Wizja małych chłopców roztrząsających z powagą i zacięciem kwestię, czy gówno się pali, stała się jednym z najmilszych moich wspomnień z lektury książeczki pod tytułem – a jakże! – Gówno się pali. Jaka więc była moja radość, kiedy zaczęłam czytać Pijane banany i odkryłam, że ta opowieść jest wręcz naszpikowana podobnymi obrazkami!
No bo dajmy na to – jak to jest z plemnikami? Czy możemy z dumą przypisywać sobie miano Rączych Plemników, ciesząc się, że to właśnie ten jeden, ten nasz okazał się najszybszy, czy raczej padliśmy ofiarą jakiegoś potwornego plemniczego spisku?
Ale co, jeśli ta reszta plemników już wtedy była bardziej przebiegła niż ja?! A co, jeśli wszystkie się zmówiły, że dadzą mi wygrać? Rozumiesz?! Płynęły sobie ot tak, rekreacyjnie, żabką, tylko ja jeden zapieprzałem kraulem jak szalony, a te świnie się śmiały: „Niech se płynie, jak głupi”. Być może miały więcej oleju w głowie niż ja. I to w czasach, kiedy żaden z nas nie mógł jeszcze mieć głowy! (s. 52).
Dziś już głowy są, stąd te urocze rozmyślania, ale też stąd cały szereg wariackich pomysłów, które wpakowują ich w kłopoty. Żeby nie było nudno, żeby uciec od szarej rzeczywistości, żeby nie dać sobie wmówić, że „tamta strużka wody to morze”.
Czarujący aparycją prowokator Břečka, głuchoniemy onanista Wicio i on, narrator. Taki czeski Holden Caulfield, co to nonszalancko olewa szkołę, wkurza się na chłopaków dręczących małego Aleška i zmyśla na potęgę, „bo go to bawi”.
Tylko rzeczywistość trochę inna, no bo mamy totalitę. Powoli dogorywającą, ale ciągle jeszcze żywą. Nauczyciele więc przed wystawieniem ocen wolą grzecznie spytać, gdzie pracuje tatuś, a Bedzio, ojczym narratora, rzeźbi na zamówienie główki radzieckich generałów i pije na potęgę, żeby odreagować. I dlatego właśnie gdy pewnego dnia znajdują go siedzącego po ciemku w piwnicy (żeby nie widział, ile zostało w butelce), matka nie wyrzuca go z domu, nie wszczyna awantury, tylko siada obok i pozwala mu złożyć głowę na swoich kolanach. Bo choć zabawny jest jak rozkwasza sobie tyłek butelką i jak wsuwa dziesięć pijanych bananów jeden po drugim, to przecież gdzieś tam za tym wszystkim czai się dramat.
Ciasno jest w tym szarym świecie i dlatego Szybkie Strzały alias Rącze Plemniki alias Pijane Banany marzą o morzu, a Jirka Ptáčník ciągle zmyśla. Ale wynika z tego moc komicznych zajść, na każdym kroku jakiś absurd, dzieciaki wariują na punkcie ceczek, a trzeźwe komentarze narratora bawią aż do bólu brzucha, więc nie ma się co gnębić. Zawsze zostaje śmiech, a tego z Šabachem nigdy nie braknie.
Jak niby odróżnić mądrą książkę od normalnej? To proste jak drut. Ja rozpoznaję mądrą książkę po tym, że zwykle jej nie rozumiem (…). Nikt nigdy nie odważy się powiedzieć o książce, której nie zrozumiał, że jest głupia. Co prowadzi mnie do wniosku, że moje życie też jest chyba dość wartościowe, skoro non stop nie mogę się w nim doszukać sensu (s. 124).
Więc co? Może jednak nie padł ów poczciwy plemnik ofiarą niecnego spisku?
***
P. Šabach, Pijane banany, przeł. Julia Różewicz, wyd. Afera, Wrocław 2015.
Za krzepiącą dawkę Šabachowskiego humoru dziękuję pani Julii i wydawnictwu Afera.
Inne książki Petra Šabacha na Literackich skarbach:
Relacja ze spotkania z Šabachem w Krakowie: tutaj
Fot. Kadr z filmu Pupendo (2003) w reż. Jan Hřebejka na motywach Pijanych bananów. Źródło: www.ceskatelevize.cz
Kolejna do przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńA czytałaś już coś Šabacha?
Usuń"Masłem do dołu". Poszło raz- dwa, w jeden wieczór. Aż za szybko (ale i nie dziwota, bo rozmiary były niewielkie), ale to mi się właśnie u niego spodobało. Niby wesoło aleze smutna podszewką, tak naprawdę.
UsuńOn właściwie we wszystkich swoich książkach łączy wesołość z jakimś dramatem, i zwykle to jest rzeczywiście na plus, ale czasem mam wrażenie, że traci ten balans, wyczucie, jakby zszywa na siłę śmiech z tragedią i wypada odrobinę nienaturalnie. Właśnie przy „Masłem do dołu” miałam takie wrażenie. Ale w „Bananach” akurat wszystko to jest dobrze wyważone.
UsuńWskrzesiłem niedawno moją styczność z literaturą czeską. Poznałem Kunderę, poznałem Čapka, w prezencie od znajomego otrzymałem zbiór opowiadań Hrabala, który czeka już w czytelniczej kolejce. O Šabachu czytałem całkiem niedawno i na podstawie kilku recenzji ów jegomość sprawia wrażenie naprawdę interesującego autora. Twój tekst w pełni to potwierdza :)
OdpowiedzUsuńAleż mnie to cieszy! A który zbiór Hrabala, jeśli można spytać? Jest trochę ciekawych nazwisk także we współczesnej literaturze czeskiej, więc warto śledzić, co tam się u naszych południowych sąsiadów dzieje na literackiej scenie. Na szczęście mamy wydawców, którzy dbają o to, żeby i u nas w Polsce te nazwiska nie przeszły bez echa :) Polecam Ci szczególnie Jaroslava Rudiša, w tym momencie to chyba najbardziej oryginalny, wizjonerski wręcz czeski pisarz. Šabach też jest ciekawy, oprócz tej książki proponuję jeszcze „Gówno się pali”, świetne!
UsuńPewnie, że można :-) Nawet odpowiem - "Perełka na dnie".
UsuńJeśli chodzi o Czechów, to faktycznie nie można narzekać na ich brak w świecie literatury. Wiele wydawnictw ma całe serie, poświęcone czeskim pisarzom :)