skrócie – miłość ma wiele odcieni, ale według Muchy zbyt często mylimy ją z wielkimi uniesieniami, fascynacją, chemią, pożądaniem. W rzeczywistości miłość rozumiana jako uczucie oparte na wspólnocie to decyzja, umiejętność, ciężka praca. To walka ze wzorcami, ukształtowanymi jeszcze w dzieciństwie i konieczność uczenia się, rozumienia i wysiłku. Autorka podchodzi do sprawy bardzo bezkompromisowo: „Jeśli osoba, z którą pragniecie się związać, nie rozwinęła w sobie tych umiejętności, a tym samym nie jest przygotowana do wykonania ciężkiej, psychologicznej pracy, która jest niezbędna, aby to wykształcić, wtedy zapewne lepiej będzie, jeśli wasze drogi się rozejdą” (s. 362).

Kiedy natknęłam się w księgarni na książkę Laury Muchy, miałam akurat miłosny mętlik w głowie i nie wiedziałam, co dalej. Pomyślałam, że systematyczne i rzeczowe podejście do miłości, jakie reprezentuje autorka, pomoże mi. I miałam rację – wraz z psychoterapią lektura tej książki była najlepszą rzeczą, jaka na tym etapie mogła mi się przytrafić. Polecam wszystkim, którzy po kolejnej miłosnej porażce zastanawiają się, o co właściwie w tej całej miłości chodzi.

Laura Mucha, No właśnie, miłość, przeł. Jarosław Mikos, wyd. Marginesy, Warszawa 2020.

Coś zupełnie innego


To może być najdziwniejsza książka, jaką w tym roku przeczytałam – ale też świetnie się przy jej lekturze bawiłam. Rzeki Londynu Bena Aaronovitcha w przekładzie Małgorzaty Szypuły to urban fantasy z elementami kryminału i horroru. Opowieść o prowadzonym w Londynie śledztwie w sprawie morderstwa, w które nieoczekiwanie – ku zdumieniu głównego bohatera, młodego policjanta Petera Granta, który „nie wierzył ani w duchy, ani we wróżki, ani w bogów” – okazują się być zamieszane siły nadprzyrodzone.

Oprócz duchów, wampirów, magii, przerażających zaklęć rozsadzających kości delikwenta od środka i ogólnego dreszczyku Aaronovitch serwuje nam też smakowitą satyrę, m.in. na londyńską policję i współczesną prasę, a także tyka lekko temat rasizmu w wielokulturowym Londynie (Grant ma czarnoskórą matkę). Niebanalna, rozrywkowa, a zarazem nastrojowa proza.

Ben Aaronovitch, Rzeki Londynu, przeł. Małgorzata Szypuła, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2023. [Egzemplarz recenzencki].


Jełgawa ‘94 Jānisa Joņevsa w przekładzie Daniela Łubińskiego to dla mnie nowość głównie dlatego, że to proza z Łotwy – kraju, który literacko pozostawał wcześniej dla mnie zupełną terra incognita. Ale już w doświadczeniach opisanych przez autora odnaleźć może się z pewnością wielu czytelników z całej naszej części Europy – bardzo podobną opowieść snuje na przykład Miroslav Pech w Uczniach Cobaina.

Zaczyna się tak: Jānis ma czternaście lat i właśnie usłyszał w radiu o śmierci Kurta Cobaina. Nie wie jeszcze, kim był Kurt Cobain, ale czuje, że kryje się za tym wszystkim tajemnica, która zmieni jego życie. Zaczyna interesować się muzyką Nirvany, by wkrótce przerzucić się na cięższe, metalowe, klimaty. Znajduje też przyjaciół i zupełnie dla siebie nowy styl życia. Szaleńczy, wyniszczający, napędzany „smutkiem i tęsknotą za czymś niezrozumiałym”.

Joņevs zamyka na ponad trzystu stronach powieści kilka lat swojego dorastania. Z perspektywy czasu, jako dorosły już mężczyzna, dobrze usytuowany i gustujący w drogich alkoholach, patrzy na nie z żalem, jakby sprzeniewierzył się pewnym ideałom, i podejmuje nawet próbę powrotu do tamtego świata – ale uświadamia sobie, że to próba skazana na porażkę: „Nie miałem długich włosów, nie miałem niczego. Byłem obcy, a co gorsza, byłem zdrajcą, który przez wiele lat służył wrogowi, a teraz przyszedł na ucztę i rozpaczliwie udaje swojaka” (s. 310). Jełgawa ‘94 staje się więc poniekąd opowieścią o tym, jak trudno w życiu być sobą – sobą wściekłym, dziwnym, innym – i nie ulegać presji otoczenia.

Jānis Joņevs, Jełgawa ‘94, przeł. Daniel Łubiński, wyd. Marpress, Gdańsk 2022.

***
Podoba Ci się to, co robię? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. Dziękuję!

Komentarze

  1. Mam dużą ochotę na "Truchlin", ale dotąd wydawało mi się, że nie jestem grupą docelową, a w bliskim otoczeniu nie mam akurat nastolatków. Pomyślę o tym jeszcze, bo książka po prostu "za mną chodzi" i szkoda by mi było, gdybym o niej zapomniała.
    Dzięki za opinię o "Niezwykle szlachetnych stworzeniach", bo książka by mi umknęła wśród mnóstwa nowości rynkowych. Muszę ją kupić w prezencie młodemu człowiekowi, z którym z wielkim zaciekawieniem i wzruszeniem oglądaliśmy kiedyś przyrodniczy film "Czego nauczyła mnie ośmiornica". Nieprawdopodobne, jak inteligentne są te stworzenia...
    "Rzeki Londynu" Aaronovitcha zupełnie inaczej sobie wyobrażałam... Mam gdzieś na półkach starsze wydanie, czym prędzej muszę się do niego dokopać i koniecznie przeczytać.
    "Jełgawa'94" również przyciągnęła moją uwagę. O dorastaniu z muzyką w tle czytałam jeszcze u Christensena w genialnych "Beatlesach" oraz w "Jimi Hendrix we Lwowie" Andrieja Kurkowa.
    Dzięki ogromne za polecajki, a zwłaszcza za zupełnie zapomnianego przeze mnie Aaronovitcha.
    Życzę Ci wspaniałych, magicznych, zaczytanych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, Awito, że będziesz się przy „Truchlinie” świetnie bawiła mimo że to literatura dla młodzieży. Też kiedyś sięgałam głównie po lektury dla mojej grupy wiekowej :) ale ostatnio coraz śmielej zaglądam do literatury dziecięcej i młodzieżowej i znajduję w niej też mnóstwo dobra dla siebie.

      O tak, dla młodego człowieka, który ma słabość do ośmiornic, „Niezwykle szlachetne stworzenia” to lektura niemalże obowiązkowa! Inteligencja ośmiornic jest tu wyraźnie podkreślona, widać wielką fascynację autorki tymi zwierzętami. Ja też poczułam dla nich ogromną sympatię. :)

      Podziel się wrażeniami po lekturze „Rzek Londynu”, ciekawa ich jestem. :) Jedną z moich Patronek też udało mi się zainteresować tą notką na tyle skutecznie, że zamówiła sobie tę książkę pod choinkę. Mam nadzieję, że Was obu nie zawiedzie.

      Kurkowa nie czytałam, ale Christensena już tak, i rzeczywiście, w „Beatlesach” też jest dorastanie z muzyką w tle, choć zapamiętałam ich przede wszystkim jako książkę dość wzruszającą, z czułością opowiadającą o trudach dorastania, podczas gdy „Jełgawa” to klimat dużo bardziej surowy i brutalny. Może dlatego Christensen nie przyszedł mi do głowy, ale Pech już tak – i tu i tu mamy do czynienia ze sposobem życia dość wyniszczającym, a później bolesną utratą złudzeń.

      Dziękuję Ci bardzo za życzenia. I życzę Ci tego samego na tę resztkę Świąt, która nam pozostała. :) Pozdrowienia serdeczne!

      Usuń

Prześlij komentarz